Читать книгу Książę Cieni - Aleksandra Polak - Страница 6
2
ОглавлениеWysoki, bezlitosny dźwięk budzika zawładnął pokojem. Uchyliłam jedno oko i jęknęłam. Ostre słońce mnie poraziło. Z trudem spoglądałam na jaskrawe smugi poranka.
– Wstawaj, wstawaj! – Mama wparowała do pokoju z kubkiem kawy w dłoni.
– To dla mnie? – zapytałam, z przyjemnością wdychając zapach świeżo parzonego napoju.
– To? – zapytała zdziwiona, jakby nie miała pojęcia, o czym mówię. – Ach, kawa? Chyba żartujesz! Ekspres stoi tam, gdzie zawsze. Może go włączę, jeśli podniesiesz się z łóżka.
Mama nie pozostawiła mi wyboru. Wstałam, zrzucając na ziemię podręcznik do matematyki, z którego do późnej nocy powtarzałam zadania. Matura na poziomie podstawowym nie budziła we mnie obaw, jednak wolałam się upewnić, że pamiętam wszystko. Wspomnienia pożartego przez smutek Hadriana i bezczelnie pewnego siebie Tristana kłębiły się w mojej głowie, dlatego przyjemnie było je wyprzeć choćby twierdzeniami matematycznymi.
Kawa postawiła mnie na nogi. Wzięłam prysznic i znowu włożyłam galowy strój. Nie czułam się dobrze. Żołądek miałam ściśnięty, a w gardle gulę z wyrzutów sumienia. Spojrzałam w lustro, karcąc odbicie wzrokiem.
– Tak to jest, kiedy tracisz rozum – mruknęłam, podwijając rękawy białej koszuli.
– Co tam mówisz? – Mama zajrzała przez uchylone drzwi, wciąż ostentacyjnie paradując z kubkiem kawy w dłoni.
– Mówię, że dzisiejsza matura to będzie pestka. – Uśmiechnęłam się, by zakamuflować moją kiepską kondycję.
Tata odwiózł mnie do szkoły, a miasto uciekające za oknem jeszcze nigdy nie wyglądało tak przygnębiająco. Moje powieki były ciężkie, opadały, wcale nie mając ochoty znów się podnosić. Niechętnie wysiadłam z samochodu, pożegnałam się i gdy zamykałam drzwi, usłyszałam złowieszczy syk. Towarzyszyło mu to charakterystyczne uczucie bycia obserwowaną. Rząd topoli rzucał na ścianę budynku mroczny cień, który wił się i agresywnie syczał. Przez chwilę wpatrywałam się w niego z przerażeniem, jednak przypomniałam sobie słowa sióstr. „Nie zwracaj na nie uwagi”. Zrobiłam krok do przodu. Szukałam wzrokiem Edwarda, Julii, Amira, kogokolwiek, kto pomógłby mi wrócić do wymiaru pozbawionego czerwonych ślepi demonów. Stawiałam kolejne kroki, a sylwetki uczniów traciły ostrość, rozpływały się w konturach czerni. Szłam pomiędzy oceanem dusz, pod złowrogim spojrzeniem cieni, w rytm paniki wygrywającej szybką melodię mojego serca. Podczas wczorajszego egzaminu maturalnego, gdy z determinacją postanowiłam uciec, udało mi się, przynajmniej na chwilę. Tym razem spadałam głębiej i głębiej, jakby coś ciężkiego ciągnęło mnie ku otchłani.
– Hej! – Gdzieś daleko rozległ się głos. To był bodziec, który uderzył mnie jak kopnięcie prądem. Skupiłam się na dźwięku, złapałam go i lgnęłam do niego całą sobą, aż w końcu ciemność zniknęła. Ułamek sekundy wystarczył, bym wpadła w otchłań, i ułamek sekundy wystarczył, bym z niej uciekła. Pierwsze przerażało, drugie napawało nadzieją.
– Wszystko dobrze?
Wzdrygnęłam się, kiedy zobaczyłam, kto jest moją kotwicą.
– Maks?
