Читать книгу TERAZ ZAŚNIESZ - C.L.TYLOR - Страница 13
CZĘŚĆ PIERWSZA
Rozdział 8
ОглавлениеAnna
Środa, 2 maja
O czwartej rano nasze mieszkanie jest zupełnie innym miejscem. Zwykle w Londynie powietrze jest chłodne i nieruchome, sypialnię spowijają cienie, a ciemność rozświetla jedynie wąska smuga światła ulicznych lamp, sączącego się przez szczelinę w zaciągniętych zasłonach. Alex śpi skulony na boku, ściskając w dłoniach brzeg kołdry. Kiedy wczoraj wieczorem wrócił z pracy, leżałam na kanapie i opatulona w koc, gapiłam się w telewizor. Przez chwilę stał w progu, przyglądając mi się i czekając, aż go zauważę.
– Cześć – rzuciłam i wróciłam do oglądania telewizji. Wystarczyło na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, w jakim jest nastroju: spięty, z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę i zimnymi oczami. Szukał pretekstu, żeby się pokłócić. Znowu.
– Co to? – Sięgnął po stojący na stoliku pusty kubek.
– Kubek.
– A to? – Wziął do ręki talerz.
Spojrzałam na niego.
– Co ty wyprawiasz?
– Co TY wyprawiasz?
Wyszedł z pokoju z kubkiem i talerzem w dłoni. Usłyszałam, jak wkłada je do zlewu, a zaraz potem, jak otwiera drzwi lodówki i zamyka je z wściekłym: „Ja pierdolę”.
– Anno. – Po chwili znów stanął w drzwiach. – W tym domu nie ma nic do jedzenia. Mówiłaś, że pójdziesz do sklepu.
– I poszłam.
– No i?
– Ktoś mnie śledził.
– Tylko nie to. – Opiera głowę o białe lakierowane drewno futryny. – Anno. Musisz przestać. Steve Laing nie czai się na ciebie. Kobieta, która spowodowała wypadek… ta, co prowadziła ciężarówkę, a nie ty… została skazana i trafiła za kratki. Ciebie o nic nie oskarżono. To koniec. Koniec.
Nie rozumiał. Bo i jak mógł zrozumieć? Nie miałam żadnego dowodu na to, że ktoś mnie śledzi. Nie widziałam swojego prześladowcy ani nie miałam jego zdjęcia. Nie wiedziałam nawet, jak wygląda, czułam jednak, że mnie śledzi. Wyszłam z domu jak gdyby nigdy nic. W drodze do Tesco nie miałam tego koszmarnego wrażenia, że coś pełznie mi po plecach. Świeciło słońce, byłam w dobrym humorze, bo właśnie obejrzałam trzy odcinki Catastrophe. Ani razu nie pomyślałam o Stevie Laingu… i nagle to się stało. Poczułam absolutną pewność, że ktoś za mną stoi i patrzy, jak pochylam się, żeby zdjąć z półki bochenek chleba. Kiedy się odwróciłam, w alejce było pięć osób – mężczyzna w garniturze, starsza kobieta, druga, mniej więcej w moim wieku, i jeszcze jedna, niewiele starsza ode mnie, z dzieckiem w wózku. Chłopiec wlepiał we mnie duże niebieskie oczy. Jego matka spojrzała na niego, na mnie, po czym zawróciła i zniknęła w głębi alejki. Zła na siebie o to, że zareagowałam zbyt przesadnie, poszłam z koszykiem prosto do kas. Dopiero w domu uświadomiłam sobie, że nie kupiłam połowy rzeczy, o które prosił mnie Alex.
– Dzwoniłaś dziś do Tima? – pyta, krzyżując ręce na piersi.
– Tak.
– I?
– Złożyłam wymówienie.
Alex wznosi oczy do nieba.
– Już w tej chwili ledwie starcza nam na opłacenie rachunków. Jeśli nic się nie zmieni… – Wzdycha ciężko. – Nie wytrzymam tego, Anno. Wiedziałem, że będziesz trochę… rozbita… przez jakiś czas, ale nie mogę tak żyć. Nocami przewracasz się w łóżku, bo nie możesz spać, a w dzień siedzisz ubrana w spodnie od dresu i oglądasz powtórki Przyjaciół. Wzięłaś dziś prysznic?
W poprzednim życiu, życiu, które wiodłam, zanim mój świat legł w gruzach, odgryzłabym się i powiedziała, że może powinien wykazać trochę więcej zrozumienia. Tymczasem spojrzałam na niego i odparłam:
– Posypało się, co? Między nami?
– No… – Wbił wzrok w brudny beżowy dywan i pokiwał głową. – Posypało się.
