Читать книгу Trylogia Nadzoru - Charlie Fletcher - Страница 14
ОглавлениеWarszawska Praga, ostatnie miesiące komuny
Panie, kup pan pióro...
Mijałem tego faceta już nie wiem ile razy, przychodząc tu na rynek praktycznie co tydzień, ale dopiero teraz zwróciłem na niego uwagę.
Zasuszony typ o cerze jak mokry papieros, na nosie przyduże okulary w rogowej oprawce, przygaszony wzrok lekko szklistych oczu alkoholika. Jesionka musiała widzieć już swoje lepsze lata, teraz kołnierz wyliniał i postrzępił się, buty też kilkanaście sezonów widziały... A mimo to nie wygląda na typowego menela-pasera z Różyckiego.
Był to raczej typ kogoś, kto ciągnie nabranym dawno, dawno temu rozpędem. Może podupadła rodzina mieszczańska? Wypalony powojenny inteligent? Profesor uniwerku, który kiedyś wypił o jedną lufkę za dużo?
– Kup pan pióro... – powtarza jak mantrę, patrząc mi prosto w oczy.
Uświadamiam sobie, że słyszałem go wiele, wiele razy, bo stoi tutaj, w rogu przy bramie, w zasadzie odkąd pamiętam.
Koników i cinkciarzy nagabujących nowo przybyłych na Różyca zawsze starałem się jak najszybciej zostawić za sobą, nie chcąc nawet być widzianym w ich towarzystwie, więc i on jakoś zlewał mi się z tłem. „Kup pan pióro” – zawsze ten sam, jeden jedyny tekst.
A dzisiaj stoi tu sam, reszta pewnie zdecydowała, że w taką pogodę nie ma się co nadymać.
– Pióra pan nie kupi? – Spogląda na mnie z nadzieją. Zauważalnie ożywia się, widząc, że zwolniłem i zawahałem się. Staję przy nim, niepewny, co w ogóle chcę zrobić.
– Jakiego znów pióra? – Rozglądam się na lewo i prawo, zastanawiając, czy to nie jakaś podpucha lokalnych cwaniaczków.
– Dobre pióro, piękne, panie kochany... – szepcze typek, nerwowo oblizując wargi. – Historyczne!
– O, a to ciekawostka.
Musiał usłyszeć nieudawane zainteresowanie w moim głosie, bo sięga do kieszeni, wyjmuje zawinięte w chustkę drewniane pudełeczko.
– Pan sam popatrzy. – Uchyla wieczko.
Nie muszę oglądać dokładnie, bo na pierwszy rzut oka widzę, że facet ma w ręku prawdziwą perełkę. Na sto procent przedwojenny egzemplarz. Szkarłatny bakelit wypolerowany przez lata używania, wykończenia i stalówka lśnią poblaskiem czerwonego złota, delikatny rys grawerunku na metalowych elementach cieszy oko... Przepiękne. Absolutnie przepiękne.
Wyciągam rękę, ale menel zatrzaskuje wieczko, chowa pudełko za siebie.
– Nie! Nie, ja...
Mrugam, zaskoczony. Facet reflektuje się, twarz wykrzywia mu grymas zawstydzenia i strachu przed utratą potencjalnego kupca.
– Ja przepraszam, ja nie chciałem. Pan wybaczy, ja pana przepraszam. Pan rozumie, pamiątka, przywiązanie... Niech pan kupi, błagam. – Chwyta mnie za rękaw. – Prawdziwe, historyczne pióro. Zabytkowe.
– Skąd pan wiesz? – Przez chwilę mam ochotę odejść, bo w nieznajomym jest coś... coś dziwnego. Niepokojącego.
Widzę, że czoło ma zroszone potem, rusza się niepewnie, jakby cały czas zmagał się sam ze sobą. Chory psychicznie, czy może narkoman?
– Wiem. Niech pan mi uwierzy, ja nie kłamię. Prawie sto lat już... Prawdziwy zabytek.
Wydymam pogardliwie wargi, chociaż już chyba podjąłem decyzję. Teraz tylko nie dać mu poznać, że chcę je kupić.
– I niby skąd ta pewność?
– Bo wiem, kto nim pisał... – Człowieczek patrzy na czubki znoszonych butów, jakby się czegoś wstydził. – Powiedzieć panu?
Kiwam głową, on pokazuje, żebym się nachylił. Czuję zapach taniej wody po goleniu, papierosów i przepoconych koszul, gdy menel szepcze mi do ucha trzy słowa.