Читать книгу Życie jest wolnością. Autobiografia - Beata Pawlikowska - Страница 3

Оглавление

ROZDZIAŁ 1

W magicznym świecie

Nie bałam się.

Nie zastanawiałam się „co będzie jeśli”, nie miałam planu B.

Wiedziałam, że jest to jedyna rzecz, którą chcę zrobić, ponieważ wszystkie inne możliwe rozwiązania napełniały mnie pomieszaniem smutku, tęsknoty i niespełnienia. Tylko jedno dawało mi siłę, radość i niezachwianą pewność, że tak ma właśnie być.

Teoretycznie miałam dużo do stracenia. Comiesięczna pewna pensja, pozycja, kilkanaście lat pracy w jednym miejscu, opinia środowiska i – co najważniejsze – możliwość mówienia do słuchaczy przez radio. Uwielbiałam to robić.

Siadałam przed mikrofonem i przenosiłam się w zupełnie inną rzeczywistość. Tak jakbym wyruszała w magiczną podróż.

Niby siedziałam w studiu radiowym bez okna, otoczona komputerami, mikrofonami i sprzętem do przetwarzania i nadawania dźwięków, ale tak naprawdę znajdowałam się w niesamowitym świecie emocji, wyobraźni, muzyki i obrazów, które malowałam słowami.

Po drugiej stronie szerokiego stołu siedział realizator, czyli inżynier, który czuwa nad poprawnym działaniem wszystkich urządzeń w studiu, włącza mikrofon i uruchamia piosenki oraz inne dźwięki.

Z realizatorem mamy system znaków, którymi przekazujemy sobie informacje. Kiedy chcę, żeby pod moimi słowami zaczęła grać piosenka, podnoszę do góry palec i kręcę nim w powietrzu kółko. Kiedy kończę opowiadać, patrzę na niego, podnoszę rękę i daję mu wyraźny znak, trochę taki jakim dyrygent wskazuje na wybranego muzyka.

A Stefan nic.

Patrzy na mnie, a w jego oczach widzę, że dał się porwać swoim własnym wrażeniom, myślom i marzeniom. Odpłynął na chwilę ze swojego miejsca pracy i przeniósł się mentalnie gdzieś bardzo daleko.

Na antenie trwa cisza.

Dwie albo trzy potężne sekundy ciszy.

Śmieję się do Stefana i macham rękami. Błysk w oku, powrót do rzeczywistości, piosenka. Ufff!

Każda sekunda ciszy w radiu brzmi jak ocean. Bo przecież w radiu zawsze jest głos. Albo mówiony, albo śpiewany, ale zawsze coś słychać. Kiedy słychać ciszę, to znaczy, że coś się zepsuło. Gramy dalej.

Najbardziej niezwykłe jest to, że w tym magicznym świecie radia wcale nie jestem sama. Owszem, w studiu jest miejsce tylko dla dwóch albo trzech osób, ale kiedy zaczynam opowiadać, to czuję obecność ludzi po drugiej stronie. Tych, których nie znam i nigdy nie widziałam i być może nawet nigdy nie spotkam. Tych, którzy akurat jadą samochodem i włączyli radio przez przypadek, tych, którzy właśnie obierają ziemniaki na obiad, tych, którzy stoją na przystanku autobusowym łapiąc promyki listopadowego słońca, albo tych, którzy akurat nie robili nic szczególnego i włączyli się na chwilę w moją opowieść. Zatrzymali się i obdarzyli mnie swoją uwagą.

Zawsze to czułam.

I dlatego nawet kiedy jestem sama w studiu radiowym, zawsze mam wrażenie, że dzielę się częścią mojego życia z przyjaciółmi. Nieważne gdzie fizycznie oni się znajdują – czy metr, czy tysiąc kilometrów ode mnie, zawsze czułam, że są tuż obok. I do nich właśnie mówię.

To stracić?

Razem z poczuciem finansowego bezpieczeństwa i opieką korporacji? A co z tradycją wypracowaną przez piętnaście lat? Co z tym miłym poczuciem przynależenia kiedy wchodzisz na znajome korytarze i wiesz, że jesteś tu potrzebny, bo masz swoje miejsce pracy, hasło do komputera, identyfikator i kartę do otwierania drzwi. Jesteś tu „zatrudniony”. Masz wrażenie, że twój pracodawca potrzebuje twojej obecności i pracy, jaką wykonujesz, co jest dowodem na to, że uważa cię za wyjątkowego człowieka, który wnosi do firmy niepowtarzalną wartość.

Hi, hi, hi, sama się z tego śmieję.

Ale po kolei.

Życie jest wolnością. Autobiografia

Подняться наверх