Читать книгу Re-Horachte - Dariusz Kankowski - Страница 8

Rozdział II: Jaskinia

Оглавление

Darek zrobił kilka ostrożnych kroków. Znów coś cicho zaszeleściło. Chłopak nieznacznie wyjrzał zza gałęzi obsypanej szerokimi, językowatymi liśćmi. Michał wyciągnął szyję, chcąc dostrzec więcej, ale nie odważył się podejść bliżej. Zobaczył, że Darek wysunął rękę, potem usłyszał coś podobnego do pisku i głośniejszy szelest. Zadrżał. Darek coś mówił, ale Michał nie rozumiał słów.

– Do kogo on gada? – szepnął.

– Nie wiem. – Radek zerknął niepewnie do przodu.

Tymczasem znów rozległ się głos Darka:

– Kim jesteś? Do you speak English or... Polish?

– Yes, I do – odpowiedział ktoś. Dziewczęcy głos, pomyślał ze zdumieniem Michał.

Istotnie, Darek cofnął się o krok i zza drzewa wyłoniła się dziewczyna mniej więcej w ich wieku. Jej niezbyt czyste ubranie składało się z dżinsowych spodenek i żółtej koszulki z krótkimi rękawami. Nosiła okulary w modnych oprawkach i miała krótkie, farbowane na rudo włosy. Nieco niepewnym wzrokiem zmierzyła dokładnie każdego z nich. Jakby dawno nie widziała ludzi, uderzyło Michała.

Darek zwrócił się do dziewczyny po angielsku:

– Kim jesteś?

– Mam na imię Ivy. A kim wy jesteście?

I nim zdążyła cokolwiek dodać, Michał wtrącił:

– A po jakiemu wy właściwie rozmawiacie?

Spojrzenia kolegów powiedziały mu, iż popełnił straszną gafę.

– Po angielsku – prychnął Radek. – Nawet ja to wiem!

– No, tak... – mruknął Michał i postanowił się już nie odzywać. Pożałował, że nie uważał na lekcjach angielskiego. Na szczęście nie zrozumiała tego, co powiedziałem.

Darek przedstawił siebie i swych towarzyszy, po czym wyjaśnił:

– Płynęliśmy statkiem, w nocy złapał nas sztorm, a nad ranem obudziliśmy się na tej wyspie. To cała nasza historia. A skąd ty się tutaj wzięłaś? Czyżby wyspa była zamieszkana?

– Niezupełnie – odparła Ivy. – Nasz statek również zatonął podczas sztormu, więc nasza historia jest podobna. Sztormy muszą tu często występować – dodała po chwili namysłu.

Michał nic nie rozumiał – dla niego mogli równie dobrze gadać po chińsku. Radek rozróżniał większość słów, lecz nie potrafił ułożyć ich w sensowną całość. Z pomocą przyszedł im Krystian, starając się jak najwierniej przetłumaczyć treść rozmowy.

– Nasz statek...? – powtórzył Darek. – Czy to znaczy, że nie jesteś tutaj sama?

– Jasne, że nie! Jest tu ze mną mój brat i dwóch naszych przyjaciół.

– Skąd pochodzicie?

– Ze Stanów, a wy...

– Z Polski.

Michał słuchał tłumaczenia Krystiana jednym uchem, a wypuszczał drugim. Nie potrafił oderwać oczu od dziewczyny. Kiedy spojrzała w jego kierunku, zarumienił się niczym sztubak i odwrócił wzrok. Gdy Ivy zachichotała, usiłował nie okazać, jak głupio mu się zrobiło.

Darek zamyślił się. Dalszą rozmowę podjął Krystian:

– Od jak dawna tu jesteście?

– Prawie... dwa tygodnie. Wy rozbiliście się tej nocy, tak? – A gdy Krystian potwierdził, dodała: – Słyszeliśmy burzę, ale na szczęście nie dotarła do wyspy.

– Hej, spytaj ją, co oni tu jedzą – szepnął Radek do Krystiana, który natychmiast powtórzył Ivy jego słowa.

