Читать книгу Ta, która musi umrzeć - David Lagercrantz - Страница 10

CZĘŚĆ 1
NIEZNANI
ROZDZIAŁ 8

Оглавление

20 SIERPNIA

PRZEZ NASTĘPNY tydzień Mikael nie chodził do redakcji i nie spojrzał na swój tekst o fabrykach trolli. Sprzątał w mieszkaniu, biegał, przeczytał dwie powieści Elizabeth Strout i spotkał się na kolacji ze swoją siostrą Anniką Giannini, głównie dlatego, że była adwokatką Lisbeth. Jednak Annika wiedziała niewiele więcej od niego, tylko tyle, że Lisbeth odezwała się do niej z prośbą o namiary na niemieckich adwokatów zajmujących się sprawami rodzinnymi.

Poza tym po prostu spędzał czas. Niekiedy godzinami leżał, gawędząc przez telefon z przyjaciółką i koleżanką redakcyjną Eriką Berger o kolejnym zwrocie akcji w jej procesie rozwodowym; paradoksalnie było w tym coś rozbrajającego, jakby znów byli nastolatkami, zwierzającymi się ze swoich problemów miłosnych. Swoją drogą proces był dla niej trudny, więc kiedy w czwartek zadzwoniła do niego i już zupełnie innym tonem chciała rozmawiać z nim o pracy, doszło między nimi do spięcia. Erika zaklęła i zarzuciła mu, że się pieści.

– Ja się nie pieszczę, Ricky, tylko jestem skonany. Potrzebuję urlopu.

– Mówiłeś, że tekst jest w zasadzie gotowy. No to go przyślij, dopracujemy.

– To są same odgrzewane kotlety.

– Nie wierzę w to ani trochę.

– Niestety, to prawda. Czytałaś analizę w „Washington Post”?

– Nie czytałam.

– Są lepsi ode mnie w każdym punkcie.

– Mikael, to nie muszą być aż takie rewelacje. Wystarczy, że przedstawisz swój punkt widzenia. Nie zawsze możesz mieć newsa. To absurd, żeby tak myśleć.

– Ale ten tekst nie jest dobry. Jest wymęczony. Dajmy sobie z nim spokój.

– Nic z tego. Ale okej… odłóżmy go do następnego numeru. Obecny chyba i tak uda mi się jakoś poskładać.

– Na pewno ci się uda.

– To co będziesz robił?

– Pewnie wybiorę się do Sandhamn.

Nie była to może ich najlepsza rozmowa, jednak poczuł, jakby mu kamień spadł z serca. Z szafy w sypialni wyciągnął walizkę i zaczął się pakować. Szło mu powoli, jakby na to też nie miał ochoty, i co pewien czas wracał myślami do Lisbeth. Właściwie myślał o niej cały czas, aż zaklął głośno, że nie może się od tego uwolnić: choćby nie wiem jak mu obiecywała, że nie zrobi żadnego głupstwa, ciągle się o nią martwił, a może i złościł, że jest taka zamknięta w sobie i tajemnicza. Pomyślał, że musi dowiedzieć się czegoś więcej o tych zagrożeniach, kamerach monitoringu, o Camilli i Svavelsjö MC.

Powinien przyjrzeć się temu wszystkiemu od każdej strony, sprawdzić, co mógłby zrobić, żeby jej pomóc. Znów wrócił do tego, co powiedziała tamtego wieczoru w Kvarnen, i przypomniał sobie jej oddalające się kroki na Medborgarplatsen. Przerwał pakowanie, poszedł do kuchni i napił się jogurtu prosto z kartonu. W tym momencie zadzwoniła komórka. Nieznany numer. Pomyślał jednak, że skoro dostał wolne, mógłby odebrać, a nawet powiedzieć wesoło: „O rany, jak fajnie, że dzwonicie, żeby mnie znów opieprzyć”.


LEKARKA SĄDOWA Fredrika Nyman wróciła do domu w Trångsund pod Sztokholmem. Jej obie nastoletnie córki siedziały na kanapie w dużym pokoju, wpatrując się w swoje smartfony, co jej nie zdziwiło, tak jak nie dziwiło jej, że za oknem jest jezioro. Dziewczyny poświęcały cały swój wolny czas na oglądanie na komórkach filmików z YouTube’a czy czegoś podobnego. Miała ochotę warknąć, żeby odłożyły telefony i poczytały jakąś książkę, pograły na pianinie i nie opuszczały treningu koszykówki albo po prostu wyszły na słońce.

