Читать книгу Chalepianka. Zapiski z Krety - Anna Laudańska - Страница 12

Czym się zająć na wyspie i jak tu się żyje

Оглавление

Wyjazd za granicę na stałe, nawet jeśli ma się w kimś oparcie, nie jest łatwą decyzją. Z perspektywy tych dziś już jedenastu lat jestem przekonana, że wszyscy, którzy wyjeżdżamy daleko od domu, rodzinnych stron, przechowujemy w sobie duszę samotnika, a kiedy stajemy na nogi, to jest to mieszanka ciężkiej pracy, kupy szczęścia i uporu. Bez uporu ani rusz!

Tak jak wszędzie, kiedy zaczyna się od zera, poszukuje pracy, uczy nowego języka, z początku nie brakuje momentów frustracji, zmęczenia, kiedy utrudzeni mimowolnie zaczynamy krytykować: „A bo Grecy to tacy i owacy”. I rzeczywiście, mogą na naszej drodze stanąć osoby o niskim poziomie tolerancji wobec inności. Nietrudno się otrzeć o rasizm, obraźliwe komentarze, ksenofobię. Tylko czy my się u siebie zachowujemy inaczej? Grunt to nie poddać się generalizacji i pułapce obwiniania obcego za wszystko, co się nam przytrafia.

Kiedy przyjeżdża się do Chanii w wakacje, świeci słońce, plaże wypełnione są po brzegi, wszyscy się uśmiechają, skłonni są do rozmowy, pogaduszek. Jest tłoczno, wszystko tętni życiem.

Jest tu sporo barów, tawern i restauracji. Chania to popularne miasto wypoczynkowe wśród par czy rodzin z dziećmi (pomimo wciąż kulejącej infrastruktury, takiej jak porządne chodniki bez przeszkód w postaci słupa wysokiego napięcia na środku). W miesiącach mniej gorących lub zimowych do Chanii w większości zjeżdżają się turyści w wieku emerytalnym (jak to często bywa w ciepłych, malowniczych i spokojniejszych zakątkach na świecie).

W latach kreteńskiej prosperity i boomu deweloperskiego (lata 2004–2008) wielu obcokrajowców kupiło sobie na Krecie domy czy mieszkania, przeprowadzając się tu na stałe lub przylatując tu na częsty wypoczynek. Część została, część pod ekonomiczną presją posprzedawała domy i wróciła do ojczyzny. Wciąż jednak na Krecie nie brakuje przyjezdnych, trwa międzynarodowa rotacja.

Jest coś takiego w tej wyspie, w atmosferze kreteńskich miasteczek i wiosek, co skłania ludzi do powrotu i pozwala im czuć się jak u siebie w domu.

Chanię zamieszkuje mała społeczność. Ludzie znają się jak łyse konie, a nawet jeśli się nie znają, to poczta pantoflowa pomaga w uzyskaniu informacji.


Agora i ruch w centrum Chanii we wczesnych godzinach porannych


Atmosfera beztroskiego lata na plażach Krety Zachodniej

Kreta to nie jest miejsce na szalone kariery. Jeśli ktoś ma ciśnienie, żeby piąć się po szczeblach do jakichś zarządów, na kierownicze stanowiska, to powinien od razu wybić sobie Kretę z głowy (chyba że mu się z biegiem lat zmienią priorytety). Nie oznacza to, że nie można się wykazać, spełnić zawodowo, ale warto zdać sobie sprawę z wyspiarskich realiów. Nie ma tu dużych firm, nikt nie zaprząta sobie głowy wybieganiem w daleką przyszłość, planowaniem z dużym wyprzedzeniem. Gama ścieżek zawodowych ograniczona jest przeważnie do turystyki, niektórych stanowisk biurowych, handlu i gastronomii. Można też zająć się rolnictwem, co ostatnio jest bardzo modne. Młode pokolenie zaczęło dbać o podtrzymywanie tradycji upraw nieskażonych chemią, wykorzystując zalety kreteńskiego klimatu.

Jeśli ma się pomysł, trafi na niszę rynkową i konsekwentnie będzie użerało się z lokalną biurokracją, to wciąż atrakcyjną opcją na samorealizację jest prowadzenie indywidualnej działalności gospodarczej. Warto jednak uzmysłowić sobie, że na wyspie króluje inne poczucie czasu, a ludzie dziś (w dwudziestym pierwszym wieku) wciąż preferują komunikację w formie werbalnej. Można długo czekać na pisemną odpowiedź, zanim się człowiek nie zdenerwuje i nie podniesie słuchawki. Z niektórymi komunikacja mailowa nigdy nie dochodzi do skutku. Wiele lokalnych firm prowadzonych z dziada pradziada wciąż posługuje się telefonicznymi zamówieniami, faksem, a o Internecie wiedzą tyle, że jest to pożyteczne narzędzie biznesowe (osobiście nie kuszą się jednak na korzystanie z niego). Do niedawna przecież wszystko przekazywano sobie z ust do ust na słowo honoru i świat szedł do przodu. „Stare” to znaczy „wypróbowane, oswojone”. Nowości nie chwyta się tu za rogi, proces przyswajania jest powolny, nieufny. W Grecji i – co za tym idzie – na Krecie trzeba na wszystko więcej czasu. Tam, gdzie starsze pokolenie pokornie odchodzi na emeryturę, oddając pałeczkę młodym, wykształconym, jest szansa, że firma się odrodzi, nabierze rozpędu. Tutaj wierzy się, że odpowiedzialne stanowiska przysługują osobom w dojrzałym wieku. Rzadko można spotkać młodych gniewnych zarabiających krocie. Trochę w tym winy systemu, który nie promuje młodych, trochę to wina śródziemnomorskiego wychowania, które za bardzo dopieszcza dziecko, stara się nie obarczać go odpowiedzialnością (przynajmniej przed trzydziestką), nie uczy samodzielności.


