Читать книгу Książę Cieni - Aleksandra Polak - Страница 7

3

Оглавление

– Zostańcie tutaj! – krzyknął Iwo. Wyjął zza pazuchy długi sztylet, a swoją laskę chwycił niczym harpun. Ruszył w stronę wyjścia.

– Ja też idę! – oznajmiłam. – No co? Przecież powiedział, że mam wyjść! – Spojrzałam na zdumionego Iwo.

– Jak ci powie, że masz się rzucić w przepaść, to też tak zrobisz? – syknął.

– W takim razie ja również idę – postanowił Hadrian, ale Iwo dźgnął go ostrzegawczo swoją laską.

– Opamiętajcie się! Za Strażnikiem może czekać cały Hades! – Iwo odepchnął Hadriana, wyraźnie poirytowany. Przychodząc tu, mag nie spodziewał się kłopotów. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.

– W takim razie Alicja też nie pójdzie – powiedział Hadrian.

– Pójdę, muszę iść! Akurat ja jedna jestem w stanie go powstrzymać przed rozpętaniem piekła!

Hadrian zaśmiał się gorzko.

– Na pewno o to ci chodzi?

– Wiesz co? Powiedziałam ci całą prawdę. Chcesz myśleć inaczej? Proszę bardzo! – zirytowałam się i nie czekając na ich odpowiedź, odważnie wyminęłam obu mężczyzn i podbiegłam do Strażnika.

– Alicja!

Nie wiedziałam, kto wykrzyczał moje imię. Nim dobiegłam do posągu, Cmentarz zadrgał niebezpiecznie, a kilka pomników pokryło się cienką pajęczyną pęknięć. Powietrze przeciął huk. Potknęłam się i boleśnie upadłam. Podniosłam się jednak i ścisnęłam dłoń Strażnika Dusz. Po chwili byłam po drugiej stronie. Tristan trzymał w dłoni sztylet o czarnym ostrzu. Po jego lewej ręce spływała krew; krew Tristana znajdowała się też na zbroi Strażnika, który bronił wejścia na Cmentarz.

– No proszę, proszę. Chyba nawet z Eryn łatwiej się spotkać niż z tobą – wycedził.

– Co ty wyprawiasz? – W spodniach miałam dwie wielkie dziury, przez które prześwitywała otarta skóra, ubrudzona ziemią i mchem. Zachwiałam się.

– Skoro tak przede mną uciekasz, to musiałem cię jakoś wywabić z ukrycia – powiedział arogancko. Miał na sobie czarne spodnie wpuszczone w skórzane buty. Jego tors zakrywała luźna koszulka, a biodra opinał pas na broń.

– Czego chcesz? – zapytałam.

– Zapytać, co kombinujecie.

– Mamy pewną misję, ale na razie nie możesz…

– Misję? Pewnie misję ocalenia własnych tyłków.

– Nie tylko własnych…

– A ty?

– Co ja?

– Ż y j e s z? – Tristan wypowiedział to słowo w tak sugestywny sposób, że od razu wiedziałam, do czego zmierza. Uniósł porozumiewawczo brwi, a na jego twarzy pojawił się nonszalancki uśmiech.

– Posłuchaj, ja…

Nie zdążyłam dokończyć, bo między nas wpadł wściekły Iwo. Skrzyżował sztylet i laskę w wyzywającym geście.

– Iwo, przestań! – syknęłam, próbując go powstrzymać, ale strącił moją dłoń ze swojego ramienia.

– Ciebie też już dawno nie widziałem! Ciągle uprzykrzasz ludziom życie? – Twarz Tristana zmieniła się nie do poznania. O ile wcześniej myślałam, że jest wyniosły i poirytowany, to teraz zmieniłam zdanie – przed sobą miałam prawdziwego diabła. Oczy mu pociemniały, mięśnie się napięły.

– Zostaw nas w spokoju. I nie niszcz Cmentarza – ostrzegł go mag.

– Zachowaj te prośby dla swojego przedszkola. Ach, przecież ty ich nawet nie lubisz. To kto umrze pierwszy, broniąc wspaniałego Iwo? Może Alicja, skoro już tu jest?

Zmroziło mnie. Spojrzałam najpierw na niego, a potem na Iwo. Nie chciałam, by wdawał się w tę kłótnię.

– Odejdź i zostaw Hadriana w spokoju.

– Nie mogę! – Roześmiał się szyderczo. – Kiedyś i tak muszę go zabić! – Jego słowa ociekały perfidią.

– Powiedziałem, odejdź. Chyba nie chcesz, żeby Alicja zobaczyła, jak zmywam ci z twarzy ten bezczelny uśmiech?

Głośny chichot Tristana rozszedł się po lesie.

– Alicjo, chyba w końcu zobaczysz, jak się naprawdę walczy. Opowiedz wszystko Hadrianowi, żeby dobrze wiedział, czego ma się spodziewać.

