Читать книгу Sapiens - Yuval Noah Harari - Страница 3
Część I
Rewolucja poznawcza
1
Mało znaczące zwierzę
ОглавлениеOkoło 14 miliardów lat temu nastąpił tak zwany Wielki Wybuch, który dał początek materii, energii, czasowi i przestrzeni. Teoria o tych fundamentalnych właściwościach naszego wszechświata nosi miano fizyki.
Mniej więcej 300 tysięcy lat od chwili swojego powstania materia i energia zaczęły spajać się w złożone struktury, zwane atomami, które następnie związały się w cząsteczki. Badaniem zachodzących między nimi oddziaływań zajmuje się chemia.
Jakieś 4 miliardy lat temu na planecie o nazwie Ziemia pewne cząsteczki zaczęły tworzyć większe i bardziej skomplikowane struktury, zwane organizmami. Nauka o tych organizmach to biologia.
1. Odcisk ludzkiej dłoni sprzed 30 tysięcy lat w jaskini Chauveta. Ktoś chciał powiedzieć: Byłem tu!
Jakieś 70 tysięcy lat temu organizmy należące do gatunku homo sapiens zaczęły tworzyć jeszcze bardziej złożone struktury, zwane kulturami. Rozwój tych ludzkich kultur nosi miano historii.
Bieg rozwoju historycznego ukształtowały trzy rewolucje. Siedemdziesiąt tysięcy lat temu rewolucja poznawcza uruchomiła koło historii. Dwanaście tysięcy lat temu przyspieszenia nadała mu rewolucja rolnicza. Rewolucja naukowa, która nastąpiła zaledwie przed 500 laty, może zakończyć historię i zapoczątkować coś zgoła innego. Niniejsza książka opowiada o tym, jak te trzy rewolucje oddziaływały na człowieka i inne organizmy.
***
Ludzie istnieli na długo, zanim narodziła się historia. Wprawdzie zwierzęta w znacznym stopniu podobne do współczesnych ludzi, pojawiły się około 2,5 miliona lat temu, lecz przez niezliczone pokolenia ludzie niczym nie wyróżniali się z nieprzebranej liczby innych organizmów, z którymi dzielili swoje siedliska.
Dwa i pół miliona lat temu podczas wędrówki przez Afrykę Wschodnią spotkalibyśmy zapewne znajomą galerię ludzkich postaci: zaniepokojone matki tulące w ramionach niemowlęta, czeredy beztrosko bawiących się w błocie dzieci, humorzastych młodzików burzących się przeciwko wymogom społeczeństwa, zmęczonych życiem starców szukających spokoju, prężących muskuły macho starających się zaimponować miejscowej piękności, wreszcie mądre sędziwe matriarchinie, które niejedno przeżyły i których nic już nie zdziwi. Ci pradawni ludzie kochali się, bawili, zawiązywali bliskie przyjaźnie, rywalizowali o status społeczny i władzę, ale przecież to samo można powiedzieć o szympansach, pawianach i słoniach. Niczym szczególnym się nie wyróżniali. Nikt, a już na pewno nie sami ludzie, nie mógł wtedy nawet podejrzewać, że ich potomkowie pewnego dnia postawią stopę na Księżycu, rozszczepią atom, odczytają kod genetyczny i będą pisać książki historyczne. Najważniejsze, co trzeba wiedzieć o prehistorycznych ludziach, jest to, że byli mało znaczącymi zwierzętami, które oddziaływały na środowisko nie bardziej niż goryle, robaczki świętojańskie czy meduzy.
Biolodzy dzielą organizmy na gatunki. O zwierzętach mówi się, że należą do tego samego gatunku, gdy zwyczajowo się ze sobą krzyżują, w wyniku czego uzyskują zdolne do rozrodu potomstwo. Konie i osły miały w nieodległej przeszłości wspólnego przodka i łączy je wiele wspólnych cech fizycznych. Mimo to wykazują znikome zainteresowanie seksualne sobą nawzajem. Gdy je do tego przymusić, są w stanie ze sobą kopulować, ale ich potomstwo – muły – jest niepłodne. Świadczy to o tym, że należą do różnych gatunków. Dla odmiany buldog i spaniel mimo odmiennego wyglądu chętnie będą ze sobą spółkować, a ich osobniki potomne, kiedy osiągają wiek dorosły, są w stanie parzyć się z innymi psami i wydawać na świat kolejne szczenięta. Buldogi i spaniele są więc przedstawicielami tego samego gatunku – psa.
Gatunki, które wyewoluowały od wspólnego praprzodka, zalicza się do kategorii „rodzaj” (łac. genus, l. mn. genera). Lwy, tygrysy, lamparty i jaguary to różne gatunki składające się na rodzaj Panthera. Biolodzy oznaczają organizmy za pomocą dwuczłonowej nazwy łacińskiej, w której na pierwszym miejscu stoi rodzaj, a na drugim gatunek. Lwy, na przykład, określa się mianem Panthera leo, które informuje: gatunek leo z rodzaju Panthera. Każdy czytelnik tej książki jest zapewne przedstawicielem homo sapiens, czyli należy do gatunku sapiens (rozumny) z rodzaju Homo (człowiek).
