Читать книгу Na drugim brzegu Bosforu - Theresa Revay - Страница 11
ОглавлениеTeraz, gdy matka wróciła do swoich apartamentów, twarz Selima przybrała zacięty wyraz, a jego spojrzenie zastygło nieruchomo. Leyla milczała. W ciągu niemal dziesięciu lat wspólnego życia nauczyła się zostawiać mężowi inicjatywę podczas rozmów na delikatne tematy, żeby dostosować się do jego nastroju i unikać konfliktów. Dziś jednak była tak wstrząśnięta, że posłuszeństwo kosztowało ją wiele wysiłku. Mój syn nie jest idiotą, znajdzie drogę do domu, w jego wieku zachowałbym się tak samo – zrzędził Selim. Jego obojętność raniła Leylę. Miała mu za złe, że nie wyjechał na poszukiwanie Ahmeta, liczyło się samo wyjście z domu, nawet gdyby nie przyniosło rezultatów. Nie wątpiła w miłość, jaką mąż obdarzał ich dziecko, ale wiedziała też, że Selim nie jest w gorącej wodzie kąpany. Był rozsądny i zrównoważony, nie lubił zaskakujących sytuacji, dlatego źle się czuł, odkąd obce wojska zaczęły okupować miasto. Jednak spokój przypomina czasem obojętność. Leyla zaczęła modlić się, by znaleziono Ahmeta na dworcu.
– Będziemy musieli przeprowadzić się do yali – powiedział nagle Selim.
– Wszyscy się tam nie pomieszczą, w dodatku z powodu wilgoci nie przetrwamy zimy.
Drewniana willa stojąca po stronie azjatyckiej była własnością Leyli. Z tymi ścianami wiązały się najpiękniejsze wspomnienia młodej kobiety. Po nagłej śmierci rodziców Leyla i Orhan wspólnie odziedziczyli dom, ale to ona była jego gospodynią. Przeprowadzała się tam wiosną, gdy tylko zaczynały kwitnąć judaszowce, i zostawała aż do października, gdy gwałtowne ulewy i zimne wiatry znad Morza Czarnego zapowiadały zbliżającą się jesień.
– Tak czy inaczej, część służby będzie musiała zajmować się Francuzami – ciągnął Selim. – Ali Aga zostanie, żeby czuwać nad domem. Musimy wszystko zostawić – dodał, kontemplując wykaligrafowaną złotymi literami koraniczną surę, zawieszoną na ścianie.
Znajdowali się w dużym salonie o złoconych sztukateriach, tym, w którym podejmowano zagranicznych gości i który oddzielał od siebie oba skrzydła domu. Jedne drzwi prowadziły do części zwanej selamlik, drugie – do domu kobiet, do którego wstęp miał tylko Selim. Wiele rodzin nie przestrzegało już tradycyjnego podziału domu, ale on był do tego przywiązany. Był to także jego kurtuazyjny sposób, by ochronić się przed wszędobylskością matki.
Selim zmarszczył brwi. To gwałt! – krzyknęła kilka minut temu Gülbahar Hanim, a potem oświadczyła, że opuści ten dom tylko raz, gdy jej dusza trafi w ręce Allaha Miłościwego. Na pewno nie zostawi swojego domu niewiernym. Selim wiedział, że jest zdolna wywołać skandal. Jaka byłaby reakcja władz okupacyjnych? Czy mogliby uwięzić niepokorną kobietę? Na samą myśl o tym poczuł, jak oblewa się zimnym potem. Rodzina nigdy by się nie pozbierała po takim dyshonorze.
– Czy naprawdę nie ma innego rozwiązania? – zapytała Leyla łagodnie. – Spotkałeś się z tym oficerem? Może to jakiś rozsądny człowiek?
– Okupanci nigdy nie są rozsądni – obruszył się.
– Ale przecież ty lubisz Francuzów. Znasz ich sposób myślenia. Poza tym jesteś sekretarzem padyszacha – nie dawała za wygraną Leyla. – Dlaczego nie mógłbyś poprosić tego kapitana Gardelle’a, żeby wprowadził się gdzie indziej? Umiesz użyć siły perswazji, jeśli tylko chcesz.
Leyla, cierpliwa i kierująca się intuicją, obserwowała emocje malujące się na twarzy swojego męża. Zwykle umiała wpływać na jego decyzje, maskując inteligencję udawaną pokorą.
– Nie mam czarodziejskiej mocy! Nie potrafię wymusić niczego na administracji sił okupacyjnych. Z tego, co wiem, miasto zostało podzielone na sektory, i tę dzielnicę przyznano Francuzom. Łudzę się, że nie będziemy tego żałować.
– A yali?
– Brzeg azjatycki kontrolują Włosi. Ale ja się nie martwię. Włosi są wściekli na sposób, w jaki są traktowani od zakończenia wojny. Ich brytyjscy sojusznicy obiecali im terytoria, których nie otrzymają, więc nie wykazują się zbytnią inicjatywą, co działa na naszą korzyść.
