Читать книгу Moje życie w bliskości Ojca Pio - Cleonice Morcaldi - Страница 8

Оглавление

Urodziłam się w roku, miesiącu i w dniu, gdy Ojciec Pio składał swe śluby zakonne: 22 stycznia 1904 roku. Ojciec mówił mi, że bardzo się nacierpiał, żeby wyrwać mnie z tego świata i ofiarować Panu Jezusowi. Rzeczywiście miałam naturalną awersję i wstręt do wszystkiego, co światowe, ale Szatan dobrze zna swoje rzemiosło, wie, jak wciągnąć w błoto nawet tych, którzy żyją w samotności klauzury i na pustelni. Aby w jego sieci wpadały dusze niewinne i nieostrożne, potrzebuje do pomocy złych ludzi.

Matka wychowywała mnie bardzo surowo. Nie pozwalała mi przesiadywać na progu domu albo na balkonie, ani przyjaźnić się z dziewczętami z sąsiedztwa, ani wychodzić na plac. Przesada, powiedzą dziś ludzie. A przecież nie jeden raz spotkałam diabła w drugim człowieku. Zły wkradał się w łaski nawet przy pomocy szkolnych koleżanek, które poznały go już w każdym calu. A kto, jeśli nie Ojciec, wyciągał mnie z jego łap, pomagał mi i ratował z niebezpieczeństw?

Szatan chciał za wszelką cenę zasiać w moim sercu próżność, upodobanie do płytkich przyjemności, do zła. By tego dokonać, posługiwał się porządnymi ludźmi, krewnymi, przyjaciółmi, przypadkowymi spowiednikami, nauczycielami.

Wychwalam Cię, Panie, i nie przestanę Ci dziękować, że poprzez Ojca Pio wybawiłeś mnie i nie pozwoliłeś wrogom naśmiewać się ze mnie.

Mama, wychowując mnie, była tak ostrożna również dlatego, że pewna wróżbiarka, bardzo pobożna i kochająca Matkę Bożą Bolesną, powiedziała jej: „Troszcz się o to dziecko, bo Pan Bóg ma wobec niego swoje plany”. Słyszałam to, kiedy przechodziłam obok, gdy ta kobieta rozmawiała z mamą przy kuchennym piecu. Udawałam, że nie słyszę. Jednak ona na mnie patrzyła. Miałam wtedy sześć albo siedem lat.

Myślę, że Boży plan był taki: dobry Pan Bóg już wtedy powierzył mnie Ojcu, który powiedział mi kiedyś, że jestem obecna w jego duszy już od dnia jego pierwszej mszy świętej, 10 sierpnia 1910 roku. Za co każdego dnia dziękuję Panu Jezusowi.

Moja mama była bardzo pobożna i dobra. Każdego ranka przyjmowała komunię świętą w kościele Matki Bożej Bolesnej. Miała brata, który umarł na krótko przed odprawieniem mszy. Dlatego znała nieco Pismo Święte i często opowiadała mi najpiękniejsze historie. Słuchałam z uwagą i przyjemnością, wręcz z miłością. Czułam się, jakby mi kto dawał przepyszne ciastko. A moja dusza czuła się tak, jakby ujrzała kawałek nieba. Tym, co mnie najbardziej urzekło, była Boża dobroć do stworzeń. Matczyne opowieści wciąż trwają w mojej pamięci.

W szkole podstawowej ukończyłam wszystkie sześć klas. Z mojej Pierwszej Komunii pamiętam tylko kościół parafialny oraz to, że był słoneczny dzień i nie miałam białej sukienki ani welonu. Przed ołtarzem św. Michała, na kolanach, oparta o klęcznik, odmawiałam dziękczynienie. Nie było żadnego przyjęcia w domu.

Początkowo moja rodzina żyła dostatnio, później popadliśmy w kłopoty materialne, co bardzo martwiło moich rodziców. Mieli dziewięcioro dzieci. Ja byłam przedostatnia. Czterech moich braci zmarło. Ja nie zaznałam już tego czasu dobrobytu, powodzenia i świętego spokoju, a tylko zmartwienia i biedę, która zmusiła mojego tatę do najęcia się za parobka u swego bogatego brata.

Mama bardzo z tego powodu cierpiała, bo wcześniej zawsze żyła w dostatku. Jej ojciec był bardzo bogaty i bogobojny, a jej matka pomagała biednym. Mama cierpiała nie ze swojego powodu, ale ze względu na dzieci. Ja byłam przyzwyczajona do życia w biedzie, więc nie odczuwałam tego tak bardzo. Cierpiałam jednak, gdy słyszałam, jak jęczy po nocach, bo miała wrzody żołądka. Lekarze nie potrafili w żaden sposób jej pomóc.

W szkole byłam lubiana przez nauczycielkę, która wciąż mnie chwaliła, że jestem mądra i uczynna. Na koniec pierwszej klasy dostałam nagrodę: wielki srebrny medal z trójkolorową wstążką. Burmistrz miał mi go wręczyć podczas specjalnej uroczystości, ale Pan Jezus uchronił mnie od próżnej chwały, bo dzień wcześniej obdarował mnie wysoką gorączką – dostałam odrę.

Wieloma drobnymi chorobami posłużył się Pan Jezus, by wybawić mnie od złego.

W wigilię Bożego Narodzenia, gdy miałam pięć lat, wpadłam do dużego koksowego paleniska. Byłam jeszcze mała, połamałam sobie nogi. Przez długi czas musiałam chodzić w specjalnych metalowych szynach, których nie wiadomo czemu bardzo się wstydziłam.

Brat mojego ojca był księdzem. Wołał mnie zawsze do siebie do domu, żebym odmawiała z nim nowennę do Matki Bożej Bolesnej i inne modlitwy. W pokoju miał wielki, przepiękny krucyfiks. Kiedy wychodził do drugiego pokoju, by odmawiać brewiarz, zdejmowałam krzyż ze ściany, udając, że chcę go odkurzyć. Kładłam go na łóżko, podziwiałam, sprawiało mi przyjemność całowanie go z wielką miłością. Jakże chciałam mieć taki sam w domu! Po wielu latach Ojciec pozwolił, żebym miała jeszcze większy krucyfiks niż ten u wujka. Poświęcił mi go w zakrystii, całując wielokrotnie. Odtąd zawsze mi towarzyszył. Pan Jezus wysłuchiwał wszystkich moich dobrych pragnień.

Moje życie w bliskości Ojca Pio

Подняться наверх