Читать книгу Sapiens - Yuval Noah Harari - Страница 6

Część I
Rewolucja poznawcza
4
Potop

Оглавление

Przed rewolucją poznawczą ludzie wszystkich gatunków zamieszkiwali wyłącznie Afrykę i Eurazję. Zasiedlili co prawda parę wysp, przebywając wpław krótkie odległości bądź pokonując je skleconymi na poczekaniu tratwami. Wyspę Flores, na przykład, skolonizowali już 850 tysięcy lat temu. Wciąż jednak nie potrafili wypuścić się na pełne morze, toteż nigdy nie docierali do Ameryk, Australii ani odległych wysp jak Madagaskar, Nowa Zelandia czy Hawaje.

Morza stanowiły barierę nie do pokonania nie tylko dla ludzi, lecz także dla wielu innych afroazjatyckich zwierząt i roślin. W efekcie organizmy zamieszkujące odległe lądy, jak Australia czy Madagaskar, przez miliony lat ewoluowały w izolacji, przybierając kształt i naturę zupełnie odmienne od tych, jakimi byli obdarzeni ich dalecy afroazjatyccy kuzyni. Planeta Ziemia była podzielona na kilka odrębnych ekosystemów, z których każdy składał się z unikatowej fauny i flory. Homo sapiens miał położyć kres tej biologicznej wybujałości.

W wyniku rewolucji poznawczej homo sapiens zdobył umiejętności techniczne, zdolności organizacyjne, a być może nawet myślenia perspektywicznego konieczne do wydostania się z lądu Afryki i Eurazji i zasiedlenia świata zewnętrznego. Jego pierwszym osiągnięciem była kolonizacja Australii około 45 tysięcy lat temu. Uczeni mają kłopoty z wyjaśnieniem tego wyczynu. Aby dotrzeć do brzegów Australii, ludzie musieli pokonać szereg kanałów morskich, niektórych szerokich na 100 kilometrów, i niemal z dnia na dzień zaadaptować się w zupełnie nowym ekosystemie.

Najbardziej sensowna teoria zakłada, że około 45 tysięcy lat temu gromady homo sapiens zamieszkałe na Archipelagu Indonezyjskim (grupie wysp oddzielonych od Azji i siebie nawzajem jedynie wąskimi cieśninami) stworzyły pierwsze społeczeństwa żeglarskie. Nauczyły się budować zdolne do żeglugi pełnomorskiej łodzie, którymi przemierzały duże odległości, łowiąc ryby, prowadząc handel bądź odkrywając nowe lądy. Umiejętności te pozwoliły prehistorycznym Indonezyjczykom dotrzeć do kontynentu australijskiego i go zasiedlić. Musiała to być bezprecedensowa przemiana w dotychczasowym stylu życia i zasobie umiejętności człowieka. Wszystkie inne ssaki, które związały swój los z morzem – foki, krowy morskie, delfiny – musiały ewoluować przez długie wieki, by wykształcić wyspecjalizowane organy i opływowy kształt ciała. Żyjący w Indonezji homo sapiens, potomkowie małp człekokształtnych zamieszkujących afrykańską sawannę, stali się pacyficznymi żeglarzami, obchodząc się bez płetw morsa i nie czekając na to, aż nosy przemieszczą im się na czubek głowy, jak to było u wielorybów. Zbudowali po prostu łodzie i nauczyli się nimi sterować.

To prawda, że archeologowie nie natrafili jeszcze na tratwy, wiosła czy osady rybackie, których powstanie datowałoby się aż 45 tysięcy lat wstecz (trudno byłoby je odkryć, gdyż na skutek podnoszenia się poziomu oceanu brzegi prehistorycznej Indonezji są dziś 300 metrów pod wodą). Istnieją wszak mocne poszlaki potwierdzające tę hipotezę. Szczególne znaczenie ma fakt, że na przestrzeni tysięcy lat od zasiedlenia Australii homo sapiens skolonizowali ogromną liczbę małych, trudno dostępnych wysepek na północ od tego kontynentu. Niektóre z nich, jak Buka i Manus, od najbliższego lądu dzieliło niemal 200 kilometrów. Trudno uwierzyć, że wyspę Manus mógł skolonizować ktoś, kto nie dysponował zaawansowanymi technicznie łodziami i umiejętnościami żeglarskimi. Jak już wspomniano, mamy też solidne dowody na istnienie wymiany handlowej łączącej niektóre z tych wysp, jak Nowa Irlandia i Nowa Brytania18.

