Читать книгу Okrutnik. Spełniona przepowiednia - Aleksandra Rozmus - Страница 5
3
ОглавлениеMiała już po dziurki w nosie demonów, bogów i przede wszystkim ludzi z nimi związanych. Każdy kto miał „zaszczyt” kontaktu z bogami, dostawał małpiego rozumu. Niestety nie mogła kierować się swoimi widzimisię, bo musiała działać, by uratować świat przed jednym z nich. Najgorsze w tym wszystko było to, że działała przeciwko swojemu sercu. Jedynym wyjściem z sytuacji okazało się udanie do mężczyzny, który ją omamił podstępnie, zostawił samą, a do tego znalazł sobie pocieszenie w ramionach innej. Przeżyła wiele, lecz nikt jej tak nigdy nie upokorzył. Zebrała niesforne włosy w kucyk i nie patrząc w lusterko wyszła z domu. Była tak podminowana przed spotkaniem ze Stachem, że nie odezwała się ani słowem do sąsiadek stojących po drugiej stronie drogi. Później pewnie za to dostanie jej się od matki, ale… pieprzyć to. Stała już pod domem Staszka, gdy kątem oka zobaczyła oddalającą się sylwetkę blondynki z włosami aż do ziemi i jeśli ją oczy nie myliły to nagiej. Tego już było za dużo. Tym razem nie zamierzała uciekać, pora stawić czoła wszystkim problemom. Zwłaszcza, że za półtora miesiąca ma się rozpętać piekło na ziemi. Przekroczyła bramkę i z szybko bijącym sercem zapukała do drzwi. Otworzył jej mężczyzna, którego ujrzeć się nie spodziewała. Pozbawionego goryczy i nienawiści Staszka, z oczami jak jesienne liście wpatrzonymi w nią jak kiedyś. W tym spojrzeniu było coś co sprawiło, że cała złość i smutek wyparował z niej w mgnieniu oka. Zostało tylko pragnienie, by wylądować w jego ramionach i zatopić się w nich. Jako, że prawdopodobnie zostało jej mało czasu do śmierci, postanowiła, że będzie spełniać pragnienia, a więc nie zastanawiając się długo wylądowała tam gdzie chciała, a on otulił ją swoimi silnymi ramionami i przyciągnął tak, że stykali się całym ciałem. Kwestią czasu było doznanie, gdy jego wargi błądzące pierw po jej czole, w końcu odnalazły drogę do ust. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo za tym tęskniła. Nie było siły, która dałaby radę rozłączyć ich w tej chwili. Gdy ich ubrania leżały już na podłodze, a ona czuła ciepło płynące z jego ciała i każde uderzenie jego serca, wiedziała, że dobrze trafiła. Zatracili się w sobie, a przynajmniej ona, może i utraciła tym niekontrolowanym porywem godność, w końcu po tym co jej zrobił nie powinna nawet z nim rozmawiać. Mimo to czuła, że przeżywa właśnie najpiękniejszą chwilę swojego życia. Każdy jego dotyk, muśnięcie warg czy gorący oddech na skórze sprawiał, że płonęła od wewnątrz. Największą przyjemność sprawiło jej spojrzenie Staszka skupione na każdym fragmencie jej ciała. Czuła się wspaniale dopóki nie przyszedł kres odmóżdżenia. Po chwili przyjemności przyszedł czas na wstyd, wyrzuty sumienia i przede wszystkim żal. Leżała na łóżku okryta tylko kocem obok mężczyzny, którego darzyła tak wielkim uczuciem, że aż łzy zebrały jej się w oczach na napływ myśli o nim i… tej blondynce. Za dużo już łez przelała, postanowiła, że nie da poznać po sobie niczego. Opanowała się i usiadła, by zacząć ubieranie, a on przyciągnął ją do siebie.
– A ty dokąd? – zamruczał jej do ucha, co było wystarczającą zachętą, by zostać, ale nie mogła dać mu tej satysfakcji, że ma nad nią władzę. Wydostała się z jego uścisku i dokończyła ubieranie, on bez słowa obserwował ją i nie ruszał się z miejsca.
– Jakim cudem odzyskałeś wzrok? – Gdy już się ubrała, zmieniła miejsce na krzesło stojące nieopodal łóżka, mimo to nie była w stanie spojrzeć mu w oczy, więc obserwowała wnętrze domu, które wydawało się bardziej zapuszczone niż gdy je widziała ostatnio.