Zabrakło jej sił. Miała za sobą beznadziejny dzień, dopiero co skończyła rozmowę z pewnym policjantem, kompletnym durniem, który – jak to dureń – uważał się za bystrzaka. Powiedział, że wszystko sprawdził, co znaczyło tyle, że poczytał w Wikipedii, dzięki czemu poczuł się ekspertem od buddystów. Siedzi taki pajac pod drzewem i czuje się oświecony. Było to tak głupie i pozbawione elementarnego szacunku, że nic nie odpowiedziała, a teraz usiadła obok córek na szarej kanapie przed telewizorem, licząc, że któraś chociaż powie „cześć, mamo”. Żadna się nie odezwała. Josefin przynajmniej odpowiedziała na pytanie, co tak ogląda.

– Taką jedną rzecz.

Taką jedną rzecz.

Fantastycznie wyczerpująca odpowiedź. Fredrika miała ochotę krzyknąć, ale wyszła do kuchni, starła blat i stół kuchenny, na swoim smartfonie przewinęła Facebooka, żeby pokazać, że nie jest gorsza, i odpłynęła, surfując w sieci, po czym sama nie wiedząc, jak to się stało, utknęła na jakiejś stronie o urlopach w Grecji.

W tym momencie przyszło jej do głowy zupełnie co innego, być może zainspirowało ją zdjęcie na tej stronie – starego, pomarszczonego mężczyzny siedzącego w nadbrzeżnej kafejce – i wtedy przypomniał jej się Mikael Blomkvist. Nie miała ochoty dzwonić do niego. Nie chciała wyjść na namolną pańcię, która znów zawraca głowę wspaniałemu panu redaktorowi. Jednak wydał jej się jedynym człowiekiem, którego ta myśl mogłaby zainteresować, więc zadzwoniła.

– O, halo – powiedział – fajnie, że dzwonisz!

Zabrzmiało to tak radośnie, że poczuła, że to najlepsze, co ją dziś spotkało, a to wiele mówiło o jej dniu.

– Pomyślałam… – powiedziała.

– Wiesz co – przerwał jej. – Przypomniało mi się, że faktycznie widziałem tego twojego żebraka, to musiał być on.

– Okej.

– Wszystko się zgadza, puchowa kurtka, plama na twarzy, amputowane palce. To nie mógł być nikt inny.

– Gdzie go widziałeś?

– Na Mariatorget. Niesamowite – ciągnął – że o nim zapomniałem. Nie mieści mi się to w głowie. Ale wiesz, facet siedział nieruchomo na kawałku kartonu pod pomnikiem na skwerze. Musiałem mijać go z dziesięć, może ze dwadzieścia razy.

Zaraził ją swoim entuzjazmem.

– Fajnie, że to mówisz. Jakie robił na tobie wrażenie?

– Taak… sam nie wiem. Pewnie nie byłem zbyt uważny. Utkwił mi w pamięci jako człowiek kontuzjowany, ale dumny – trochę tak, jak go postrzegałaś po śmierci. Zawsze siedzący prosto z podniesioną głową, niczym filmowy wódz indiański. Nie rozumiem, jak wytrzymywał takie siedzenie całymi godzinami.

– Myślisz, że był pod wpływem alkoholu albo prochów?

– Nie wiem – odparł. – Może i był. Ale gdyby był pijany lub naćpany, nie dałby rady długo utrzymywać tej pozycji. Bo co?

– Dziś rano dostałam wynik badania screeningowego. Facet miał dwa i pół mikrograma zopiklonu na gram krwi, to bardzo wysokie stężenie.

– Co to jest zopiklon?

– Substancja wchodząca w skład niektórych środków nasennych. Musiał przyjąć dwadzieścia tabletek rozpuszczonych w wódce, do tego dekstropropoksyfen, przeciwbólowy środek z grupy opiatów.

– A co na to policja?

– Że albo przedawkował, albo popełnił samobójstwo.

– Na jakiej podstawie?

Prychnęła.

