Читать книгу Kody podświadomości. Praktyczny kurs życiowej przemiany (z ćwiczeniami) - Beata Pawlikowska - Страница 8
ROZDZIAŁ 4
ОглавлениеROZDZIAŁ 4
W Buenos Aires
Był cudowny tropikalny poranek w Buenos Aires. Wzięłam prysznic, spakowałam plecak i z wdzięcznością zamknęłam wąskie drewniane drzwi do mojego pokoju. To był malutki, podłużny pokój, w którym ledwie zmieściło się łóżko i szafa. Ale dał mi schronienie na noc i dobry, mocny sen. Za to byłam mu wdzięczna.
Zeszłam do recepcji, gdzie swoje długie czarne włosy czesał półnagi muskularny Argentyńczyk.
– Dzień dobry! – zagadnął wesołym głosem.
– Dzień dobry! – odpowiedziałam tak samo pogodnie.
W hotelu pachniało świeżą kawą i rogalikami. Na dworze świeciło słońce, a ja rozpoczynałam właśnie samotną wyprawę przez Amerykę Południową. Czyż życie nie jest wspaniałe?
Z tą myślą zjadłam śniadanie i zeszłam na ulicę.
Taksówka już czekała.
– Poproszę do portu Buquebus – powiedziałam i dodałam na wszelki wypadek: – Skąd odpływają statki do Urugwaju.
– Oczywiście – potwierdził kierowca i zapalił silnik.
Była środa rano. Duży ruch na ulicach.
– O której odpływa statek? – zapytał trochę niespokojnie kierowca.
– Za czterdzieści minut – odrzekłam z wielkim spokojem, ponieważ wczoraj poszłam do portu na piechotę i wiem, że jest odległy o najwyżej dziesięć minut jazdy, poza tym mam już bilet, a świat mi sprzyja.
– Zdążymy – potwierdził kierowca i włączył radio.
Staliśmy długo na światłach, potem posuwaliśmy się powoli za sznurem samochodów unieruchomionych w korku, ale metr za metrem zbliżaliśmy się do celu. Po reklamach z radia popłynęła muzyka, która idealnie wtopiła się w atmosferę nowego dnia, nowej podróży i rozpierającej mnie radości.
Wyglądałam przez okno, uśmiechając się do nieznajomych, do drzew i betonu na chodnikach. Wszystko wydawało mi się doskonałe. Błękitne niebo, bogato zdobione kolonialne budynki, argentyńskie kawiarnie, filiżanki mocnej kawy i rogaliki z lukrem. Ludzie śpieszący się do pracy, dziewczyny w minispódniczkach, kucharka wyciskająca sok z pomarańczy, wytatuowany motocyklista jadący slalomem między samochodami. Świat był taki piękny, a ja byłam taka szczęśliwa!!!
Spojrzałam na kierowcę. Wszystko w porządku. Wprawdzie podróż do portu trwała wyjątkowo długo, ale być może w okolicy są tylko ulice jednokierunkowe i nie da się tam dotrzeć szybciej.
– Zaraz będziemy na miejscu – uspokoił mnie taksówkarz i rzeczywiście, pięć minut później zatrzymał samochód. – Sto peso.
– Co to jest? – zapytałam ze zdumieniem. – Gdzie my jesteśmy?
– W porcie Colonia Express – odrzekł. – Mówiłaś, że masz statek.
– Mam statek! Ale z portu Buquebusa! – powiedziałam, łapiąc się za głowę.
Nagle wszystko prysło. Mój dobry nastrój, piękno miasta, wdzięczność i szczęście.
– O której odpływa statek?
– O dziewiątej.
– Za dziesięć minut.
– Jak daleko jest do drugiego portu?
– Trzeba liczyć pół godziny w tym korku.
Wyjrzałam na zewnątrz. I co teraz?! Pusty szary beton, milczące mury budynku, strażnik z bronią.
– Jedziemy! – zdecydowałam.
– To będzie następne sto peso – ostrzegł kierowca.
– Dobrze, zapłacę jeszcze sto peso.
– I są małe szanse, że zdążymy.
– Wiem – odrzekłam krótko. – Spróbujemy.
To nie był dobry dzień. Liście na drzewach podrygiwały nerwowo, wiatr sypał ludziom piaskiem w oczy, samochody były brudne i hałaśliwe. Śmierdziały spaliny, irytująco jak komary bzyczały silniki przeciskających się w korku motocykli, ludzie mieli nieobecne i niezadowolone twarze.
To był okropny poranek! Siedziałam naburmuszona i zestresowana przy oknie taksówki. W radiu puszczali głupie piosenki i całe Buenos Aires wydawało się zagubione w pośpiesznym pościgu za czymś, co wiecznie ucieka.
Ale zaraz!!!
Zamrugałam oczami, tak jakbym nagle ocknęła się ze snu.
Chwileczkę!!!
Jak to możliwe?!….
Przecież to jest dokładnie ten sam poranek, który jeszcze pięć minut wcześniej był dla mnie wcieleniem szczęścia i doskonałości!!!
Przecież dosłownie pięć minut wcześniej siedziałam dokładnie w tym samym miejscu co teraz, w tej samej taksówce, wyglądałam przez to samo okno i widziałam zupełnie coś innego!!!!!!
Halo!!! Jak to możliwe?!
Czy nastąpił jakiś kataklizm, który w jednej chwili zrujnował całe miasto, moje życie i moją wyprawę?
Co sprawiło, że wszystko, na co patrzyłam, niespodziewanie wyglądało zupełnie inaczej i budziło we mnie zupełnie inne emocje?!