Podróż morska pierwszych ludzi do Australii to jedno z najdonioślejszych wydarzeń w dziejach – co najmniej tak doniosłe jak dotarcie Kolumba do Ameryki czy lądowanie misji Apollo 11 na Księżycu. To wtedy pierwsza istota ludzka, a w zasadzie pierwszy duży ssak lądowy zdołał opuścić ekosystem Afryki i Eurazji i przedostać się do Australii. A jeszcze donioślejsze było to, co owi pionierzy z gatunku homo sapiens w tym nowym świecie zrobili. Z chwilą, kiedy pierwszy zbieracz-łowca postawił stopę na australijskiej plaży, homo sapiens wstąpił na szczyt łańcucha pokarmowego i stał się najgroźniejszym gatunkiem w liczących sobie cztery miliardy lat dziejach życia na Ziemi.

Do tamtego czasu ludzie wykazywali pewne zmiany i zachowania przystosowawcze, ale ich wpływ na środowisko był znikomy. Odnosili zdumiewające sukcesy w zasiedlaniu i przystosowywaniu się do rozmaitych środowisk, ale nie powodowali w nich drastycznych zmian. Ludność, która zasiedliła, a w zasadzie podbiła Australię, nie poprzestała na przystosowywaniu się, lecz przeobraziła ekosystem Australii nie do poznania.

Pierwsze odciski ludzkich stóp na piaszczystej australijskiej plaży natychmiast zmyły fale. Z każdym wszak kolejnym krokiem owi posuwający się w głąb lądu najeźdźcy pozostawiali po sobie ślady innego rodzaju, które na zawsze miały pozostać niezatarte. Prąc do przodu, nowi przybysze spotykali dziwaczny świat nieznanych im zwierząt, takich jak ważące 200 kilogramów i wysokie na 180 centymetrów kangury czy też lwy workowate, największe drapieżniki kontynentu, dorównujące masywnością współczesnym tygrysom. W gałęziach szeleściły misie koala, nazbyt duże, by nadawały się do głaskania i przytulania, po równinach cwałowały dwa razy większe od strusi nielotne ptaki, po trawiastych równinach przemykały podobne smokom jaszczurki i pięciometrowe węże, po lasach wędrowały gigantyczne diprotodony oraz dwuipółtonowe wombaty. Z wyjątkiem ptaków i gadów wszystkie te zwierzęta były torbaczami, podobnie jak kangury rodzącymi bezbronne i podobne jeszcze do płodu młode, które następnie karmiły mlekiem w umieszczonej na brzuchu torbie lęgowej. Ssaki z rzędu torbaczy w Afryce i Azji były niemal nieznane, w Australii natomiast panowały niepodzielnie.

W ciągu kilku tysięcy lat wszystkie te giganty wyginęły. Z zamieszkujących Australię 24 gatunków zwierząt o masie przekraczającej 45 kilogramów (100 funtów) wymarły 2319. Zniknęła też znaczna liczba gatunków mniejszych. W toku najbardziej doniosłej transformacji ekosystemu Australii od milionów lat zerwaniu i przeformowaniu uległy łańcuchy pokarmowe całego kontynentu. Czy sprawił to homo sapiens?

Winny zarzucanych mu czynów

Część uczonych próbuje nasz gatunek oczyścić z zarzutów, składając winę na kaprysy klimatu (który w takich wypadkach jest zwyczajowym kozłem ofiarnym). Mimo to trudno uwierzyć, by homo sapiens był zupełnie bez winy. Moc dowodową wytłumaczenia klimatycznego osłabiają trzy przesłanki potwierdzające, że nasi przodkowe byli zamieszani w wyginięcie australijskiej megafauny.

Po pierwsze, wprawdzie klimat Australii uległ zmianie 45 tysięcy lat temu, niemniej nie była to zmiana dramatyczna. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób nowy typ pogody miałby wywołać wymieranie na tak powszechną skalę. Weszło dziś w zwyczaj tłumaczyć wszystkie zjawiska efektami zmian klimatu, lecz prawda jest taka, że klimat Ziemi nigdy nie jest sztywno ustalony i nieustannie podlega fluktuacjom. Każde wydarzenie w dziejach rozegrało się w warunkach jakichś zmian klimatycznych.

Tak oto nasza planeta doświadczyła licznych cykli ochłodzeń i ociepleń. Na przestrzeni ostatniego miliona lat co 100 tysięcy lat dochodziło do zlodowacenia. Ostatnie trwało od 75 do 15 tysięcy lat temu. Jak na epokę lodowcową nie było szczególnie zimne i osiągnęło dwa maksima, pierwsze przed 70, drugie zaś przed 20 tysiącami lat. Olbrzymi diprotodon pojawił się w Australii 1,5 miliona lat temu i przetrwał co najmniej dziesięć zlodowaceń. Przetrzymał też pierwsze maksimum ostatniej epoki lodowcowej około 70 tysięcy lat temu. Dlaczego zatem 25 tysięcy lat później wyginął? Rzecz jasna, gdyby diprotodon był jedynym wielkim zwierzęciem, jakie wymarło w tamtym okresie, można by mówić o przypadku. Wszelako wraz z diprotodonem wyginęło wtedy przeszło 90 procent australijskiej megafauny. Dowody mają charakter poszlakowy, ale nie sposób uznać, że homo sapiens zupełnie przypadkiem zawędrował do Australii właśnie w chwili, kiedy wszystkie te zwierzęta padały z wychłodzenia20.