Od wypadku wyobrażałam sobie tę rozmowę setki razy, ale kiedy naprawdę do niej doszło, wydała mi się surrealistyczna. Spodziewałam się, że zaleję się łzami albo poczuję w piersi rozdzierający ból. Tymczasem czułam się oderwana od rzeczywistości, jak gdybym obserwowała rozstanie dwojga obcych mi ludzi. Od dawna oddalaliśmy się od siebie, ale trzeba być draniem bez serca, żeby zostawić kogoś, kiedy najbardziej cię potrzebuje. Nie przestaliśmy się lubić, nie robiliśmy awantur, nie sypialiśmy z innymi ani nawet nie byliśmy wobec siebie okrutni, po prostu prowadziliśmy oddzielne życie. Nawet nie sypialiśmy już ze sobą. Może zdarzała się godzina albo dwie – między moją bezsennością a wstawaniem Alexa do pracy – kiedy leżeliśmy w tej samej pościeli, lecz rzadko się dotykaliśmy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio pocałował mnie na dzień dobry albo na do widzenia. A najbardziej znamienne było to, że wcale mi to nie przeszkadzało.
– Co chcesz zrobić? – zapytałam. – Chcesz zatrzymać mieszkanie?
Spojrzał na mnie zdumiony. Wrócił z pracy, spodziewając się awantury. Może w głębi duszy liczył na to, ale nie spodziewał się, że właśnie dziś dojdzie do tej rozmowy.
– Możesz je zatrzymać – dodałam. – Ja wrócę do Reading i przez jakiś czas pomieszkam z mamą i Tonym.
Podniósł wzrok i spojrzał na mnie, lecz jego oczy nie zdradzały żadnych emocji.
– Myślałaś o tym od jakiegoś czasu, prawda? O tym, że powinniśmy się rozstać.
– A ty nie?
Nagle powietrze między nami stało się nieruchome i ciężkie od smutku.
– Wyprowadzasz się dziś? – Zerknął na otwarte drzwi do sypialni i pokoju za nią, szukając wzrokiem walizek albo jakichkolwiek znaków tego, że zaczęłam się już pakować.
Spojrzałam na kuchenny zegar. Było po dziewiętnastej.
– Nie wiem. Chyba już za późno.
– To dobrze.
– Dobrze?
– Cieszę się, że zostaniesz na noc. Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś tak po prostu wstała i wyszła. Czuję się trochę…
– Zszokowany?
– Tak.
– Wiem, co masz na myśli. – Urwałam, bo nagle nie byłam pewna, czy dobrze go zrozumiałam. – Ty też tego chcesz, prawda?
– Tak… tak. Ale to takie… dziwne. Czuję, że powinienem cię przytulić albo zrobić coś innego.
– Jasne – rzuciłam. Tylko dlatego, że trudniej byłoby mi odmówić.
Odsunęłam koc i książkę, żeby podnieść się z kanapy, podczas gdy Alex ruszył w moją stronę. Spotkaliśmy się na środku pokoju i przez chwilę trwaliśmy w niezręcznych objęciach z ziejącą między naszymi ciałami wielką rozpadliną. Czułam się, jakbym tuliła obcego człowieka.
– Przepraszam – powiedział, odsuwając się ode mnie. – Mam wrażenie, że cię zawiodłem.
– Nikogo nie zawiodłeś. Nie jestem taka jak kiedyś. Ty chyba też. Zmieniliśmy się. Nikt nie jest temu winny.
Spojrzał na mnie bacznie, lecz nie odezwał się. Nie musiał.
Na kolację zjedliśmy fasolę na tostach. Siedzieliśmy na sofie z talerzami na kolanach i udawaliśmy, że oglądamy film. Było to lepsze, niż siedzieć naprzeciw siebie przy kuchennym stole i jeść w milczeniu, zastanawiając się, co powiedzieć. Razem weszliśmy do łóżka i automatycznie sięgnęliśmy po książki. Zupełnie jak gdybyśmy grali w skeczu parę, która właśnie się rozstała, ale zachowuje się, jakby nic się nie stało.
– Masz jakieś plany poza tym, że zamieszkasz z rodzicami? – Alex odłożył książkę, ale siedział ze wzrokiem wbitym przed siebie. Ogarnął mnie smutek. A więc to wszystko działo się naprawdę. Zrywaliśmy ze sobą. Nie byliśmy już kawałkami jednej układanki. Czas nas odmienił. Wypaczył nas i nie pasowaliśmy już do siebie.
– Myślałam o tym, żeby przeprowadzić się do Szkocji.
– Do Szkocji?
– Tak. Może na jedną z tamtejszych wysp. Ja… – Odłożyłam książkę, obróciłam się na bok i okryłam ramiona kołdrą. Patrząc na profil Alexa, przypomniałam sobie, jak zobaczyłam go po raz pierwszy – jego długi nos, gęste brwi i lekko cofniętą brodę.
Spojrzał na mnie pytająco.
– Co to za pomysł z tą Szkocją?
– Już od jakiegoś czasu chciałam się wyrwać z Londynu. Wiesz przecież, mówiłam ci o tym, kiedy się poznaliśmy.
– Mówiłaś, że chciałabyś zamieszkać w Cotswolds albo w Norfolk, ale nie w Szkocji.
– Był kiedyś taki program w telewizji. Na początku tak tylko go oglądałam, ale potem mnie zainteresował. O szkockich wyspach… Są takie piękne, dzikie i odległe.