– Sam chciałbym wiedzieć… – Kątem oka zauważyła jak wygodniej rozłożył się na łóżku, ułożył tył głowy na złączonych rękach i zapatrzył się w sufit.
– Tak po prostu odzyskałeś? Może ty jednak wierzysz w złych bogów? – zakpiła, była jednak zdenerwowana tym, że coś przed nią ukrywa. Odwrócił w jej stronę głowę i chwilę świdrował ją spojrzeniem.
– Nie wiem dokładnie w jaki sposób odzyskałem wzrok, ale myślę, że to sprawka Raroga – powiedział spokojnie, zaraz też dodał, zdając sobie widocznie sprawę z ignorancji w tych sprawach, Amelii-Ognistego Ptaka. Jest strażnikiem krainy bogów, Prawii. Jest bardzo uzdolniony, kryje w sobie magię. Myślę, że to Perun go do mnie wysłał. – Znowu on. Ojciec, którego prawdopodobnie nigdy nie będzie dane jej ujrzeć, ale nie jest to przeszkodą, by na każdym kroku rujnował jej życie. Po chwili zdała sobie sprawę, że przecież sama go widziała. Spotkała Raroga, ostrzegał ją… ale przed czym dokładnie? Kto miał zadać ten cios? Nie odezwała się, czuła do niego zbyt wielki żal ze względu na blondynę, która widocznie jest z nim na tyle blisko, że nie ma problemów, by latać przy nim w całkowitym negliżu. Co nie zmienia faktu, że musi być wariatką. On prawdopodobnie wyczuł o co jej chodzi, bo zaśmiał się cicho, co aż zagotowało jej krew w żyłach.
– Wiem, że widziałaś Dobrogniewę… – Ciekawe imię, musiała przyznać. – Amelia, to długa i pokręcona historia. Nie masz być o co zazdrosna. – Ooo, teraz to dolał oliwy do ognia.
– Ja zazdrosna? Żartujesz? – Cóż, swoim wybuchem upewniła go w jego podejrzeniach, to był jednak najwyższy czas na wylanie wszystkich żalów. – Po prostu nie zachowałeś się dobrze wobec mnie. Starałam się pomóc, a ty mnie odrzuciłeś. Nawet nie wiesz, jak mi zależało na tobie. Na dodatek zostawiłeś mnie samą, wiedząc co nadchodzi. Widziałeś to tak, jak ja. Najgorsze w tym wszystkim jest to, co zobaczyłam później. Jak ta… jak ona zajmuje moje miejsce. Złamałeś mi tym serce. – W całym porywie emocji nie zdawała sobie sprawy, że po twarzy wraz z każdym słowem spływała kolejna łza. Staszek wydawał się wytrącony z równowagi, co w pewnym stopniu dawało jej satysfakcję. Podniósł się i chciał ją przyciągnąć do siebie, ale wyrwała mu się. Nie chciała od niego pocieszenia, a wytłumaczenia.
– Amelia… ja, ja się zagubiłem. Ta pieprzona strzyga odebrała mi najważniejszy dla mnie zmysł, na którym polegałem całe życie. Czułem, że nie jestem w stanie nic zdziałać, do tego nie chciałem cię narażać na niebezpieczeństwo w swoim towarzystwie. Potrzebowałem samotności. Sam pogrążałem się w swoim żalu. – Mówił spokojnie, czuła, że wewnątrz otworzył dla niej pewne drzwi. Pozwolił jej zajrzeć do środka siebie.
– Nie byłeś taki znowu sam. – Nie mogła mu odpuścić tej nudystki. Westchnął i poprawił się na łóżku.
– To wiła. Demon, który początkowo był po stronie Welesa, planowała oddać mnie w jego ręce. Zobaczyła to co my, któryś z bogów pokazał jej to, co czeka ludzkość w niedalekiej przyszłości. Zmieniła stronę i w tej chwili pomaga mi w zebraniu armii. – Wypowiedział to jakby nie było to nic znaczącego. Spojrzała na niego z wyrazem szoku na twarzy, nie bardzo wiedząc co mu powiedzieć. – Tak wiem, wydaje się to mało prawdopodobne, ale dzięki niej zbudziłem armię spod Giewontu, więc musimy jej zaufać.