Uprawy winorośli na półwyspie Akrotiri

Króluje siatka znajomości, rodzinnych powiązań, muszą cię poznać, przekonać się do twoich umiejętności. Prawo zmienia się jak obrazki w kalejdoskopie. Wszystko to i hamuje szybki rozwój, i broni lokalny rynek przed gwałtownym napływem komercji, wyprzedania wszystkiego wszystkim.

Dziś poszukiwanie stałej pracy na Krecie w Chanii to trochę jak szukanie igły w stogu siana. Można się wesprzeć lokalną gazetą „Chaniotika Nea”, aczkolwiek najlepiej zawsze trafić gdzieś z polecenia.

Jeśli chcemy szukać pracy na Krecie, to dobrze jest zająć się tym na początku roku. Na wyspie sporo jest prac sezonowych, do których nabór rozpoczyna się po Nowym Roku. Sezon przeważnie rusza w okolicach Wielkanocy, zwanej tu Paschą. Raz wypada to w kwietniu raz w maju. Około marca zaczyna się malowanie trawników, skrobanie i pucowanie zawilgoconych budynków smaganych słonymi wiatrami kreteńskiej zimy. Almira (αλμύρα), czyli słona bryza, bywa bezlitosna. Wydobywa z tynków każdą rysę, pękniecie, wgryza się w metalowe ogrodzenia, potrafi przebić się przez uchylone lub źle uszczelnione okna i poniszczyć krany, przykrywki – wszystko, co ma połysk. Każde przygotowania do wiosny i przylotu pierwszych turystów to żmudna i kosztowna praca.


Wiosenna bugenwilla

Nieco wcześniej, w lutym, kiedy między deszczowymi dniami pojawiają się oazy słońca, wszyscy zajmują się ogrodnictwem. Ścina się przerośnięte zimą gałęzie, zbiera liście powiędłych bugenwilli, ale jeszcze się nie kosi, aby nie prowokować ponownego wzrostu dzikiego szczawiku i chwastów.

Ponieważ większość osób w Chanii i na Krecie pracuje w sezonie letnim, urlopy i czas wolny wykorzystuje się przeważnie zimą. Zimą też, kiedy hotele zostają zamknięte, osoby zatrudnione sezonowo (jeśli tylko spełniają wymogi stawiane przez państwo – a zmienia się to dość często) zyskują prawo do pobierania zasiłku dla bezrobotnych. W takim ekonomicznym cyklu, jak nietrudno się domyślić, aczkolwiek czasami ciężko to sobie wyobrazić, żyje wiele osób. Na Krecie zimą żyjemy z tego, co zarobiliśmy latem, a zasiłek (jeśli tylko nam przysługuje), przeważnie wynoszący miesięcznie mniej więcej trzysta pięćdziesiąt euro, jest ważnym zastrzykiem dla budżetu rodzinnego. Ci, którzy mają działki lub znają się na sztuce, w zimowe miesiące zajmują się pracą w choriach, uprawiając własne chorafia. Chorio (χωριό) to wieś, chorafia (χωράφια) zaś – ziemia, która do nas należy. Trudno mi sobie wyobrazić, żebyśmy w Polsce pytali się wzajemnie: „Z której wsi jesteś?”, ale tu na wyspie to naturalne. Wieś to ojczyzna – patrida (πατρίδα). Oj, jaka radość panuje, jeśli nieznane sobie osoby odkrywają, że w którymś pokoleniu ich rodziny mieszkały po sąsiedzku w tej samej lub sąsiedniej wsi. To tak jakby się odkrywało dalekich krewnych po latach. A jeszcze jak takiej osobie się powiodło, odniosła sukces, to aż duma rozpiera, bo to przecież prawie jak sukces rodzinny.

I na tych wsiach zimą toczy się życie, zbiory oliwek, pomarańczy.

Latem zaś wszyscy ciągną na wybrzeże, do nadmorskich pensjonatów, hoteli, tawern i barów.

W takim cyklu, kompletnie do tej pory mi nieznanym, znalazłam się, kiedy na stałe przyleciałam na Kretę.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Chalepianka. Zapiski z Krety

Подняться наверх