Читать книгу Niebo nad Ansterdamem - Agnieszka Zakrzewska - Страница 6

Rozdział pierwszy

Оглавление

– Na litość boską, Annemarie!!!

Chwilę po wejściu do domu, obładowana po sam nos charakterystycznymi biało-niebieskimi reklamówkami z logo popularnego holenderskiego supermarketu, wyrżnęłam jak długa na śliskiej podłodze. Torby znacznie zawężały pole widzenia, dlatego nie zauważyłam porozrzucanych beztrosko w holu kolorowych sneakersów. Wciśnięte w plastikowe worki zakupy wysypały się malowniczo na wyfroterowaną posadzkę, a ja siedząc wściekła pośród paczek z makaronem i warzywami, rozmasowywałam obolałe kolana. Moja piętnastoletnia latorośl, niepomna próśb i gróźb, zawsze zostawiała swoje buty na środku korytarza.

– Anka! – zawołałam ponowie w stronę zamkniętych drzwi salonu, zza których dochodziły stłumione dźwięki fortepianu.

Melodia nagle umilkła, rozległ się trzask zamykanej klapy instrumentu i w progu pokoju stanęła moja własna córka.

Wat is er? 1 – zapytała z typową dla nastolatków pretensją w głosie.

– Nie widać? – prychnęłam i podpierając się obiema dłońmi o stojący pod ścianą fotel, podniosłam się z podłogi. – Ile razy prosiłam! Sprzątnij w końcu te buty z przejścia! Mogłam sobie wybić wszystkie zęby!

Mam! Zeur niet zo aan mijn kop!2 – Annemarie niedbałym ruchem poprawiła opadające na czoło jasne kosmyki. Była wierną kopią swojego ojca.

– Więcej szacunku, moja panno! I z łaski swojej pomóż sprzątnąć teraz ten bałagan! – Rozejrzałam się bezradnie po spożywczym pobojowisku zaściełającym ciemną, drewnianą podłogę holu. Annemarie posłusznie schyliła się po leżącą z brzegu siatkę z pomarańczami.

– Wat eten we vandaag?3 – zapytała z zaciekawieniem, skanując wzrokiem porozrzucane produkty.

– Od kiedy to rozmawiamy ze sobą po holendersku? Już zapomniałaś o naszej umowie? – Uśmiechnęłam się do córki, łobuzersko przymykając oko. Cała złość uszła ze mnie jak z przekłutego balonika. Nie umiałam się na nią długo gniewać.

– Po polsku nie umiem tak dobrze ripostować! A poza tym my też się umawiałyśmy, że nie będziesz więcej przynosić tych beznadziejnych plastikowych reklamówek! Czy ty wiesz, ile czasu rozkłada się taka torba? Kilkaset lat! Dlaczego nie pakujesz zakupów w papier? – Annemarie z przyjemnością wsiadła na swojego ukochanego ekologicznego konika. Już od wczesnych klas podstawówki aktywnie działała w młodzieżowej sekcji Greenpeace’u. Z typową dla nastolatków wyższością uparcie i na każdym kroku pouczała nas, rodziców, na tematy związane z ochroną środowiska. – Papa będzie dziś na obiedzie? – Zmieniła nagle temat i metodycznie zabrała się za dalsze zbieranie porozrzucanych zakupów.

Pakowałyśmy je do rozdartych toreb, po czym przeniosłyśmy do kuchni.

– Postaw wszystko na blacie. Zaraz się tym zajmę! – powiedziałam i pstryknęłam włącznikiem elektrycznego czajnika. – Najpierw napijemy się herbaty. Kupiłam twoje ulubione appelflappen4. Nie wiem tylko, czy przeżyły bez szwanku spektakularny upadek twojej starej matki w korytarzu.

Annemarie roześmiała się głośno i posłusznie usiadła za stołem.

– Już nie graj staruszki, mam! Nie brzmisz przekonująco! Jesteś jedną z najładniejszych matek w mojej klasie. Jak nie wierzysz, zapytaj ojca Brama. Kto jak kto, ale on zna się na rzeczy. Jest właścicielem firmy producenckiej w Hilversum – mówiąc to, łakomie sięgnęła do stojącej na stole cukierniczki. Podobnie jak jej dziadek uwielbiała cukier w kostkach.

Udałam, że nie słyszę komplementu, ale zaczerwieniłam się po samą nasadę włosów jak pensjonarka.

– Kto to jest Bram? – zapytałam od niechcenia, przygotowując herbatę i kładąc ciastka na talerzyki.