– Na tej, że jak się domyślam, tak jest najłatwiej. Prowadzący dochodzenie sprawiał wrażenie, że przede wszystkim nie chce mu się pracować.

– Jak się nazywał?

– Dochodzeniowiec?

– Tak.

– Hans Faste.

– O, nie – stęknął Mikael.

– Znasz go?


MIKAEL ZNAŁ Hansa Faste aż za dobrze. Hans Faste wierzył kiedyś, że Lisbeth należy do lesbijskiej satanistycznej grupy rockowej, i bez jakichkolwiek podstaw – poza własną niewątpliwą mizoginią i ksenofobią – uznał ją za podejrzaną o morderstwo. Bublanski mawiał, że Faste to kara za grzechy całej policji.

– Niestety tak – odparł.

– Powiedział na tego człowieka „farmazon”.

– Cały Faste.

– Kiedy mu przekazałam wyniki screeningu, skomentował, że ten pajac za bardzo polubił tabletki.

– A ty nie jesteś przekonana, że tak było.

– Przedawkowanie wydaje się rozsądnym wyjaśnieniem, niemniej zastanawia mnie zopiklon. Oczywiście można go nadużyć, jednak osoby uzależnione częściej sięgają po benzodiazepiny, ale kiedy zrobiłam tę uwagę, dodając, że ten facet prawdopodobnie był buddystą, Faste natychmiast to podchwycił.

– To znaczy?

– Zadzwonił po kilku godzinach i powiedział, że zdokumentował sprawę. Dokumentacja polegała na tym, że poczytał Wikipedię, z której dowiedział się, że buddysta, który uzna siebie za szczególnie oświeconego, ma prawo odebrać sobie życie. Najwyraźniej bardzo mu się to spodobało. Skomentował, że gościu siedział se pod drzewem i doświadczał oświecenia.

– O Boże.

– Właśnie, wpadłam w szał. A jednak nic mu nie powiedziałam. Nie miałam siły się awanturować, w każdym razie nie dziś. Wróciłam do domu, zła na wszystko, i nagle uderzyło mnie, że to się po prostu nie składa.

– W jakim sensie?

– Przypomniała mi się jego sekcja. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tyle przeszedł. Całe ciało, każde ścięgno, nawet najmniejszy mięsień wskazuje, że jego życie było jedną wielką walką. Może powiem jak jakiś psycholog amator, ale nie chce mi się wierzyć, żeby taki człowiek nagle przestał walczyć i nafaszerował się tabletkami. Moim zdaniem nie można wykluczyć, że ktoś pozbawił go życia.

Mikael drgnął.

– Musisz im to powiedzieć. Powinni włączyć do dochodzenia jeszcze kogoś.

– Oczywiście, zrobię to, ale i tak chciałam ci o tym powiedzieć na wypadek, gdyby policja się nie spisała.

– Bardzo ci dziękuję – odparł. Przyszła mu na myśl Catrin Lindås, o której mu opowiadała Sofie.

Przypomniała mu się jej wyprasowana garsonka, plama na żakiecie i hipisowska komuna, w której dorastała. Zastanawiał się, czy o niej wspomnieć. Mogłaby chyba powiedzieć policji coś istotnego. Jednak doszedł do wniosku, że na razie lepiej chronić ją przed Hansem Fastem, więc tylko spytał:

– Wciąż nie znacie jego tożsamości?

– Nie, w rejestrze osób zaginionych nie ma nikogo o takich znakach szczególnych. Dopiero co dostałam z NFC sekwencje jego DNA, ale na razie jest to sekwencjonowanie płytkie, autosomalne. Zamówię również analizę jego mitochondrialnego DNA i chromosomu Y, wtedy być może posunę się naprzód.

– Swoją drogą powinno go pamiętać sporo osób – zauważył Mikael.

– Co masz na myśli?

– Facet zwracał uwagę. Ja byłem tego lata wyjątkowo skupiony na sobie, ale inni, jak słyszę, widzieli go. Policja powinna porozmawiać z ludźmi z okolic Mariatorget.

– Przekażę im.

Mikael poczuł, że się rozkręcił.

– I wiesz co…

– Tak?