– Głównie owoce – padła odpowiedź.

– A skąd wiecie, które są jadalne?

– Nie wiemy. Jak na razie żadne nam nie zaszkodziły – odparła z uśmiechem, który Michałowi wydał się słodszy niż wszystkie owoce świata. – No to jak będzie? Zamierzacie tu stać i gadać, czy może przyłączycie się do nas?

– Gdzie są twoi przyjaciele? – spytał Krystian.

– Nocujemy kawałek stąd, w jaskini. Wyłożyliśmy ją liśćmi, więc nie śpimy na gołej ziemi. Niedaleko jest źródełko słodkiej wody. Powinniśmy dotrzeć na miejsce przed zachodem słońca. To jak, idziecie?

– Jasne! – wykrzyknął Krystian. – Nie ma na co czekać! Opowiecie nam więcej o życiu tutaj.

Ivy przytaknęła. Odwróciła się i ruszyła przez las, a chłopcy poszli gęsiego za nią.

– Może nie będzie tu tak źle – powtórzył Radek.

– Mam przeczucie, że się nie mylisz – odparł całkowicie o tym przekonany Krystian.

Brnęli zatem przez las, maszerując za Ivy. Przedzierali się przez zieloną gęstwinę, starając się nie potknąć o wystające korzenie i nie utknąć w plątaninie krzewów. Słońce chyliło się już ku zachodowi, musieli uważać na każdy krok. Michał pomyślał, że właśnie zaczyna się nowy rozdział w jego życiu. Pragnął jak najszybciej poznać przyjaciół Ivy, a ją samą chciał poznać jak najbliżej.

Słońce całkowicie zaszło i świat opanowała ciemność. Na niebie, ledwo widocznym poprzez gęste listowie, pojawiła się srebrna tarcza księżyca.

– Daleko jeszcze? – Krystian nie bardzo miał ochotę wędrować po ciemku przez chaszcze, zwłaszcza że usychał z pragnienia.

– Cierpliwości – odparła Ivy. – Wyspa jest dużo większa niż się z pozoru wydaje.

Michał nie spuszczał z niej wzroku. Zastanawiało go, dlaczego dziewczyna wciąż zerka za siebie. Może na niego...?

– Nie licz na nic – dobiegł go zza pleców szept Darka. – Nie masz u niej szans.

Aż tak to widać? – pomyślał zażenowany, czując wypieki na twarzy. Mam nadzieję, że tylko on to zauważył i że nic nie wygada.

Dotarli na miejsce kilka minut później. W mroku nocy ledwie zauważyli jaskinię, w której płonęło niewielkie ognisko. Widok ten ucieszył Michała, gdyż chłód nocy dał mu się już we znaki. Dwie skulone przy ogniu postacie, zauważywszy przybyszy, natychmiast się podniosły. Chłopcy zatrzymali się, nie bardzo wiedząc, co teraz. Ivy podbiegła do rezydentów jaskini, którzy po krótkiej wymianie zdań wyraźnie się uspokoili. Na jej znak Michał, Radek, Krystian i Darek podeszli bliżej i zasiedli wraz z gospodarzami wokół ogniska.

W świetle płomieni Michał przyjrzał się dwóm wysokim chłopakom, na oko siedemnastoletnim. Pierwszy, wyjątkowo szczupły, miał ciemne włosy i piwne oczy, takie jak Radek. Drugi, niewiele niższy, był ogromnej postury blondynem. Obaj uważnie przyglądali się gościom.

– Gdzie jest Mike? – spytała Ivy.

– Poszedł cię poszukać i przynieść trochę drzewa. Martwi się o ciebie, nie powinnaś łazić po wyspie sama – odpowiedział brunet.

Ivy, nie zważając na połajanki, streściła przyjaciołom losy przybyszy i dodała, iż dwóch z nich dobrze zna angielski. Następnie przedstawiła chłopców, a dopiero potem swoich towarzyszy:

– To jest Eric – wskazała na bruneta – a to Gary. – Blondyn kiwnął głową.