– Kolega! Ze szkoły muzycznej. Nie ma za grosz talentu, ale jego starzy uważają, że muzyk w rodzinie przyniesie sławę nazwisku. No i podniesie jego prestiż! A to się liczy w tej branży – powiedziała głosem starego znawcy i jednym gryzem unicestwiła połowę ciastka.

– A to, czego pragnie sam Bram, się nie liczy? – Spojrzałam na nią uważnie.

– On chce być programistą komputerowym! Albo filmowcem. W jednym i w drugim jest świetny! – Z trudem ukrywała w głosie entuzjazm. – Niedawno udało mu się zrobić włam do szkolnej bazy danych, ongelooflijk!5 A teraz będzie kręcił film… – W intensywnie błękitnych oczach Annemarie rozbłysły tysiące miniaturowych ogników. Znałam to spojrzenie. Tak samo patrzył na mnie przed laty jej ojciec. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały najwyraźniej na to, że moja mała córeczka po raz pierwszy się zakochała. Pogładziłam czułym gestem jej miękkie włosy. Odchyliła szybko głowę. Od jakiegoś czasu unikała czułości. A przecież tak niedawno jeszcze wdrapywała się na moje kolana i lepką od słodyczy buzię przytulała do mojego policzka, mówiąc „kocham cię, mamusiu”.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – Moja prawie dorosła córeczka patrzyła na mnie ze złością.

Otrząsnęłam się błyskawicznie ze wspomnień.

– Oczywiście! – Upiłam szybko łyk herbaty. – Zawsze cię słucham.

– Pytałam, czy papa będzie dzisiaj na kolacji.

Westchnęłam.

– Doskonale wiesz, gdzie wisi roster ojca. – Poczułam nagłe zniecierpliwienie. – Od kiedy pamiętam, zapisuje tam wszystkie bieżące i planowane loty.

– Mamo, a kiedy ostatnio sprawdzałaś ten jego roster? – Patrzyła na mnie pozornie niewinnym wzrokiem, w którym czaił się wyrzut.

– Nie pamiętam… chyba wczoraj. – Zerknęłam za okno. Właśnie zaczął padać rzęsisty deszcz.

– Gdyby to była prawda, wiedziałabyś, że papa już od dwóch tygodni nie robi w nim żadnych zapisków! – wykrzyknęła Annemarie i dodała z triumfem: – Leugens hebben korte benen! 6

Annemarie miała rację. Nie powinnam ściemniać. Tym bardziej że doskonale wiedziałam, dlaczego Stijn przestał informować rodzinę o grafiku swojej pracy. Ostatnia zażarta dyskusja między nami dotyczyła właśnie tego cholernego rostera.

– Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że wypełniam go wyłącznie dla siebie i mojej córki. Ciebie kompletnie nie interesuje, czy jestem w domu, czy na drugiej półkuli – mówił podenerwowany Stijn. – Mam nawet podejrzenie, ba, nawet nie podejrzenie, a niezbitą pewność, popartą faktami, że ty nawet wolisz, kiedy mnie nie ma! – Podszedł do stojącego w rogu pokoju małego owalnego stolika, na którym stała karafka z jego ulubionym trunkiem. Nalał sobie do szklanki sporą porcję whisky i spojrzał wyczekująco w moim kierunku.

– Mogłabym poznać te fakty, które rzekomo są dowodem prawdziwości twoich słów? – Spojrzałam na niego smutno.

– Bardzo proszę! – Stijn zawahał się przez chwilę, ale najwidoczniej doskonale przygotował się do tej rozmowy, bo po sekundzie namysłu słowa popłynęły wartkim strumieniem wyrzutów. – Kiedy ostatnio zjedliśmy wspólną kolację? Kiedy byliśmy razem w kinie, w teatrze albo choćby na najzwyklejszym spacerze po plaży? – Szybko dopił trunek. – Nie musisz nic mówić! – Odstawił z brzękiem szklankę na stolik. – Oboje doskonale znamy odpowiedz! Większość wolnego czasu pochłania ci opieka nad Janem, pomimo że ma do pomocy Anneke i profesjonalną pielęgniarkę! Bywasz w Heemstede częściej niż w Sosnowym Lesie!

– Jan jest moim przyjacielem. Ma tylko mnie – powiedziałam cicho.

Stijn jednak wiedział, gdzie uderzyć, żeby zabolało najbardziej, i jak zwykle posłużył się swoim ulubionym argumentem.

– Jan nie ma prawa wymagać od ciebie, żebyś każdą wolną chwilę spędzała w tej ponurej kamienicy przy Pasteurstraat!

– Wcale tego ode mnie nie wymaga! Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę! I dobrze wiesz, że Jan w przeszłości wiele mi pomógł. Jestem mu to winna!

