Читать книгу Moje życie w bliskości Ojca Pio - Cleonice Morcaldi - Страница 10

PIERWSZY LIST DO OJCA

Оглавление

W ostatnim roku szkoły, gdy miałam dostać dyplom ukończenia, byłam przybita zmartwieniami i pełna zwątpienia. Trochę dlatego, że martwiłam się, czy będę mieć dobre oceny, co da mi szansę na pracę. A trochę dlatego, że – jak to mówią – najciężej jest ściągnąć skórę z ogona, co znaczy, że najtrudniejszy jest koniec. I wreszcie dlatego, że weszły nowe przepisy i żeby zdać egzamin, trzeba było dostać przynajmniej siódemkę [1].

Dla mnie najtrudniejszym sprawdzianem była pisemna pedagogika. Wcześniej za pracę, którą pisałam w domu przy pomocy nauczycielki, dostałam zaledwie szóstkę. Czego mogłam się spodziewać, pisząc samodzielnie pracę w szkole?

Nie tracąc czasu, poprosiłam listownie o pomoc Ojca. To był pierwszy list, jaki do niego napisałam. Jakież było moje zaskoczenie i radość, gdy dostałam odpowiedź na karteczce. W tle odbiła się nawet maleńka plamka krwi. Napisał tak:

„Duszyczko drogiego Pana Boga! Nie bój się! Ucz się z miłością, a w swoim czasie otrzymasz właściwą zapłatę. Z nauczycielami spotkamy się – ja i Pan Bóg. Błogosławię Cię tak bardzo serdecznie, jak bardzo potrzebuję i pragnę, abyś była święta.

o. Pio, kap.”.

Cały dzień to sobie powtarzałam: „Święty do mnie napisał! Czego jeszcze chcieć? Jeśli on sam spotka się z nauczycielami, to nie widzę lepszej protekcji”.

Nabrałam odwagi i powiedziałam sama do siebie: „Zrób wszystko, co możesz, i bądź pewna, że resztą zajmie się drogi Ojciec razem z Panem Jezusem. Czy może być na tym świecie pewniejsza i większa pomoc?”.

Trzeba by spisać wiele tomów, by opowiedzieć wszystko, co zrobił dla mnie Ojciec, jak radził sobie z wszystkimi nauczycielami w cudowny sposób (nie przesadzam). Cudowny? Tak, to były cuda i to z tych największych. Wspomniałam tylko o pedagogice, która była moją męką, moim zmartwieniem, przedmiotem najtrudniejszym.

Po kilku miesiącach zarówno pani profesor, jak i pan dyrektor, gratulowali mi, publicznie i prywatnie, że zrobiłam taki postęp w tak krótkim czasie z języka włoskiego i z pedagogiki. Zdobyłam średnią osiem, a pani profesor powiedziała nawet, że zasługuję na więcej, ale że nie ma w zwyczaju dawać lepszych ocen z tych przedmiotów.

Według niej ten postęp uzyskałam dzięki nieustannemu czytaniu książek z pedagogiki. A ja przypisywałam to świeżemu strumieniowi myśli, jaki wzbudził w mojej głowie Ojciec. On mi dyktował, ja pisałam. Do tego stopnia, że gdy w domu czytałam brudnopis mojego wypracowania, które napisałam w szkole, sama się dziwiłam: „Czy to naprawdę moje słowa?”. Szkoda, że z braku czasu nie mogę opisać, jak było z pozostałymi przedmiotami.

Byłam obiektem pochwał ze strony wszystkich profesorów, byłam przedmiotem uwielbienia kolegów ze szkoły. Wcześniej nikt nie zwracał na mnie uwagi, potem otaczano mnie względami i troską. Częstowano mnie czekoladą i słodyczami.

Mój dyplom był przepiękny. Najlepsze oceny ze wszystkich przedmiotów. Napisano o mnie nawet w lokalnej gazecie. Tylko Ojciec Pio mógł tego dokonać! Tylko jego zraniona dłoń była w stanie dotknąć umysłów i serc ludzkich, i dokonywać takich cudów!

Pewnego dnia przysłał mi obrazek Najświętszego Serca Pana Jezusa, na odwrocie którego napisał: „Pamiętaj, On jest Wszechmogący… Ale Jego wszechmoc jest pokorną służebnicą Miłości”. Zrozumiałam, że wszystkie przymioty Boga są na służbie Jego Miłości. Potężne wsparcie, jakiego Pan Bóg udzielił mi w tym ostatnim roku za pośrednictwem Ojca, było cudowne. Nazywałam je „żartem Jego przemożnej Miłości”. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że Pan Bóg ma upodobanie w podnoszeniu i wywyższaniu najmniejszych i najbiedniejszych.

Siedziałam w kąciku auli, skulona, z pustym żołądkiem, w nie za bardzo odpowiednim ubraniu, w grubych pończochach, które moja biedna mama sama zrobiła, w zniszczonych butach, cicha i schowana, żeby nikt mnie nie zauważył i nie odkrył mojej biedy. Ale gdy Pan Jezus raczył położyć na mojej głowie swoją dłoń, wyszłam z kąta i pokazałam wszystkim, co On może dać tym, którzy w Nim pokładają nadzieję.

Jakże wielka była radość mojej mamy, gdy do domu wróciła córka, o której nawet pisano w gazecie. Cieszyła się, że ma takie mądre dziecko. Opowiedziała o mnie wszystkim swoim przyjaciółkom, a one przychodziły mnie przywitać. Rodzina i przyjaciele gratulowali jej takiej córki. Można było wpaść w pychę. Ale przecież nie mnie należały się te pochwały. Wszystko uczynił ten, który chciał mnie dla siebie.

Poszłam do Ojca, by mu podziękować. Odparł: „Podziękujmy Panu Jezusowi!”. A potem do mnie powiedział: „Taka młoda i taka malutka chcesz zostać nauczycielką? Wezmą Cię za jedną z uczennic”.

Roześmiałam się i poprosiłam go, by się modlił, żeby mnie szybko przyjęli do pracy, bo będę mogła w ten sposób pomóc mojej biednej rodzinie. Obiecał mi to.

Moje życie w bliskości Ojca Pio

Подняться наверх