– Jeśli przyjął te tabletki, to mało prawdopodobne, żeby przepisał je lekarz – ciągnął. – Facet nie sprawiał wrażenia kogoś, kto by się zapisywał na wizytę u psychiatry, poza tym wiem nie od dziś, że istnieje czarny rynek takich leków. Policja na pewno ma informatorów w tym środowisku.

Fredrika Nyman milczała przez sekundę, może dwie.

– O cholera – powiedziała.

– Przepraszam?

– Idiotka ze mnie.

– Nie wydaje mi się.

– Naprawdę. Ale wiesz co… bardzo się cieszę, że go pamiętasz. To dla mnie ważne.

Mikael spojrzał na swoją częściowo spakowaną torbę i poczuł, że już mu się nie chce jechać do Sandhamn.


MIKAEL BLOMKVIST odpowiedział coś uprzejmie. Fredrika Nyman nie dosłyszała. Zakończyła rozmowę, ale ledwo zwróciła uwagę na Amandę, która stanęła przed nią i spytała, co z kolacją, a nawet przeprosiła za swoje wcześniejsze niemiłe zachowanie. Fredrika mruknęła, żeby dziewczyny zamówiły sobie jedzenie do domu.

– Co? – spytały.

– Cokolwiek – odparła. – Pizzę, jedzenie hinduskie, tajskie, czipsy, żelki.

Nie przejęła się, kiedy spojrzały po sobie, jakby uważały, że oszalała. Zamknęła się w swoim pokoju i napisała wniosek do Zakładu Chemii i Toksykologii Sądowej o pilną segmentową analizę włosów, co naturalnie powinna zrobić już na początku.

Analiza ujawni nie tylko poziom zopiklonu i dekstropropoksyfenu u denata w chwili śmierci, ale również tydzień po tygodniu kilka miesięcy wstecz. Innymi słowy będzie jasne, czy nadużywał tych substancji przez dłuższy czas, czy też zażył je ten jeden jedyny raz. To istotna część układanki; świadomość tego sprawiła, że zapomniała o córkach, o bólu w kręgosłupie, bezsenności i poczuciu bezsensu, chociaż zupełnie tego nie rozumiała. Przecież ciągle zajmuje się podejrzanymi zgonami i nieczęsto zdarza jej się angażować emocjonalnie.

Jednak ten człowiek ją zafascynował, może nawet miała nadzieję, że przytrafiło mu się coś dramatycznego. Jakby to pokiereszowane ciało zasłużyło na coś takiego. Dlatego przez kilka godzin siedziała, przyglądając się zdjęciom, i ciągle odkrywała jakieś nowe szczegóły. Patrzyła i w myślach pytała:

Coś ty przeżył, przyjacielu?

Przez co musiałeś przejść?


MIKAEL ZASIADŁ przed laptopem i wyguglował Catrin Lindås. Wiek trzydzieści siedem lat, magister politologii i ekonomii na Uniwersytecie Sztokholmskim, znana konserwatywna dziennikarka i panelistka. Popularna autorka podkastów, publicystka „Svenska Dagbladet”, magazynów „Axess” i „Fokus”, również branżowej gazetki „Journalisten”.

Zwolenniczka zakazu żebractwa, często zabierająca głos na temat uzależnienia od zasiłków społecznych i niedostatków szwedzkiego szkolnictwa. Monarchistka, domagająca się zwiększenia wydatków na obronę i wsparcia dla rodzin, choć sama chyba nie miała rodziny. Deklarująca się jako feministka, ale często krytykowana przez feministki. Spotykająca się z intensywnym hejtem w sieci zarówno z prawa, jak i z lewa. Lista cytatów z jej wypowiedzi była nieprzyjemnie długa. „Trzeba wymagać”, mawiała często. „Człowiek rośnie od stawianych mu wymagań i obowiązków”.

Pisała, że nie cierpi mętniactwa, zabobonów i religijnych przesądów, chociaż akurat na ten temat wypowiadała się z większą ostrożnością. Na łamach „Svenska Dagbladet” zamieściła wywód o konstruktywnym dziennikarstwie – reportażu, który nie poprzestaje na demaskowaniu nieprawości, ale również wskazuje drogi naprawy – gdzie napisała, że „Mikael Blomkvist twierdzi, że zwalcza populistów, a w rzeczywistości dostarcza im paliwa, przedstawiając czarny obraz społeczeństwa”.