Tam, gdzie wcześniej widziałam błękit nieba ozdobiony puszystymi białymi obłokami, teraz widziałam chmury złośliwie polujące na słońce.
Bogactwo dawnych kolonialnych budynków teraz wydawało mi się raczej przytłaczające i ciężkie.
Zamiast radości rozpoczynającego się poranka teraz wszędzie widziałam zmęczenie początkiem kolejnego dnia pracy.
Wszystko wyglądało inaczej!!!!
Moje życie nie było już piękne, tylko wkurzające.
Moja wyprawa nie była cudowna, tylko skazana na porażkę.
Moja dusza nie była już najszczęśliwsza na świecie, tylko zmęczona i zestresowana!
Halo!!!
Co się tu dzieje??!!!
Pamiętam jak stałam kiedyś na skrzyżowaniu, czekając na zmianę świateł. Patrzyłam na pieszych przechodzących po pasach. Niektórzy szli żwawo i uważnie, czyli tak jak powinni zachowywać się ludzie na ulicy. Nie potrącać innych, nie spowalniać ruchu, zwracać uwagę na skręcające samochody.
Zielone światło dla pieszych zamieniło się na żółte. Już dotknęłam stopą pedału gazu, gdy nagle na ulicę wszedł ostatni pieszy. I wcale mu się nie śpieszyło! Zachowywał się tak, jakby był panem całego świata! Nie cofnął się na widok czerwonego światła ani nie przyśpieszył.
Zatrzymał cały ruch na skrzyżowaniu! Samochody warczały na niego niecierpliwie, kierowcy kręcili niechętnie głowami, wzdychali znacząco albo mówili do marudzącego pieszego słowami, których nie mógł usłyszeć.
Ja też byłam wkurzona. Nie dość, że człowiek wszedł na pasy już na żółtym świetle, kiedy powinien był zatrzymać się na chodniku, to jeszcze poruszał się tak ślamazarnie, jakby chciał wszystkim zrobić na złość.
– Szybciej, szybciej! – poganiałam go w myślach.
Jeśli on będzie dalej szedł w tym tempie, to za chwilę stracimy zielone światło i będziemy musieli czekać na następne! Co za marnowanie czasu! Co za brak szacunku dla innych ludzi! Przez niego jeszcze zwiększy się korek! Poza tym te wszystkie stojące samochody wydzielają trujące gazy, które nie tylko niszczą powietrze w mieście, ale i działają destrukcyjnie na atmosferę i klimat na Ziemi!
Ostatni, wyjątkowo arogancki pieszy na pasach stawał się w mojej głowie winny temu, że jestem przez niego wściekła, że pewnie się spóźnię, że w mieście jest korek i topnieją lodowce na Antarktydzie.
Sapałam ze złości.
I wtedy nagle pieszy odwrócił głowę. Tak jakby słyszał moje myśli. Na twarzy miał wyraz zagubienia i lęku. Był niewidomy i przestraszony.
W jednej chwili znikła cała moja złość. Po prostu jakby pękła i spadła z hukiem na bruk. W jej miejsce pojawiło się współczucie, żal i wyrzuty sumienia. Teraz miałam ochotę wyskoczyć z samochodu, podać mu rękę, przeprowadzić na drugą stronę jezdni i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, żeby się nie martwił i że jest wspaniałym, odważnym człowiekiem.
Czy zdarzyło ci się kiedyś coś takiego?
Na przykład kiedy zauważyłaś, że twój mąż ukrywa coś w szafie i w pierwszej chwili ogarnął cię strach, że być może cię zdradza, i jednocześnie złość, że jak on może zrobić ci taką podłość, oszukać cię za twoimi plecami i zranić twoje uczucia!
A potem odkryłaś, że on usiłował schować prezent, który kupił dla ciebie z okazji waszej rocznicy ślubu. I w jednym momencie przestałaś czuć się nieszczęśliwa, skrzywdzona i źle potraktowana, a zamiast tego czułaś wdzięczność i miłość.
Pamiętasz?
A przecież twoje samopoczucie i emocje nie zmieniły się dlatego, że twój mąż zachował się inaczej, tylko dlatego, że zmieniło się twoje postrzeganie tego zdarzenia, czyli zmieniły się twoje emocje.
Albo czy pamiętasz może ból rozstania i rozpacz kiedy mąż albo chłopak powiedział ci, że nie chce i nie może już z tobą być? Czułaś się wtedy odtrącona, zdradzona, skrzywdzona, czułaś się być może tak, jakby ktoś odbierał ci kawałek twojego własnego ciała.
Minął pewien czas, spotkałaś kogoś innego, zakochałaś się. I kiedy dzisiaj patrzysz z perspektywy na tamto rozstanie sprzed lat, to co czujesz? Czy wciąż masz to samo dotkliwe i bolesne poczucie straty? Czy może raczej czujesz wdzięczność, że twój mąż lub chłopak wtedy od ciebie odszedł, bo przecież ty i tak już wtedy od pewnego czasu wiedziałaś, że źle układa się między wami i sama miewałaś myśli o odejściu. A teraz wiesz, że gdyby on nie podjął tej trudnej decyzji, to nie spotkałabyś swojej nowej miłości i nie byłabyś teraz szczęśliwa.
Widzisz? Zdarzenie z przeszłości wcale się nie zmieniło.
Zmieniło się to, w jaki sposób je widzisz i rozumiesz.
I to jest jedna z najważniejszych rzeczy na świecie.