Rodzaje z kolei grupuje się w rodziny, takie jak kotowate (lwy, gepardy, koty domowe), psowate (wilki, lisy, szakale) czy słoniowate (słonie, mamuty, mastodonty). Wszyscy przedstawiciele rodziny wywodzą swoje pochodzenie od wspólnego praojca bądź pramatki. Wszystkie koty, na przykład, od najmniejszego kociaka domowego po najgroźniejszego lwa, mają wspólnego kociego przodka, który żył przed 25 milionami lat.
Homo sapiens także należy do rodziny. Ten banalny fakt był swego czasu jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic historii. Przez długi czas homo sapiens wolał postrzegać siebie jako kogoś odmiennego od zwierząt, jako sierotę pozbawioną rodziny, rodzeństwa i kuzynów, a nade wszystko rodziców. Prawda jest jednak zupełnie inna. Czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy członkami wielkiej i szczególnie hałaśliwej rodziny zwanej człowiekowatymi (hominidami). Do naszych najbliższych żyjących krewnych należą szympansy, goryle, orangutany i gibony, przy czym najbliższe nam są szympansy. Zaledwie 6 milionów lat temu pewna małpa miała dwie córki. Jedna z nich stała się przodkinią wszystkich szympansów, druga naszą prapraprababcią.
Trup w szafie
Homo sapiens ukrywał jeszcze jedną, bardziej niepokojącą tajemnicę. Nie tylko mamy liczną gromadę niecywilizowanych kuzynów, ale też swego czasu mieliśmy sporą liczbę braci i sióstr. Zawłaszczyliśmy sobie miano „ludzi”, lecz w przeszłości istniało wiele innych gatunków ludzi. Ludzie – czyli zwierzęta należące do rodzaju Homo – po raz pierwszy wyewoluowali na terenie Afryki Wschodniej przed mniej więcej 2,5 milionami lat od starszego rodzaju małp człekokształtnych zwanych Australopithecus, co znaczy „małpa południowa”. Około 2 milionów lat temu pewna grupa tych pradawnych kobiet i mężczyzn opuściła swoją macierzystą siedzibę, by przemierzać i zasiedlać rozległe połacie Afryki Północnej, Europy i Azji. Ponieważ w zaśnieżonych lasach Europy Północnej przetrwanie wymagało innych cech niż w parnych dżunglach Indonezji, populacje ludzkie ewoluowały w odmiennych kierunkach. W rezultacie powstały odrębne gatunki, z których każdy za sprawą naukowców otrzymał górnolotną nazwę łacińską.
Ludzie zamieszkujący Europę i Azję Zachodnią wyewoluowali w Homo neanderthalensis („człowieka z doliny Neandertal”), potocznie zwanego neandertalczykiem. Neandertalczyk, zbudowany masywniej i bardziej umięśniony niż współcześni ludzie, był dobrze przystosowany do zimnego klimatu Eurazji, jaki panował podczas ostatniego zlodowacenia. Na indonezyjskiej wyspie Jawa mieszkał Homo soloensis, „człowiek z doliny rzeki Solo”, który był z kolei lepiej przystosowany do życia w tropikach. Na innej wyspie Indonezji – maleńkiej Flores – mieszkali ludzie, których prasa popularna lubi nazywać „hobbitami”, choć mają też nazwę naukową: Homo floresiensis. Te posługujące się włóczniami „niziołki” ważyły nie więcej niż 25 kilogramów. Nie znaczy to, że brakowało im odwagi: regularnie polowali na występujące na wyspie słonie, aczkolwiek trzeba uczciwie przyznać, że owe słonie także były gatunkiem karłowatym. Otwarte przestrzenie Azji zostały zaludnione przez Homo erectus, „człowieka wyprostowanego”, który bytował tam przez ponad półtora miliona lat i dzięki temu stał się najdłużej utrzymującym się przy życiu gatunkiem człowieka w historii.
2. Nasi kuzyni, na podstawie współczesnych spekulatywnych rekonstrukcji (od lewej do prawej): Homo rudolfensis (Afryka Wschodnia, ok. 2 mln lat temu); Homo erectus (Azja, ok. 2 mln–50 tys. lat temu); Homo neanderthalensis (Europa i Azja Zachodnia, ok. 400–30 tys. lat temu).
W 2010 roku kolejnego zaginionego kuzyna ocalili od zapomnienia naukowcy, którzy podczas prac wykopaliskowych w jaskini Denisowa na Syberii odkryli skamieniałą kość palca. Analiza genetyczna wykazała, że palec ten należał do nieznanego wcześniej gatunku człowieka, który nazwano Homo denisova. Kto wie, ilu naszych zaginionych krewnych wciąż czeka na odkrycie w innych jaskiniach, na innych wyspach i w innych strefach klimatycznych.
W tym samym czasie, kiedy owe gatunki człowieka ewoluowały w Europie i Azji, nie ustawała ewolucja człowieka w Afryce Wschodniej. Ta kolebka ludzkości w dalszym ciągu stwarzała dogodne warunki bytowania licznym nowym gatunkom, takim jak Homo rudolfensis, „człowiek z jeziora Rudolfa”, Homo ergaster, „człowiek pracowity”, wreszcie naszemu gatunkowi, który nieskromnie nazwaliśmy homo sapiens, „człowiekiem rozumnym”.
