Читать книгу Milczenie owiec - Thomas Harris - Страница 16

Rozdział 12

Оглавление

Dom Pogrzebowy Potter, z pomalowanymi na biało drewnianymi belkami, największy budynek przy Potter Street w Potter, w Wirginii Zachodniej, pełni w okręgu Rankin również funkcję kostnicy. Koronerem jest lekarz domowy, doktor Akin. Jeśli przyczyna śmierci budzi jego wątpliwości, wysyła zwłoki do Regionalnego Centrum Medycznego w Claxton, w sąsiednim okręgu, gdzie zatrudniony jest patolog z prawdziwego zdarzenia.

Z lotniska do Potter Clarice Starling jechała na tylnym siedzeniu policyjnego samochodu. Żeby usłyszeć, jak siedzący za kierownicą zastępca szeryfa wyjaśnia to wszystko Jackowi Crawfordowi, musiała przytknąć głowę do siatki oddzielającej miejsce dla więźnia.

W domu pogrzebowym właśnie miało zacząć się nabożeństwo. Żałobnicy w swoich najlepszych niedzielnych ubraniach zapełnili chodnik między krzakami bukszpanu i tłoczyli się na stopniach, czekając na otwarcie drzwi. Świeżo pomalowany budynek i schody odchylały się lekko od pionu, każde w swoją stronę.

Na prywatnym parkingu z tyłu budynku, gdzie czekały karawany, pod pozbawionym liści wiązem stało dwóch funkcjonariuszy rezerwy stanowej oraz trzech pomocników szeryfa, dwóch młodych i jeden starszy. Oddechy mężczyzn nie tworzyły obłoczków pary: ociepliło się.

Starling rzuciła na nich okiem, kiedy samochód zajeżdżał na parking, i miała wrażenie, że zna tych ludzi od dawna. Wiedziała, że wychowywali się w domach, w których zamiast szaf były przepastne komody, a ona świetnie znała ich zawartość. Wiedziała, że ich krewni wieszają odzież w specjalnych torbach na ścianach swoich przyczep kempingowych. Wiedziała, że starszy pomocnik szeryfa wychowywał się w domu, w którym po wodę chodziło się do pompy, i że do drogi, którą przejeżdżał szkolny autobus, musiał brodzić przez wiosenne roztopy z butami zawieszonymi na szyi na sznurowadłach, tak jak to robił jej ojciec. Wiedziała, że drugie śniadanie nosili do szkoły w poplamionych tłuszczem od wielokrotnego użytku papierowych torbach i że potem składali je starannie i wsuwali do tylnych kieszeni dżinsów.

Zastanawiała się, co wie o nich Crawford.

W tylnych drzwiach samochodu nie było w środku klamki, co Starling dostrzegła dopiero w chwili, gdy kierowca z Crawfordem byli już na zewnątrz i zbliżali się do budynku. Musiała pukać w szybę, aż zwrócił na nią uwagę jeden ze stojących pod drzewem pomocników szeryfa. Kierowca czerwony jak burak wrócił, żeby ją wypuścić.

Kiedy przechodziła, policjanci popatrzyli na nią z ukosa.

– Dzień dobry pani – powiedział jeden z nich.

Skinęła im głową i obdarzyła odpowiednim dla ich rangi skromnym uśmiechem. Na tylnym ganku dołączyła do Crawforda.

Gdy była już dosyć daleko, jeden z młodszych policjantów, świeży żonkoś, podrapał się pod brodą.

– Nie wygląda nawet w połowie tak dobrze, jak przypuszcza – ocenił.

– No cóż, jeśli myśli po prostu, że wygląda pierońsko dobrze, to ja gotów jestem się z nią zgodzić – oświadczył drugi młodzieniec. – Wbiłbym się w nią gładko jak w maskę przeciwgazową Mark Five.

– Zaraz bym miał taaakiego melona, nawet na mrozie – powiedział starszy, nie wiadomo czy do siebie samego, czy do kolegów.

