Читать книгу Lekarka więzienna - Amanda Brown - Страница 7

Prolog

Оглавление

Prolog

HMP Bronzefield

Gdy się pojawiłam, dookoła rozlegały się krzyki i wrzaski. Strażnicy więzienni gnali przez korytarz na metalowe schody.

– Co się dzieje? – zawołałam, sądząc, że gdzieś się biją.

Przez piętnaście lat praktyki więziennej wiele widziałam i słyszałam, ale odpowiedź na to pytanie mnie zaszokowała.

– Któraś rodzi! – odkrzyknął jeden ze strażników i powtórzył tę nowinę przez radio. Wezwał na blok pierwszy wsparcie, karetkę, pielęgniarki, cały personel medyczny.

Cholera jasna!

Włączyłam się w ich tabun. Na metalowych schodach dudniliśmy jak niewielka armia.

W powietrzu wisiał smród rozgotowanych warzyw z obiadu, stęchły i ostry, słodkawa woń zgnilizny zmieszana z zapachem potu i taniego mydła.

Nasz tupot sprawiał, że więźniarki bębniły pięściami w drzwi cel. Słychać było tylko łoskot metalu.

Grupka strażników tłoczyła się już pod małą celą na samym końcu.

– Przejście! – zażądałam, przeciskając się przez nich.

Przez zakratowane okienko sączyło się światło dnia. W zacienionym kącie kryła się drobniutka, roztrzęsiona dziewczyna. Stała, a koszulę nocną miała od pasa w dół skąpaną we krwi. Na ścianach też widniały plamy – wściekłe czerwone bryzgi, jak buntownicze graffiti.

Więźniarka wyglądała na kompletnie ogłupiałą. Nie wiedziałaby, gdzie się znajduje ani jak się nazywa. Sztywne czarne włosy, teraz przepocone, kleiły się jej do twarzy.

Ale gdzie to dziecko?

Zachowując pozory spokoju, podeszłam bliżej i spróbowałam dodać jej otuchy.

– Cześć, kochana. Będzie dobrze.

Ale kto mógł to wiedzieć? Podejrzewałam, że ta osadzona była heroinistką, aktualnie na metadonie. Większość więźniarek z bloku pierwszego nadużywała w przeszłości narkotyków.

Walenie w drzwi przybrało na sile. Wrzaski i bluzgi, gorączka, zgiełk i presja. W więzieniu w takich chwilach odnosi się wrażenie, że byle iskra rozsadzi wszystko w diabły.

Dziewczyna zaczęła krzyczeć.

– Wyjmij to ze mnie! Wyjmij!

Musiało jej chodzić o łożysko, bo w kałuży krwi, częściowo przysłonięta pryczą, leżała na zimnej więziennej podłodze maleńka dziewczynka.

Rozejrzałam się za czymś, czym mogłabym ją owinąć. Pępowina była zerwana, prawdopodobnie przez matkę. Dziecko wydawało się tak malutkie, że według mnie przyszło na świat o dobre kilka tygodni za wcześnie. Czy żyje? Czy ta biedulka ży…?

Ulżyło mi niewymownie, gdy zaczęła płakać.

– Ktoś ma czyste ręczniki? – zapytałam.

– Proszę. – Becky, jedna ze strażniczek, wręczyła mi jedyną czystą rzecz, jaką znalazła: niebieskie prześcieradło.

Wzięłam maleństwo na ręce, otuliłam więzienną pościelą i przygarnęłam do siebie, desperacko pragnąc rozgrzać to kruche ciałko. Co za pierwsze spotkanie z tym światem! Dziewczynka wtuliła się w moją pierś i jej płacz trochę przycichł. Wyjrzałam w stronę schodów – nie mogłam się doczekać przyjazdu karetki. Matkę i dziecko należało jak najszybciej przewieźć do szpitala. Kobieta straciła mnóstwo krwi, a jako że łożysko jeszcze nie zostało wydalone, groził jej krwotok poporodowy, jedna z głównych przyczyn zgonów młodych matek.

Gdy czekałyśmy, sprawdziłam, czy nie krwawi. Na szczęście nic na to nie wskazywało. Ja czułam ulgę, dla niej jednak nie była to żadna pociecha.

– Wyjmij to ze mnie! Wyjmij! – krzyczała raz po raz, kompletnie niezainteresowana dzieckiem. Obawiałam się, że go nie chce, i chodziło mi po głowie, że może została zgwałcona. Tak wiele spotkałam w swoim życiu kobiet, które padły ofiarą ohydnych napaści seksualnych.