– I zimne. Deszczowe. I okropne.
– Wcale nie są okropne. – Pokręciłam głową.
– Nikogo tam nie będziesz znała.
– I dobrze. Nie lubię ludzi.
Roześmiał się.
– A tamtejszy rynek marketingowy jest raczej kiepski.
– Nie chcę pracować już w marketingu.
– No to co będziesz robiła? Łowiła ryby?
– Myślałam o tym, żeby pracować w herbaciarni albo w restauracji. Albo mogłabym zostać sprzątaczką.
– Sprzątaczką? – Alex z niedowierzaniem uniósł brew.
– Czemu nie? Nie chcę robić tego co do tej pory. Mam dość tej ciągłej presji i… odpowiedzialności.
Przez chwilę spoglądał na mnie z powagą, jakby czekał, aż dotrze do niego to, co mówię.
– To jakiś rodzaj żalu. Czytałem o tym w sieci. Człowiek podejmuje głupie decyzje.
– Wcale nie. Wiele o tym myślałam.
– Ale… – przyjrzał mi się z uwagą – …jesteś największą bałaganiarą, jaką w życiu spotkałem. Kto, do diabła, zatrudni cię jako sprzątaczkę?
Oboje się roześmialiśmy.
– Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa – dodał po chwili i odwrócił się, żeby wyłączyć lampkę.
– Ja też chcę, żebyś był szczęśliwy.
Nie odpowiedział. Podciągnął kołdrę pod szyję, wtulił twarz w poduszkę i wiercił się przez chwilę, szukając idealnej pozycji. W milczeniu obserwowałam kształt jego głowy i krągłość ramienia, podczas gdy oddech Alexa stawał się coraz bardziej powolny i głęboki. Po jakimś czasie, kiedy byłam pewna, że zasnął, wyślizgnęłam się z łóżka.
• • •
Odchylam się w fotelu i wyciągam ręce nad głowę. Jest cztery po piątej. Rzadko zasypiam przed czwartą. Próbowałam aplikacji pomagających zasnąć, lawendy, hydroksyzyny, kalmsa, ale nic nie pomaga.
Przez ostatnie kilka godzin szukałam ofert pracy na szkockich wyspach. Było ich więcej, niż się spodziewałam, zwłaszcza na Orkadach, ale miejscem, w którym chciałam zamieszkać i w którym zakochałam się, oglądając dokument w BBC, była wyspa Rum. Jej trzydziestu jeden mieszkańców stanowi znaczną mniejszość w porównaniu ze zwierzętami – jeleniami, orłami i kucykami – które biegają wolno po niegościnnym nierównym terenie. Ale jest tu tylko jedna wolna posada – „pomoc” w hotelu Bay View. Zakres obowiązków to praca w recepcji, sprzątanie i aktualizacja strony internetowej. Pensja jest żałośnie niska, a godziny pracy są nieludzkie. Nie miałabym czasu odpocząć, a co dopiero myśleć. Dokładnie tego potrzebuję.
Tak jak mówił Alex, nie nadaję się na sprzątaczkę, lecz po szkole przez kilka lat pracowałam w barze hotelowym, a prowadzenie strony internetowej to dla mnie pestka. Wpatruję się w ekran laptopa, kolejny raz czytam swoje podanie, szukając ewentualnych błędów albo literówek, po czym klikam na WYŚLIJ.
Zamykając laptopa, tłumię ziewnięcie, po czym wstaję z fotela. Zaczyna świtać; przez szczelinę między zasłonami do pokoju sączy się smuga jasnego światła. Pod warstwą szarych chmur niebo pokrywają pomarańczowo-czerwone smugi. Widzę biały łuk słońca między budynkami naprzeciwko i…
Odwracam głowę, bo kątem oka dostrzegam ruch. Ktoś właśnie ukrył się za samochodem na końcu drogi po drugiej stronie ulicy. Opieram dłoń o szybę i mrużąc oczy, wpatruję się w dal. Za wycieraczką mojego samochodu łopocze skrawek papieru.
– Alex? – wypowiadam szeptem imię swojego już byłego chłopaka. Przecinam sypialnię i wychodzę, po cichu zamykając drzwi. Zapalam światło w przedpokoju, wkładam kurtkę i buty i sięgam po klucze. Niespełna dwie minuty później zbiegam po schodach i otwieram drzwi do budynku. Zatrzymuję się i rozglądam wzdłuż ulicy. Nie ma na niej żywego ducha, nie licząc dużego pręgowanego kota, który przysiadł na niskim murku kilka domów dalej i patrzy na mnie obojętnym wzrokiem. Zostawiam uchylone drzwi i wybiegam na ulicę. W kilkunastu susach docieram do samochodu, wyszarpuję umieszczony pod wycieraczką skrawek białego papieru i biegiem wracam do domu. Zamykam za sobą drzwi i rozkładam kartkę. Na środku widnieją dwa słowa.
TERAZ ZAŚNIESZ.