Niektóre z tych gatunków odznaczały się potężną masą ciała, inne zaś były niskiego wzrostu. Jedni byli budzącymi lęk myśliwymi, inni łagodnymi zbieraczami roślin. Jedni zamieszkiwali wyłącznie jedną wyspę, inni przemierzali całe kontynenty. Wszyscy jednak należeli do rodzaju Homo. Wszyscy byli istotami ludzkimi.
Częstym błędem w rozumowaniu jest wyobrażanie sobie, że wszystkie te gatunki układały się w prostą linię pochodzenia, w której ergaster dawał początek erectusowi, ten zaś neandertalczykowi, który z kolei wyewoluował w nas. Ten linearny model tworzy bowiem błędne wrażenie, że w każdym dowolnym momencie Ziemię zamieszkiwał tylko jeden typ człowieka i że wszystkie gatunki o starszym rodowodzie były tylko starszymi wersjami nas samych. Prawda jest taka, że mniej więcej od 2 milionów do 10 tysięcy lat temu świat był zamieszkany przez kilka gatunków człowieka jednocześnie. Dlaczego miałoby być inaczej? I dziś istnieje wiele gatunków niedźwiedzi: brunatny, czarny, grizzly, polarny. Jakiś czas temu po powierzchni naszej planety chodziło co najmniej sześć gatunków człowieka. To nasza dzisiejsza jedyność, a nie tamta wielogatunkowa przeszłość jest osobliwa – a być może stawia też nas na ławie oskarżonych. Jak się niebawem przekonamy, nasz gatunek, homo sapiens miał swoje powody, by wymazać pamięć o swoim rodzeństwie.
Koszty myślenia
Pomimo licznych różnic wszystkie gatunki człowieka mają kilka wspólnych cech swoistych. Przede wszystkim w porównaniu z innymi zwierzętami ludzie są wyposażeni w nadzwyczaj duże mózgi. Przeciętna pojemność mózgu ssaka o masie 60 kilogramów wynosi 200 centymetrów sześciennych. Tymczasem sześćdziesięciokilogramowy współczesny homo sapiens ma mózg o średniej pojemności 1200–1400 centymetrów sześciennych. Mózg najstarszych mężczyzn i kobiet, żyjących 2,5 miliona lat temu, miał mniejsze rozmiary, ale i tak był duży, gdy na przykład porównać go do mózgu lamparta o tej samej wadze. W toku ewolucji człowieka dysproporcja ta pogłębiała się.
To, że ewolucja faworyzuje większe mózgi, może nam się wydawać zrozumiałe samo przez się. Ponieważ nasza wyższa inteligencja tak nas fascynuje, zakładamy, że gdy idzie o zdolności mózgu, liczy się wielkość. Gdyby jednak tak było, to rodzina kotowatych wydałaby gatunek kota, który potrafiłby wykonywać działania arytmetyczne. Dlaczego rodzaj Homo jako jedyny przedstawiciel całego królestwa zwierząt wykształcił tak niezwykłe maszyny do myślenia?
W rzeczywistości potężny mózg oznacza dla organizmu potężne obciążenie. Niełatwo jest go transportować, zwłaszcza że jest osadzony wewnątrz ogromnej czaszki. Jeszcze trudniej dostarczać mu energię. Masa mózgu homo sapiens stanowi 2–3 procent masy całego ciała, ale zużywa 25 procent spoczynkowej energii ciała. Dla porównania mózgi innych małp człekokształtnych pochłaniają zaledwie 8 procent energii spoczynkowej. Człowiek archaiczny zapłacił za swój duży mózg w dwójnasób: po pierwsze, spędzał więcej czasu na poszukiwaniu pożywienia; po drugie, jego mięśnie zaczęły zanikać. Niczym rząd przenoszący środki z obronności na edukację ludzie przenosili energię z bicepsów na neurony. To, że okaże się to dobrą strategią przetrwania na sawannie, bynajmniej nie było z góry przesądzone. Szympans nie wygra z homo sapiens pojedynku na słowa, ale małpa człekokształtna potrafi rozszarpać człowieka niczym szmacianą lalkę.
Musiało to się jednak opłacać, w przeciwnym razie obdarzeni dużym mózgiem ludzie nie zdołaliby przetrwać. Jakie korzyści przyniosły takie mózgi, by zrekompensować utratę masy mięśniowej? W epoce, która wydała Alberta Einsteina, pytanie to może wydawać się niedorzeczne, ale pamiętajmy, że Einstein to fenomen z cokolwiek nieodległej przeszłości. Przez przeszło 2 miliony lat układ nerwowy ludzi stale się rozrastał, ale poza garścią krzemiennych noży i ostro zakończonymi kijami ludzie niewiele z tego mieli. Ewolucja ludzkiego mózgu jest nawet bardziej zagadkowa niż ewolucja niezgrabnego ogona pawia albo ciężkiego poroża jeleni. Dlaczego warto było zadać sobie ten trud? Szczerze powiedziawszy, nie wiadomo.
