Читать книгу Toaleta męska, czyli piękny pan z telewizji - Anna Grzeszczuk-Gałązka - Страница 7

100 pytań do…

Оглавление

„100 pytań do…” w końcówce lat 80. wprowadził na ekran Programu Drugiego Telewizji Polskiej jego ówczesny dyrektor Józef Węgrzyn. Prosty pomysł i tytuł do niego oczywisty; spotkanie z interesującym człowiekiem i wianuszek dziennikarzy. W pierwszych wydaniach cyklu zestaw pytających był raczej amatorski, wyjęty z telewizji „Ursynat”, choć wielu zdolnych ludzi się stamtąd wzięło. Jolanta Pieńkowska z tej osiedlowej telewizji jeszcze się wcale na prezenterkę Dziennika Telewizyjnego nie zapowiadała.

Scenografię studia zasilał fikus i plansza za plecami bohatera z napisem „100 pytań do…”. W którymś z kolejnych programów studyjna dekoracja odegrała prawdziwie znaczącą rolę, kiedy na pierwszego premiera Słowacji, Jana Czarnogórskiego, przewróciła się zastawka z tytułem cyklu.

Jan Czarnogórski, dysydent i opozycjonista, urząd premiera Słowacji sprawował od kwietnia 1991 roku. Ochroniarzy przy nim nie przypominam sobie. Dzisiaj taka sytuacja nie byłaby możliwa. Nie tylko urzędujący premier, ale nawet były porusza się otoczony kordonem panów z rozbieganymi oczami, w garniturach. Celnie wypuszczone jajo przeleci, jak wiadomo, między nimi, ale co pompa, to pompa.

Żeby uspokoić czytelnika, donoszę, że Jan Czarnogórski przeżył. Zastawka spadła panu premierowi na głowę zaraz na wstępie, w pierwszych minutach programu. Ściśle mówiąc, nam obojgu. Szczęśliwie tą bardziej miękką jej częścią, w chwili upadku podparta przeze mnie ręką. Trochę nas trzepnęła, ale nie dobiła. Program potoczył się dalej. Jan Czarnogórski odznaczył się poczuciem humoru i zrozumieniem dla kosztownych demokratycznych przemian, które na scenografię jeszcze wtedy nie stawiały. Uratowany pocieszył nas: „U nas to się też stale wydarza”.


Janusz Atlas


„100 pytań do… Andrzeja Zarębskiego”

Muszę tu odkryć enigmę telewizyjnych scenografii, w każdym razie ówczesnych, bo dzisiaj rządzi elektronika i fantasmagoria wyczarowana komputerem. Jako główny element ozdobny królowała w tamtych ubożuchnych w możliwości czasach właśnie zastawka. Nazwa tego urządzenia brała się stąd, że ta ścianka z czegoś tam służyła do zastawiania bebechów całego zaplecza, szpargałów technicznych, jakie zalegały pobocza studiów. To była konstrukcja z metalowych lub drewnianych ramek na rozstawionych podporach, wypełniona dyktą czy sztywnym płótnem. W zależności od potrzeb mieściły się tu różne rzeczy, a to zdjęcie, a to logo lub tytuł.

Scenografie programów rozrywkowych były znacznie bardziej rozbudowane. Papier-mâché, cynfolia i aksamity szły na potrzeby produkcji teatralnych, kabaretowych, w metrach sześciennych. Na koncert Abby w 1976 roku, pokazany w „Studiu 2” Mariusza Waltera, wyciągnięto z pudeł cuda niewidy. Były schody, lampki, nadmuchana folia. Przechwalaliśmy się tym show po całym światku demoludów. Abba za występ w TVP dostała w ramach wynagrodzenia bodaj zapasy dżemów i inne przetwory. Bo pieniędzy tośmy na czwórkę Szwedów nie mieli. W tamtym czasie królową scenografii była Xymena Zaniewska. Co ja mówię, cesarzową!


Darek Begiej i Krzysztof Tadej – przed studiem

Ponad dekadę później na zastawkach „100 pytań do…” figurowała nazwa programu i zdjęcie stolicy. Wpierw naszą estetyką rządziła Stefania Zarębska, mając skromne możliwości manewru i finansów na ten cel. Wiele rzeczy, używanych zresztą wielokrotnie do różnych zadań, wyciągało się z magazynów. Telewizja na Woronicza, w parterze bloku D, ale i poza głównym budynkiem, zainstalowała potężne zaplecze dla produkcji teatralnych. Garderoby, depozyty mebli, pracownie krawieckie i stolarskie – wszystko to było, jednak publicystyka miała trendy nieszczególnie widowiskowe.

