Читать книгу Farma lalek - Wojciech Chmielarz - Страница 4

Prolog

Оглавление

Dżinsowa kurtka marki jednej z niemieckich firm odzieżowych, idealna na kapryśną górską wiosnę, została wyprodukowana w ramach outsourcingu w Chinach, a do Polski trafiła w kontenerze z używanymi ubraniami. Teraz nosiła ją jedenastoletnia dziewczynka z blond włosami zaplecionymi w dwa warkocze. Wielkie błękitne oczy upodobniały dziewczynkę do postaci z japońskiej kreskówki. A w szczególności do bohaterki jednego z tych niegrzecznych filmów anime, które mężczyzna siedzący w terenowym bmw tak lubił oglądać, kiedy wiedział, że jest sam i nikt mu nie będzie przeszkadzać.

Mężczyzna wziął łyk red bulla, przełknął i natychmiast poczuł, że gardło znów robi mu się suche z ekscytacji, a penis twardnieje, napierając na rozporek zbyt ciasnych spodni.

Dziewczynka siedziała na skraju drogi, bazgrząc patykiem po ziemi i ocierając nos dżinsowym rękawem. Chyba płakała, co sprawiało, że cała sytuacja robiła się jeszcze bardziej podniecająca.

Czy się zgubiła? Czy zaraz ktoś po nią przyjdzie – tata, mama, starszy brat? Może zostawili ją dla przestrachu, bo była niegrzeczna, a teraz dyskretnie pilnują, ukryci za drzewem?

Mężczyzna odłożył puszkę z napojem do specjalnego uchwytu zawieszonego przy samochodowym oknie, uważając przy tym, żeby nie wylać ani kropli na tapicerkę. Wychylił się lekko do przodu, by zbadać okolicę. Nie zauważył nikogo dorosłego. Jedyna para turystów zeszła w dół dobre dziesięć minut temu. Było dość wcześnie rano, więc tak niewielki ruch mimo ładnej pogody wydawał się zrozumiały. Ostatni dom w mieście stał dwadzieścia metrów dalej, a jego okna zasłaniał gęsty żywopłot.

Nikt ich nie widział. Mężczyzna poczuł, że napięcie narasta. Miał ochotę wyciągnąć penisa ze spodni i natychmiast zacząć się masturbować.

Powstrzymał się z trudem. Sięgnął po puszkę, wypił ostatni łyk, po czym zgniótł ją i wyrzucił za półotwarte okno. Wziął dwa głębokie oddechy i z mocno bijącym sercem uruchomił silnik.

Dziewczynka podniosła główkę dopiero, kiedy bmw zatrzymało się niecały metr od niej, a mężczyzna otworzył drzwi od strony pasażera. Uśmiechał się przyjaźnie.

– Cześć – rzucił wesoło.

Nie odpowiedziała. Ściągnął okulary przeciwsłoneczne.

– Zgubiłaś się?

Chwyciła mocniej patyk i zaczęła wbijać go szybko w ziemię, tworząc nieregularny wzór z niewielkich dziurek.

– Dlaczego milczysz? Mama cię nie nauczyła, że należy odpowiadać, jak dorośli pytają?

Bąknęła coś, czego w pierwszej chwili nie zrozumiał.

– Słucham? Możesz powtórzyć?

Westchnęła cichutko, a jemu przeszedł dreszcz po plecach. Była taka malutka, taka seksowna.

– Mama mówiła, że nie wolno mi rozmawiać z nieznajomymi.

Był przygotowany na takie stwierdzenie.

– Twoja mama ma absolutną rację. Ale ja nie jestem nieznajomym.

Spojrzała na niego i zmarszczyła brwi.

– To jak się nazywam? – zapytała.

Roześmiał się, rozbawiony jej bezczelnością i bystrością.

– Nie wiem, kochanie – przyznał. – Ale znam twoją mamę. A najlepiej to znam wiesz kogo?

– Kogo?

Patrzyła na niego z wyczekiwaniem.

– Panią ze sklepu – zaryzykował.

– Panią Mariolkę?

– Oczywiście, że panią Mariolkę. Jestem jej dobrym przyjacielem, wiesz? Bardzo często robię u niej zakupy i sobie rozmawiamy. Czasami przychodzi do nas twoja mama i dyskutujemy wspólnie, niekiedy to nawet o tobie. Właściwie to… – zawiesił na chwilę głos, zwiększając jej ciekawość – …powinnaś mnie pamiętać ze sklepu.

– Nie pamiętam.