Crawford rozmawiał już z pierwszym zastępcą szeryfa, niskim, schludnym facetem w okularach w drucianej oprawce i miękkich skórzanych butach, które w katalogach znaleźć można pod nazwą „Romeo”.

Stali w ciemnym korytarzu na tyłach budynku. Przy ścianie brzęczał automat z coca-colą, obok znajdowały się najprzeróżniejsze dziwaczne przedmioty: pedałowa maszyna do szycia, trójkołowy rowerek, rolka sztucznej trawy, nawinięta na stelaż płócienna markiza. Na ścianie wisiała wykonana sepią kopia wizerunku Świętej Cecylii przy klawikordzie. Miała splecione wokół głowy włosy. Na klawiaturę opadały lekko róże z rozjaśnionego nieba.

– Wdzięczny jestem, że powiadomił nas pan tak szybko, szeryfie – powiedział Crawford.

Pierwszy zastępca natychmiast dał do zrozumienia, że nie ma za co dziękować.

– Zadzwonił do was ktoś z biura prokuratora okręgowego – oznajmił. – Wiem, że nie zrobił tego szeryf. Szeryf Perkins jest właśnie na wycieczce na Hawajach razem z żoną. Rozmawiałem z nim dziś przez telefon o ósmej rano, tam była wtedy trzecia w nocy. Odezwie się jeszcze później, w ciągu dnia. Na razie, i to jest najważniejsze, kazał mi ustalić, czy to nie któraś z naszych miejscowych dziewcząt. Może podrzucono nam coś z zewnątrz. Musimy to stwierdzić, zanim się do czegokolwiek zabierzemy. Podrzucają nam czasem trupy aż z Phoenix City w Alabamie.

– W tym właśnie możemy pomóc, szeryfie. Jeśli…

– Rozmawiałem z dowódcą rezerw stanowych w Charlestonie. Przysyła nam kilku specjalistów z sekcji dochodzeniowej. W zupełności nam wystarczą. – Korytarz wypełnił się pomocnikami szeryfa i ludźmi z rezerwy stanowej; pierwszy zastępca miał zdecydowanie zbyt liczną świtę. – Będziemy do waszej dyspozycji, jak tylko okaże się to możliwe, możecie na nas liczyć, ale na razie…

– Szeryfie, ten rodzaj przestępstwa seksualnego charakteryzuje się pewnymi aspektami, które wolałbym omówić tylko w męskim towarzystwie, rozumie pan, o co mi chodzi? – przerwał mu Crawford, wskazując brodą Clarice. Wepchnął małego zastępcę do sąsiadującego z korytarzem zagraconego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Starling została sama, starając się ukryć irytację przed zachowującymi się hałaśliwie mężczyznami. Zacisnęła mocno zęby i wlepiła oczy w Świętą Cecylię, odwzajemniając jej eteryczny uśmiech i podsłuchując jednocześnie pod drzwiami. Słyszała podniesione głosy, potem strzępy rozmowy telefonicznej. Przed upływem czterech minut Crawford z zastępcą pojawili się z powrotem na korytarzu. Zastępca miał zaciśnięte usta.

– Oscar, wejdź od frontu i sprowadź tu doktora Akina. Zdaje się, że ma brać udział w nabożeństwie, ale nie sądzę, żeby już zaczęli. Powiedz mu, że mamy na linii Claxton.

W małym pokoiku zjawił się koroner, doktor Akin. W trakcie krótkiej telefonicznej konferencji z patologiem z Claxton opierał nogę o krzesło, postukując się w zęby wachlarzem z Armii Zbawienia. Potem zgodził się na wszystko.

W wytapetowanej w herbaciane róże sali, w której przygotowuje się do pochówku zwłoki, pod rzeźbionymi wysoko gzymsami, w domu z pomalowanymi w znajomy sposób na biało belkami Clarice Starling po raz pierwszy zetknęła się z dowodem istnienia Buffalo Billa.