Atmosfera wokół ogniska szybko się rozluźniła. Ivy opowiedziała swoją historię. Wraz z bratem Mike’em oraz rodzicami płynęli transatlantykiem do Francji, gdzie mieli spędzić wakacje u rodziny. Na tym właśnie statku poznali Erica i Gary’ego. Już pierwszego dnia rejsu pogoda była okropna, a następnego rozpętał się sztorm. Stracili bliskich, ale sami jakimś cudem się uratowali i trafili na wyspę. Od półtora tygodnia tu żyli i – jak na razie – dobrze im się wiodło, chociaż dopiero po kilku dniach nauczyli się rozpalać ogień.

– Interesujący zbieg okoliczności – powiedział Radek po polsku. – Zastanawiające, że aż dwie grupy rozbitków znalazły się na tej małej, bezludnej wyspie... W okolicy rzeczywiście muszą często występować sztormy.

– No a co wy tu jecie? – zainteresował się Krystian.

Na myśl o jedzeniu Michałowi zaburczało w brzuchu. Zawstydzony, spojrzał szybko na Ivy – usłyszała! I na dodatek zaczęła się śmiać. Co gorsza, nie ona jedna. Zarumieniony odwrócił wzrok.

– Przede wszystkim jemy owoce – odpowiedział Gary, kiedy chichoty ustały. – Ale tylko te, którymi żywią się ptaki, bo nie znamy tutejszych roślin. Na szczęście zwierzęta wiedzą, co dobre.

– Jedliśmy też żółwie jaja – dodała Ivy. – Są dużo smaczniejsze, niż mogłoby się wydawać.

– Żółwie jaja?! – w głosie Krystiana zabrzmiało obrzydzenie.

– Tak, wygrzebujemy je z piasku – odparł Eric. – Niedawno przybyło tu mnóstwo samic i złożyło jaja na plaży. Z większości wykluły się małe żółwie, ale udało nam się niektóre zebrać i upiec.

– Widzieliśmy dzisiaj jedną samicę składającą jaja. Widocznie spóźniła się na imprezę.

– Jestem głodny – udało się powiedzieć Radkowi po angielsku.

– Chodźcie, tu w pobliżu jest źródełko słodkiej wody. – Gary wstał. – Pokażemy wam to miejsce i po drodze zerwiemy trochę owoców.

– Okej – zgodził się Krystian i cała grupka opuściła jaskinię.

Gary wskazał chłopcom ledwie widoczne w mroku źródełko. Gasili pragnienie, podczas gdy Amerykanie zrywali owoce z pobliskiego drzewa.

Coś zaszeleściło w krzakach i z ciemności wyłonił się kolejny chłopak. Michał nie widział dokładnie jego twarzy, ale uważnie obserwował, jak podchodzi do Ivy i łapie ją w objęcia. Choć domyślił się, że to jej brat, poczuł lekkie ukłucie zazdrości.

– Ivy! Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie chodziła sama po wyspie! – powiedział Mike karcącym, lecz pełnym zatroskania głosem.

Ivy nadąsała się, dając do zrozumienia, że nie chce być traktowana jak mała dziewczynka. Pragnąc szybko zmienić temat, przedstawiła bratu gości i w paru słowach streściła ich historię. Mike patrzył na nieznajomych ze zdziwieniem i niezadowoleniem, jakby nie życzył sobie nikogo nowego na wyspie. Przywitał ich uściskami dłoni.

– Cześć – mruknął. – Nie spodziewałem się, że jeszcze kogoś tu spotkamy. Zwłaszcza tak szybko.

Pozbierał gałęzie, które upuścił na widok siostry, i cała grupa wróciła do jaskini. W świetle ogniska Michał ujrzał wyraźniej twarz Mike’a i poczuł niechęć. Niby Ivy też miała pofarbowane na rudo włosy, ale jej brat wyglądał w takiej fryzurze okropnie. I jeszcze ten kolczyk w nosie... Zdecydowanie nie przypadł mu do gustu ten cały Mike. Że też musiał być bratem Ivy!

– I jak wam się tu żyje? – zapytał Krystian, zajadając się nieznanymi owocami. – Dobrze?