Leyla niechętnie pomyślała o wyprowadzce. Będą musieli zabrać materace i pościel. Klejnoty, oczywiście, oraz zimowe ubrania. Ulubioną porcelanową lalkę Perihan. Kilka kuchennych przyrządów. Zapasy żywności na pierwsze miesiące. Najtrudniej będzie poradzić sobie nie tyle z przedmiotami, ile z nastrojami ludzi. A moje książki? – pomyślała nagle Leyla. Trzeba będzie zostawić bibliotekę. Jej jedyne wytchnienie. Ale dopóki dzieci będą całe i zdrowe, ona będzie szczęśliwa w każdym miejscu.
Odległe nomadzkie korzenie Turków, mocniej wczepione w ich dusze, niż można by przypuszczać, czyniły z nich ludzi, którzy nie boją się zaczynać życia od nowa. Anatolijski wieśniak nie był organicznie przywiązany do swojego kawałka ziemi, a osmański urzędnik przemierzający imperium – do kruchych murów. Niewiele domów w Stambule przekazywano z pokolenia na pokolenie. Leyla wiedziała, czym jest utrata domu.
Tamtej nocy alarmujący krzyk strażników nocnych obudził gwałtownie całą jej rodzinę. Rodzice zebrali siły, mama wzięła na ręce Orhana, który był wówczas niemowlęciem. Gdy wyszli na zewnątrz, silny zapach palącego się drewna sprawił, że nie mogli oddychać. Iskry tańczyły na czarnym niebie, a w głębi ulicy płonęły cyprysy. W zamęcie krzyków i rżenia koni mieszkańcy uciekali w przeładowanych powozach. Ojciec niósł na ramieniu tobołek i ściskał dłoń Leyli aż do bólu, gdy chwiejnie schodzili ze wzgórza. Częste pożary doprowadzały do rozpaczy mieszkańców Stambułu. Za każdym razem w popiół obracały się tysiące mieszkań. W plątaninie uliczek i drewnianych domów tragedia była nieunikniona. Ofiary chroniły się na jakiś czas w meczetach, u krewnych lub przyjaciół. Gdy mijała pierwsza rozpacz i dezorientacja wynikająca z utraty znajomych przedmiotów, ludzie, nie mając innego wyjścia, musieli godzić się na swój los ze stoickim spokojem. Rodzina Leyli straciła wszystko w ciągu kilku godzin. Pół roku później jej ojciec kupił yali.
– Moja matka tego nie zniesie – lamentował Selim, krążąc po salonie.
– Ależ owszem, zniesie. Jest silniejsza, niż myślisz.
Prawo islamu nakazywało synowi opiekować się matką. Leyla chętnie na to przystawała, żałując jednakże, że teściowa nie jest cichą staruszką, która zadowala się chrupaniem słodyczy i hołubieniem wnuków. Żywotna Gülbahar Hanim rządziła otoczeniem, nie wychodząc poza bramę posiadłości, a Leyla, patrząc na nią, odnosiła czasem wrażenie, że sama ma sto lat. Teściowa siedziała na honorowym miejscu, przyjmowała gości, zezwalała lub nie na wykonanie tej czy innej pracy... Nikt, aż do dziś, nie pomyślał o tym, by ingerować w obowiązujące tradycje.
– Będzie tu mieszkał sam czy przyjedzie z rodziną? – zapytała lekko Leyla, wygładzając zagniecenia na żółtej, jedwabnej tunice.
– A skąd mogę wiedzieć? Nie mam dostępu do dokumentów francuskiego dowództwa!
– Obiło mi się o uszy, że oficerowie wprowadzają się do miasta z żonami i dziećmi.
Zamknięte w domach muzułmanki były świetnie poinformowane o tym, co się dzieje w mieście. Odwiedzały się, spotykały w hammamach, słuchały starych niań, plotkarek i wieszczek – zawsze chętnie podejmowano te biedne kobiety przy bogatych stołach. Czasem bywały świadkami historii miłosnych, równie romantycznych, jak bardzo źle widzianych. Znając najświeższe wiadomości, panie domu subtelnie wpływały na decyzje swoich mężów lub synów. Ich sekretna władza, podsycana wielowiekową konspiracją, odznaczała się niebezpieczną wręcz skutecznością.
– Jeśli ma dzieci, może zrozumie, jak trudno jest wyprowadzić się z domu w środku zimy – nalegała Leyla. – Wkrótce przyjedzie też Orhan, a on ma takie delikatne płuca. Nie, naprawdę... to byłoby nie do zniesienia.