Po drugie, gdy zmiana klimatu wywołuje masowe wymieranie, zwierzęta morskie na ogół odczuwają ją równie dotkliwie jak stworzenia lądowe. Mimo to brak dowodów na wystąpienie przed 45 tysiącami lat jakiegoś znaczącego zanikania fauny oceanicznej. Udział człowieka może łatwo wyjaśnić, dlaczego masowe wymieranie zmiotło z powierzchni Ziemi megafaunę Australii, jednocześnie oszczędzając okoliczne oceany. Pomimo szybko rozwijających się umiejętności żeglarskich homo sapiens w dalszym ciągu największe zagrożenie stanowił na lądzie.

Po trzecie, do masowych wymierań podobnych do tamtej fali wyginięć, jaka zdziesiątkowała Australię, raz za razem dochodziło w następnych tysiącleciach – ilekroć człowiek zasiedlał kolejny nieznany sobie dotąd zakątek Ziemi. W takich wypadkach wina homo sapiens jest niezaprzeczalna. Tak na przykład megafauna Nowej Zelandii – która rzekomą „zmianę klimatu” przed 45 tysiącami przetrwała bez szwanku – zaznała spustoszenia zaraz po tym, jak pierwsi ludzie postawili stopę na archipelagu. Maorysi, pierwsi przedstawiciele homo sapiens kolonizujący Nową Zelandię, dotarli tu około 800 lat temu. W ciągu kilku kolejnych stuleci wymarła przeważająca część rodzimej megafauny oraz 60 procent wszystkich gatunków ptaków.

Podobny los spotkał populację mamutów z Wyspy Wrangla na Oceanie Arktycznym (200 kilometrów na północ od wybrzeży Syberii). Mamuty przez miliony lat wiodły niezagrożony żywot na większej części półkuli północnej, lecz w miarę rozprzestrzeniania się homo sapiens – najpierw po Eurazji, a następnie Ameryce Północnej – mamuty znalazły się w odwrocie. Dziesięć tysięcy lat temu zwierzę to można było spotkać tylko na kilku odległych wyspach Arktyki, głównie na Wyspie Wrangla. Miejscowa populacja tych zwierząt wiodła spokojny żywot jeszcze przez kilka kolejnych tysiącleci, aż przed czterema tysiącami lat, w chwili dotarcia na wyspę pierwszych ludzi, nagle zniknęła.

Gdyby wymieranie australijskiej megafauny było odosobnionym przypadkiem, moglibyśmy wszelkie wątpliwości interpretować na korzyść człowieka. Wszelako w świetle świadectw historii homo sapiens jawi się jako ekologiczny seryjny morderca. Czy doprawdy można uznać za wiarygodną tezę, że nasz gatunek był tylko postronnym obserwatorem australijskiego wymierania?

***

Pierwsi osadnicy w Australii mieli do dyspozycji jedynie technikę epoki kamiennej. Jak mogli spowodować katastrofę ekologiczną? Trzy kardynalne wyjaśnienia tej zagadki całkiem dobrze się zazębiają.

Po pierwsze, wielkie zwierzęta – główne ofiary australijskiego wymierania – wolno się rozmnażają. Ciąża trwa u nich długo, potomstwo jest nieliczne, a między ciążami następują długie przerwy. Jeśli zatem ludziom udawało się co kilka miesięcy ubić choćby jednego diprotodona, to mogło to doprowadzić do sytuacji, w której śmiertelność tych zwierząt przewyższała rozrodczość. Ostatecznie po kilku tysiącach lat padł ostatni diprotodon, a z nim cały gatunek21.

W gruncie rzeczy pomimo swoich wielkich rozmiarów diprotodony i inne wielkie zwierzęta Australii nie były zapewne tak trudne do upolowania, ich dwunożni prześladowcy byli dla nich bowiem całkowitym zaskoczeniem. Przez 2 miliony lat po Afryce i Azji buszowały różne gatunki człowieka, które przez cały czas ewoluowały i powoli doskonaliły umiejętności myśliwskie, w wyniku czego około 400 tysięcy lat temu zaczęły łowić wielkie zwierzęta. Afrykańskie i azjatyckie olbrzymy stopniowo zaczęły sobie uświadamiać niecne zamiary tych istot i nauczyły się ich unikać. Kiedy na lądzie afrykańsko-azjatyckim pojawił się nowy „megadrapieżnik” – homo sapiens – wielkie zwierzęta wiedziały już, jak trzymać się z dala od podobnych do niego stworzeń. Dla odmiany australijskie giganty nie miały czasu na opanowanie sztuki ucieczki. Ludzie nie wyglądają szczególnie groźnie: nie mają długich i ostrych kłów ani umięśnionych i gibkich ciał. Zwierzęta Afryki i Azji dawno temu zdążyły się przekonać, że istoty ludzkie są daleko groźniejsze, niż na to wyglądają. Kiedy wszak diprotodon, największy torbacz, jaki kiedykolwiek stąpał po Ziemi, po raz pierwszy ujrzał tego marnie się prezentującego małpoluda, rzucił nań tylko okiem i wrócił do przeżuwania liści. A pamiętajmy, że po pierwszych kilku atakach diprotodony nie mogły opublikować w prasie komunikatu ostrzegającego innych przedstawicieli megafauny przed nowym zagrożeniem. Zwierzęta te musiały wykształcić w sobie strach przed gatunkiem ludzkim, ale zanim się im to udało, zniknęły z powierzchni Ziemi.

