Читать книгу Trylogia Nadzoru - Charlie Fletcher - Страница 13

Podziękowania

Оглавление

Na początek kilka słów o Królu Szczurów, o którym piszę na stronach niniejszej powieści. Nie pojawił się on przypadkiem, wyskakując nagle z mroków podziemi White Tower i zaskakując Charliego oraz Jeda. Wypełzł z Garnka, z miski pełnej Gumbo. Ale po kolei.

Jakiś czas temu, gdy rozważałem porzucenie mojej bezpiecznej skorupy scenarzysty i napisanie własnej powieści, spotkałem się z Terrym Pratchettem. To było w Edynburgu, gdzie wspólnie zjedliśmy niedzielny obiad. Skrycie liczyłem wtedy, że przy okazji zwyczajnych pogaduszek usłyszę parę cennych wskazówek i porad na temat pisarstwa (z mojego doświadczenia wynika, że najlepszą metodą, aby się czegoś nauczyć, jest uważne wysłuchanie ekspertów w danej dziedzinie). Usłyszałem wtedy opowieść o tym, jak to na pewnym spotkaniu z czytelnikami jeden z nich podszedł do Terry’ego i wytknął mu „inspirację” innym tytułem. Chodziło o okładkę Ostatniego bohatera, na której znajdował się Ponder Stibbons łudząco podobny do Harry’ego Pottera. Więcej nawet, ów „odkrywca” pozwolił sobie na stwierdzenie, że Niewidzialny Uniwersytet to w istocie kopia Hogwartu. Ponoć Terry spokojnie wyjaśnił wówczas, że pierwsza powieść o Harrym Potterze została wydana rok po Ostatnim bohaterze, i na tym skończył.

To doprowadziło nas do szerszej dyskusji na temat inspiracji i zapożyczeń oraz źródła poszczególnych pomysłów. Terry z grubsza opisał wtedy swoją teorię Gumbo czy inaczej Garnka. Otóż według niej wszystko, co zostało kiedykolwiek napisane, a także wszystko, co kiedykolwiek napisane dopiero zostanie, znajduje się w ogromnym Garnku, z którego każdy może wybrać osobne elementy i mieszać je ze sobą w dowolny sposób według własnego przepisu. Jedyną zbrodnią wobec Garnka jest albo udawanie, że nie istnieje, albo upieranie się, że należy do ciebie.

Była to dla mnie wyjątkowo cenna rada i od tej pory stosuję ją bez najmniejszego skrępowania, zawsze pamiętając o nim – wielkim Terrym Pratchetcie.

Nie mogę znieść myśli, że już nigdy się z nim nie spotkam. Wyjątkowo kreatywny i płodny jako pisarz, a zarazem słusznie surowy w swojej krytyce wszechogarniającej obłudy i zepsucia, nawet w najpochmurniejszych momentach swojego życia potrafił znaleźć promień radości. I choć brakuje mi go – jak nam wszystkim – cieszę się, że miałem zaszczyt go poznać, a także ukraść mu mały fragment jego twórczości. Bo Król Szczurów, na znak uznania i szacunku, pochodzi właśnie z Garnka. Z powieści Terry’ego Pratchetta zatytułowanej Zadziwiający Maurycy i jego edukowane gryzonie.

Inne wspomnienie dotyczące tamtego obiadu nie ma nic wspólnego z pisarstwem, za to wiąże się z... byciem tatą. Podczas rozmowy o grach wideo Terry wychwalał Thiefa jako znakomite i funkcjonalne narzędzie służące odwlekaniu pracy pisarskiej. I nieoczekiwanie wspomniał o swojej córce. Na chwilę opuścił gardę i porzucając oficjalny wizerunek, ujawnił głęboko skrywaną ojcowską dumę. Wtedy nie wspomniałem o tym w artykule, ale chciałbym zrobić to teraz. Być może dlatego, że nigdy nie znalazłem sposobu, by należycie podziękować mu za jego wyrozumiałość i liczne inspiracje. W swoich powieściach zawsze umieszczał silne, odważne i niezależne postacie kobiece – począwszy od młodej Tiffany Obolałej, a na Babci Weatherwax skończywszy. Ale choć robił to mistrzowsku, a jego bohaterowie zdają się ludźmi z krwi i kości, to najbardziej dumny, jak mi się wydaje, jest nie z nich, a z prawdziwej, żyjącej pośród nas osoby, której imię zaczyna się na R.

Wielkie podziękowania należą się Orbit/Little Brown, a w szczególności Jenni Hill i Willowi Hintonowi, moim znakomitym redaktorom w Orbit po obu stronach świata; Joannie Kramer za wzorową adiustację, dzięki której sprawiam wrażenie znacznie mądrzejszego i bardziej utalentowanego, niż jestem naprawdę; Lauren Panepinto za wykreowanie kolejnej pięknej okładki. Jestem też bardzo wdzięczny Karolinie Sutton, mojej agentce w Curtis Brown, a także Michaelowi McCoyowi z Independent, których praca dodaje mi pewności siebie i pozwala w pełni poświęcać się pisaniu książek. Nie mogłem trafić lepiej.

Dziękuję Hugh i Anne Buchanan za austriacką gościnność, dzięki której moi fikcyjni przodkowie mogli wyjść z mroków i pojawić się na płaskowyżu Steinernes Meer.

Ave atque vale naszej sąsiadce i przyjaciółce, jednemu z dwóch głównych pierwowzorów Kucharki, która niestety odeszła przed ukończeniem prac nad tą powieścią. Powiedziałem to na jej pogrzebie i powiem raz jeszcze – nie można nie szanować kobiety, której kolekcja lasek z ukrytą szpadą jest większa od jej kolekcji torebek.

Na koniec pragnę podziękować mojej rodzinie za wsparcie, inspirację i wyrozumiałość: mojej mamie za niezłomną odwagę i młodzieńcze spojrzenie na świat, Jackowi i Ari za to, że nieustannie rozbawiacie mnie i swoją mamę, i przewspaniałej D., pierwszej i najlepszej czytelniczce oraz istnej kobiecie maszynie wyrzucającej z siebie pomysł za pomysłem.

Trylogia Nadzoru

Подняться наверх