Kolejną osobliwością człowieka jest chód wyprostowany na dwóch tylnych kończynach. Z pozycji stojącej łatwiej badać wzrokiem sawannę, by wypatrzeć grubego zwierza albo wroga, a zwolnione z funkcji lokomocyjnej ręce można było wykorzystywać do innych celów, jak miotanie kamieni czy dawanie znaków. Im więcej te ręce potrafiły, tym większy sukces odnosili ich posiadacze, a zatem presja ewolucyjna pociągała za sobą postępującą koncentrację nerwów i precyzyjnie dostrojonych mięśni w obrębie śródręczy i palców rąk. W konsekwencji ludzie potrafią wykonywać swoimi dłońmi niezwykle złożone czynności. W szczególności zaś potrafią wytwarzać wymyślne narzędzia i ich używać. Najwcześniejsze świadectwa wytwarzania narzędzi datują się sprzed 2,5 miliona lat, a produkcja i zastosowanie narzędzi to cechy charakterystyczne, na podstawie których archeolodzy rozpoznają pradawnych ludzi.
Lecz chodzenie w pozycji wyprostowanej ma jedną wadę. Szkielet naszych przodków z rzędu naczelnych rozwijał się przez miliony lat, by użyczać rusztowania podtrzymującego istotę chodzącą na czworakach i wyposażoną w stosunkowo małą głowę. Przystosowanie się do wyprostowanej postawy ciała było nie lada wyzwaniem, zwłaszcza że kościec musiał podpierać szczególnie dużą mózgoczaszkę. Swój podwyższony punkt obserwacji i zwinne ręce gatunek ludzki okupił obolałym kręgosłupem i sztywnym karkiem.
Kobiety poniosły większe koszty. Chód wyprostowany wymagał węższych bioder, co powodowało zawężanie się kanału rodnego – i to wtedy, gdy niemowlęta miały coraz większe głowy. Śmierć przy porodzie stała się dla kobiet poważnym zagrożeniem. Kobiety, które rodziły po krócej trwającej ciąży, kiedy niemowlęta wciąż miały jeszcze stosunkowo miękki mózg i małą głowę, radziły sobie lepiej i dochowywały się liczniejszego potomstwa. W konsekwencji dobór naturalny faworyzował wcześniejsze porody. I rzeczywiście, w zestawieniu z innymi zwierzętami ludzie rodzą się przedwcześnie, niejako „niedorozwinięci”, w momencie, kiedy ich liczne funkcje życiowe są wciąż niezupełnie ukształtowane. Źrebak potrafi kłusować niedługo po urodzeniu; kocięta potrafią samodzielnie wyruszać na żer zaledwie kilka tygodni po przyjściu na świat. Ludzkie niemowlęta są bezbronne i przez długie lata zależne od dorosłych, zapewniających im pożywienie, bezpieczeństwo i edukację.
Powyższy fakt przemożnie zaważył zarówno na niezwykłych umiejętnościach społecznych rodzaju ludzkiego, jak i na jego jedynych w swoim rodzaju problemach społecznych. Samotne matki z dziećmi miały trudności ze znalezieniem dla swojego potomstwa i dla siebie wystarczającej ilości pożywienia. Wychowywanie dzieci wymagało nieustannej pomocy ze strony innych członków rodziny i sąsiadów. Naprawdę potrzeba całego plemienia, aby wychować jedno dziecko. Ewolucja faworyzowała zatem osobniki zdolne wytwarzać silne więzi społeczne. A ponieważ ludzie rodzą się „niezupełnie ukształtowani”, można ich edukować i socjalizować w daleko większym stopniu niż jakiekolwiek inne zwierzęta. Większość ssaków opuszcza macicę niczym wydobywające się z pieca szkliwione gliniane naczynie – każda próba przemodelowania zakończy się zadrapaniem lub pęknięciem. Ludzie natomiast wychodzą z łona niczym stopione szkło z tygla. Można ich kształtować, rozciągać i modelować z zaskakującą swobodą. To dlatego dziś możemy uczyć dzieci tak, by wyrastały na chrześcijan albo buddystów, kapitalistów bądź socjalistów, zwolenników wojny czy też pacyfistów.
***
Zakładamy, że duży mózg, posługiwanie się narzędziami, ponadprzeciętna zdolność uczenia się i złożone struktury społeczne stanowią ogromne atuty. Wydaje się oczywiste, że wspomniane czynniki uczyniły rasę ludzką najpotężniejszym zwierzęciem na Ziemi. Lecz ludzie dysponowali wszystkimi tymi atutami przez całe 2 miliony lat, w którym to czasie byli istotami słabymi i mało znaczącymi. Gdy policzymy wszystkie gatunki człowieka, to okaże się, że między Archipelagiem Indonezyjskim a Półwyspem Iberyjskim mieszkało niespełna 2 miliony ludzi z trudem radzących sobie z przetrwaniem. Żyli w ciągłym strachu przed drapieżnikami, z rzadka polowali na grubszego zwierza i zapewniali sobie egzystencję zbieraniem roślin, wygrzebywaniem owadów, podchodzeniem małych zwierząt i podjadaniem porzuconej przez silniejszych mięsożerców padliny.