Jaskrawozielony, zamknięty szczelnie na suwak pokrowiec na zwłoki był w tym miejscu jedynym współczesnym przedmiotem. Spoczywał na staromodnym porcelanowym stole do balsamowania. Zieleń odbijała się w szklanych drzwiczkach szafek, w ich wnętrzu ustawione były trójgrańce i opakowania z szybko krzepnącym płynem do wypełniania zwłok.

Crawford poszedł z powrotem do samochodu po nadajnik, Clarice tymczasem rozpakowywała swój zestaw na blacie obok dużego podwójnego zlewu przy ścianie.

W pokoju przebywało za dużo ludzi. Kilku pomocników, pierwszy zastępca, wszyscy wcisnęli się do środka i nie zamierzali wcale wyjść. To nie było w porządku. Dlaczego nie przyjdzie tu Crawford i nie wyrzuci ich za drzwi?

Doktor włączył duży zakurzony wentylator. Uniesiona podmuchem zatrzepotała odstająca od ściany tapeta.

Stojącej przy zlewie Clarice Starling potrzebny był teraz ktoś, kto dodałby jej odwagi większej niż ta, którą odznacza się skaczący na spadochronie żołnierz piechoty morskiej. Przed oczyma stanął jej obraz, który pomógł, ale zarazem przeszył dotkliwym bólem.

Jej matka stoi przy zlewie i zmywa krew z kapelusza ojca, puszcza nań strumień zimnej wody. Mówi: „Wszystko będzie dobrze, Clarice. Powiedz siostrze i braciom, żeby umyli ręce i siedli do stołu. Musimy porozmawiać, a potem zrobimy kolację”.

Starling zdjęła z szyi chustkę i obwiązała sobie nią włosy niczym wiejska gospodyni. Ze swego zestawu wyjęła parę chirurgicznych rękawic. Kiedy po raz pierwszy w Potter otworzyła usta, jej głos zabrzmiał z większą niż normalna siłą.

Ta siła sprawiła, że Crawford zatrzymał się w progu i słuchał.

– Panowie! Panowie! Mówię do panów. Proszę poświęcić mi chwilę uwagi. Chciałabym się teraz zająć ofiarą. – Trzymała dłonie na wysokości ich twarzy i naciągała rękawice. – Winniśmy jej jeszcze kilka rzeczy. Dostarczyli ją panowie aż do tego miejsca i wiem, że jej bliscy podziękowaliby wam za to, gdyby mogli. Teraz proszę wyjść i pozwolić mi się nią zaopiekować.

Crawford ujrzał, jak nagle cichną i nabierają szacunku, jak poganiają się wzajemnie, szepcząc: „Szybciej, Jess. Wychodzimy na dwór”. Zobaczył, jak zmienia się ich stosunek do zmarłej. Skądkolwiek do nich dotarła, kimkolwiek była, rzeka przyniosła ją właśnie tutaj, w to miejsce, i kiedy tak leżała bezbronna na stole, w tym pokoju, obecność przy niej Clarice Starling nabierała specjalnego znaczenia. Zrozumiał, że Starling jest w tym miejscu spadkobierczynią starych mądrych wiejskich kobiet, zielarek i znachorek, które zawsze czynią to, co jest konieczne, które pilnują, żeby wszystko obracało się jak w zegarku, a kiedy dla niektórych czas dobiega kresu, myją ich i ubierają przed pochówkiem.

W pokoju razem z ofiarą zostali Crawford, Clarice i lekarz. Doktor Akin i dziewczyna przyglądali się sobie, odkrywając jakby łączące ich pokrewieństwo. Oboje byli dziwnie zmieszani i zarazem dziwnie zadowoleni.

Crawford wyjął słoiczek maści Vicks VapoRub i zaoferował go pozostałym. Starling przyglądała się, jak jej użyć, a kiedy doktor i Crawford wtarli ją w okolice nozdrzy, zrobiła to samo.