Tristan wyskoczył i uderzył maga dłonią w tors. Iwo odleciał do tyłu jak wystrzelony z katapulty. Krzyknęłam i pobiegłam w jego stronę.

– Iwo! Nic ci nie jest?

Mag przez chwilę leżał nieruchomo, a potem się ocknął i zaczerpnął powietrza. W jego oczach malowała się wściekłość.

– Czuję się doskonale! – prychnął. – Ale ty… – skierował wściekłe słowa do Tristana. Ogarnęła go furia.

Wyminął mnie i wyskoczył wysoko, niemal dotykając najwyższych gałęzi choin. Spadając, chwycił sztylet i wycelował nim w Tristana, jednak ten zdążył uskoczyć. Iwo wylądował i od razu cisnął sztyletem w chłopaka. Gdy zrobił unik, w dłoni maga znalazł się kolejny sztylet. Iwo pofrunął w kierunku Tristana; nie poruszał nawet stopami, jakby sunął po lodzie. Tristan chwycił jego nadgarstek, blokując cios. Wówczas mag uderzył swoją laską o wnętrze dłoni, a za Tristanem pojawił się kolejny Iwo, również ze sztyletem, celując w jego plecy. Chłopak z trudem się odwrócił i zablokował kolejny cios. Gdy trzeci Iwo zjawił się w lesie, Tristan odepchnął go z całej siły i wycofał się o kilka kroków, wpadając na kolejnego sobowtóra Iwo. Uderzył go z taką siłą, że figura najpierw się rozpołowiła, a potem zniknęła w iskrzącym dymie. Na twarzy Tristana pojawił się triumfalny uśmiech. Prawdziwy Iwo wyciągnął z rękawa długą pelerynę i owinąwszy się nią, jeszcze raz uderzył laską o dłoń. W powietrzu rozległo się złowieszcze tykanie zegara. Rozejrzałam się, szukając źródła tego dźwięku. Chwilę później mag zniknął z syknięciem podobnym do gaszonego ognia, a zamiast niego pojawiły się setki jego sobowtórów. Wszystkie ruszyły na Tristana. Ich oczy były puste, głowy poruszały się to w prawo, to w lewo, w rytm niewidzialnego zegara. Dotknęłam jednego z nich. Do złudzenia przypominał prawdziwego Iwo, jednak jakiś nieuchwytny element zdradzał, że była to tylko wypełniona tykaniem magii kukła.

– Wyborny trik, nie ma co – zaśmiał się Tristan i uderzeniem pięści powalił jednego z magów. W odpowiedzi pięć sobowtórów rzuciło się na niego w furii, pokrywając go niczym lawina. Tristan jednak poderwał się z wściekłym wrzaskiem, waląc na oślep. Jedną z podobizn maga chwycił za szyję i cisnął nią o drzewo. Nie był to jednak prawdziwy Iwo.

– Gdzie się ukrywasz? – krzyczał, niszcząc kukły niczym bańki mydlane. Jeden z sobowtórów trzymał długi cienki sztylet, którego blask poraził Tristana. Chłopak padł na kolana, a sztylet niebezpiecznie zbliżył się do jego szyi. Uskoczył w ostatniej chwili, ciągnąc na ziemię także maga. Wytrącił mu sztylet z dłoni, cisnął nim w pień drzewa i zamachnął się na oprawcę. Uderzone ciało się rozpadło. Znowu pudło.

Tristan zaśmiał się gorzko. Jego skóra zrobiła się szara. Z czubków palców promieniowała mroczna poświata. Zaczerpnął powietrza, a potem wrzasnął. Przeszedł mnie dreszcz. Ten krzyk powalił połowę armii sobowtórów Iwo, jednak w miejsce każdego z nich pojawiły się dwa kolejne i ruszyły na Tristana. Uderzały go pięściami, kopały i próbowały przewrócić, jednak chłopak zręcznie się bronił. Nagle zamarł. Spojrzał na mnie badawczo i przestał odpierać atak. Pozwolił się otoczyć, zamknąć w uścisku. Niby bezwładnie się im poddawał, lecz w jego oku dostrzegłam przebiegły błysk. Chwycił długą gałąź pobliskiego drzewa, wspiął się na nią i urwał ją brutalnym ruchem. Wymierzył w punkt blisko mnie i cisnął tak mocno, że powietrze przeszył surowy świst. Jeden z magów otrzymał cios w twarz i upadł na ziemię. Cała armia zniknęła w ułamku sekundy.

– Jesteś taki przewidywalny – zachichotał Tristan. – To oczywiste, że musiałeś być gdzieś blisko Alicji.

