Читать книгу Blondynka w Urugwaju - Beata Pawlikowska - Страница 7

Оглавление

ROZDZIAŁ 4


W betonowej stajence

Najlepiej mówić krótko i wyraźnie. Zamiast wdawać się w wyjaśnianie skąd jestem, po co tu przyjechałam i że szukam hotelu, który podobno gdzieś ma być w tej okolicy, ja patrzę w oczy kierowcy i mówię:

Lima House? Calle Lima?[2]

– Lima – potakuje kierowca i pokazuje, że to tutaj.

Wysiadam, odbieram bagaż. To wcale nie wygląda na centrum Buenos Aires, a wprost przeciwnie, raczej jak na zagubiony w kosmosie zakątek, w którym Don José Tienda zbudował stajenkę dla swojego pierwszego mechanicznego konia. Betonowy domek, wysoki mur, miejsca parkingowe.

Co teraz? Mam wziąć walizkę i ruszyć przez szalone ulice Buenos Aires? W którą stronę? Nawet nie wiem gdzie jestem.

Podchodzę do pana w białej koszuli i czarnych spodniach z plikiem kartek w ręce.

Calle Lima – pół pytam i pół oświadczam, bo właściwie nie wiem ani w jakiej roli on tutaj jest, ani jaka jest moja rola. Czy wciąż jestem pasażerem? Czy może już zostaliśmy dowiezieni na miejsce, wyrzuceni na bruk i dalej mamy sobie radzić sami?

– Tak! – odpowiada dziarsko pan. – Lima! Poczekaj chwilę!

Oczywiście! Z wielką chęcią! Poczekam sobie z dziką rozkoszą! Nie wiem wprawdzie na co, ale coś tak czuję, że będę zadowolona.

Dziesięć minut później.

– Lima? Lima? – rozlega się na parkingu.

Wyskakuję z domku jak z procy. Na tyle szybko, na ile pozwala mi plecak, torba i głód harcujący w moich wnętrznościach.

– Lima! Lima! – wołam podbiegając do samochodu.

– Lima – potwierdza kierowca i pokazuje, że mam wsiadać.

Wsiadam.

Czarny samochód bez żadnych znaków szczególnych, bez rysunku lwa ani numeru bocznego. Po prostu prywatna limuzyna. Wsiada jeszcze chłopak z pękatym plecakiem i ruszamy.

Calle Lima? – upewniam się.

Si[3] – odpowiada kierowca.

No dobrze, jak Lima, to Lima. Cierpliwie poczekam na to co będzie dalej. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby autobus odjeżdżający z lotniska rozwoził każdego pasażera z osobna tam, dokąd sobie zażyczy.

Ale Tienda León właśnie to robi!

Kupujesz bilet na lotnisku. Wsiadasz do autobusu. Autobus zawozi cię do zajezdni, gdzie czekają mniejsze samochody rozwożące ludzi pod dokładny adres – taki, jaki podałeś podczas kupowania biletu. No po prostu bajka!!!

Bilet na autobus z lwem kosztuje 210 peso argentyńskich, czyli nieco ponad pięćdziesiąt złotych. Taksówka – trzy razy więcej.

Hurra!

Buenos Aires!!!

Blondynka w Urugwaju

Подняться наверх