– Zaraz, zaraz… jakie my? – Otrząsnęła się z szoku. – I co to za armia spod Giewontu?
– Tak, chyba chcesz w tym uczestniczyć? W końcu jako córka Peruna z takimi zdolnościami możesz nam pomóc. – Zmarszczyła brwi. – Wiem, Giewont brzmi nieprawdopodobnie, wychodzi na to, że wszystkie legendy mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Jak to mówią, w każdej legendzie tkwi ziarno prawdy… – Wstała tak gwałtownie, że krzesło na którym wcześniej siedziała przewróciło się, a powietrze wokół nich zgęstniało.
– To ty o tym wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś? – Nie mogła się uspokoić. – Musiałam jechać do obłąkanej matki, by potem rozszyfrowywać sanskryt i poznać prawdę o moim ojcu. – Potrzebowała wyjść i ochłonąć, bo mało brakowało a rzuciłaby się Staszkowi do gardła.
– Amelia, poczekaj… – Usłyszała już za drzwiami, miała to gdzieś. Ogólnie to Staszka miała gdzieś. Skierowała się w stronę domu, by móc poukładać myśli w głowie, gdy po krótkim marszu tuż za nią wyrosła postać, której jeszcze bardziej nie miała ochoty widzieć. Udany dzień, nie ma co.
– Amelia, możemy porozmawiać? – Próbował złapać ją za rękę, którą szybko zabrała.
– Czego chcesz? – Sama się zdziwiła, ile jadu znajduje się w jej głosie. Tomka to nie zraziło, zastąpił jej drogę z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
– Chcę ci powiedzieć, że mimo tego, że wysłano mnie, bym miał na ciebie oko, to… mi naprawdę zależy na tobie. – Mówił to cały czas patrząc jej w oczy i z pełną premedytacją robiąc jej mętlik w głowie.
– Ty sobie chyba jaja robisz… – wymruczała pod nosem i ominęła go. Nie oglądając się za siebie, czuła jego wzrok na plecach, a do jej policzków mimochodem napłynęła krew. To było okropne z jej strony, musiała przyznać, że ją to mile połechtało, na nic więcej nie mogła sobie pozwolić. Wszystko psuł ten złotowłosy chłopak. Gdy weszła do domu, od razu udała się do pokoju rodziców, czując, że przez swoją wyprawę naraziła ich na niepotrzebne nerwy. To co zobaczyła na miejscu, wytrąciło ją całkowicie z równowagi. Mama razem z ojcem siedzieli na kanapie jak zaczarowani, trzymając w rękach różaniec i odmawiając dziesiątkę, a przed nimi z rozszerzonymi w geście błogosławieństwa rękami, stał ksiądz. Nie byle jaki ksiądz, przed jej rodzicami stał pieprzony Boruta. Miała wrażenie, że serce jej stanęło.
– Co ty tu…? – Przecież się go pozbyła. Uśmiechnął się do niej.
– Myślałaś, że taka słaba dziewczynka jak ty będzie w stanie coś zdziałać? – Była w tak wielkim szoku, że po prostu gapiła się na niego z szeroko otwartymi oczyma, a do jej mózgu powoli docierały informacje.
– Co im robisz? – On tylko rozszerzył uśmiech, a do niej dotarło w końcu w jak wielkim niebezpieczeństwie są jej rodzice. Jednak zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, poczuła dłoń na ramieniu, która mocno odciągnęła ją do tyłu. Na tyle mocno, że potknęła się o krzesło i upadła na ziemię.
– Nareszcie jesteś, czekałem…
– Bierz dupę w troki i nie pojawiaj się tu więcej. – No tak, kto inny mógłby tam być i igrać z diabłem jak nie Staszek. Wstała najszybciej jak mogła i zbliżyła się do miejsca starcia. Poczuła, że jakaś niewidzialna siła ją odrzuciła. Znowu wylądowała na tyłku. Łzy stanęły jej w oczach z bezsilności nad sytuacją. Usłyszała śmiech Boruty.
– To tylko ostrzeżenie, ostatnie ostrzeżenie. Jeśli chcesz uratować swoich bliskich, to radzę ci przejdź na stronę Welesa i stań z nami do wojny. – Nastąpiła cisza, a Amelia po raz kolejny spróbowała zbliżyć się do pokoju, tym razem bez problemu przekroczyła próg. Zauważyła tam tylko Staszka z niepewną miną i jej rodziców leżących na sofie z zamkniętymi oczami. Ruszyła w ich stronę, jednak Stach ją zatrzymał.