Iwo dotknął zadrapania na policzku, z którego sączyła się krew. Tristan nie zamierzał mu odpuścić. W dłoniach trzymał gałąź, która zamieniała się w wijącego się węża. Tristan nachylił się, żeby zadać Iwo cios, jednak mag nagle wyciągnął dłoń. Lasek znów rozbrzmiał tykaniem zegara. Tristan zastygł i podążał wzrokiem za czymś, co widział we wnętrzu dłoni maga. Zbliżyłam się i ujrzałam tam otwarte oko, które wyglądało jak tatuaż. Poruszało się jednak, przykuwając wzrok Tristana i hipnotyzując jego umysł. Chłopak opadł na kolana, poddając się tej sile. Otworzył delikatnie usta i na chwilę odpłynął. Iwo już cieszył się z wygranej, jednak wzrok Tristana nagle się wyostrzył. Chłopak złapał maga za nadgarstek, wykrzywiając jego dłoń. Iwo krzyknął w bólu. Tristan podniósł się i przyłożył dłoń do klatki piersiowej Iwo, a ten zaczął się dusić. Z Tristana znów emanowała ciemność pochłaniająca powietrze i światło dnia.

– Zostaw go już! – Złapałam Tristana za nadgarstek. Wtedy coś pociągnęło mnie w dół pustej otchłani, na chwilę straciłam oddech, a moje zmysły zawirowały. Przestałam widzieć, przestałam słyszeć. Przeszył mnie prąd. Byłam sparaliżowana. Tristan puścił Iwo, by strącić moją dłoń. Wróciły mi zmysły. Zachłysnęłam się powietrzem. Iwo padł na ziemię w konwulsjach. Łapczywie łapał oddech. Tristan spojrzał na mnie wyniośle i odsunął się. Upuścił swoją broń, która znów przyjęła kształt zwykłej gałęzi, poprawił ubranie i przeczesał dłonią włosy.

– Dobrze, że całujesz lepiej, niż on walczy, bo Circus Lumos naprawdę zeszłoby na psy – powiedział i zniknął w kłębach dymu. Moje policzki zaszły buraczaną czerwienią. Co za bezczelność!

Pomogłam Iwo się podnieść. Westchnął i otrzepał dłonie z ziemi.

– Wypuść ich. – Poklepał Strażnika Dusz po ramieniu, a chwilę później obok nas pojawili się Hadrian i Igor.

– Zamknąłeś ich tam? – zdziwiłam się.

– Oczywiście. Hadrian zaraz wyrwałby się do walki. Nie dopuszczam do potencjalnie niebezpiecznych sytuacji – mruknął mag.

– A samotna walka z Tristanem nie jest potencjalnie niebezpieczna? – zdenerwował się Igor. Omiótł wzrokiem zrujnowany kawałek lasu i spojrzał na opiekuna, ewidentnie zły.

– Albo lekkomyślna walka Alicji? – zapytał Hadrian.

– Dzisiejsza potyczka dowiodła jednego: najlepszym hamulcem dla Tristana jest właśnie Alicja – powiedział Iwo, zupełnie jakby znał już nasze wszystkie sekrety. Hadrian pobladł i odszedł bez słowa, a ja jęknęłam i ruszyłam za nim.

– Poczekaj!

Nie poczekał. Biegłam za nim, aż w końcu zatrzymałam go już przy samej ulicy. Odwrócił się i spojrzał na mnie bez słowa. Pierwszy raz jego oczy były puste. Nie było w nich troski, nie było ciepła, a ciepły lazur zamienił się w szarawy błękit lodu.

– Przepraszam. Naprawdę przepraszam.

Hadrian tylko skinął głową i odszedł do swojego mustanga. Sztorm gniewu Hadriana zatopił już prawie wszystko, ale spokojnie się mu poddałam. Wcześniej niewypowiedziana tajemnica doprowadziła mnie na skraj szaleństwa.

W domu usiadłam na parapecie i podwinęłam nogi. W końcu mogłam spokojnie posłuchać radia. Kubek z gorącą czekoladą ustawiłam między stopami; jego ciepło ogrzewało moje palce. Spoglądałam na kwitnące drzewa i rozwieszony pomiędzy nimi hamak. Mniejsze i większe krasnale ustawione na trawie wesoło się do mnie uśmiechały. Jedne przelewały wodę, inne trzymały instrumenty muzyczne. Byłam pewna, że harcują, gdy odwracam wzrok. Znów na nie spojrzałam. Przebiegłe istoty znowu zastygły. Odwróciłam głowę, dałam im dłuższą chwilę, po czym omiotłam je wzrokiem. Kolejny raz mnie przechytrzyły. Uśmiechnęłam się. Przypomniałam sobie słowa matki braci, Felicji. Najważniejsza walka toczy się w sercu. Walka pomiędzy ciemnością i światłem, złem i dobrem, kłamstwem i prawdą.

Miała rację.

Książę Cieni

Подняться наверх