Читать книгу Mocne rozmowy - Aneta Pondo - Страница 17

Оглавление

Kto był twoim pierwszym klientem i skąd wiedziałaś, że jesteś w tym bardzo dobra?

Moim pierwszym klientem był mężczyzna. Poszłam z nim na zakupy. Wybrałam mu rzeczy, on je wszystkie kupił i był superzadowolony. Skąd wiedziałam, że jestem dobra? Było to dla mnie tak łatwe, że nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas minął. Nie miałam wtedy jeszcze opracowanego swojego systemu sylwetek, który teraz bardzo ułatwia mi pracę i uczenie innych, po prostu poszłam z nim na zakupy, on wyglądał ekstra i czuł się super. To było naturalne i nadal takie jest. Przed spotkaniem z klientką powtarzam sobie: tylko nie myśl za dużo. Najlepiej jest wtedy, gdy pozwalam naszemu spotkaniu „płynąć”.

Od początku czułaś, że personal shopper to dobry biznes?

W ogóle nie traktowałam tego jak biznesu i nie analizowałam pod kątem finansowym. Żadnych planów, wszystko z serca. Po części dlatego po drodze popełniłam trochę biznesowych błędów.

Jakie to były błędy?

Wiele ich było. Kiedyś wymyśliłam platformę z kursami online i ją zrobiłam. Kosztowała dużo pracy i pieniędzy. Ale to było za wcześnie, nie miałam pomysłu, jak sprzedać kursy, i zabrakło mi konsekwencji, żeby je rozwinąć. Najbardziej lubię kreatywną pracę, a dobrze byłoby jeszcze to, co się wymyśli, poukładać i sprzedać. I tak nadal, moim zdaniem, robię za dużo rzeczy.

To „za dużo” to aktualnie co?

Chodzę z klientami na zakupy i „robię im szafę”, czyli przegląd garderoby. Szkolę firmy z dress code’u, szkolę stylistów. Piszę bloga i książki. Robię filmy na YouTube, relacje na Instagrama, prowadzę grupy na Facebooku, co tydzień przygotowuję stylizacje Os. To jest masa roboty. A to i tak nie wszystko. Doradzam klientom w salonach, a ostatnio miałam mentoringi biznesowe.

Wracając do początków, o Osie, jako o biznesie, zaczęłam myśleć późno, gdy zorientowałam się, że jestem zdana sama na siebie. Pracowałam w czasie studiów w różnych miejscach, w SAPU jako modelka, a później dziennikarka, potem w sieciówce, gdzie liznęłam korporacji, łącznie z wyzyskiem i mobbingiem. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo wtedy postanowiłam, że nie będę tak pracować, nigdy w życiu. Prowadzenie firmy nie przerażało mnie, nie wydawało mi się trudne, na pewno łatwiejsze niż dostosowywanie się do cudzych warunków. Podobało mi się oczywiście, że jako osobista stylistka zarabiam pieniądze. Ale pieniądze nie zawsze są warte wysiłku, jakiego wymagają. Pięć lat temu wzięłam duże zlecenia, które mnie wykończyły zupełnie. Zarobiłam spore dla mnie, jak na tamte czasy, pieniądze, ale byłam tak zmęczona, że przestałam robić kursy dla stylistek, mimo iż nieźle na tym zarabiałam i jestem w tym dobra, umiem uczyć i większość dziewczyn, które wyszkoliłam, pracuje.

A bycie modelką podobało ci się?

Nie, bo modelki nie mogą mówić. Nikt się nie liczył z moim zdaniem. Modelka ma się w coś ubrać i iść. Nie ma nic do powiedzenia. Nie lubiłam tego. Nie znoszę po prostu nie mieć nic do powiedzenia.

Jednak teraz do tego wróciłaś, bo w socialmediach pokazujesz ubrania na sobie.

Nie czuję się modelką. Pokazuję siebie i ubrania, a nie same ubrania. One grają ze mną. Jak ja się w nich czuję dobrze, zdjęcie wychodzi dobrze, jak się w nich czuję gorzej, zdjęcie wychodzi gorzej, i to widać. Modelka jest od tego, żeby zawsze jak najlepiej zaprezentować każde ubranie, a także wizję projektanta. Więc to jest zupełnie coś innego, niż jak masz swoją sukienkę i czujesz się w niej dobrze, i robisz sobie w niej zdjęcie na Instagrama.