Drugie wyjaśnienie głosi, że w chwili, gdy przedstawiciele homo sapiens dotarli do Australii, znali już gospodarkę żarową. Znalazłszy się w obcym i niebezpiecznym środowisku, celowo wypalali rozległe połacie nieprzebytego buszu i gęstego lasu. Otwarte tereny trawiaste, przyciągające większą ilość łatwej do upolowania zwierzyny, lepiej odpowiadały ich potrzebom. W ten sposób na przestrzeni zaledwie kilku tysiącleci całkowicie odmienili ekologię olbrzymiej części kontynentu australijskiego.

Pogląd ten znajduje potwierdzenie w szczątkach roślin kopalnych. 45 tysięcy lat temu eukaliptus należał w Australii do rzadkości, lecz przybycie homo sapiens zapoczątkowało okres niezwykłego rozprzestrzeniania się tego drzewa. Gdy eukaliptus, wyjątkowo sprawnie regenerujący się po pożarach, rozrastał się wzdłuż i wszerz kontynentu, inne drzewa znikały. Te przeobrażenia szaty roślinnej nie pozostały bez wpływu na zwierzęta roślinożerne i żywiących się nimi mięsożerców. Koala, żywiące się wyłącznie liśćmi eukaliptusa, w krótkim czasie opanowały nowe terytoria. Większość innych zwierząt radziła sobie znacznie gorzej. Wiele łańcuchów pokarmowych uległo przerwaniu, a to skazało na wyginięcie ich najsłabsze ogniwa22.

Trzecie wyjaśnienie uznaje, że myślistwo i gospodarka żarowa odegrały istotną rolę w tym wymieraniu, lecz podkreśla, że nie możemy zupełnie ignorować roli klimatu. Zmiany klimatyczne, które nawiedziły Australię około 45 tysięcy lat temu, zdestabilizowały ekosystem i osłabiły jego zdolności regeneracyjne. W normalnych warunkach układ ten zdołałby powrócić do stanu równowagi, jak to wielokrotnie zdarzało się w przeszłości. Wszelako właśnie w tym krytycznym momencie pojawili się w nim ludzie, doprowadzając ten delikatny system na skraj zagłady. Nałożenie się na siebie zmiany klimatu i działalności łowieckiej człowieka jest szczególnie zgubne dla wielkich zwierząt, gdyż zagraża im z wielu stron. Trudno znaleźć skuteczną strategię przetrwania, która zaradzałaby kilku niebezpieczeństwom naraz.

Wobec braku rozstrzygających dowodów, nie sposób stwierdzić, który z tych trzech scenariuszy jest prawdziwy. Niewątpliwie jednak są podstawy, by przypuszczać, że gdyby homo sapiens nigdy nie dotarł na piąty kontynent, ten wciąż byłby zamieszkany przez lwy workowate, diprotodony i olbrzymie kangury.

