Читать книгу Niebo nad Ansterdamem - Agnieszka Zakrzewska - Страница 10

Rozdział piąty

Оглавление

– Dobrze, że jesteś! – powiedziała Anoek Dijkstra i przywołując do stolika niecierpliwym gestem młodziutką kelnerkę, zamówiła dwie duże latte macchiato. Nie musiała pytać, na co mam ochotę. Przez lata nasze modowe, literackie i muzyczne gusta ewoluowały razem z nami, ale jedna rzecz pozostała niezmienna: miłość do dobrej, świeżo parzonej kawy espresso z dużą ilością sojowego mleka i karmelem, kojący constans w chaosie pośpiesznej rzeczywistości. Taką latte podawano tylko w naszej ulubionej kawiarni Tante Roosje przy tętniącym energią amsterdamskim Rembrandtplein. Anoek znalazła to miejsce w czasach, kiedy wynajmowała małe studio na poddaszu jednej z kamienic właśnie przy placu Rembrandta. Tutaj życie nigdy nie zwalniało, a noc nie miała w zwyczaju zasypiać nawet na chwilę. Atmosfera wiecznej balangi przyciągała na Rembrandtplein turystów z całego świata, którzy tłocząc się w licznych pubach, kawiarniach i lokalach nocnych przy szklaneczkach z mniej lub bardziej wymyślnymi trunkami, przypatrywali się królującemu na środku placu pomnikowi Mistrza.

W kawiarni „Cioteczka Róża” umawiałyśmy się już od dobrych kilku lat na rytualnych pogaduszkach. To miejsce miało swój niepowtarzalny klimat tradycyjnej amsterdamskiej bruin café. Wnętrze wypełniały ciemne, staromodne drewniane meble, a pomalowane na rubinowy odcień ściany ozdabiały metalowe tabliczki reklamowe w stylu retro. Ciepłe światło płynące z kryształowych żyrandoli zawieszonych nad barem dawało poczucie przytulności i bezpieczeństwa. Jak w domu. Dlatego właśnie tak często tu przychodziłyśmy.

Poznałam Anoek na początku 2010 roku na festynie charytatywnym organizowanym w szkole naszych córek. Od razu zwróciłam uwagę na szczupłą, ciemnowłosą kobietę z burzą loków, która stała samotnie pod ścianą budynku szkoły, z dala od rwetesu i rozgardiaszu panującego na kolorowych straganach pełnych muffinek upieczonych przez wzorowe matki. Ona z pewnością do nich nie należała. Paliła papierosa ze znudzoną miną, a w jej oczach dostrzegłam minimalne zainteresowanie całą tą szopką. Czułam się podobnie, więc bez wahania podeszłam do niej i jak gdyby nigdy nic zagaiłam:

– Wydaje mi się, że mamy ten sam problem.

Anoek zaciągnęła się szybko, zgasiła papierosa i popatrzyła na mnie, odsłaniając w uśmiechu piękne, równe zęby.

– A mianowicie? – zapytała.

– Obie zastanawiamy się, co my tu właściwie, do cholery, robimy? Pieczenie ciasteczek w fartuszkach idealnej pani domu to chyba nie nasza bajka, prawda?

Anoek roześmiała się dźwięcznie. W jej oczach krotochwilnie błysnęło zrozumienie. I po dziś dzień, po tylu już latach, dostrzegam je zawsze wtedy, kiedy omawiam z przyjaciółką nawet najbardziej niedorzeczny problem.

Nie przyznałam się Anoek, że nasze dzisiejsze spotkanie o mały włos nie doszłoby do skutku. Jeszcze godzinę temu chciałam je odwołać. Wczorajszy dzień bowiem nie należał do zbyt udanych. Nie mogłam w nocy zasnąć i dziś byłam w nie najlepszej formie. Cały czas wracałam w myślach do rozmowy w domu na Pasteurstraat. Tak bardzo chciałam znaleźć klucz do rozwiązania zagadki, jaką Jan przede mną postawił. Wczoraj, kiedy zasnął wyczerpany zbyt dużym natłokiem emocji, udałam się do kuchni, gdzie czekała już na mnie zatroskana Anneke. Bez słowa nalała do porcelanowej filiżanki mocnej herbaty, po czym usiadła na swoim stałym miejscu przy stole, tuż przy przetartym na wysoki połysk kredensie z zastawą.

– I jak znajdujesz Jana? – zapytała, strzepując ręką ze stołu niewidzialne okruszki. – Przez ostatnie dni w ogóle nie chciał ćwiczyć. Na mój widok krzywił się niemiłosiernie i przewracał oczami! Agnes… ja to czarno widzę. Nie wiem, czy nie wzięłyśmy na swoje barki zbyt dużej odpowiedzialności.

Słuchałam jej nieuważnie, gdyż myślałam o czymś zupełnie innym. W pewnym momencie gospodyni umilkła i zaczęła dziwnie na mnie patrzeć.

– Anneke… – odezwałam się, czując niespokojne pulsowanie pod czaszką. – Czy Jan ma jeszcze rodzinę? Czy przez te wszystkie lata mówił ci o jakichkolwiek żyjących krewnych? Zastanów się dobrze, pomyśl. To ogromnie ważne.

Gospodyni podparła brodę rękami i przymknęła lekko oczy.

– Wiesz dobrze, że nie jest wylewny. Nigdy nie wspominał o nikim oprócz swoich rodziców.

– Żadnych kuzynów, nie wiem, ciotek, wujków? Nic? – drążyłam.

– Nie… ale jeżeli nawet znalazłby się jakiś van der Linden, to na pewno w sędziwym wieku! Jan sam ma już po siedemdziesiątce. Próżno wśród jego bliskich szukać młodzieniaszków!