– Wyglądasz na nieobecną. I bardzo przestraszoną. Boisz się matury? Myślisz, że ci nie pójdzie? Tak jak wczoraj?
– Wczoraj świetnie mi poszło – oburzyłam się. – Ostatnio źle sypiam.
– Dlaczego? – zapytał od razu, a ja utkwiłam w nim zaskoczony wzrok.
– Alicja! – Julia pojawiła się obok nas, nim zdążyłam pomyśleć, jak odpowiedzieć Maksowi. – Chodź, musimy powtórzyć zadania z geometrii, bo przysięgam, że wszystko mi się pomieszało!
Przyjaciółka wzięła mnie pod rękę i odeszłyśmy, zostawiając Maksa pośród tłumu wyelegantowanych maturzystów.
– Czego on chciał? – zapytała Julia podejrzliwie.
– Sama nie wiem. Pytał, czy dobrze się czuję.
– Rzeczywiście źle wyglądasz. O rany! Powiedziałaś Hadrianowi o…
– Nie.
– Spokojnie, weź głęboki oddech i przestań się zamartwiać. Powiesz mu w odpowiednim czasie. Teraz jest czas na maturę, no nie?
Przytaknęłam. Jak dobrze było mieć Julię u boku. Jej obecność działała na mnie kojąco. Świat momentalnie pojaśniał, ciemność była już tylko odległym wspomnieniem.
– Dziękuję, że jesteś – powiedziałam.
– No jasne! – rozpromieniła się Julia. Nie puściła mojego ramienia i pewnym krokiem weszłyśmy razem do sali gimnastycznej. Długie rzędy ławek rozciągały się od drabinek do okien. Skierowałyśmy się do swoich miejsc. Julia siedziała po prawej stronie sali, a ja po lewej. Usiadłam, zadowolona, że odzyskałam spokój i szybko rozwiążę wszystkie zadania. Uśmiechnęłam się, układając przybory w perfekcyjnej linii.
Gdy wszyscy uczniowie zajęli miejsca, przewodniczący komisji wstał i objaśnił zasady przeprowadzenia egzaminu. Starałam się słuchać uważnie, jednak przychodziło mi to z coraz większym trudem. Słowa rozmywały się i ginęły w dziwnych szmerach. Szum, podobny do radiowej pustki pomiędzy stacjami, narastał. Instrukcje słyszałam urywkowo, jednak nie przywiązywałam już do nich wagi. Wiedziałam, że nadciąga coś złowieszczego. Zacisnęłam dłonie na krześle. Po plecach spłynęła mi kropla potu.
– Czas pracy to sto siedemdziesiąt minut… Rozpoczynamy o godzinie dziewiątej.
Bałam się zamknąć oczy, bałam się mrugnąć.
– Nie kontaktujemy się… Czarny długopis… Przypominam jeszcze raz o arkuszu odpowiedzi…
Poczułam na sobie czyjś wzrok. Dostrzegłam mroczną sylwetkę po lewej stronie sali i powoli obróciłam głowę w tę stronę.
– Sprawdźcie, czy wasze arkusze egzaminacyjne zawierają dwadzieścia sześć stron…
Tristan.
– Nie! – wrzasnęłam instynktownie. Złość mną targnęła, omamiła myśli. Mój głos najpierw wystrzelił do góry niczym ptak, potem przeleciał przez całą salę i wrócił do mnie. Ogarnął mnie lęk, że przewodniczący komisji może unieważnić egzamin lub wyrzucić mnie z sali. Tristana widziałam tylko przez chwilę. Jego oczy bystro błyszczały. Wpatrywał się we mnie badawczo, jakby z wyczekiwaniem. Nie miałam zamiaru mu ulegać ani wchodzić z nim w dyskusję. Nie chciałam wymieniać spojrzeń. Zdenerwowałam się, poddałam złości, a ciemność sprawiła, że zatraciłam się w gniewie. Tristan zniknął, jakby przegoniony moim krzykiem. Byłam więcej niż pewna, że tylko ja go widziałam i że właśnie zafundowałam sobie niezłe kłopoty.