Zagłada leniwca

Wyginięcie australijskiej megafauny było pierwszym wyraźnym śladem odciśniętym na naszej planecie przez homo sapiens. Po tym wydarzeniu nastąpiła jeszcze większa katastrofa ekologiczna, tym razem w Ameryce. Homo sapiens był pierwszym i jedynym gatunkiem człowieka, który dotarł na obszary lądowe półkuli zachodniej – udało mu się to mniej więcej 16 tysięcy lat temu, czyli 14 000 roku p.n.e. (ponieważ dalej będzie mowa o wydarzeniach z przeszłości mniej odległej, odtąd większość dat występuje w powszechnie używanej konwencji p.n.e./n.e.). Pierwsi ludzie przybyli do Ameryki pieszo, w tamtym czasie bowiem poziom oceanów był tak niski, że północno-wschodnią Syberię i północno-zachodnią Alaskę łączył most lądowy. Nie oznacza to, że przyszło im to łatwo – była to niezwykle forsowna wędrówka, być może cięższa od morskiej przeprawy do Australii. Aby pokonać tę odległość, homo sapiens musiał zawczasu nauczyć się radzić sobie ze skrajnym arktycznym klimatem, jaki panował w północnej Syberii, gdzie zimą nigdy nie świeci słońce, a temperatura spada do minus 60 stopni Celsjusza. Żaden żyjący wcześniej gatunek człowieka nie zdołał spenetrować takich miejsc jak północna Syberia. Nawet oswojony z zimnem neandertalczyk ograniczał się do stosunkowo cieplejszych regionów położonych bardziej na południe. Homo sapiens, którego ciało było przystosowane do bytowania raczej na afrykańskiej sawannie niż w krainach śniegu i lodu, wypracował zmyślne strategie życiowe. W miarę jak wędrowne gromady zbieraczy-łowców migrowały do coraz zimniejszych stref klimatycznych, uczyły się wytwarzać rakiety śnieżne i skutecznie trzymającą ciepło odzież złożoną z warstw futer i skór, mocno ze sobą zszytych za pomocą igieł. Ludzie ci wymyślali nowe rodzaje broni i przemyślne techniki łowieckie, które umożliwiały im tropienie i uśmiercanie mamutów i innej grubej zwierzyny dalekiej północy. W miarę doskonalenia metod wyrobu ciepłej odzieży i polowania przedstawiciele homo sapiens zapuszczali się coraz śmielej w regiony o zimnym klimacie. Posuwając się na północ, stale ulepszali swoje ubrania, strategie łowieckie i inne umiejętności przetrwania.

Po co jednak cały ten trud? Po co dobrowolnie skazywać się na bytowanie na Syberii? Być może niektóre gromady zagnały tu wojny, presja demograficzna bądź klęski żywiołowe. Za osiedleniem się w tym regionie stały też pewne pobudki o charakterze pozytywnym. Jedną z nich było białko zwierzęce: Arktyka obfitowała w ogromne, dające wiele mięsa zwierzęta w rodzaju reniferów i mamutów. Każdy mamut był chodzącym supermarketem mięsiwa (które dzięki niskim temperaturom można było zamrażać w celu wydłużenia przydatności do spożycia), smacznego tłuszczu, ciepłego futra i cennej kości. Znaleziska z Sungir przemawiają za tym, że polujący na mamuty mieszkańcy pokrytej zmarzliną północy nie żyli na granicy przetrwania, ale znakomicie prosperowali. Z czasem ludzkie gromady zaczęły rozprzestrzeniać się na wszystkie strony, trzebiąc mamuty, mastodonty, nosorożce i renifery. Około 16 tysięcy lat temu polowania na te zwierzęta przywiodły je z Syberii na Alaskę. Rzecz jasna nie wiedziały, że odkrywają nowy świat. Zarówno dla mamuta, jak i dla człowieka Alaska była tylko przedłużeniem Syberii.

Początkowo drogę z Alaski na południe Ameryki zagradzały lodowce, aczkolwiek pewna grupa pionierów mogła ominąć tę przeszkodę, żeglując wzdłuż wybrzeża. Około 14 tysięcy lat temu globalne ocieplenie wywołało topnienie lodowców i otworzyło drogę lądową na południe. Korzystając z tego nowego korytarza, ludzie masowo ruszyli w tym kierunku, rozchodząc się jak pożoga po całym kontynencie. Choć pierwotnie byli przystosowani do polowania na grubego zwierza w Arktyce, rychło zaadaptowali się do zdumiewającej rozmaitości klimatów i ekosystemów. Potomkowie mieszkańców Syberii zasiedlili gęste lasy wschodniej części dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, bagna delty Missisipi, pustynie Meksyku i parne dżungle Ameryki Środkowej. Jedni swoim siedliskiem uczynili dorzecze Amazonki, inni zadomowili się w andyjskich dolinach bądź na rozległej argentyńskiej pampie. A wszystko to wydarzyło się w przeciągu jednego, dwóch mileniów! Dwanaście tysięcy lat temu ludzie zamieszkiwali już najdalej na południe wysunięty zakątek Ameryk, wyspę Ziemia Ognista. Inwazja człowieka na Ameryki świadczy o niezrównanej pomysłowości i nadzwyczajnej zdolności adaptacyjnej homo sapiens. Żadne inne zwierzę nie zdołało zasiedlić tak wielkiej rozmaitości diametralnie odmiennych środowisk w tak krótkim czasie, wszędzie rozporządzając praktycznie tymi samymi genami23.