Wyrażała także niepokój, że Blomkvist jest przez młodych dziennikarzy postrzegany jako wzór, tymczasem zbyt łatwo przychodzi mu postrzeganie ludzi jako ofiar, bezrefleksyjnie opowiada się przeciw establishmentowi, a powinien szukać rozwiązań, zamiast wynajdywać same problemy. To chyba w porządku, pomyślał.

Bywało gorzej, zresztą może rzeczywiście coś w tym jest. Mimo to, śmieszna rzecz, ta kobieta napawała go lekkim strachem. Sprawiała wrażenie, jakby potrafiła przejrzeć go na wylot, odkryć, że nie pozmywał naczyń albo się nie wykąpał, nie zapiął rozporka, a jogurt pił prosto z kartonu. Uznał, że w jej spojrzeniu jest coś oskarżycielskiego, jakaś kostyczność, wzmocniona zimną urodą.

Nie mógł przestać myśleć o niej i o żebraku, o ich paradoksalnym spotkaniu – królowej śniegu z nędzarzem. Odszukał jej numer telefonu i zadzwonił. Nie odebrała, może i dobrze. Przecież to nic takiego. Cała ta historia to nic takiego, powinien wyprawić się do Sandhamn, i to zaraz, zanim będzie za późno. Wyjął z szafy kilka koszul i marynarkę, w razie gdyby chciał pójść na imprezę w Seglarhotellet. W tym momencie zadzwonił telefon. Catrin Lindås odezwała się surowym tonem pasującym do jej wyglądu.

– O co chodzi?

Pomyślał, że na początek powie jej kilka miłych słów na temat jej komentarzy, żeby schowała kolce. Ale nie mógł się przemóc, więc tylko spytał, czy nie przeszkadza.

– Jestem zajęta – odparła.

– W takim razie zdzwonimy się później.

– Zdzwonimy się, jeśli się dowiem, o co chodzi.

Miał ochotę odpowiedzieć, że właśnie pisze złośliwy komentarz na jej temat.

– Sofie Melker mówiła mi, że miałaś niedawno nieprzyjemny incydent z pewnym bezdomnym w obszernej kurtce puchowej.

– Mam wiele nieprzyjemnych incydentów – odpowiedziała. – To nieodłączna część tej pracy.

O Boże, pomyślał.

– Chciałbym się dowiedzieć, co wtedy mówił.

– To był bełkot.

Znów spojrzał na zdjęcia Catrin z sieci.

– Jesteś jeszcze w pracy? – spytał.

– Bo co?

– Może bym zajrzał, żebyśmy o tym porozmawiali? Pracujesz na Mäster Mikaels Gata, prawda?

Nie bardzo wiedział, dlaczego to robi. Ale jeśli chce się czegoś dowiedzieć, to na pewno nie uda mu się przez telefon. Miał wrażenie, jakby odgradzał go od niej drut kolczasty.

– Okej, na krótko – zgodziła się. – Za godzinę.


NA PLACU REPUBLIKI przed jej hotelem w Pradze zadzwonił tramwaj. Lisbeth znów za dużo piła, przyklejona do laptopa pod osłoną klatki Faradaya. To prawda, że bywały chwile, kiedy miała poczucie wyzwolenia i zapomnienia o przeszłości, ale zawsze łączyły się z alkoholem i seksem, a potem wracała wściekłość i bezradność.

Dostawała szału, kiedy uświadamiała sobie, że przeszłość wciąż wiruje jej w głowie, często dochodziła do wniosku, że to nie jest życie. Tak się nie da. Musi coś zrobić, zamiast tylko czekać, nasłuchiwać kroków w korytarzach i na ulicach albo uciekać, dlatego próbowała przejąć inicjatywę. Jednak nie przychodziło to łatwo.

Osoba ukrywająca się pod ksywą Katja Flip, którą polecił jej Plague, podobno była szaleńczo odważna. Ale Lisbeth przez dłuższy czas miała wrażenie, że to takie gadki szmatki. Katja wciąż tylko domagała się więcej pieniędzy i mówiła, że nikt nie zadrze z tym odłamem mafii – zwłaszcza odkąd do akcji wkroczył Iwan Galinow.