Selim zapalił papierosa, a jego żona ucieszyła się w duchu na widok niezdecydowania malującego się na twarzy męża. Często w jego obecności miewała dziwne uczucie wyobcowania. Nie pomyślał o tym, by ją pocieszyć, gdy dowiedział się o zniknięciu Ahmeta. Rzadko zdarzały się chwile, w których Leyla czuła, że łączy ich porozumienie serc i umysłów. Mężczyźni używają nas tylko do osiągnięcia własnej przyjemności – skarżyła się jej kuzynka Zeynep z pewną pogardą. Czy można było nie przyznać jej racji? Czasem zdarzało się Leyli żałować, że z mężem łączyły ją tylko wydarzenia życia codziennego i stosunki intymne.
– Dom jest duży – powiedziała. – Trzydzieści pokoi. Dwa szczelnie oddzielone od siebie skrzydła. Może kapitan i jego żona zgodzą się zamieszkać w selamliku, a Orhan, wuj Mehmed i ty przeniesiecie się na naszą stronę?
W tym domu mieszkali rozmaici członkowie rodziny. Ich liczba zmieniała się zależnie od życiowych perypetii. Kuzynki czy stary, cierpiący na artretyzm wuj z Anatolii zjawiali się bez zapowiedzi. W okresie pokoju i dobrobytu takie wizyty były elementem radosnej harmonii panującej w domu. Jednak zapowiadane rekwizycje mogły położyć kres serdecznej gościnności Turków, już i tak ukróconej przez kilka lat wojny.
– Nie będę się poniżał i prosił ich o jakiekolwiek względy!
– Tutaj w grę wchodzi zdrowie twoich dzieci. Nie chodzi o żadne względy – to twój obowiązek jako ojca rodziny... A matka na pewno będzie ci wdzięczna.
Selim się odwrócił. Żona patrzyła na niego nieporuszona. Zawsze imponowała mu swą dumą. Leyla potrafiła godzinami czytać albo haftować, ale w przeciwieństwie do kobiet z rodziny, które rozsiadały się na kanapach, jej drobna sylwetka była zawsze wyprostowana, jakby gotowa do ucieczki. Łabędzia szyja i cienkie przeguby emanowały naturalną elegancją. Selim uwielbiał kontemplować prosty nos, krągłe policzki i pełne usta żony, słuchać jej głosu i śmiechu. Czasem zaskakiwała go żarliwość tej kobiety. Ruchy Leyli nie były powściągliwe jak u większości kobiet Orientu. Już w dniu ich ślubu poruszyła go żywiołowość młodej dziewczyny o ciemnych kędziorach z wplecionymi w nie srebrnymi nitkami. Patrzyła na niego mądrymi oczami z zadziwiającą pewnością siebie.
Podczas gdy kobiety z dzielnicy przychodziły podziwiać obwieszoną klejnotami pannę młodą w haftowanej sukni, Selim dostrzegł przysłaną do domu starą walizkę pełną książek. Jego siostry zaczytywały się we francuskich romansach, które wprawiały je w melancholijny nastrój, natomiast Leyla, pochodząca z rodziny oświeconych reformatorów, czytała książki filozoficzne i historyczne zarówno po niemiecku, jak i po francusku. Gdy została matką, zaczęła studiować amerykańskie prace na temat wychowania dzieci, co jej mężowi wydawało się bardzo niestosowne.
Ahmet przychodził na świat długo, poród był ciężki i trwał wiele godzin. Wezwano francuskiego lekarza, by ratował życie matki i dziecka. Selim poczuł się wstrząśnięty na myśl, że mógłby stracić żonę. Przeraziła go intensywność tego uczucia. Włóczył się po ogrodzie, pełen lęku i obaw. Nie był w stanie pozostać pod jednym dachem z cierpiącą żoną. Odkrył w sobie bezbronność, o której nie wiedział. Zastanawiał się, czy potrafiłby się pozbierać, gdyby Leyla zmarła. Jednak nigdy nie przyznał się przed nią do tego, co uznawał za słabość charakteru.
Leyla wbijała w niego podczernione oczy. Jak zwykle w obliczu jej wyjątkowego spokoju, zawierającego w sobie wielką siłę, Selim poczuł determinację i jak zwykle zmienił zdanie.
– Masz rację – powiedział wreszcie z uśmiechem. – Twój pomysł wydaje mi się świetny. Zobaczę, co się da zrobić.
Podszedł do niej, wziął ją za rękę i skłonił, by wstała. Sięgała mu do ramienia. Miał ochotę ją przytulić, ale nie zrobił tego. Wdychał tylko zapach żony i myślał o tym, że bardzo jej pragnie i że tak będzie zawsze.
– A Ahmet? – spytała zaniepokojona.
– Nie martw się. Mężczyźni potrzebują czasem wymknąć się spod oka kobiet – zażartował.
Leyla nie potrafiła ukryć zniecierpliwienia.
– Ahmet nie jest mężczyzną, Selimie. Jest dzieckiem.