– Byłaś tam niedawno z mamą, jadłaś batona. Przypominasz sobie?

Zastanawiała się przez chwilę. Tymczasem mężczyzna drżał wewnątrz z niepokoju. Czy połknie przynętę? Czy jego mała rybka da się schwytać? Dała. Pokiwała głową energicznie, a on uśmiechnął się lekko.

– No właśnie. Jak weszłaś z mamą, to właśnie rozmawiałem z panią Mariolką, potem zabrałem swoje zakupy, miałem takie dwie wielkie czerwone torby, pożegnałem się, powiedziałem „dzień dobry” twojej mamie i wyszedłem. Pamiętasz już?

– Może… – powiedziała z ociąganiem.

– Tak właśnie było. Zapytaj mamę, jak wrócisz do domu.

Kiwnęła głową. Mężczyzna sięgnął do torby schowanej za przednim siedzeniem i wyciągnął kolejną puszkę z red bullem.

– Chcesz napoju?

Spojrzała na niego podejrzliwie, ale tym razem mniej nieufnie niż wtedy, kiedy do niej podjechał. Wiedział, że musi się pospieszyć. Lada moment ktoś może tędy przechodzić, a wtedy cały plan, który tak długo układał sobie w głowie, trafi szlag. Pękłoby mu serce.

Trzymał puszkę nonszalancko, jakby mu nie zależało, żeby ją wzięła. Ciągle się uśmiechał, patrząc bardziej na drogę niż na dziewczynkę. Kątem oka zauważył, że podchodzi do samochodu, chwyta napój, wyciąga go z jego dłoni, a potem cofa się natychmiast dwa kroki, zaskoczona łatwością, z jaką przeprowadziła tę operację, oraz tym, że nie próbował jej złapać. Kolejna bariera podejrzliwości w jej głowie padła.

Otworzyła red bulla.

– Naprawdę zna pan panią Mariolkę? – zapytała między łykami.

– Bardzo dobrze. Od lat u niej kupuję.

Kiwnęła głową.

– Co tu robisz? – zapytał.

Wykonała nieokreślony ruch ręką, wskazując na pobliskie góry.

– Idziesz na wycieczkę?

– Tak – przyznała niechętnie.

– Sama? – zapytał i natychmiast ujrzał w jej oczach iskierki złości. Wystraszył się, że powiedział coś nie tak i że zaraz ją straci. Podniósł dłonie w geście wyrażającym, że właściwie nic go to nie obchodzi, czy idzie sama, czy z kimś. Miał nadzieję, że dała się na to nabrać. Była jak małe futrzane zwierzątko, które bardzo łatwo przestraszyć.

– Zmęczyłaś się?

– Tak.

– Bo przeszłaś kawał drogi. Niezła z ciebie turystka.

– Aha.

– Idziesz w górę?

– Tak.

– Jadę tam właśnie. Podwieźć cię?

Milczała, nie potrafiąc się zdecydować. Widział malującą się na jej twarzy rozterkę – z jednej strony miał przecież miłą, przyjazną twarz, znał panią Mariolkę, a pewnie i mamę, ale z drugiej strony ciągle nie potrafiła mu zaufać. Dostrzegając to wahanie, chciał po prostu wyskoczyć z samochodu, chwycić ją w pas i wrzucić do bagażnika. Tak byłoby najlepiej. Ale wtedy ktoś mógłby usłyszeć jej krzyki. Nie, musiał się kontrolować. Pod powiekami ciągle widział fragmenty japońskiego filmu animowanego, w którym bohaterka miała takie same oczy jak ta dziewczynka. I tak słodko jęczała. Najpierw się broniła, ale potem jęczała. Ta mała też będzie jęczeć. Kiedy już przestanie krzyczeć.

– No nic. Jak chcesz, to idź na piechotę – powiedział, postanawiając zagrać va banque i sięgając po klamkę od drzwi.

Zatrzymała go, kiedy już niemal zamknął.

– Niech pan poczeka.

Skoczyła na równe nogi i wślizgnęła się do samochodu. Uśmiechnął się po raz kolejny i pomógł jej zapiąć pas, przy okazji, niby przypadkiem, muskając jej udo.

– To jedziemy – powiedział i wskazał na puszkę red bulla w jej dłoniach. – Uważaj, żeby nie wylać.

Uruchomił silnik i ruszył. Nie zauważył, jak z lasu wyszła dziewczyna z psem, która długo przyglądała się odjeżdżającemu samochodowi.

Farma lalek

Подняться наверх