Читать книгу Czarownik - Wilbur Smith - Страница 11

Оглавление

Trzeciej nocy po opuszczeniu Gallali, kiedy gwiazdozbiór Dzikich Osłów znajdował się w zenicie, faraon zarządził postój oddziału. Napojono konie, żołnierze posilili się spiesznie suszonym na słońcu mięsem, daktylami i zimnymi plackami z durry. Padł rozkaz wymarszu. Baranie rogi tym razem milczały, jako że znaleźli się na terytorium patrolowanym przez hyksoskie rydwany.

Kolumna kłusem ruszyła w dalszą drogę. Krajobraz wokół nich całkowicie się odmienił. W końcu zostawili za sobą jałowe ziemie, wracając do podnóża wzgórz ponad doliną rzeki. Poniżej widzieli pas bujnej roślinności, odległy i ciemny w świetle księżyca, sygnalizujący kierunek biegu wielkiej Matki Nilu. Okrążyli z daleka Abnub i znaleźli się na tyłach głównych sił hyksoskich stacjonujących nad rzeką. Choć w porównaniu z siłami Apepiego było ich niewielu, to oddział składał się z najlepszych żołnierzy w armii Tamose, czyli najlepszych na świecie. Co więcej, sprzyjał im element zaskoczenia.

Kiedy faraon po raz pierwszy zaproponował tę strategię i oświadczył, że osobiście poprowadzi wyprawę, rada wojenna sprzeciwiła się z całą gwałtownością dopuszczalną w sporze z bogiem. Nawet stary Kratas, ongiś najzuchwalszy wojownik w całej armii Egiptu, targając swą bujną siwą brodę, ryknął:

— Na zaropiały napletek Seta, nie po to zmieniałem ci zafajdane pieluchy, żebyś teraz rzucił się prosto w kochające ramiona Apepiego. — Był chyba jedynym człowiekiem, który mógł się poważyć wypowiedzieć takie słowa do króla-boga. — Poślij kogoś innego, żeby odwalił czarną robotę. Poprowadź oddział szturmowy, jeśli cię to bawi, ale nie idź na pustynię, wydając się na łup ghulom i dżinom. To ty jesteś Egiptem. Jeśli Apepi cię dopadnie, będzie po nas wszystkich.

Z całej rady poparł go jedynie Naja, ale on zawsze był wobec niego lojalny i szczery. I oto pokonali pustynię i znaleźli się na tyłach wroga. Jutro o świcie rzuci oddział do desperackiej szarży, która powinna rozdzielić armię Apepiego, otwierając drogę pięciu innym oddziałom faraona w sile tysiąca rydwanów. Już teraz czuł słodki smak zwycięstwa. Przed następną pełnią będzie ucztował w komnatach Apepiego w Awaris.

Od niemal dwu stuleci królestwa Dolnego i Górnego Egiptu były rozdzielone. W tym czasie północnym królestwem władali albo uzurpatorzy, albo najeźdźcy. Przeznaczeniem Tamose było wygnać Hyksosów i na powrót zjednoczyć Egipt. Tylko wtedy zgodnie z prawem i za aprobatą wszystkich starożytnych bogów będzie mógł nosić podwójną koronę.

Nocne powietrze owiewało mu twarz, policzki drętwiały z chłodu. Jego włócznik kulił się przy burcie rydwanu, szukając ochrony przed wiatrem. Słychać było tylko zgrzyt kół na żwirze, stukot włóczni w pokrowcach i od czasu do czasu biegnący wzdłuż kolumny przyciszony, ostrzegawczy okrzyk: „Uwaga, dziura!”.

Przed nimi otworzyło się nagle szerokie wadi Gebel Wadun i faraon Tamose zatrzymał zaprzęg. Wadi tworzyło gładką drogę w dół, ku płaskiej równinie aluwialnej nad rzeką. Faraon rzucił lejce włócznikowi i zeskoczył na ziemię. Rozprostował zesztywniałe, bolące członki i nie odwracając się, nasłuchiwał odgłosów zbliżającego się pojazdu Nai. Rozległ się rzucony przyciszonym głosem rozkaz i skrzypienie kół ustało. Naja podszedł pewnym krokiem i stanął u boku faraona.

— Od tego miejsca ryzyko odkrycia naszej obecności będzie większe — powiedział. — Spójrz w dół. — Wskazał długą, muskularną ręką nad ramieniem faraona. Tam gdzie wadi łączyło się z równiną, widać było łagodne, żółte światełko lampy oliwnej. — To wioska El Wadun. Tam mają czekać nasi szpiedzy, żeby przeprowadzić nas przez hyksoskie pikiety. Pojadę przodem, spotkam się z nimi i upewnię się, czy droga jest bezpieczna. Zostań tutaj, panie, zaraz wrócę.

— Pojadę z tobą.

— Błagam. Może dojść do zdrady, Mem. — Naja użył dziecięcego imienia króla. — Egipt to ty. Jesteś zbyt cenny, aby ryzykować.

Faraon odwrócił się, by spojrzeć w twarz umiłowanego druha, szczupłą i urodziwą. Zęby Nai zabłysły w świetle gwiazd, kiedy się uśmiechnął. Faraon dotknął jego ramienia — lekko, ale gestem wyrażającym czułość i zaufanie.

— Jedź szybko i równie szybko wracaj — rzekł.

Naja przyłożył dłoń do serca i pobiegł ku rydwanowi. Przejeżdżając obok króla, jeszcze raz oddał mu honory, a Tamose odsalutował z uśmiechem i przez chwilę odprowadzał wzrokiem zjeżdżający po zboczu rydwan. Dotarłszy do płaskiego, wyścielonego zbitym piachem dna wyschniętej rzeki, Naja zaciął batem konie i popędził w kierunku wioski El Wadun. Na srebrzystym piasku rysowały się ciemne ślady kół rydwanu, potem pojazd zniknął za pierwszym zakolem suchego koryta.

Faraon ruszył wzdłuż oczekującej kolumny. Rozmawiał cicho z żołnierzami, do wielu zwracając się po imieniu, żartował z nimi, dodając otuchy i budząc bojowego ducha. Trudno się dziwić, że kochali go i poszliby za nim, gdziekolwiek by ich poprowadził.

Czarownik

Подняться наверх