Do najpowszechniejszych zastosowań pierwszych narzędzi kamiennych należało rozłupywanie kości w celu pozyskania szpiku. Niektórzy uczeni są przekonani, że była to nasza pierwotna nisza ekologiczna. Tak jak dzięcioły specjalizują się w wydziobywaniu owadów z pni drzew, tak pierwsi ludzie specjalizowali się w wydłubywaniu szpiku z kości. Dlaczego właśnie szpiku? Załóżmy, że obserwujemy stado lwów powalających i pożerających żyrafę. Cierpliwie czekamy, aż skończą. Lecz nawet kiedy kończą, wciąż nie nadchodzi nasza kolej, najpierw bowiem resztki padają łupem hien i szakali, a z nimi też nie chcemy zadzierać. Dopiero po nich ośmielamy się większą grupą podejść do padliny, by rozejrzawszy się czujnie na lewo i prawo, zabrać się do pałaszowania jedynych jadalnych tkanek, jakie nam pozostały.
Oto klucz do zrozumienia naszej historii i psychologii. Do niedawna rodzaj Homo mieścił się w środkowym przedziale łańcucha pokarmowego. Przez miliony lat ludzie polowali na mniejsze zwierzęta i trudnili się zbieractwem, jednocześnie będąc zwierzyną łowną większych drapieżników. Dopiero 400 tysięcy lat temu kilka gatunków człowieka zaczęło regularnie polować na grubszego zwierza. Na przestrzeni ostatnich 100 tysięcy lat – wraz ze wzrostem znaczenia homo sapiens – człowiek wskoczył na szczyt łańcucha pokarmowego.
Ów spektakularny przeskok z ogniwa środkowego na najwyższe miał niebagatelne konsekwencje. Ludzie byli nieprzyzwyczajeni i źle przystosowani do przebywania na szczycie łańcucha pokarmowego. Inne zwierzęta tworzące najwyższe ogniwo, jak lwy czy rekiny, zajęły to miejsce w wyniku trwającej miliony lat ewolucji. Gatunek ludzki wspiął się na ten szczebel niemal w okamgnieniu, nie mając ani uprzedniego przygotowania, ani czasu na adaptację. Wiele historycznych katastrof, od morderczych wojen po gwałt zadawany przez człowieka ekosystemowi, było skutkiem tego nazbyt szybkiego skoku. Rodzaj ludzki nie jest sforą wilków, które jakimś trafem weszły w posiadanie czołgów i bomb atomowych. Jest stadem owiec, które na skutek osobliwego ewolucyjnego przypadku nauczyły się wytwarzać czołgi i bomby atomowe i ich używać. Uzbrojone owce są daleko bardziej niebezpieczne niż uzbrojone wilki.
Rasa kucharzy
Doniosłym krokiem w wędrówce na ów szczyt było udomowienie ognia. Nie wiemy, kiedy, gdzie i jak do tego doszło. Wiemy natomiast, że około 300 tysięcy lat temu niektórzy ludzie posługiwali się ogniem w życiu codziennym. Zyskali w nim niezawodne źródło światła i ciepła oraz zabójczą broń przeciwko grożącym im lwom. Niedługo potem ludzie przeszli z defensywy do ofensywy i podjęli pierwszą działalność gospodarczą na masową skalę: planowe wypalanie lasów. Gdy tylko dogasał ogień, na tlące się zgliszcza wkraczali przedsiębiorcy epoki kamiennej, by zbierać zwęglone zwierzęta, orzechy i bulwy. Po nich do gry wchodzili pierwsi inwestorzy zainteresowani zagospodarowywaniem i obrotem gruntami. Ściśle kontrolowany pożar buszu potrafił obrócić nieprzebyte jałowe gąszcze w obfitujące w zwierzynę bujne tereny trawiaste.
Najlepszym zastosowaniem ognia było wszak gotowanie.Gotowanie otworzyło ludzkości dostęp do nowych działów supermarketu natury. Pokarmy, których ludzie nie potrafią trawić w ich naturalnej postaci – jak pszenica, ryż i ziemniaki – stały się w końcu podstawą naszego jadłospisu. Ogień nie tylko odmienił skład chemiczny pożywienia, ale także jego biologię. Gotowanie zabijało wszechobecne w jedzeniu zarazki i pasożyty. Daleko łatwiej przychodziło także ludziom żucie i trawienie dotychczasowych ulubionych pokarmów, takich jak owoce, orzechy, owady i padlina. Podczas gdy szympansy spędzają pięć godzin dziennie na przeżuwaniu surowego jedzenia, ludziom na zjedzenie gotowanego pokarmu wystarcza godzina.
Umiejętność gotowania pozwoliła ludziom urozmaicać dietę, poświęcać mniej czasu na pożywianie się i funkcjonować z krótszymi zębami i jelitami. Niektórzy uczeni twierdzą, że istnieje bezpośredni związek między nabyciem umiejętności gotowania, skróceniem się układu pokarmowego i rozrostem mózgu u ludzi. Ponieważ i długie jelita, i duże mózgi pochłaniają mnóstwo energii, trudno mieć obie cechy naraz. Skracając jelita i obniżając zapotrzebowanie na energię, gotowanie niechcący utorowało drogę olbrzymim mózgom neandertalczyków i homo sapiens1.