Inwazja człowieka na obie Ameryki bynajmniej nie przebiegała bezkrwawo. Znaczyła swój pochód licznymi ofiarami. Przed 14 tysiącami lat fauna tych kontynentów była daleko bogatsza niż dziś. Kiedy pierwsi mieszkańcy Ameryki wywędrowali z Alaski na południe ku kanadyjskim równinom i zachodniej części Stanów Zjednoczonych, natrafili na mamuty i mastodonty, gryzonie dorównujące rozmiarem niedźwiedziowi, stada koni i wielbłądów, olbrzymie lwy i dziesiątki innych dziś zupełnie nieznanych gatunków, takich jak tygrysy szablozębe czy gigantyczne leniwce naziemne ważące do ośmiu ton i długie na sześć metrów. Jeszcze bardziej egzotyczna menażeria wielkich ssaków, gadów i ptaków występowała w Ameryce Południowej. Obie Ameryki były ogromnym laboratorium ewolucyjnego eksperymentu, miejscem, w którym kształtowały się i bytowały zwierzęta i rośliny nieznane w Afryce i Azji.

Do czasu jednak. W ciągu 2 tysięcy lat od przybycia homo sapiens większość tych unikatowych gatunków zdążyła wyginąć. Według współczesnych szacunków w tym krótkim przedziale czasowym Ameryka Północna utraciła 34 z 47 zamieszkujących ją rodzajów wielkich ssaków, Ameryka Południowa zaś 50 z 60. Wymarł tygrys szablozęby, który mieszkał tu od 30 milionów lat. Jego los podzieliły też gigantyczne leniwce naziemne, niespotykanej wielkości lwy, rodzime amerykańskie konie i wielbłądy, olbrzymie gryzonie i mamuty oraz tysiące gatunków mniejszych ssaków, gadów, ptaków, a nawet owadów i pasożytów (zagłada mamutów przyniosła zgubę wszystkim gatunkom żerujących na tych zwierzętach kleszczy).

Paleontolodzy i archeozoolodzy – uczeni badający szczątki zwierząt – od całych dekad przeczesują równiny i góry Ameryk w poszukiwaniu skamieniałych kości pradawnych wielbłądów i odchodów wielkich leniwców naziemnych. Natrafiwszy na ciekawe znalezisko, starannie je zabezpieczają i posyłają do laboratoriów, gdzie skrupulatnym badaniom i datowaniu poddaje się każdą kosteczkę i koprolit (fachowe określenie skamieniałych ekskrementów). Częstokrotnie analizy tego typu przynoszą identyczne wyniki: najmłodsze kulki łajna i kości wielbłąda pochodzą z tego samego okresu, kiedy ludzie zalali Amerykę, czyli mniej więcej z lat 12 000–9000 p.n.e. Tylko w jednym regionie naukowcy odkryli koprolity świeższej daty. Na kilku karaibskich wyspach, przede wszystkim na Kubie i Haiti, natrafili na skamieniałe grudki kału leniwca naziemnego datowane na 5000 rok p.n.e. Rzecz znamienna, to właśnie wtedy pierwsi ludzie przeprawili się przez Morze Karaibskie i zasiedlili obie wielkie wyspy.

I tu uczeni starają się uniewinniać homo sapiens i tłumaczyć wszystko zmianą klimatu (co zmusza ich do założenia, że z jakiegoś niewiadomego powodu klimat karaibskich wysp przez 7 tysięcy lat pozostawał niezmienny w czasie, gdy ocieplała się pozostała część półkuli zachodniej). W Ameryce jednak tych skamieniałych ekskrementów nie sposób pomijać milczeniem. To my jesteśmy winowajcami i powinniśmy się do tego przyznać. Od prawdy tej nie ma ucieczki. Nawet jeśli w sukurs przyszła nam zmiana klimatu, nasza działalność miała znaczenie decydujące24.

Arka Noego

Kiedy skojarzymy ze sobą masowe wymierania w Australii i Amerykach, mniejsze w skali wyginięcia, jakie nastąpiły w toku ekspansji homo sapiens w Afryce i Eurazji – takie jak zagłada wszystkich innych gatunków człowieka – oraz wymierania gatunków w wyniku zasiedlania przez homo sapiens położonych na uboczu wysp w rodzaju Kuby, nieuchronnie nasuwa się wniosek, że pierwsza fala kolonizacji obszarów lądowych przez homo sapiens była największą i najbardziej gwałtowną katastrofą ekologiczną, jaka kiedykolwiek nawiedziła królestwo zwierząt. Najbardziej ucierpiały zwierzęta pokryte futrem. W okresie rewolucji poznawczej naszą planetę zamieszkiwało około 200 rodzajów wielkich ssaków lądowych o masie przekraczającej 45 kilogramów. Po rewolucji agrarnej przy życiu pozostało jedynie 100 z nich. Homo sapiens wytępił połowę gatunków wielkich zwierząt na długo przed tym, jak wynalazł koło, pismo czy narzędzia żelazne.