Po Stefanii przestrzenią studia zajęła się Ewa Rutowicz i potem Aneta Trześniowska, która nadała rozmach naszym spotkaniom – wprowadziła amfiteatralne siedzenia dla dziennikarzy, przydała elegancji jasnymi kolorami w miejsce czarnych jak cmentarny kir zasłon. Na krótko, w trakcie przemian stylistycznych, obraz za plecami bohatera i prowadzącej wypełniał szereg postaci, jakby z kolejki do spożywczego, kiedy dowieźli pomarańcze przed Bożym Narodzeniem. Stylistycznie i z ideologii przedstawiał się jako zbyt nawiązujący do epoki, za którą pragnęliśmy zatrzasnąć drzwi. Dlatego kolejka wyparowała.

Następnymi odcinkami cyklu miałyśmy się zająć wymiennie z Ewą Michalską. Od samego początku w naszej ekipie był Waldemar Baczuń, kierownik produkcji, nadzwyczaj zresztą przeze mnie ceniony, jako oliwa rozlewana na moją rozgorączkowaną naturę. I fachowiec! Idąc tropem klasyka, ja rzucałam myśl, a Waldek ją łapał. Bardzo ważny facet w zespole. Po wyniesieniu się cyklu do Programu Pierwszego tę rolę weźmie na siebie Marek Tomczak. W pierwszych wydaniach wspierała nas jeszcze Basia Pawłowska. Po jakimś czasie już na stałe dołączyli Darek Begiej, Grzegorz Sajór i Krzysztof Tadej, zakotwiczeni wtedy na studiach dziennikarskich. Wiele zawdzięczam ich pracowitości i przyjaźni.


Porady dla ludzi zabiegających o karierę na ekranie telewizyjnym

Operator filmowy przymierzający się do ujęcia składa niekiedy dłonie w prostokątne okienko. Oto scena zbiorowa – oficjele dla narodu. W którym miejscu okienka się plasujesz? Czy występujesz jako postać centralna, czy mieścisz się w drugim rzędzie urzędniczej szarańczy? Profilem czy en face względem kamery? Jeśli nie jesteś papieżem, świeżo odkopaną mumią nieznanego faraona czy innym celebrytą, dostanie ci się co najwyżej miejsce wśród tłumu sterczących, w kadrze z jednej kamery, pośród reszty w szerokim planie.

Patrzę na oświadczenie pana prezydenta, wygłaszane w prezencji członków kancelarii, co znaczy, że oprócz głowy państwa jest tu jeszcze kupa ludzi.

Pierwszy plan należy do prezydenta Najjaśniejszej, Bronisława Komorowskiego. Pan prezydent o nic nie musiał zabiegać. Obok stoi pierwsza dama i najważniejsi współpracownicy PP. Drugi rząd wypełniają mniej ważni. Jednak jeśli tkwisz bezpośrednio za prezydentem Rzeczypospolitej, chociaż z tyłu, wypadasz lepiej niż boki frontu, których, gdy obraz zawęża się do środka, nie widać, bo wyjeżdżają poza ramkę kamery. Najgorzej ma rząd trzeci, szczególnie jego obrzeża. Ci niżsi podskakują albo szukają szpary między ramionami kolegów. To wygląda tak, jakby dynia głowy wciskała się w sztachety płotu z dygnitarskich ramion i klap garniturów. Wszystkie te manewry, robione zbyt pospiesznie i bez wyczucia, są widoczne w obiektywie i bardzo pocieszne. Co z kolei może ci zapewnić zbliżenie, dla uatrakcyjnienia relacji – kosztem twojego wizerunku. Wybieraj czujnie właściwy moment. Jeśli nie chcesz wyjść na palanta, przesuwaj się w stronę oka kamery wolnym kroczkiem, niezauważenie. Gdybyś swoimi manewrami ośmieszył plan pierwszy, niewykluczone, że wytną cię z kadru raz na zawsze.

Dla ekipy pana prezydenta Andrzeja Dudy jest to pewne ostrzeżenie.

Toaleta męska, czyli piękny pan z telewizji

Подняться наверх