Ogień wypalił również pierwszą istotną przepaść między człowiekiem i innymi zwierzętami. Źródłem siły większości zwierząt jest ich budowa fizyczna: moc mięśni, rozmiary uzębienia, rozpiętość skrzydeł. Choć umieją wykorzystywać wiatr i prądy, nie są w stanie nad tymi siłami natury panować i zawsze krępuje je ich anatomia. Orły potrafią na przykład rozpoznawać wznoszące się z powierzchni ziemi kominy termiczne, rozpościerać swoje olbrzymie skrzydła i pozwalać, by gorące powietrze niosło je w górę. Nie są wszak zdolne decydować o lokalizacji tych kominów termicznych, a maksymalna nośność ptaków jest wprost proporcjonalna do rozpiętości ich skrzydeł.
Ujarzmiając ogień, ludzie zyskali panowanie nad potencjalnie nieograniczoną siłą. W przeciwieństwie do orłów sami mogli decydować, kiedy i gdzie rozniecać ogień, a ponadto potrafili zaprzęgać go do wielu zadań. Co najważniejsze, potęga ognia pozwalała przekraczać ograniczenia dyktowane przez formę, strukturę i siłę ludzkiego ciała. Samotna kobieta z krzemieniem albo świdrem ogniowym w ręku była w stanie w ciągu kilku godzin puścić z dymem cały las. Udomowienie ognia było zwiastunem tego, co miało dopiero nadejść. W istocie stanowiło ważny pierwszy krok w kierunku bomby atomowej.
Stróże braci naszych
Kiedy urodził się pierwszy homo sapiens i gdzie mieszkał? W kwestii tej zamiast jasnej odpowiedzi mamy raczej konkurencyjne teorie. Większość uczonych zgadza się jednak, że 150 tysięcy lat temu Afryka Wschodnia była zamieszkana przez tak zwanych ludzi anatomicznie współczesnych. Gdyby jeden z nich trafił do współczesnej kostnicy, miejscowy patolog nie zauważyłby w nim niczego niezwykłego. Uczeni są także jednomyślni co do tego, że homo sapiens dotarł do Arabii z Afryki Wschodniej około 70 tysięcy lat temu, skąd w krótkim czasie rozprzestrzenił się po przeważającej części kontynentu eurazjatyckiego.
Gdy homo sapiens zawędrował do Arabii, przeważająca część Eurazji była już zasiedlona przez innych ludzi. Co się z nimi stało? Istnieją w tej kwestii dwie przeciwstawne teorie. Teoria krzyżowania się populacji opowiada pikantną historię o pociągu seksualnym i mieszaniu się. W miarę rozprzestrzeniania się po świecie imigranci z Afryki wchodzili w kontakty płciowe z napotkanymi po drodze ludźmi. Rezultat był taki, że populacje homo sapiens w różnych regionach zawdzięczają część swoich genów, a więc także swoich cech fizycznych i kognitywnych, przodkom nienależącym do gatunku homo sapiens.
MAPA 1. Homo sapiens podbija świat.
Pogląd przeciwstawny, zwany teorią zastąpienia (replacement theory), snuje odmienną opowieść o niezgodności, obrzydzeniu, a nawet ludobójstwie. Możliwe, że nowi przybysze z Afryki nie uznali tuziemców za atrakcyjnych. Albo że mogło dochodzić do aktów kopulacji, ale nie dawały one zdolnego do rozrodu potomstwa, ponieważ przepaść genetyczna dzieląca obie populacje była już nie do pokonania. Być może owi imigranci po prostu wyrzynali wszystkich odmiennie wyglądających konkurentów, jakich spotykali na swojej drodze. W świetle tej hipotezy starsze populacje człowieka zniknęły, nie pozostawiając wśród ludzi anatomicznie współczesnych żadnych śladów genetycznych. Jeśli tak istotnie było, to linie rodowodowe wszystkich żyjących współcześnie ludzi można wywieść z Afryki Wschodniej przed 70 tysiącami lat.
Od dyskusji tej wiele zależy. Z punktu widzenia ewolucji 70 tysięcy lat to stosunkowo krótki przedział czasu. Jeśli teoria zastąpienia jest prawdziwa, to wszyscy żyjący dziś ludzie noszą mniej więcej identyczny bagaż genetyczny i różnice rasowe między nimi są nieistotne. Jeśli jednak prawdziwa jest hipoteza krzyżowania się populacji, to między Afrykanami, Europejczykami i Azjatami występują różnice genetyczne sięgające setek tysięcy lat wstecz. Rasiści z zadowoleniem przyjmą fakt, że współcześni Indonezyjczycy mają pewne wyjątkowe geny Homo floresiensis, a Chińczycy geny Homo erectus.