Cholernie dużo było tego gadania o Galinowie, zresztą również o Kuzniecowie i akcjach odwetowych, i dopiero po długich namowach przez dark web udało jej się skłonić Katję do umieszczenia IMSI-catchera w rododendronie rosnącym sto metrów od domu Camilli na Rublowce; potem z odbywających się stamtąd połączeń wyłowiła numer referencyjny, zwany IMEI, i to już było coś. Jednak nie dawało jej żadnej gwarancji i nie pomogło oderwać się od przeszłości, która wciąż w niej buzowała i huczała, więc często – jak teraz – przez zhakowany link satelitarny wpatrywała się w dom Camilli, wpychając w siebie śmieciowe jedzenie i opróżniając minibarek z alkoholu.

Co samo w sobie było szaleństwem – nawet nie miała siły trenować czy choćby wyjść. Usłyszawszy pukanie, wstała, żeby otworzyć Paulinie, która nie przestawała trajkotać. Lisbeth nie usłyszała z tego ani słowa, aż Paulina zawołała:

– Co się stało?

– Nic.

– Wyglądasz…

– Jakby wszystko mi się spieprzyło – dopowiedziała Lisbeth.

– Coś w tym rodzaju. Mogę coś dla ciebie zrobić?

Trzymaj się z daleka, pomyślała. Trzymaj się z daleka. Mimo to położyła się na łóżku i spytała, czy Paulina zdobędzie się na to, żeby położyć się obok.


MIKAEL PRZYWITAŁ się z Catrin Lindås. Mocno uścisnęła mu dłoń, ale nie patrzyła w oczy. Miała na sobie spódnicę, błękitny żakiet i szal w szkocką kratę, białą bluzkę zapiętą pod szyję i czarne pantofle na obcasach. Włosy upięła w kok i choć jej ubranie było dopasowane, podkreślające kształty, wyglądała sztywno, jak nauczycielka z angielskiej szkoły. Najwyraźniej była sama w redakcji. Na tablicy nad biurkiem wisiało jej zdjęcie, na którym rozmawia z Christine Lagarde, prezeską Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wyglądały jak matka i córka.

– Robi wrażenie – odezwał się, wskazując na fotografię.

Nie skomentowała. Poprosiła, żeby usiadł na sofie zaraz za jej biurkiem, sama zaś usiadła wyprostowana na fotelu naprzeciwko i skrzyżowała nogi. Odniósł absurdalne wrażenie, jakby była królową niechętnie udzielającą audiencji poddanemu.

– Dziękuję, że zgodziłaś się mnie przyjąć.

– Nie ma za co.

Przyglądała mu się podejrzliwie, aż miał ochotę spytać, dlaczego go tak nie lubi.

– Nie zamierzam pisać o tobie, możesz się odprężyć – powiedział.

– Możesz o mnie napisać, co ci się żywnie podoba.

– Będę pamiętał.

Uśmiechnął się. Nie odpowiedziała uśmiechem.

– Właściwie jestem na urlopie – ciągnął.

– Bardzo dobrze.

– Nawet świetnie.

Odczuwał niezrozumiałą ochotę, żeby się z nią podrażnić.

– Dlatego zainteresowałem się tym żebrakiem. Kilka dni temu został znaleziony martwy, a w kieszeni miał kartkę z moim numerem telefonu.

– Okej – powiedziała.

Mogłabyś, do cholery, jakoś zareagować na to, że facet nie żyje, pomyślał.

– Wydaje się, że chciał mi coś przekazać, dlatego ciekawi mnie, co ci powiedział.

– Niewiele mówił, raczej krzyczał, wymachując jakąś ułamaną gałęzią, śmiertelnie mnie wystraszył.

– Co wykrzykiwał?

– Zwykłe brednie.

– Co to są zwykłe brednie?

– Ogólnie rzecz biorąc, że Johannes Forsell to zakłamany typ.

– Wykrzykiwał tak?

– W każdym razie wrzeszczał coś o Forsellu. Szczerze mówiąc, najbardziej byłam zajęta tym, żeby się od niego uwolnić. Szarpał mnie za ramię, co było bardzo nieprzyjemne, więc wybacz, że nie zatrzymałam się, by grzecznie wysłuchać jego teorii spiskowych.

– Rozumiem. Naprawdę – odpowiedział Mikael, choć nie mógł ukryć rozczarowania.