– Co takiego, młoda damo?
O rany. Jeśli jeszcze nie byłam pewna, że mam przechlapane, to „młoda dama” utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
– Przepraszam! – jęknęłam. – Zachwiałam się na krześle. – Tylko to przyszło mi do głowy. Egzaminator najpierw zmierzył mnie rozjuszonym wzrokiem, a potem z impetem rzucił kartkę na biurko. Usiadł ostentacyjnie i oznajmił, że skoro wszystko już wiemy, to możemy rozpocząć maturę. Odetchnęłam z ulgą, przeklinając Tristana w myślach.
Z łatwością rozwiązywałam zadania. Wszystko pamiętałam z lekcji i powtórzeń. Gdy wyszłam z sali, nerwowo przełknęłam ślinę i rozejrzałam się dookoła. Tristan zniknął, jednak lęk mnie nie opuścił. Poszłam na parking.
– Kolejna matura z głowy! Gratulacje! – Hadrian wyszedł z mustanga i oparł się o maskę samochodu. Gdy podeszłam, pocałował mnie radośnie, a ja poczułam przyjemny żar, który jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił, gdy przypomniałam sobie o czekającej nas rozmowie.
– Gotowa na powrót do magicznego świata? – zapytał żartobliwie. Widziałam, że pod maską radości wciąż skrywa rozgoryczenie. Hadrian bał się spotkania z przeszłością.
– Ja tak. A ty? Jesteś gotowy na powrót do dzieciństwa?
– Gotowy czy nie, po prostu muszę to zrobić. Mam tylko nadzieję, że szybko znajdziemy składnik – mówił, obracając w dłoniach kluczyki.
– Muszę ci coś powiedzieć, kiedy wrócimy do domu – oznajmiłam, wyznaczając sobie ostateczny termin rozmowy z Hadrianem. To musiało stać się dzisiaj.
– Jasne. Możesz mi powiedzieć wszystko. Co tylko chcesz! – Uśmiechnął się, a ja niepewnie odwzajemniłam uśmiech, zastanawiając się, czy zmieni zdanie, gdy usłyszy moją opowieść o Bursztynowym Kole.
Zaparkowaliśmy pod cmentarzem, gdzie stała już cyrkowa furgonetka. Chybotała się na parkingu, jakby poruszana podmuchami wiatru. Ruszyliśmy przed siebie, trzymając się za ręce. Ściskałam mocno jego ciepłą dłoń. Wśród świerków czekali na nas Gustaw, Amelia, Aurea i Iwo. Siedzieli na pokrytej igliwiem ziemi, w ciszy i napięciu. Rzucili nam przelotne spojrzenia.
– Reszta dogląda cyrkowych atrakcji – Iwo uprzedził moje pytanie. Wstał, wspierając się na zakończonej głową błazna lasce. Dzwoneczki na jego kapeluszu cicho brzęczały. Mag podwinął rękawy złotej bluzki w czerwone pasy i dał nam znak, żebyśmy od razu zabrali się do roboty. Amelia i Igor wymienili uśmiechy, Aurea poprawiła pas ze sztyletami, a Gustaw kręcił się w miejscu, nie mogąc się doczekać wejścia na Cmentarz Nad Przepaścią.
– Nie wiem czemu, ale bardzo lubię to miejsce – wyznał.
– Uwielbiasz też horrory i Halloween – zażartował Igor.
– Każdy ma jakieś zainteresowania. Nie czepiam się, jak podnosisz cyrkową furgonetkę w trakcie rozgrzewki – odgryzł się Gustaw, ale szybko umilkł, skarcony spojrzeniem Iwo.
– Przypominam, że mamy ważną misję do wykonania! – syknął mag. – Skupcie się i otwórzcie szeroko oczy. Nasz przedmiot może być wszędzie, więc koniec żartów i do roboty!