– Agnieszka! To było kilkanaście lat temu! Zamierzasz do końca życia spłacać dług wdzięczności, bo pan prokurator wysłał ci parę pocztówek i opłacił mieszkanie, do którego zresztą nigdy potem nie wróciłaś?

– I może to był błąd – powiedziałam cicho i zacisnęłam mocno powieki, odgradzając się tą cienką jak skrzydło motyla zaporą od świata, który mnie nie rozumiał. Tym światem był teraz mój mąż.

Gaan jullie scheiden?7 – Z zamyślenia wyrwał mnie zatroskany głos Annemarie. Wzdrygnęłam się. Czyżby córka umiała czytać mi w myślach? Albo tylko doskonale potrafiła wyczuwać mój nastrój.

Siedziała teraz z podkurczonymi pod siebie nogami i patrzyła na mnie wyczekująco. Wyglądała tak bezbronnie. W jej oczach zobaczyłam niepewność przemieszaną z lękiem. Lękiem dziecka, które boi się, że bezpowrotnie straci poczucie bezpieczeństwa i miłość któregoś z rodziców. Annemarie kochała swojego ojca równie mocno jak mnie. A czasem odnosiłam wrażenie, że nawet bardziej. Byli tak do siebie podobni. Po moich bliskich odziedziczyła miłość do książek i słowiańską, niezłomną naturę wojownika. Rodzina de Bruin dała jej znacznie więcej: nazwisko, majątek i absolutny słuch muzyczny, dzięki któremu dostała się z pierwszą lokatą do jednej z najbardziej prestiżowych szkół w Królestwie Niderlandów, amsterdamskiego konserwatorium.

– Skąd ci to przyszło do głowy, kochanie? – zapytałam miękko.

– Często się sprzeczacie! W mojej klasie są tylko dwie dziewczynki, które mają oboje rodziców. Reszta mieszka na dwa domy. W ciągu tygodnia u mamy, w weekend u ojca. Na początku to jest nawet fajne. – Annemarie uśmiechnęła się blado.

– Co jest fajne, córeczko? – Położyłam rękę na jej drobnej dłoni. Tym razem jej nie wyrwała. Przylgnęła długimi szczupłymi palcami pianistki do mojego kciuka. Zauważyłam, że znacznie zapuściła swoje zazwyczaj krótko opiłowane paznokcie. Mimowolnie zmarszczyłam brwi.

– Masz dwa domy, dwa pokoje, dwie szafy. Podwójne urodziny, prezenty, wakacje w ciepłych krajach, narty dwa razy do roku. Wszystko razy dwa. Starzy starają się podwójnie, żeby ci niczego nie brakowało. Tylko… – urwała nagle.

Patrzyłam na nią uważnie.

– Mów dalej, kochanie.

– Tylko miłości jakby mniej. Jej nie możesz podwoić. Od tej pory musisz ją dzielić na pół…

Zrobiło mi się gorąco. Wstałam szybko i podeszłam do okna. Otworzyłam je na oścież. Do środka wpadło ożywcze, pachnące deszczem i hortensjami powietrze.

Dotknęły mnie słowa mojej małej, dorosłej córeczki. Nikt nie miał prawa odzierać dzieci z miłości. A już na pewno nie rodzice. Ponownie spojrzałam na siedzącą przy stole Annemarie. Uśmiechnęłam się do niej ciepło.

– Nie martw się. Twój tata i ja bardzo się kochamy. A sprzeczki, cóż, są nieodłączną częścią każdego związku. Ale ty masz jeszcze czas na takie przemyślenia. Teraz chodź, schatje8, pomożesz mi usmażyć naleśniki!

Annemarie skrzywiła śmiesznie buzię i pokazała mi język. W tym samym momencie przez otwarte okno usłyszałyśmy dobiegający z sąsiedniej posesji okrzyk.

– Kurwa, Zeflik, pieronie, mie się już cierpliwość kończy! Złaź z tego dachu!

Spojrzałyśmy na siebie z bezbrzeżnym zdumieniem.

– Ja chyba śnię! – powiedziałam i chwytając wiszącą na drzwiach kuchni sztormówkę, wybiegłam z domu. Annemarie żwawo podążyła za mną.

1 Co się stało? (hol.) [wróć]

2 Mamo, nie truj mi nad głową! (hol.) [wróć]

3 Co dzisiaj jemy? (hol.) [wróć]

4 Ciastko z jabłkami (hol.) [wróć]

5 Nie do wiary! (hol.) [wróć]

6 Kłamstwo ma krótkie nogi! (hol.) [wróć]

7 Rozwiedziecie się? (hol.) [wróć]

8 Kochanie (hol.) [wróć]

Niebo nad Ansterdamem

Подняться наверх