Istniała też obawa, że w okresie ciąży dziecko było narażone na wpływ narkotyków. Substancje uzależniające przyjmowane przez matkę mogły uzależnić także płód. Po porodzie zapotrzebowanie dziecka na narkotyk nadal się utrzymuje i jego brak może powodować symptomy odstawienia. Jest to tak zwany płodowy zespół abstynencyjny. Objawy występują w ciągu dwudziestu czterech do czterdziestu ośmiu godzin po porodzie i wymagają bardzo ostrożnego działania.

– Miejsce dla ratowników! – dobiegło z korytarza, a ja odetchnęłam, słysząc tupot butów.

Weszli do celi i jeden ze strażników podał mi biały ręcznik dla dziecka. W tak okropnej sytuacji może wyda się to trywialne, ale ogromnie ucieszyła mnie świadomość, że to piękne stworzenie – o lepiących się do głowy ciemnych włosach, dokładnie takich jak u matki – będzie owinięte miękkim ciepłym ręcznikiem, a nie więzienną pościelą.

Ratownicy medyczni okryli ramiona dziewczyny kocem i delikatnie podprowadzili ją do wózka inwalidzkiego. Gdy zaczynali ruszali z nią w drogę, jeszcze krzyczała: „Wyjmijcie to ze mnie!”. Dziecko obrzuciła pełnym niedowierzania spojrzeniem i zniknęła poza zasięgiem mojego wzroku.

Odwiezienie jej do szpitala wymagało obecności dwóch strażników więziennych, w tym jednego skutego z nią kajdankami, na wypadek gdyby próbowała ucieczki. Nie sądzę, bym kiedykolwiek miała się oswoić z tym widokiem, choć wiem, że to konieczność. Nauczyłam się, że nie ma więźniów zbyt chorych na to, by próbować wyrwać się na wolność. Ciągle opowiadamy sobie historię świeżo upieczonej mamy, która wyskoczyła przez okno mieszczącego się na pierwszym piętrze oddziału położniczego.

Ratowniczka odwróciła się do mnie z wyciągniętymi rękami: nadeszła pora, bym przekazała jej dziecko. Przytuliłam maleństwo po raz ostatni, delikatnie gładząc palcem jej policzek. Objęła całą rączką mój mały palec, a ja w duchu zmówiłam krótką modlitwę, prosząc o jak najlepszy los dla niej.

Jeżeli pozwolą jej zostać z mamą, po powrocie ze szpitala zostaną obie umieszczone na oddziale dla matek z dziećmi na nie więcej niż półtora roku. Gdyby odsiadka matki miała trwać dłużej, dziecko trafi do rodziny zastępczej. Jeśli natomiast uznają, że dziewczyna nie kwalifikuje się do opieki nad małą, rozdzielą je jak najszybciej.

Jako matka nie potrafię sobie wyobrazić, co się czuje, gdy odbierają ci dziecko. Jak to jest w dzień i w noc wyobrażać sobie w więzieniu, jak ono rośnie, jak już wygląda i kto się o nie zatroszczy w razie płaczu.

Co czekało akurat to dziecko? Mogłabym się tym oczywiście zainteresować. Popytać. Mogłabym śledzić tę sprawę. Tylko czy zniosłabym taką wiedzę?

Mój wkład w życie więźniów jest ograniczony. Nie napiszę nowych kart ich historii, ale mogę ulżyć im w cierpieniu. Mogę pomóc im wyjść z uzależnienia. Być tą, która ich wysłucha. Nie mam ich osądzać, a jedynie zapewnić im opiekę, a pomaganie ludziom, niezależnie od tego, kim są i co zrobili, to sedno mojego życia.

Wszyscy już wyszli i zostałam sama, wpatrzona w poplamione ściany i krwawe ślady butów. W klaustrofobiczną beznadzieję tej celi.

– Wszystko w porządku? – zapytała Becky.

– Tak, kochana – westchnęłam. Poszłam za nią na dół, odbudowując mur dookoła siebie. Przetrwanie tutaj wymaga siły nie tylko od więźniarek. Gdybym brała sobie do serca wszystko, co widzę, zmieniłabym się we wrak człowieka.

A miałam co robić – kolejne osoby już na mnie czekały.

Lekarka więzienna

Подняться наверх