– Idę pierwszy – oznajmił Gustaw i wykonał bardzo sprawny, niemal akrobatyczny podskok, błyskawicznie lądując przy rycerzu pilnującym wejścia. Chwycił jego otwartą dłoń, a zarośla szczelnie zamknęły go w uścisku. Iwo wszedł jako drugi, potem Igor, a Hadrian delikatnie dał mi znać, żebym ruszyła jako następna. Złapałam dłoń rycerza, konary owinęły się wokół mnie, potem uniosły, a ja… ciągle stałam w lesie, obok Hadriana. Amelia patrzyła na mnie zaskoczona, a Aurea aż wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu.
– Strażnik się zepsuł? – zapytała Aurea.
– Strażnik się nigdy nie psuje – powiedziała niepewnie Amelia.
– Spróbuj jeszcze raz – polecił Hadrian, równie zatrwożony.
Znów chwyciłam dłoń rycerza. Gałęzie opadły, podniosły się i znów zobaczyłam jego niebieskie oczy.
– Przedziwne – mruknął. – Amelio, zobaczmy, czy ty wejdziesz.
Chwilę później dziewczyna bez najmniejszego problemu zniknęła pomiędzy gałęziami. Figura rycerza pozostała niewzruszona. Opierał się o swój miecz, strzegąc Cmentarza. Najwyraźniej musiał strzec go również przede mną.
– Naprawdę nie rozumiem… – mruknęła Aurea.
– Co teraz?
– Może rzeczywiście się zepsuł? – wysnuł przypuszczenie Hadrian.
– To niemożliwe… – westchnęła. – Rycerz nie może wpuścić ani skrawka cienia na cmentarz. Być może… Nie wiem, może po Hadesie zostało w tobie trochę ciemności? Ale byłaś już kiedyś na cmentarzu, prawda? Coś się zmieniło od tej pory? Może masz jakiś mroczny sekret – zażartowała, a ja znieruchomiałam niczym Strażnik Dusz.
– O nie – jęknęłam, przeczuwając, że nadchodzi tornado.
– Masz mroczny sekret? – Aurea dopytywała z uśmiechem na ustach, nie dowierzając, że mogę ukrywać tajemnicę nagłej namiętności owianą ciemnością. W najgorszych koszmarach nie podejrzewałabym, że mrok Tristana zalegający na moich ustach może uniemożliwić mi wejście na Cmentarz Nad Przepaścią.
– Ja… – stęknęłam, ale nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Nie tutaj, nie teraz. Nie w tym miejscu.
Spojrzałam na Hadriana. Był zaskoczony, nie rozumiał, co się dzieje. Niczego nie podejrzewał. „Mroczny sekret” wywołał uśmiech również na jego twarzy, jednak spoważniał, gdy zrozumiał, że rzeczywiście ukrywam coś mrocznego.
– To może was zostawię – zaproponowała Aurea. Ona bez najmniejszego problemu przeszła na Cmentarz.
Gdy zostaliśmy sami, powietrze wokół zrobiło się ciężkie, drzewa szumiały niemal ponaglająco, a Strażnik, choć pozornie spokojny, również zdawał się patrzeć na mnie wyczekująco.
– Co się stało? – zapytał Hadrian zmartwionym głosem.
– Już wczoraj chciałam z tobą porozmawiać, ale nie potrafiłam – zaczęłam, głośno przełykając ślinę. – To właśnie o tym miałam ci opowiedzieć w domu. Ja… Ja mam mroczny sekret i nawet nie wiem, jak go przed tobą odkryć. – Schowałam twarz w dłoniach i otarłam kilka natrętnych łez.
– Po prostu powiedz…
Hadrian zastygł w napięciu. Jego klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała.
– Tego dnia, kiedy widziałam spektakl Circus Lumos, odprowadziłeś mnie na autobus. Wysiadłam po jednym przystanku, bo zobaczyłam…Tristana.
Hadrian wypuścił głośno powietrze. Jego wzrok palił, boleśnie raniąc moje serce.
– Popędziłam za nim i doprowadził mnie na diabelski młyn. Rozmawialiśmy. Pytał, co odkryliśmy w Wiedniu. Mówił o Eryn. Mówił, że…
– Że?