– Oczywiście! – prychnęła Ivy, jakby pytanie było absurdalne. – To po prostu... wolność – wyjaśniła po chwili marzycielskim tonem.

– Możesz tu robić, co tylko ci się podoba – przyznał Eric. – Żadnych obowiązków, wrogów... całe zło zostało daleko.

– Już po kilku dniach stwierdzasz, że nie potrzebujesz ani telewizora, ani komputera, ani niczego, czym żyłeś do tej pory – dodał Gary.

– No i raz na zawsze koniec ze szkołą – pisnęła Ivy z nutą triumfu w głosie.

Jakoś to Michała nie przekonało. Przecież gdyby nie nauka angielskiego w szkole, Krystian nie dogadałby się z rozbitkami. Osobiście żałował, że nie nauczył się języka przynajmniej na tyle, by rozumieć, co mówi Ivy.

Owoce okazały się naprawdę soczyste i smaczne – cieszył się, że teraz będzie miał ich pod dostatkiem. Niepokoiło go co innego. Zerknął w stronę Darka – czy ten cichy chłopak teraz też zachowa milczenie? Darek spokojnie jadł owoc i najwidoczniej ani myślał rozmawiać o czymkolwiek. A gdyby jednak postanowił go wydać...? Nikt inny chyba niczego nie zauważył. Może więc to nie było takie oczywiste, że zadurzył się w Ivy? Ale w takim razie jak Darek to odkrył? Czyżby tylko żartował? Nawet jeśli, Michał swoim zachowaniem potwierdził jego podejrzenie. I co teraz?

Rozbitkowie rozprawiali na najróżniejsze tematy. Amerykanie opowiadali o przeżytych na wyspie przygodach. Ekscytowali się każdym szczegółem, jakby dzielenie się swoimi przeżyciami i zdobytym doświadczeniem sprawiało im niekłamaną radość. Wokół ogniska zapanowała przyjazna atmosfera i chyba nikt w tamtym momencie nie tęsknił za domem. Jedynie Darek milczał. Natomiast Michał z przyjemnością używał Krystiana jako tłumacza, od czasu do czasu popisując się zabawnym komentarzem.

Targały nim sprzeczne uczucia. Wiele osób zginęło i to było naprawdę okropne, ale zarazem przeżywał najwspanialsze wakacje w życiu. Do niedawna nie znał świata poza Malborkiem. Potem, dzięki miłości do piłki, trafił na statek, którym podróż dla wielu okazała się zgubą i końcem drogi, ale dla niego – wybawieniem i nowym początkiem. Znalazł się na wyspie oddalonej o wiele kilometrów od jakiegokolwiek lądu, jedynie z garstką ludzi... i chyba właśnie tego zawsze szukał.

Powoli wszyscy kładli się w zasłanym liśćmi rogu jaskini. Pierwsza zasnęła Ivy. Michał bezustannie na nią zerkał – nie mógł się napatrzeć. Przestał zważać, czy ktoś widzi, że wciąż się na nią gapi. Tymczasem Gary i Eric zaczęli opowiadać dowcipy. Krystian pospiesznie tłumaczył, dorzucając własne żarty. Zrobiło się wesoło.

– Zobaczycie, tu naprawdę jest super! – zapewniał Eric. – Jeśli potrafisz sobie znaleźć żarcie i rozpalić ogień, nie zginiesz.

– Tak – poparł go Gary. – Zapominasz o dawnym życiu i czujesz się po prostu rewelacyjnie!

Rozmowy w końcu umilkły; chłopców kolejno morzył sen. Tylko Darek wciąż czuwał. Siedział przy ognisku, wpatrując się w dogasający płomień. Michał widział zarys jego postaci, milczącej i ponurej.

– Nie idziesz spać? – zapytał.

– Nie musisz się o mnie martwić – odburknął po swojemu Darek.

Michał zatem przestał się martwić; ułożył się możliwie najwygodniej, zamknął oczy i zasnął twardym, spokojnym snem.

Re-Horachte

Подняться наверх