Obrócona tyłem szukała aparatu leżącego na samym spodzie torby z ekwipunkiem. Za sobą usłyszała zgrzyt otwieranego suwaka.

Zamrugała szybko, patrząc na herbaciane róże na ścianie. Nabrała powietrza i wypuściła je z płuc. A potem odwróciła się i spojrzała na ciało leżące na stole.

– Powinni byli włożyć ręce w papierowe torby – powiedziała. – Zrobię to, kiedy skończymy. – Wyłączyła automat w aparacie i ustawiając ręcznie ekspozycję, dokładnie sfotografowała ciało.

Ofiara miała szerokie biodra i według wskazań taśmy mierniczej, sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu. W miejscach pozbawionych skóry jej ciało przybrało pod wpływem wody szary kolor. Przebywało w zimnej wodzie nie dłużej niż kilka dni. Skórę zdjęto, poczynając od prostej linii tuż pod piersiami aż do kolan, w obszarze, który u toreadora okrywają spodnie i szarfa.

Miała małe piersi. Pomiędzy nimi, nad mostkiem, widniała szeroka na dłoń rana o postrzępionych brzegach w kształcie gwiazdy – oczywista przyczyna śmierci. Okrągła czaszka pozbawiona była skóry, poczynając od brwi i uszu aż do samego karku.

– Doktor Lecter mówił, że on zacznie skalpować – powiedziała Clarice.

Crawford stał ze skrzyżowanymi rękoma i przyglądał się, jak robi zdjęcia.

– Sfotografuj jej uszy – polecił.

Obchodząc stół, zacisnął gniewnie wargi. Clarice ściągnęła z dłoni rękawiczkę i dotknęła palcem łydki zmarłej. Kawałek linki na węgorze z potrójnymi hakami, o które zaczepiło się i zatrzymało ciało w bystrym prądzie rzeki, wciąż owinięty był wokół nogi.

– Co widzisz, Starling?

– Na pewno nie jest stąd. Ma przekłute w trzech miejscach uszy i brokatowy lakier na paznokciach. Wygląda na dziewczynę z miasta. Włosy na nogach, sądząc po długości, były usuwane mniej więcej dwa tygodnie temu. Niech pan spojrzy, jakie są miękkie. Myślę, że poddawała się zabiegowi depilacji woskiem. To samo pod pachami. Proszę popatrzeć, jak rozjaśniła sobie włoski nad górną wargą. Była bardzo zadbana, ale widać, że w ostatnim czasie nie miała możliwości zająć się sobą.

– Co powiesz na temat rany?

– Nie wiem. Określiłabym ją jako wyjściową ranę postrzałową, gdyby nie to, że w niektórych miejscach widoczne są otarcia charakterystyczne dla kołnierza wejściowego, a na górze widać odcisk lufy.

– Dobrze. To jest kontaktowa rana wejściowa nad mostkiem. Gazy powstałe w wyniku eksplozji gromadzą się między kością a skórą i wybuchając, tworzą wokół rany gwiazdę.

Po drugiej stronie ściany rozległo się sapanie organowych piszczałek. W domu pogrzebowym trwało nabożeństwo.

– Śmierć nie oszczędza nikogo – odezwał się doktor Akin, kiwając głową. – Muszę być obecny przynajmniej na części nabożeństwa. Rodzina zawsze oczekuje, że będę razem z nią podczas ostatniej posługi. Przyjdzie wam tutaj pomóc Lamar, organista, jak tylko skończy grać. Trzymam pana za słowo, że przekaże pan dowody rzeczowe patologowi z Claxton, panie Crawford.

– Ma złamane dwa paznokcie u lewej ręki – oświadczyła Starling po wyjściu doktora. – Wyłamane do tyłu. Pod innymi paznokciami jest coś, co wygląda na brud albo kawałki czegoś twardego. Czy możemy to pobrać?

– Weź próbki brudu, a także kilka łusek lakieru do paznokci – polecił Crawford. – Przekażemy im potem wyniki.

