Читать книгу Trylogia Nadzoru - Charlie Fletcher - Страница 10
ROZDZIAŁ I
Pierwszy krok
ОглавлениеSara Falk pewnym krokiem przeszła przez lustro. Za sobą zostawiła znajomą piwnicę w bezpiecznym domu i ludzi, których znała całe życie – przyjaciół, którzy poświęciliby swoje życie, aby jej bronić; tak samo jak ona poświęciłaby się dla nich.
Dlatego właśnie odejście było tak trudne. Mimo wszystko się na nie zdecydowała. Poza tym nie została całkiem sama, nie straciła również instynktu samozachowawczego i uzbroiła się po zęby. Trzymała w dłoni jasną świecę, a na ramieniu siedział jej Kruk. Tuż przed przejściem jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze: miała na sobie czarną kurtę jeździecką, ciasno opinającą jej szczupłe ciało, a spod jedwabnej spódnicy wystawały wysokie, mocne buty z cholewą. Na dłoniach czerniły się skórzane rękawiczki, na palcach miała dwa złote pierścienie. Jedyną różnicą w swoim wyglądzie, jaką zauważyła – oczywiście poza bronią, która stanowiła dla niej nowość – był fakt, że przyzwyczaiła się już do noszenia biżuterii na lewej ręce. Jej ostatnie zmagania skończyły się między innymi utratą ręki razem z pierścieniami, co niemalże doprowadziło do jej śmierci. Na szczęście jakimś cudem kończyna została zwrócona i z powrotem przymocowana. Na twarzy Sary wyraźnie malowało się zmęczenie, a przedwcześnie posiwiałe włosy jak zawsze splecione były w gruby biały warkocz przerzucony przez prawy obojczyk. Oczy Sary miały szarozielony odcień zimowego morza i ku jej uciesze spoglądały na nią pewnie i ze zdeterminowaniem, mimo zmęczenia i łomotania serca pod ciasno zapiętą kurtką.
– Dobrze – szepnęła, tak by usłyszał to tylko Kruk. – Chodźmy więc. – I przeszła pewnie przez lustro, którego tafla stawiła mniejszy opór niż bańka mydlana przebijana igłą.
Nagle przystanęła. Uniosła świeczkę, która wydawała się świecić jaśniej niż zwykle, i popatrzyła na korytarz tworzony przez niekończącą się liczbę zwierciadeł. Ciągnął się gdzieś daleko i kończył tam, gdzie nie sięgało światło świecy. Obróciła się na pięcie, lecz zamiast tyłu lustra, z którego dopiero co wyszła, ujrzała identyczny ciąg swoich odbić. Spoglądając w dół, zobaczyła odbicie sufitu rozchodzące się w podobny sposób. Nieskończone rzędy zwierciadeł biegły w każdym kierunku.
– A więc labirynt – powiedziała.
Kruk zaklekotał dziobem przy jej uchu.
– Tak, wiem. Jeżeli chcemy kiedykolwiek wrócić, musimy zaznaczyć nasz punkt startu. Na przykład tutaj możemy...
Kruk nagle sfrunął na ziemię i otrząsnął się, po czym wrócił na jej ramię. W miejscu, w którym stał przed chwilą, znajdował się imponujący rozbryzg ptasiej kupy.
– Powinno wystarczyć – stwierdziła Sara. – Może nie do końca gustowne, ale praktyczne.