Mówiłaś o błędach, a masz jakieś biznesowe zasady, których się trzymasz?

Mam wiele zasad, np. wolne weekendy. Inna zasada: robię rzeczy, co do których nie mam wątpliwości. Jak mam wątpliwości, to znaczy, że nie mam wątpliwości. Jak czuję, że nie powinnam czegoś robić, mam tego nie robić. I tyle, to jest po prostu intuicja. Ale najważniejszą zasadą jest cenienie własnej wartości. Większość stylistek jest ode mnie tańsza, ale uznałam, że ja nie konkuruję ceną. To jest moja kluczowa zasada. Konkuruję jakością i tym, że mam opinię takiej, która sobie poradzi. Jak sobie inna stylistka nie radzi, dzwoni się do Osy.

Często masz takie sytuacje?

Tak. Słyszę: „Wie pani, my się tak martwimy, bo z panią prezes sobie wcześniej pani stylistka nie poradziła, i co, jak pani prezes znów będzie niezadowolona?”. Mówię wtedy, że pogadamy, jak będzie niezadowolona. Mam opinię stylistki do zadań specjalnych. Chociaż wcale tak się nie czuję, bo rzadko przytrafia mi się ktoś naprawdę bardzo, bardzo trudny. Niestety zdarza się, że moje coachingowe podejście do klientów sprawia, że ktoś zakłada, że w jeden dzień potrafię wyleczyć jakiś jego olbrzymi kompleks, np. krzywych nóg, ale sorry, nie jestem w stanie tego zrobić. Nie potrafię wyprostować nóg.

Są takie oczekiwania wobec ciebie?

Wyobraź sobie taką sytuację, że pani ma ładne włosy, dobrą figurę i krzywe nogi. Nie jakoś bardzo, ale i tak całe jej życie jest skoncentrowane na tych nogach. Więc pracujemy, zarówno rozmową, jak i ubraniami, żeby to zmienić. Jeśli bardzo nie akceptujesz tego, że masz krzywe nogi, to nosisz szerokie spodnie, logiczne, prawda? Więc moja praca polega też na tym, żeby przekonać klientkę do jakiegoś fasonu. Bo nie ma rurek, które ukryją krzywe nogi, no po prostu nie da się tego przeskoczyć. Nie jestem psycholożką, nie uważam się za coacha. Pracuję z ubraniami, ale mam notes pełen telefonów do dobrych ludzi, którzy znają się na tym, na czym ja się nie znam. Mówię wtedy: może pójdziesz tu i tu, i jak ci to pomoże, wrócimy do rurek. Są rzeczy, których stylistka za ciebie nie zrobi, nie ma cudów.

Czy są różnice między oczekiwaniami kobiet i mężczyzn, z którymi chodzisz na zakupy?

Wszystko jest inne. Mężczyźni wynajmują profesjonalistkę, żeby outsourcingować usługę, żeby ktoś za nich zrobił zakupy, bo ich nie lubią, bo mają inne zadania. Dobry wygląd jest celem do zrealizowania, jest im potrzebny, np. w pracy. Zazwyczaj usługa jest szybka, bardzo konkretna, nie ma za dużo dyskusji. Jak mężczyźnie podoba się to, co proponuję, kupuje to i jest zadowolony. Nie ma rozwodzenia się nad miłością do siebie, akceptowaniem swojego ciała. Nie chcę generalizować, mężczyźni też mają swoje ukryte problemy, ale nie oczekują ich rozwiązywania podczas zakupów. Mam wrażenie, że mężczyznom nie trzeba mówić, że są warci ubrań. Stoją przed lustrem, widzą, że wyglądają ekstra, i wiedzą, że są tego warci, że mogą wydać na siebie pieniądze i czuć się super.

A kobiety?

Nad kobietami trzeba pracować. Kobiety się otwiera, leczy z kompleksów, uświadamia im, skąd się te kompleksy wzięły, po kim przejęły przekonania na temat zakupów i dlaczego uważają, że nie mogą kupić torebki za tysiąc złotych, chociaż zarabiają wystarczająco dużo i stać je na to, i jest to lepsza inwestycja niż trzy tańsze torebki.

Co się zmienia w życiu tych kobiet po zakupach poza tym, że wydadzą dużo pieniędzy?

Dużo to jest pojęcie relatywne. Co to znaczy dużo?

Mocne rozmowy

Подняться наверх