Читать книгу Moje życie w bliskości Ojca Pio - Cleonice Morcaldi - Страница 9

NAUKA W FOGGII

Оглавление

Mimo wielkiej biedy, w jaką popadła moja rodzina po śmierci kochanego tatusia, kontynuowałam naukę w Foggii. Mieszkałam w maleńkim pokoiku przy pewnej biednej rodzinie. Gotowali mi, prawie zawsze był ryż. Rano nie jadłam śniadania. Nigdy nie skosztowałam nawet mleka czy filiżanki kawy. Do szkoły zabierałam tylko kawałek chleba. Wieczorem prawie zawsze jadłam cardo, warzywo, które ma liście kłujące jak oset. Za te grosze, które miałam, nie stać mnie było, żeby sobie kupić choćby kawałek sera. Dziś sama siebie pytam: jak mogłam żyć i uczyć się, tak się odżywiając – jak pustelnik?

W dodatku w tym domu nie było światła. Uczyłam się przy świecach, które przysyłał mi wujek ksiądz. W takich warunkach żyłam aż do czasu, gdy po skończeniu nauki dostałam pracę w szkole podstawowej. Chwała Bogu, że podczas sześciu lat pobytu w Foggii nie miałam ani razu gorączki, ani bólu gardła, nigdy do nikogo się nie skarżyłam, żaden smutek czy zwątpienie nie ciążyły na moim sercu.

Raczej byłam wesoła i pełna dobrych chęci, a kierowało mną gorące pragnienie, by pomóc mojej biednej rodzinie.

W czasie przerw, gdy koleżanki przygotowywały sobie do jedzenia świeże bułki z kiełbasą, odchodziłam na bok, by przeżuwać twardy, postny kawałek chleba. Nie pamiętam, żebym zazdrościła im tych wspaniałych śniadań. Pamiętam natomiast, że wstydziłam się mojej biedy i próbowałam się z nią kryć. Wiem, że to nie było zaletą, że to miłość własna. Ale nie byłam wtedy jeszcze w szkole Ojca.

Bardzo tęskniłam za mamą. Nie wracałam do domu ani na Boże Narodzenie, ani na Wielkanoc. Spotykałam się z rodziną dopiero po zakończeniu roku szkolnego.

Przechodziłam do kolejnych klas bez egzaminów, czym sprawiałam mamie wielką radość. W jednym roku przyznano mi stypendium. Podczas wakacji dla przyjemności zaczynałam przerabiać materiał z następnej klasy. Do czegóż to człowiek jest zdolny, jeśli tylko „bardzo chce”! Zarówno w dobrym, jak i w złym.

Komu zawdzięczam to wszystko, każdą pomoc i wsparcie? Czyż nie Panu Bogu, ze względu na nieustanne prośby Ojca, którego modlitwom poleciła mnie mama? Biedna mamusia nie miała innego ratunku na tej ziemi. Spowiadała się u Ojca, a ten podnosił ją na duchu i mówił o Bożej Opatrzności.

Często mi opowiadała, jak pewnego dnia nie dawała już rady, tak była przybita zmartwieniami i chorobą. Poszła do klasztoru z nadzieją na słowo pocieszenia. Ale było tylu ludzi przed nią na korytarzu. Zaczynała już tracić nadzieję, że jej się uda, i miała wracać do domu, gdy zobaczyła Ojca w drzwiach od klauzury. Ludzie pobiegli do niego. On zaś wyciągnął rękę w stronę mojej mamy i powiedział: „Ej, Ty! Chodź tutaj!”. Wszyscy się odwrócili, by zobaczyć, kto jest tym szczęściarzem, i ją przepuścili. Gdy Ojciec pobłogosławił wszystkich, moja matka poszła za nim. On usiadł w zakrystii i powiedział: „No i? Czego chcesz?”. Długo z nią rozmawiał. Wróciła do domu wzmocniona i przepełniona radością.

Moje życie w bliskości Ojca Pio

Подняться наверх