Świadectwa są niejednoznaczne, toteż w miarę dokonywania kolejnych odkryć i eksperymentów naukowcy muszą stale rewidować i korygować obiegowe opinie. Największą kością niezgody są neandertalczycy. Ludzie ci nie tylko byli lepiej zbudowani i przystosowani do chłodnego klimatu, ale ich mózgi rozmiarem co najmniej dorównywały naszym. Posługiwali się narzędziami i ogniem, byli wytrawnymi myśliwymi, a przypuszcza się także, że grzebali swoich zmarłych oraz opiekowali się chorymi i słabymi. Archeolodzy odkryli kości neandertalczyków, którzy przez długi czas żyli z poważnym fizycznym upośledzeniem, co świadczy o tym, że byli pielęgnowani przez krewnych. W miarę jednak jak homo sapiens przenikał na ich siedliska, tubylcza populacja wycofywała się i ostatecznie zaginęła. Ostatni neandertalczycy, jakich znamy – dzięki temu, że znaleziono kilka należących do nich kości – mieszkali w południowej Hiszpanii 30 tysięcy lat temu. Z punktu widzenia ewolucji działo się to nieledwie wczoraj wieczorem.
Z hipotezy krzyżowania się populacji wynika, że kiedy homo sapiens rozprzestrzeniał się na siedliska neandertalczyków, krzyżował się z neandertalczykiem, w wyniku czego doszło do przemieszania się obu populacji. Jeśli tak było, to neandertalczyk właściwie nie zaginął – dzisiejsi mieszkańcy Eurazji są po części neandertalczykami. Zwolennicy hipotezy zastąpienia odrzucają tę koncepcję. Homo sapiens i neandertalczycy różnili się budową anatomiczną, a najprawdopodobniej także zwyczajami prokreacyjnymi, a nawet zapachem ciała. Zapewne odczuwali do siebie znikomy pociąg płciowy. Nawet gdyby jakiś neandertalski Romeo i „Julia z Sapiensów” zakochali się w sobie albo jakiś Salomon z gatunku homo sapiens stworzył harem z wziętych do niewoli neandertalskich kobiet, to ich dzieci byłyby niezdolne do rozrodu. Obie populacje pozostawały więc różne, a kiedy neandertalczycy wymarli albo zostali wytrzebieni, razem z nimi wyginęły ich geny.
Na przestrzeni ostatnich dekad badacze skłaniali się ku hipotezie zastąpienia. Miała ona solidniejsze podstawy archeologiczne i była bardziej poprawna politycznie (naukowcy nie mieli zamiaru otwierać puszki Pandory rasizmu twierdzeniem o znaczącej różnorodności genetycznej populacji współczesnego człowieka). Taki stan rzeczy uległ wszak zmianie w 2010 roku, kiedy to opublikowano wyniki czteroletnich prac nad odczytaniem genomu neandertalczyków. Genetycy zdołali pozyskać ze znalezionych szczątków dostateczną ilość nietkniętego DNA neandertalczyków, by dokonać szeroko zakrojonej analizy porównawczej między dzisiejszymi ludźmi a ich potężnie zbudowanymi poprzednikami. Wyniki wprawiły w osłupienie świat nauki. Okazało się, że 4 procent specyficznie ludzkich genów współczesnych mieszkańców Bliskiego Wschodu i Europy pochodzi od neandertalczyków. Nie jest to wielka liczba, ale z drugiej strony nie można jej bagatelizować. Drugi szok nastąpił kilka miesięcy później, kiedy okazało się, że w DNA pozyskanym ze skamieniałego palca znalezionego w jaskini Denisowa 6 procent specyficznie ludzkich genów pokrywa się z genami współczesnych Melanezyjczyków i australijskich Aborygenów!
3. Hipotetyczna rekonstrukcja wyglądu neandertalskiego dziecka. Świadectwa genetyczne sugerują, że co najmniej część neandertalczyków mogła mieć jasne włosy i skórę.
Jeśli te wyniki pokrywają się z prawdą – a trzeba pamiętać, że prowadzone są dalsze badania, które mogą potwierdzić bądź zmodyfikować te wnioski – to zwolennicy hipotezy krzyżowania się populacji mieli rację co najmniej w kilku kwestiach. Nie oznacza to jednak, że teoria zastąpienia jest całkowicie błędna. Ponieważ neandertalczycy i „denisowianie” wnieśli tylko maleńką cegiełkę do naszej współczesnej puli genetycznej, to nie można mówić o „stopieniu” się homo sapiens z innymi gatunkami człowieka. Wprawdzie różnice między tymi populacjami nie były na tyle duże, by uniemożliwiać stosunki seksualne skutkujące potomstwem, niemniej sprawiały, że do takich kontaktów dochodziło rzadko (i najprawdopodobniej były nieprzyjemne, brutalne i przelotne). Grupy te do pewnego stopnia mogły się mieszać, ale się nie stopiły.