Po rewolucji agrarnej ta ekologiczna tragedia powtarzała się na mniejszą skalę niezliczoną ilość razy. Świadectwa archeologiczne z kolejnych wysp opowiadają tę samą smutną historię. W akcie pierwszym tej tragedii widzimy przebogatą i różnorodną populację wielkich zwierząt i ani śladu człowieka. W akcie drugim pojawia się homo sapiens, czego dowodem jest ludzka kość, grot włóczni czy ułamek glinianego naczynia. Po nim szybko następuje akt trzeci, w którym człowiek wkracza na sam środek sceny, a większość wielkich i małych zwierząt odchodzi w niebyt.

Głośnym tego przykładem jest Madagaskar, wielka wyspa leżąca 400 kilometrów na wschód od kontynentu afrykańskiego. Na przestrzeni milionów lat ewolucyjnej izolacji wykształcił się tu jedyny w swoim rodzaju świat zwierzęcy. Wśród jego przedstawicieli wyróżnia się mamutak, nielotny ptak mierzący trzy metry i ważący blisko pół tony. Był największym ptakiem na świecie. Nie mniej interesujące były lemury olbrzymie, największe naczelne na świecie. Mamutaki i lemury olbrzymie, a także większość pozostałych dużych zwierząt Madagaskaru, zniknęły nagle przed 1500 laty – właśnie wtedy, gdy ludzie pierwszy raz postawili stopę na wyspie.

Na Oceanie Spokojnym wymieranie osiągnęło największe nasilenie około 1500 roku p.n.e., kiedy to polinezyjscy rolnicy zasiedlali Wyspy Salomona, Fidżi i Nową Kaledonię. Wytępili oni, bezpośrednio bądź pośrednio, setki gatunków ptaków, owadów, ślimaków i innych rodzimych zwierząt. Stamtąd fala wymierania stopniowo przesuwała się na wschód, południe i północ w głąb Pacyfiku, zatapiając po drodze unikatową faunę Samoa i Tonga (1200 p.n.e.), Markizów (1 n.e.), Wyspy Wielkanocnej, wysp Cooka i Hawajów (ok. 500), wreszcie Nowej Zelandii (ok. 1200).

Podobne katastrofy ekologiczne wydarzyły się niemal na każdej z tysięcy wysp, jakimi usiane są oceany Atlantycki, Indyjski, Arktyczny i Morze Śródziemne. Nawet na najmniejszych wysepkach archeologowie odkrywają dowody istnienia ptaków, owadów i ślimaków, które występowały tam przez niezliczone pokolenia i zniknęły z powierzchni Ziemi z przybyciem pierwszych ludzi. Jedynie garstka położonych w skrajnej izolacji wysp umykała uwagi człowieka do czasów współczesnych, dzięki czemu ich fauna przetrwała w niezmienionym stanie. Wyspy Galapagos, by sięgnąć po znany przykład, pozostawały bezludne do XIX wieku, dzięki czemu zachowały swą niepowtarzalną menażerię, reprezentowaną między innymi przez olbrzymie żółwie, które niczym kopalne diprotodony nie bały się ludzi.

Pierwsza fala wymierania, jaka towarzyszyła ekspansji zbieraczy-łowców, w parze z drugą, związaną z rozprzestrzenianiem się rolników, dają nam ważną perspektywę na trzecie wymieranie, które wywołuje dziś działalność przemysłowa. Nie wierzmy idealistycznym ekologom twierdzącym, że nasi przodkowie żyli w harmonii z przyrodą. Bo żyli z nią w dysharmonii. Na długo przed rewolucją przemysłową homo sapiens był wśród wszystkich organizmów sprawcą wymarcia największej liczby gatunków roślin i zwierząt. Mamy wątpliwy zaszczyt bycia najbardziej morderczym gatunkiem w annałach biologii.

Gdyby ludzie więcej wiedzieli o pierwszej i drugiej fali wymierania, to być może nie lekceważyliby w takim stopniu trzeciej fali, której są częścią. Gdybyśmy wiedzieli, jak wiele gatunków już wytępiliśmy, bardziej zależałoby nam na chronieniu tych, które wciąż istnieją. W szczególnym stopniu odnosi się to do wielkiej fauny oceanów. W przeciwieństwie do swoich lądowych pobratymców wielcy mieszkańcy mórz ucierpieli stosunkowo niewiele w wyniku rewolucji poznawczej i rolniczej człowieka. Wielu z nich znalazło się wszak na skraju wymarcia z powodu zanieczyszczeń przemysłowych i rabunkowej eksploatacji zasobów morskich przez homo sapiens. Jeśli procesy te będą się nasilać w takim tempie, to najprawdopodobniej los diprotodonów, leniwców naziemnych i mamutów podzielą wieloryby, rekiny, tuńczyki i delfiny. Spośród wszystkich żyjących na Ziemi dużych zwierząt jedynymi istotami, które ujdą z życiem z ludzkiej inwazji, będą sami ludzie oraz ich zwierzęta gospodarskie, zapędzane na arce Noego do niewolniczej pracy.