– Że jestem dla niego tak ważna, jak Eryn była dla Okulusa – wypaliłam. Zamknęłam oczy. Nie potrafiłam mówić, kiedy tak się we mnie wpatrywał. – Powiedział, że Eryn była dla maga perłową damą, wyjątkową, cenną, ulubioną. I że to samo czuje do mnie. I…
– I?
Otworzyłam oczy. Przetarłam czoło z zimnego potu. Twarz Hadriana nie zdradzała żadnych emocji.
– I mnie pocałował. A potem uciekłam.
Zapadła między nami cisza. Ciężka, grobowa cisza. Bałam się spojrzeć mu w oczy. Patrzyłam na swoje buty i czekałam na burzę. Nie przyszła.
– Brawo. Tego bym się nie spodziewał – powiedział w końcu zjadliwie. Nigdy wcześniej nie słyszałam u niego takiego tonu. Pierwszy raz był na mnie wściekły. Widziałam, że dłonie ukryte w kieszeniach spodni zwinął w pięści, zacisnął też usta. Odwrócił ode mnie wzrok. Wpatrywał się w przestrzeń za moimi plecami.
– Przepraszam, tak bardzo tego żałuję. Nie wiem, co mi odbiło! – Rozpłakałam się, próbując złapać go za ramię. Wyrwał się, a moje serce przeciął zimny dreszcz.
– Ale ja wiem – powiedział spokojnie. Ten pozornie wyważony ton jego głosu przyprawiał mnie o ciarki. – Po prostu ci się to podoba.
– To nie tak… – jęknęłam, próbując zebrać myśli. Tak trudno było mi wytłumaczyć uczucia, którymi darzyłam Tristana! Sama ich dobrze nie rozumiałam, a co dopiero objaśniać je Hadrianowi.
– Nie kłam, proszę cię! – warknął.
– Posłuchaj, to on pocałował mnie i przyznaję, że miałam chwilę słabości, ale to nie znaczy, że cię nie kocham. Naprawdę kocham cię ponad wszystko i…
– I chcesz też jego?
– Nie!
– Chcesz z nim być? A może uważasz, że w ten sposób przekonasz go do poddania się miksturze?
– Nie, ja po prostu… – urwałam, jakby żadne znane mi słowa nie były adekwatne.
– Słucham? – Spojrzał na mnie wyczekująco, a majowe powietrze zrobiło się chłodne i nieprzyjemne.
– Lubię Tristana i wiem, że podzielasz moje zdanie o jego zagubionym dobru. I wiem, że popełniłam błąd, całując go. Nie będę z nim, nie chcę z nim być, bo kocham tylko ciebie.
– Szkoda, że nie pomyślałaś o tym na diabelskim młynie – syknął. – Naprawdę nie mogę w to uwierzyć! Powiedz mi, że to jakiś tragiczny sen! Klątwa, składniki, mikstura, to wszystko jest już wystarczająco skomplikowane, a ty jeszcze dolewasz oliwy do ognia! A co, jeśli teraz Tristan specjalnie się nie zgodzi, tylko dlatego, żeby zrobić mi na złość? Jeśli mnie zabije, będzie miał ciebie! Pomyślałaś o tym?
Zamarłam. Nie podejrzewałam go o to. Świat nie mógł być tak okrutny, a Tristan nie mógł być tak wyrachowany. Przełknęłam ślinę i spojrzałam odważnie na Hadriana. Powiedziałam zdecydowanie:
– Jestem pewna, że nie postąpiłby w ten sposób.
– A ja byłem pewien, że nie żywisz do niego żadnych uczuć prócz współczucia. I widzisz, już po mojej pewności!
Odwrócił się i nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, złapał dłoń Strażnika Dusz. Gałęzie owinęły się wokół jego ciała i zabrały go na drugą stronę, a ja zostałam zupełnie sama. Nie zwlekając ani chwili, podbiegłam do rycerza i złapałam jego dłoń tak mocno, że aż posiniały mi palce.