Niejeden raz, aż do znudzenia, słyszał te pierdoły na temat ministra obrony, jeden z ulubionych tematów trolli internetowych. Cała ta historia stawała się z dnia na dzień coraz gorsza. Oskarżenie Forsella o prowadzenie pizzerii dla pedofilów wydawało się tylko kwestią czasu; do pewnego stopnia było to spowodowane jego niewzruszoną postawą wobec prawicowych ekstremistów i ksenofobów, jak również otwarcie wyrażanymi obawami przed coraz bardziej agresywną polityką Rosji. Zresztą na pewno przyczyniał się do tego fakt, że był bogaty, świetnie wykształcony, oprócz tego był znany jako sportowiec: maratończyk i pływak; czasem sprawiał wrażenie wyniosłego, co drażniło ludzi.

Mimo to Mikael go lubił. Czasem wpadali na siebie w Sandhamn, wymieniając uprzejmości, sumiennie sprawdził też powtarzające się plotki, jakoby Forsell miał się wzbogacić na krachu na giełdzie, a być może nawet się do niego przyczynił. Mikael nie znalazł żadnych podstaw do tych twierdzeń. Majątek Forsella znajdował się pod zarządem powierniczym, ani przed krachem, ani w trakcie nie robił żadnych interesów, a spadki giełdowe z całą pewnością go nie wzmocniły. W tym momencie był najbardziej znienawidzonym członkiem rządu, a jedyne, co tak naprawdę udało mu się zrealizować, to zwiększenie środków na MUST, czyli wywiad wojskowy, oraz MSB, Urząd Zarządzania Kryzysowego i Ratownictwa. Z drugiej strony były to działania oczywiste, zważywszy na to, co się wydarzyło.

– Mam dość tych wszystkich kłamstw – powiedziała.

– Ja w zasadzie też – przyznał.

– Przynajmniej w tym jesteśmy zgodni.

Rozdrażniło go to.

– Rozumiem, że nie jest łatwo konwersować z facetem, który wrzeszczy i wymachuje nad tobą gałęzią – powiedział.

– To ładnie z twojej strony.

– Czasem jednak warto posłuchać choćby bredni, bo nawet w bredniach bywa ziarno prawdy.

– Będziesz mi teraz udzielał rad zawodowych?

Jej ton doprowadzał go do szału, coraz wyraźniej czuł, że musi ją dopaść.

– I wiesz co… – dodał. – Myślę, że można oszaleć, kiedy nikt ci nie wierzy. Zwariować.

– Co?

– Człowiek się rozsypuje, kiedy go ciągle ignorują.

– A więc gość popadł w bezdomność i w psychozę, bo osoby takie jak ja nie mają siły go słuchać? – spytała.

– Nie miałem tego na myśli.

– Ale tak to zabrzmiało.

– W takim razie przepraszam.

– Dziękuję.

– Słyszałem, że tobie też nie było lekko.

– A co to ma do rzeczy?

– Pewnie nic.

– Właśnie, dziękuję za wizytę – powiedziała.

– Boże – mruknął. – Co się z tobą dzieje?

– Co się ze mną dzieje? – powtórzyła za nim, wstając. Przez kilka sekund patrzyli sobie z wściekłością w oczy.

Mikael miał absurdalne wrażenie, że uczestniczy w pojedynku, jakby byli pięściarzami na ringu, i nagle, nieświadomi, jak to się stało, znaleźli się tuż obok siebie. Poczuł jej oddech, zobaczył jej płonące oczy, uniesioną pierś, lekko przechyloną na bok głowę; i wtedy ją pocałował. Przemknęła mu myśl, że zrobił niewybaczalne głupstwo. Ale Catrin odwzajemniła pocałunek, przez kilka sekund patrzyli na siebie ze zdumieniem, jakby żadne z nich nie rozumiało, co się dzieje.

A potem chwyciła go za kark i przyciągnęła do siebie, moment i stracili panowanie nad sobą, wylądowali na sofie, potem na podłodze, i w samym środku tego obłędu Mikael zdał sobie sprawę, że pożądał jej od chwili, kiedy pierwszy raz spojrzał na jej zdjęcia w sieci.

Ta, która musi umrzeć

Подняться наверх