18

James F. O’Connell, Jim Allen, Pre-LGM Sahul (Pleistocene Australia – New Guinea) and the Archeology of Early Modern Humans, [w:] Rethinking the Human Revolution: New Behavioural and Biological Perspectives on the Origin and Dispersal of Modern Humans, red. Paul Mellars, Ofer Bar-Yosef, Katie Boyle, Cambridge: McDonald Institute for Archaeological Research, 2007, s. 395–410; James F. O’Connell, Jim Allen, When did humans first arrive in greater Australia and why is it important to know?, „Evolutionary Anthropology”, 6:4 (1998), s. 132–146; James F. O’Connell, Jim Allen, Dating the Colonization of Sahul (Pleistocene Australia – New Guinea): A Review of Recent Research, „Journal of Radiological Science”, 31:6 (2004), s. 835–853; Jon M. Erlandson, Anatomically Modern Humans, Maritime Voyaging, and the Pleistocene Colonization of the Americas, [w:] The first Americans: the Pleistocene Colonization of the New World, red. Nina G. Jablonski, San Francisco: University of California Press, 2002, s. 59–60, 63–64; Jon M. Erlandson, Torben C. Rick, Archeology Meets Marine Ecology: The Antiquity of Maritime Cultures and Human Impacts on Marine Fisheries and Ecosystems, „Annual Review of Marine Science”, 2 (2010), s. 231–251; Atholl Anderson, Slow Boats from China: Issues in the Prehistory of Indo-China Seafaring, „Modern Quaternary Research in Southeast Asia”, 16 (2000), s. 13–50; Robert G. Bednarik, Maritime Navigation in the Lower and Middle Paleolithic, „Earth and Planetary Sciences” 328 (1999), s. 559–560; Robert G. Bednarik, Seafaring in the Pleistocene, „Cambridge Archaeological Journal”, 13:1 (2003), s. 41–66.

19

Timothy F. Flannery, The Future Eaters: An Ecological History of the Australasian Lands and Peoples, Port Melbourne, Vic.: Reed Books Australia, 1994; Anthony D. Barnosky i inni, Assessing the Causes of Late Pleistocene Extinctions on the Continents, „Science”, 306:5693 (2004), s. 70–75; Bary W. Brook, David M.J.S. Bowman, The Uncertain Blitzkrieg of Pleistocene Megafauna, „Journal of Biogeography”, 31:4 (2004), s. 517–523; Gifford H. Miller i inni, Ecosystem Collapse in Pleistocene Australia and a Human Role in Megafaunal Extinction, „Science”, 309:5732 (2005), s. 287–290; Richard G. Roberts i inni, New Ages for the Last Australian Megafauna: Continent Wide Extinction about 46,000 Years Ago, „Science”, 292:5523 (2001), s. 1888–1892.

20

Stephen Wroe, Judith Field, A Review of Evidence for a Human Role in the Extinction of Australian Megafauna and an Alternative Explanation, „Quaternary Science Reviews”, 25:21–22 (2006), s. 2692–2703; Barry W. Brooks i inni, Would the Australian Megafauna Have Become Extinct If Humans Had Never Colonised the Continent? Comments on ‘A Review of the Evidence for a Human Role in the Extinction of Australian Megafauna and an Alternative Explanation’ by S. Wroe and J. Field, „Quaternary Science Reviews” 26:3–4 (2007), s. 560–564; Chris S.M. Turney i inni, Late-Surviving Megafauna in Tasmania, Australia, Implicate Human Involvement in their Extinction, „Proceedings of the National Academy of Sciences”, 105:34 (2008), s. 12 150–12 153.

21

John Alroy, A Multispecies Overkill Simulation of the End-Pleistocene Megafaunal Mass Extinction, „Science”, 292:5523 (2001), s. 1893–1896; O’Connell, Allen, Pre-LGM Sahul, s. 400–401.

22

L.H. Keeley, Proto-Agricultural Practices Among Hunter-Gatherers: A Cross-Cultural Survey, [w:] Last Hunters, First Farmers: New Perspectives on the Prehistoric Transition to Agriculture, red. T. Douglas Price, Anne Birgitte Gebauer, Santa Fe, N.M.: School of American Research Press, 1995, s. 243–272; R. Jones, Firestick Farming, „Australian Natural History”, 16 (1969), s. 224–228.

23

David J. Meltzer, First Peoples in a New World: Colonizing Ice Age America, Berkeley: University of California Press, 2009.

24

Paul L. Koch, Anthony D. Barnosky, Late Quaternary Extinctions: State of the Debate, „The Annual Review of Ecology, Evolution, and Systematics”, 37 (2006), s. 215–250; Anthony D. Barnosky i inni, Assessing the Causes of Late Pleistocene Extinctions on the Continents, s. 70–75.

Sapiens

Подняться наверх