– Lepiej mnie tam zabierz! – krzyknęłam, a gałęzie opadły. Poczułam dziwne łaskotanie w żołądku i chwilę później ujrzałam oddalającą się sylwetkę Hadriana, skąpaną w złotym blasku migoczących na Cmentarzu gwiazd. Kopnęłam pień smukłej brzozy i wrzasnęłam, wkładając w ten krzyk całą swoją złość. Drzewo się zachybotało, kilka liści opadło na moją głowę; były ciężkie jak metal. Syknęłam i strząsnęłam je z włosów.
– Hadrian! – zawołałam. – Poczekaj!
Ruszyłam Aleją Spadających Gwiazd, tym razem nie zachwycając się jej pięknem. Nagrobki i rozświetlone niebo muśnięte zmierzchem były jak rozmazane tło fotografii. Wyostrzona była tylko sylwetka Hadriana. Pędziłam za nim, lecz nim zdążyłam go dogonić, dotarliśmy już do nagrobka Felicji.
Policzki Hadriana były czerwone, jego oczy miotały gromy. Amelia otworzyła usta, by zapytać, co się stało, ale Aurea dała jej kuksańca. Iwo spoglądał na mnie z zaciekawieniem, a Igor opierał się o drzewo górujące nad naszymi głowami.
– I co? – zapytał Hadrian krótko.
– Nic. – Gustaw bezradnie wzruszył ramionami, badając przód nagrobka.
– Nie możemy znaleźć żadnej skrytki – wtrącił Iwo, przejeżdżając palcami po figurze.
– A sprawdzaliście tu? – zapytałam, wskazując złożone dłonie figury.
– Próbowaliśmy – mruknął Iwo.
– Ty spróbuj – powiedziała Aurea. – Halo, Hadrianie! Do ciebie mówię.
Hadrian ocknął się z zamyślenia i rzucił mi przelotne spojrzenie, wciąż pełne złości, jednak przechylił się i dotknął zaciśniętych na klatce piersiowej dłoni. Gdy drewno spotkało się z jego skórą, skruszało. Odłamki niknęły w delikatnych podmuchach wiatru. To musiała być skrytka!
– Co to takiego? – zapytał Iwo, pochylając się nad Hadrianem, gdy ten wyciągnął z dłoni Felicji średniej wielkości przedmiot.
– Szkatułka? – Amelia bez pytania zabrała tę tajemniczą rzecz z jego dłoni. Uniosła ją, by blask gwiazd lepiej ją oświetlił.
– Otwórz – polecił Gustaw.
Amelia pokręciła głową.
– Nie ma zamka.
– Niemożliwe. – Iwo zaśmiał się, ale gdy chwycił szkatułkę, uśmiech znikł z jego twarzy. – Rzeczywiście…
– A więc przybyłeś, Hadrianie. – Te słowa rozległy się za naszymi plecami zupełnie niespodziewanie. Podskoczyłam przerażona, a gdy się obróciłam, spodziewając się zobaczyć coś strasznego, moim oczom ukazała się wysoka kobieta w białej sukni, od której bił silny blask. Jasne włosy opadały jej na ramiona. Ich kolor przypominał kosmyki Hadriana. Piękne oczy i delikatne, lecz wyraziste rysy twarzy nie pozostawiły ani grama wątpliwości. To musiała być Lidia.
– A więc mieliśmy rację, że ukryłaś tu przedmiot, który przekazała ci Felicja – powiedział Iwo, wyraźnie z siebie dumny.
– Tak, jednak nie mam pojęcia, co to jest.
Na Cmentarzu rozległ się jęk rozczarowania. Hadrian wpatrywał się w Lidię, starając się ukryć emocje, ale jego oczy zdradzały wszystko. Był podekscytowany i zafascynowany. Widać było, że stres wziął go we władanie, ale próbuje mu się oprzeć. Chciał się odezwać.
– Hadrianie, w końcu cię spotykam – uprzedziła go Lidia. – Wybacz, że nigdy wcześniej się z tobą nie skontaktowałam. Wiedziałam jednak, że jesteś w dobrych rękach.