– Do czego zmierzasz, Anneke? – zapytałam zdziwiona. – Co ma tu do rzeczy wiek?

– Myślałam, że próbujesz znaleźć kogoś z rodziny do pomocy nad Janem!

Pokręciłam przecząco głową i wyciągnęłam z kieszeni świstek papieru z nakreślonymi ręką Jana słowami.

Anneke nałożyła leżące na kredensie okulary i zaciekawiona spojrzała na kartkę.

– Z n a j d ź j ą – przeliterowała z trudem koślawe litery. – Co to znaczy? – zapytała bezbrzeżnie zdziwiona.

Wzruszyłam ramionami.

– Myślałam, że dowiem się tego od ciebie. Kogo Jan może mieć na myśli?

Gospodyni pomruczała chwilę pod nosem i… nagle popatrzyła na mnie z nadzieją w oku.

– A może chodzi mu o Agnieszkę? Jego pierwszą studencką miłość, którą poznał w Brukseli.

– W pewnym momencie też tak pomyślałam! Ale przecież Agnieszka umarła… – Bezwiednie dotknęłam złotego łańcuszka z zawieszką w kształcie litery „A”. Dostałam go przed laty od Jana. Należał do kobiety, którą kochał najbardziej na świecie.

– Nie wiemy, czy umarła – powiedziała Anneke. – Rodzina nigdy nie odnalazła ciała. Po bezowocnych poszukiwaniach uznali ją za zaginioną i pochowali w symbolicznym grobie gdzieś w Buenos Aires.

– Mylisz, że Jan… że on wierzy, że Agnieszka nadal żyje?

Anneke skinęła potakująco głową.

– Nie wiemy, o czym myśli. Ale jestem prawie pewna, że chodzi właśnie o nią.

Westchnęłam ciężko i spojrzałam uważnie na gospodynię.

– Będę musiała przeszukać archiwum Jana. Nie wiem… stare zapiski, dokumenty, zdjęcia… Może tam znajdę choćby najmniejszą wskazówkę, jak się do tego zabrać.

Anneke wyprostowała się na krześle.

– Wszystko trzyma w gabinecie. Tam jest sejf.

– Znasz do niego szyfr? – zapytałam.

Anneke pokiwała potakująco głową.

– Nie masz nic przeciwko, żebym do niego zajrzała?

– Absolutnie nie – odpowiedziała stanowczo. – Działamy wyłącznie dla jego dobra. I zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby spełnić jego prośbę.

Z trudem wróciłam ze świata moich myśli do siedzącej naprzeciw przyjaciółki.

Kelnerka przyniosła nam w końcu kawę. Anoek zawsze wsypywała do niej zdecydowanie za dużo cukru. Przez chwilę obie milczałyśmy, a potem odezwałyśmy się dokładnie w tym samym momencie.

– Mów pierwsza! – zarządziła Anoek i spojrzała na mnie uważnie.

Postanowiłam przystąpić od razu do rzeczy. Oprócz niewyjaśnionej sprawy Jana miałam również swoje prywatne zmartwienia.

– Chodzi o Annemarie. Kompletnie nie wiem, jak do niej dotrzeć. Za to wiem, co zaraz mi powiesz: „Nie panikuj, to tylko pubertijd!1”.

Przyjaciółka wolno upiła łyk kawy z wysokiej szklanki. Kompletnie zignorowała mój przytyk. Zamiast tego zapytała.

– A co na ten temat sądzi Stijn? W końcu to jej ojciec.

– Wyobraź sobie, że za wszystko obwinia mnie. Uważa, że poświęcam jego córce, słyszysz to, JEGO córce, za mało czasu!

– Ty też tak uważasz?

Spojrzałam na nią z wyrzutem.

– Nie mów mi, że trzymasz jego stronę!

– Onzin2, Agnieszka! – obruszyła się Anoek. – Nie stoję po żadnej ze stron! Jestem dokładnie pośrodku! I doskonale o tym wiesz. Myślę jednak, że ta wasza walka i licytacja, kto zawinił więcej, nie ma sensu. Musicie trzymać się razem. Macierzyństwo i ojcostwo jest najpiękniejszym, ale i najbardziej rozczarowującym zjawiskiem w życiu każdego rodzica. Marzymy sobie, że to właśnie nam uda się uformować doskonałego człowieka według podręcznikowych tez i porad oraz własnego widzimisię. A życie szybko weryfikuje nasze plany i wizja idealnego potomka rozsypuje się jak domek z kart. Latorośle zaczynają pyszczyć, robić sobie piercing w nosie i tatuaże na ramionach, a my uparcie chcemy widzieć w nich słodkie dziewczynki z kokardą na głowach czy chłopców w lakierkach bawiących się pod stołem samochodzikami. Time files! 3 Zaakceptujmy to w końcu!

Pomiędzy nami zaległa cisza. Ale to milczenie było dobre. Wspólne. Tak milczeć potrafiły tylko najlepsze przyjaciółki. Już miałam powiedzieć, że Anoek ma rację, że być może powinniśmy zweryfikować nasze zbyt wysokie wymagania wobec Annemarie, gdy nagle przyjaciółka wypaliła:

– Ja chyba wiem, skąd bierze się to dziwne zachowanie Annemarie w ostatnim czasie. I uwierz mi, to nie jest twoja wina…

1 Pokwitanie (hol.) [wróć]

2 Bzdura (hol.) [wróć]

3 Czas ucieka! (ang.) [wróć]

Niebo nad Ansterdamem

Подняться наверх