– Chodź, porozmawiamy. Oni śpią. – Uspokoił ją, przynajmniej w kwestii życia rodziców i pociągnął za sobą do kuchni. – Słuchaj, nie wiedziałem o tym, kto jest twoim ojcem póki Tomek mi nie powiedział… – wytłumaczył, a jej usta otworzyły się szeroko i nie była w stanie przez chwilę ich zamknąć. Czy on sobie jaja robi?
– Żartujesz? Był tu diabeł, którego myślałam, że zabiłam i do tego zahipnotyzował moich rodziców. Co ty mi pieprzysz o moim ojcu? – Zmrużył oczy, widocznie urażony jej reakcją. Co za gościu.
– Słyszałaś, co mówił. Nie możemy walczyć między sobą, jeśli chcemy przeszkodzić Welesowi. – Może i miał rację. Serce nie mogło jej się uspokoić. – Poza tym Boruta to nie jest byle jaki diabeł, którego można się pozbyć ot tak. – Pocieszające.
– Dobrze, ale skąd on wiedział, że się tu zjawisz?
– Obserwują nas. Dokładnie planują zanim coś zrobią. Są ciągle krok przed nami. – On też wydawał się zdenerwowany, chociaż nie okazywał tego jak Amelia. – Dlatego proszę cię, nie wychodź sama z domu. Ja zrobię wszystko, by zapewnić ci bezpieczeństwo, nie utrudniaj tego. – Pokiwała głową, przełykając łzy, które nieustannie płynęły po jej policzkach. Tak bardzo się bała.
– Może to ta twoja wiła? – To wyszło z jej ust szybciej niż zdołała to przemyśleć. Jednak musiało coś w tym być skoro tak mocno zacisnął szczęki, mimo to nie usłyszała odpowiedzi.
– Muszę iść, twoi rodzice powinni niedługo się obudzić. Nic nie będą pamiętać. – Powoli wstał, a po chwili kucnął przy krześle na którym siedziała i objął ją. Ona wtuliła się w niego i za nic nie chciała, by odchodził. Przy nim, w jego ramionach, wszystkie troski odchodziły na bok.
– Boję się – wyszeptała mu do ucha. Objął ją mocniej, zaraz też na krótką chwilę oddalił się, ujął jej twarz w dłonie i spojrzał prosto w oczy z taką siłą, że aż zabrakło jej tchu.
– Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Zostań w domu i niczym się nie przejmuj. – Pokiwała powoli głową.
– A co z tobą? – Uśmiechnął się.
– Mówiłem, nie martw się. – Pocałował i puścił Amelie z uścisku. Gdy ją przestał obejmować poczuła się słaba. Nie chciała tego okazywać, więc wstała, by zająć czymś myśli, które wręcz eksplodowały w jej głowie i by uspokoić serce, które z każdym uderzeniem krwawiło jeszcze mocniej.
– Zanim dotarłam do domu spotkałam Tomka. – Przypomniała sobie ten dziwny zbieg okoliczności. Zawsze pojawiał się tam, gdzie ona, jakby stale ją śledził. Może i on grał w jednej drużynie z Welesem, nikogo nie mogła być pewna. Wyraz twarzy Staszka stężał, wyraźnie się nad tym zastanawiał. W tym momencie do domu ktoś wszedł, a jej serce znowu podskoczyło do gardła. To był Filip, o którym w tym całym zamieszaniu na śmierć zapomniała. Okropna z niej siostra. Rzuciła mu się w ramiona.
– Filip, wszystko dobrze? – Obejrzała go z każdej strony, był cały. Odetchnęła z ulgą.
– Yyy, no… – Spojrzał na nią rozbawiony, gdy ujrzał Staszka sposępniał. Jego szczęka się zacisnęła, a oczy zwężały.
– To ja już pójdę, pamiętaj o czym mówiłem. – Na odchodne pocałował ją w czoło, a jej brata nawet nie obdarzył spojrzeniem. Czekała na nią długa rozmowa i zbyt mało czasu na wymyślenie sposobu, by zatrzymać rodziców w domu.