Mówiła spokojnie i czule, niczym matka kładąca dziecko do snu. Jej kryształowy głos potrafił ukoić cały ból tego świata. Iwo lekuchno się uśmiechnął.
– Nigdy nie chciałaś mnie nawet poznać? – zapytał twardo Hadrian.
– Widziałam cię w magicznej kuli. Wiedziałam, że jesteś bezpieczny. Nie mogłam się tobą zająć.
– Tak jak podejrzewał Okulus, nie chcesz należeć do tej rodziny – powiedział Iwo. Spojrzałam na nią zaskoczona, oczekując, że zaprzeczy. Ona jednak pokiwała smutno głową.
– Byłam świadkiem tego, co stało się z Felicją. Najpierw Laurenty namieszał jej w głowie, potem pomogłam jej przed nim uciec. Zerwałyśmy kontakt, żeby ten wariat nie próbował mnie zabić, aż pewnego dnia Felicja pojawiła się na moim progu. Była zmęczona, sponiewierana, ledwo trzymała się na nogach. Powiedziała, że musi przekazać mi pewien przedmiot i że mam go strzec jak oka w głowie, a gdy ona umrze, muszę go ukryć na Cmentarzu Nad Przepaścią, bo tam Laurenty nigdy nie wejdzie. Przeczuwała, że on ją złapie. Ale była szczęśliwa, bo odkryła to. – Lidia skinęła głową w kierunku szkatułki.
– Co z tego, skoro to tylko schowek. Nie umiemy go otworzyć – mruknął Gustaw.
– Felicja uprzedziła, że tylko Hadrian lub Tristan będą potrafili wydobyć to, co jest w środku. Powiedziała, że jeżeli jej synowie odnajdą w sobie miłość, szkatułka na pewno im się przyda.
– A jak konkretnie mają ją otworzyć? – Iwo warknął, mierząc Lidię świdrującym wzrokiem. Spuściła wzrok i westchnęła bezradnie.
– By otworzyć szkatułkę, Hadrian lub Tristan muszą zaśpiewać ulubioną melodię swojej matki; melodię jej miłości do synów.
Powiedziawszy to, Lidia, tak szybko, jak się pojawiła, tak szybko zniknęła.
– No dalej, zaśpiewaj – powiedziała Aurea.
Wszyscy utkwili wzrok w Hadrianie.
– Jaka była jej ulubiona melodia? – zapytał ponaglająco Igor.
– Nie mam pojęcia – odparł Hadrian, przerażony odpowiedzialnością, która właśnie na niego spadła. – Naprawdę nie pamiętam.
Iwo rzucił mu rozjuszone spojrzenie, Amelia westchnęła z rezygnacją, a Gustaw wspierająco poklepał go po ramieniu. Też chciałam go pocieszyć, ale bałam się, że odtrąci moją dłoń.
Ruszyliśmy do wyjścia, jednak nie postawiłam nawet dwóch kroków, kiedy przez Cmentarz Nad Przepaścią przeszła fala wstrząsów. Ziemia zadrgała. Próbowałam złapać gałąź, ale przewróciłam się, kiedy kolejna seria drgań uderzyła ze zdwojoną siłą. Gwiazdy zamigotały, niebo pociemniało, a z przepaści dobiegł huk, który przypominał dźwięk walczących mieczy, złowrogi, śmiercionośny.
– Co się dzieje?! – krzyknęła Aurea, obejmując Amelię.
– Nie mam pojęcia. – Przeraziłam się, gdy w głosie Iwo wyczułam strach.
– Wyłaźcie! – Dopiero po chwili się zorientowałam, że ten głos dochodzi z drugiej strony przepaści. Strażnik Dusz nie chciał wpuścić intruza na Cmentarz, ale jego krzyku nie mógł powstrzymać. – Czekam tu na was! I zabierzcie Alicję, bo ostatnio unika mnie jak ognia!
Zły, prześmiewczy głos, żądny zniszczenia i walki. Głos, który zapowiadał kłopoty.
Tristan.