Читать книгу Vera - Anne Swärd - Страница 11

I
Nocne zwierzę

Оглавление

Idę z pokoju do pokoju przez zimne nocne mieszkanie z wygaszonymi światłami, poruszając się cicho jak zwierzę. Szukam wszędzie. Gdzieś przecież musi być, przeszukuję szafy i szuflady, różne zakamarki i schowki. Macam ręką w każdej przegródce witrynki w kuchennym korytarzu. A może Vanna postanowiła schować go w pokoju dziewczynki? Sunę w ciemności w stronę pokoju dziecięcego. Uchylam drzwi, widzę bladą smużkę księżycowej poświaty na podłodze. Muszę znaleźć proszek Ivana, nie wytrzymam kolejnej bezsennej nocy.

Kołyska, w której śpi dziewczynka, znajduje się w ciemnym kącie pokoju. Zbliżając się do niej, wyszukuję ostrożnie klepki, które nie trzeszczą. Widzę dziecięcą kołderkę w pączki róż. Ostrożnie wyciągam rękę i odsuwam ją, żeby zobaczyć tył główki małej. Wydaje mi się wyjątkowo ciemny, a może tylko tak wygląda w słabym nocnym świetle. Czy ona w ogóle oddycha? Leży tak nieruchomo. Pokój tonie w gęstej ciszy. Odkrywam kołderkę, chcę tylko na nią spojrzeć, szybko, teraz, kiedy śpi. Kiedy nie może odwzajemnić mojego spojrzenia, nie może skierować na mnie swoich wielkich niebieskich oczu. Przypominam sobie, że wiele razy leżałam i przyglądałam się twarzom śpiących sióstr, dziwiąc się, jak bardzo różniły się od mojej. Zawsze zasypiałam ostatnia, z jednej strony słyszałam cichy oddech starszej siostry, z drugiej niespokojne mamrotanie przez sen młodszej. Kiedy obejmowałam ją ramieniem, spała jak zabita do rana, ale zwykle tego nie robiłam, bo jej słowa wypowiadane we śnie dotrzymywały mi towarzystwa, kiedy sama nie mogłam zasnąć.

W momencie kiedy już mam podnieść kołderkę, dostrzegam nagle jakiś ruch w oknie po drugiej stronie podwórza. W jednym z okien mieszkania Mauritsa i Irene świeci się lampka, dając bladoniebieskie światło. Ktoś tam nie śpi, porusza się, mimo późnej godziny.

Mam wrażenie, że widzę Irene, a tuż za nią Mauritsa. Jej zwykle starannie ułożone włosy są w nieładzie, ruchy niezborne. On chwyta ją, ona próbuje się od niego uwolnić. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Chciałabym słyszeć, co mówi, kiedy przez moment stoi zwrócona przodem do niego. Po chwili rusza za nim i znika mi z pola widzenia.


Kiedy w końcu unoszę kołderkę, okazuje się, że kołyska jest pusta niczym porzucone ptasie gniazdo. Jakby pisklę wypełzło z niego, nie zostawiając nawet piórka. To, co w mrocznym pokoju przypominało niemowlęcą główkę, okazało się cieniem na poduszce. Mieszkanie pogrążone jest w ciszy i ciemności, nie dostrzegam żadnych śladów nocnego karmienia.

Nagle uświadamiam sobie, że w ostatnich dniach w ogóle jej nie słyszałam. Myśli kłębią mi się w głowie. Może w końcu zrozumieli, że nie nadaję się na matkę, i uznali, że dziewczynce będzie lepiej gdzieś indziej. Im szybciej to się stanie, tym lepiej, powinna mieć kogoś, kto przynajmniej spojrzy jej w oczy. Może przestraszyli się, że mogłabym zrobić jej krzywdę, i postanowili ją stąd zabrać? Nie, to bezsenność sprowadza te myśli. Nasłuchuję jej głosu, ale niczego nie słyszę. Przepełnia mnie ciche zabronione poczucie ulgi i nie jestem w stanie temu zapobiec.

Ale to nie sprawi, że zasnę. Potrzebuję proszku Ivana. Muszę szukać dalej, chociaż przejrzałam już chyba wszystkie oczywiste skrytki. Może Vanna postanowiła ukryć go w miejscu, które uznała za najbezpieczniejsze: u siebie w pokoju.

Zakradam się tam i otwieram drzwi najciszej, jak potrafię. Uderza mnie ciężki zapach perfumowanej wody, olejku palmarozowego wymieszanego z jakąś maścią, kulek kamforowych i snu. Stoję na progu, szukając wzrokiem w ciemności. Pokoik jest mały, stanowi zaledwie maleńką część mojego, ma okienko wychodzące na podwórze, ale to jedyne miejsce, które Vanna może nazwać swoim. Przez różne zapachy przebija słodko-ostra woń ciętych kwiatów. Tutaj dostają nowe życie – ogromne bukiety usunięte z mieszkania, zanim zdążą zwiędnąć.

Wejście do alkowy zasłania stara kotara ze szklanych koralików, odgarniam ją i widzę, jak leżą wewnątrz. Małe ciałko dziewczynki obok śpiącej Vanny. Nie budzę ich, pozwalam, by koraliki wróciły na miejsce, wydając słaby drżący dźwięk. Nie ma tu dla mnie miejsca. Vanna przygarnęła małą, jakby była cennym łupem unoszącym się na morzu po moim zatonięciu.

*

Noce stają się moją porą. Zamieniam się w nocne zwierzę, gdzieś między snem a jawą, między zwierzęciem a człowiekiem. Przestałam już brać proszek Ivana i nie ma już we mnie zmęczenia. Nie używam swojego ciała, siedzę tylko i wyglądam przez okno, nawlekam igłę do haftowania i przeciągam muślin przez mikroskopijne dziurki, chociaż tak naprawdę powinnam pracować, używać codziennie moich wiotkich mięśni, żeby dać snu szansę na pokonanie tego, co nie daje mi spać. Wir kłębiących się myśli. Obślizgłe czarne ciała ryb pływają we mnie w dzień i w nocy.

Długo po północy, którą wybiły dzwony w kościele Oskara, wstaję i wkładam na siebie czarne kimono, które dostałam od Ivana. Krążę po pustym mieszkaniu. Przechodzę przez kolejne pokoje tak cicho, jak potrafię, nocne stworzenie krążące czujnie po niekończącym się labiryncie pomieszczeń, wciągając pazury, idę na palcach po parkiecie. W ciszy zaczynam planowo przemierzać pokoje, tylko po to, żeby nie spędzać kolejnej bezsennej nocy, przewracając się w łóżku pod kołyszącym się na boki kryształowym żyrandolem. Nie jestem w stanie wytrzymać w swoim pokoju.

Vera

Подняться наверх