Skoro jednak neandertalczycy po prostu nie zasymilowali się w masie homo sapiens, to dlaczego zniknęli? Możliwe, że wyginęli dlatego, że przedstawiciele homo sapiens doprowadzili ich do bankructwa. Wyobraźmy sobie gromadę homo sapiens docierającą do jakiejś bałkańskiej doliny, którą od setek tysięcy lat zamieszkiwali neandertalczycy. Nowi przybysze zaczynają polować na zwierzynę płową i zbierać orzechy i jagody, które tradycyjnie stanowiły podstawę jadłospisu neandertalczyków. Dzięki lepiej rozwiniętej technice i umiejętnościom społecznym homo sapiens byli sprawniejszymi łowcami i zbieraczami, toteż mnożyli się i rozprzestrzeniali. Mniej zaradni neandertalczycy mieli coraz większe problemy z wyżywieniem się. Ich populacja zaczęła się kurczyć, aż powoli wymarła.
Mogło też być tak, że rywalizacja o zasoby przerodziła się w przemoc i eksterminację. Tolerancja nie należy do cnót homo sapiens. W czasach nam współczesnych drobna różnica w kolorze skóry, dialekcie czy religii wystarczy do tego, by pchnąć jedną grupę homo sapiens do mordowania drugiej. Dlaczego pradawni homo sapiens mieliby być bardziej tolerancyjni wobec zupełnie odmiennego gatunku człowieka? Niewykluczone zatem, że kiedy homo sapiens napotkali na swojej drodze neandertalczyków, doszło do pierwszej i najbardziej brzemiennej w skutki kampanii czystek etnicznych w historii.
Jakkolwiek było, neandertalczycy stanowią jedną z największych zagadek historii. Wyobraźmy sobie, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby neandertalczycy przetrwali obok homo sapiens? Jakiego rodzaju kultury, społeczeństwa i struktury polityczne wykształciłyby się w świecie, w którym współistniałoby kilka różnych gatunków człowieka? Jak, na przykład, rozwijałyby się wierzenia religijne? Czy Księga Rodzaju głosiłaby, że neandertalczycy pochodzą od Adama i Ewy? Czy Jezus umarłby za grzechy neandertalczyków? Czy Koran gwarantowałby miejsce w niebie wszystkim sprawiedliwym bez względu na gatunek? Czy neandertalczycy byliby uprawnieni do służenia w rzymskich legionach albo w potężnym aparacie biurokratycznym cesarskich Chin? Czy Deklaracja niepodległości Stanów Zjednoczonych uznałaby za oczywistą prawdę, że wszyscy przedstawiciele rodzaju Homo zostali stworzeni równymi? Czy Karol Marks zachęcałby do łączenia się proletariuszy wszystkich gatunków?
Na przestrzeni ostatnich 10 tysięcy lat homo sapiens tak przywykli do bycia jedynym gatunkiem człowieka, że trudno nam wyobrazić sobie jakąkolwiek inną możliwość. Ów brak braci i sióstr sprawia, że łatwiej przychodzi nam imaginować sobie, że jesteśmy koroną stworzenia i że od reszty królestwa zwierząt dzieli nas głęboka przepaść. Sugerując, że homo sapiens jest tylko jeszcze jednym rodzajem zwierzęcia, Karol Darwin wywołał powszechne oburzenie. Nawet dziś wielu ludzi wciąż nie chce dać temu wiary. Gdyby neandertalczycy przetrwali, to czy wciąż uważalibyśmy siebie za stworzenie jedyne w swoim rodzaju? Być może właśnie dlatego nasi przodkowie zmietli neandertalczyków z powierzchni Ziemi. Byli do nich zbyt podobni, by można było ich ignorować, ale i zbyt odmienni, by dało się ich tolerować.
***
Niezależnie od tego, czy homo sapiens ponosi winę, czy nie, pozostaje faktem, że skoro tylko przybywał w jakieś miejsce, wymierała ludność tubylcza. Ostatnie szczątki Homo soloensis datują się na 50 tysięcy lat temu. Homo denisova wyginął niedługo po nim, około 40 tysięcy lat temu. Neandertalczycy zniknęli z areny dziejów mniej więcej przed 30 tysiącami lat. Ostatni karłowaci ludzie mieszkający na wyspie Flores zakończyli żywot 12 tysięcy lat temu. Pozostawili po sobie trochę kości, narzędzi kamiennych, kilka genów w naszym DNA i całą masę pytań bez odpowiedzi. Część badaczy ma nadzieję, że pewnego dnia w ostępach nieprzebytej indonezyjskiej dżungli natkniemy się na żywą społeczność Liliputów. Niestety, wygląda na to, że spóźniliśmy się o jakieś 10 tysięcy lat.
Jaka jest tajemnica sukcesu homo sapiens? Jak w tak krótkim czasie udało nam się zasiedlić tak wiele odległych i ekologicznie różnych środowisk? W jaki sposób odesłaliśmy w niebyt inne gatunki człowieka? Jak to się stało, że nawet krzepcy, bystrzy i odporni na zimno neandertalczycy nie zdołali oprzeć się naszej inwazji? Spór wciąż nie traci na ostrości. Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem tej zagadki jest czynnik, który ów spór w ogóle umożliwia – język. Homo sapiens podbił świat przede wszystkim dzięki swojej wyjątkowej zdolności posługiwania się mową artykułowaną.
1
Ann Gibbons, Food for Thought: Did the First Cooked Meals Help Fuel the Dramatic Evolutionary Expansion of the Human Brain?, „Science” 316:5831 (2007), s. 1558–1560.