Pracownik domu pogrzebowego, Lamar, niepozorny człowieczek z czerwonym od whisky nosem, wszedł do środka, kiedy zajmowała się paznokciami.

– Musiała pani być kiedyś manikiurzystką – zauważył.

Z ulgą stwierdzili, że młoda kobieta nie ma śladów od paznokci na wewnętrznej stronie dłoni – znak, że podobnie jak poprzednie ofiary zginęła, zanim morderca zaczął się nad nią pastwić.

– Chcesz zdejmować odciski, kiedy będzie leżała na brzuchu? – spytał Crawford.

– Tak będzie łatwiej.

– Wobec tego zbadajmy najpierw zęby. Potem Lamar pomoże nam ją odwrócić.

– Tylko zdjęcia czy pełna karta stomatologiczna? – Starling zamocowała do aparatu przystawkę do robienia zdjęć uzębienia. Z ulgą stwierdziła, że ma w torbie wszystkie potrzebne przybory.

– Tylko zdjęcia – odparł Crawford. – Precyzyjnej karty i tak nie zrobimy bez rentgena. Kilka zaginionych kobiet możemy wyeliminować na podstawie samych zdjęć.

Zręcznymi palcami organisty Lamar otworzył z wielką delikatnością usta zmarłej. Odwinął wargi, a Starling przystawiła jej do twarzy polaroid, żeby zrobić zdjęcie przednich zębów. Ta część była łatwa, teraz jednak musiała sfotografować zęby trzonowe. Po natężeniu prześwitującego przez policzek światła należało poznać, czy lampa w aparacie skierowana jest właściwie. Nigdy tego nie robiła, widziała to tylko raz na zajęciach z kryminalistyki.

Obejrzała pierwszą odbitkę, poprawiła światło i spróbowała ponownie. Ta odbitka była lepsza. Była bardzo dobra.

– Ona ma coś w gardle – oznajmiła.

Crawford popatrzył na zdjęcie. Tuż pod podniebieniem miękkim widniał ciemny cylindryczny kształt.

– Daj mi latarkę.

– Kiedy ciało przebywa w wodzie, często ma w ustach liście i inne rzeczy – zauważył Lamar, pomagając Crawfordowi zajrzeć do gardła ofiary.

Clarice wyjęła z torby szczypczyki. Stojąc po drugiej stronie ciała, spojrzała na Crawforda. Kiwnął głową. Wydobycie przedmiotu zabrało jej tylko sekundę.

– Co to jest, strąk z nasionami? – zapytał Crawford.

– Nie, proszę pana, to kokon jakiegoś owada – rzekł Lamar. Miał rację.

Clarice włożyła to do słoika.

– Może chcecie, żeby rzucił na to okiem facet z biura okręgowego? – spytał Lamar.

Po obróceniu ciała na brzuch nietrudno było zdjąć odciski palców. Clarice przygotowała się na najgorsze – ale nie musiała stosować żadnej ze żmudnych i precyzyjnych metod polegających na wstrzykiwaniu w opuszkę substancji utwardzających albo usztywnianiu palca w specjalnym stelażu. Zdjęła odciski, korzystając z urządzenia podobnego do łyżki do butów, w które wkładało się kartę daktyloskopijną. Zrobiła również serię odcisków stóp, w razie gdyby do ewentualnych porównań dysponowali jedynie szpitalnymi odciskami stóp noworodka.

Wysoko na ramionach brakowało dwóch trójkątnych kawałków skóry. Clarice zrobiła zdjęcia.

– Zmierz je – polecił Crawford. – Bill skaleczył także tę dziewczynę z Akron, kiedy ściągał z niej ubranie. Skaleczenie nie było duże, pasowało do nacięcia z tyłu bluzki, którą odnaleźliśmy przy drodze. To tutaj to coś nowego. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.

– Z tyłu na łydce jest coś, co wygląda jak ślad po oparzeniu – zauważyła Clarice.

Milczenie owiec

Подняться наверх