Читать книгу Ta, która musi umrzeć - David Lagercrantz - Страница 8

CZĘŚĆ 1
NIEZNANI
ROZDZIAŁ 6

Оглавление

16 SIERPNIA

KIRA LEŻAŁA w łóżku w swoim wielkim domu na Rublowce na zachód od Moskwy, gdy przekazano jej, że chce z nią rozmawiać główny haker Jurij Bogdanow. Odparła, że musi poczekać. Dla pewności rzuciła jeszcze szczotką do włosów w swoją gosposię Katię i naciągnęła kołdrę na głowę. Miała za sobą piekielną noc. Prześladowało ją wspomnienie potwornego hałasu w restauracji, kroków, sylwetki siostry, ciągle dotykała barku, który bolał od uderzenia o chodnik, chociaż był to nie tyle ból fizyczny, ile poczucie jakiejś lepkiej obecności.

Dlaczego to się nie może skończyć? Tak ciężko pracowała i tyle osiągnęła. A jednak tamto wciąż wracało, chociaż za każdym razem w innej postaci. Jej dzieciństwo nigdy nie było dobre, lecz niektóre chwile na swój sposób kochała. Teraz nawet to wydzierano jej krok po kroku.

Camilla już jako dziecko odczuwała rozpaczliwe pragnienie, by się wyrwać z Lundagatan, jak najdalej od siostry i matki, biedy i poczucia, że jest bezbronna. Wcześnie doszła do przekonania, że zasługuje na coś lepszego. Pewnego razu znalazła się w Ogrodzie Świetlnym domu towarowego NK, gdzie zobaczyła kobietę w futrze i wzorzystych spodniach, która śmiała się i była niezwykle piękna, jak z innego świata. Camilla podeszła bliżej, w końcu stanęła tuż obok jej nóg, a wtedy podeszła jakaś równie elegancka przyjaciółka, ucałowała kobietę w oba policzki i spytała:

– O, to twoja córka?

Kobieta odwróciła się, spojrzała w dół, zobaczyła Camillę i odpowiedziała z uśmiechem:

– I wish she was.

Camilla nie zrozumiała, domyśliła się tylko, że odpowiedź była dla niej pochlebna; odchodząc, usłyszała jeszcze: „Jaka śliczna dziewczynka. Gdyby tak matka ją lepiej ubierała”. Te słowa ugodziły ją boleśnie, spojrzała na Agnetę – już wtedy mówiła na matkę Agneta – stała trochę dalej, razem z Lisbeth oglądały świąteczne dekoracje, i wówczas dostrzegła różnicę, która była wręcz przepastna. Tamte kobiety promieniały, jakby życie miało być dla nich samą przyjemnością, podczas gdy Agneta była zgarbiona i blada, w podniszczonym, brzydkim ubraniu. W tym momencie zrodziło się w niej dojmujące poczucie niesprawiedliwości. Źle trafiłam, pomyślała, nie tam, gdzie powinnam.

W dzieciństwie było wiele takich chwil, kiedy czuła się jednocześnie wyróżniana i piętnowana; wyróżniana, kiedy ludzie mówili o niej, że jest śliczna jak mała księżniczka, a piętnowana, bo należała do rodziny, która żyła na mrocznym marginesie.

To prawda, że aby móc kupować sobie ubrania i spinki do włosów, zaczęła wykradać z domu różne rzeczy, nie tak dużo, głównie monety, trochę banknotów, starą broszkę po babci, rosyjski wazonik z regału. I również prawda, że przypisywano jej znacznie więcej. Camilla uważała, że Agneta i Lisbeth zmawiają się przeciwko niej. Często czuła się obco we własnym domu, jak odmieniec, na którego ciągle mają oko, a kiedy zjawiał się Zala i odganiał ją od siebie jak wiejskiego kundla, też nie było lepiej.

W takich chwilach czuła się najbardziej samotną osobą na świecie, marzyła o ucieczce, marzyła, żeby zaopiekował się nią ktoś, kto by na nią zasługiwał. Z czasem pojawiło się światełko, być może fałszywe, ale przecież jedyne. Zaczęło się od drobnych obserwacji – złoty zegarek, zwitki banknotów w kieszeniach spodni, rozkazujący ton podczas rozmowy przez telefon, drobne oznaki, że Zala nie jest tylko oprawcą swojej rodziny, ale kimś więcej. Zaczęła dostrzegać jego niekwestionowany autorytet, obycie i władczość.

Przede wszystkim jednak zorientowała się, że zaczął zwracać na nią uwagę. Stawał przed nią, mierzył ją wzrokiem od stóp do głów i czasem się uśmiechał. Nie umiała się temu oprzeć, bo poza tym nigdy się nie uśmiechał, stąd jej reakcja, jakby skierował na nią reflektor. W pewnym momencie przestała bać się jego wizyt, zaczęła sobie nawet wyobrażać, że on zabierze ją stamtąd do jakiegoś bogatego i piękniejszego miejsca.

Pewnego wieczoru, kiedy miała jedenaście albo dwanaście lat, a Agnety i Lisbeth nie było w domu, ojciec siedział w kuchni i pił wódkę. Podeszła do niego, a on pogłaskał ją po głowie i poczęstował kieliszkiem, do którego dolał soku. Nazwał to screwdriver i opowiedział jej, że wychował się w domu dziecka w Swierdłowsku na Uralu, gdzie codziennie dostawał lanie, ale udało mu się wybić, stał się człowiekiem potężnym i bogatym, dziś ma kolegów na całym świecie. Dla niej brzmiało to jak bajka. Położył palec na ustach i szepnął, że to tajemnica, a ją przeszedł dreszcz i odważyła się opowiedzieć mu, że Agneta i Lisbeth są dla niej bardzo niedobre.

– Zazdroszczą ci. Ludzie zawsze zazdroszczą takim jak ty i ja – odparł i obiecał, że dopilnuje, żeby były dla niej lepsze. Od tamtej pory wszystko się zmieniło.

Zala stał się dla niej wielkim światem, który przychodził w odwiedziny. Pokochała go nie tylko jako swojego wybawiciela. Nic nie mogło go ruszyć. Nawet przychodzący czasem poważni panowie w szarych płaszczach, nawet barczyści policjanci, którzy zapukali pewnego ranka. Za to ona mogła.

Camilla sprawiła, że stał się dla niej miły i troskliwy, ale długo nie rozumiała, jaką zapłaci za to cenę, a tym bardziej, do jakiego stopnia się oszukiwała. Wydawało jej się, że nadszedł dla niej najlepszy czas. Wreszcie czuła się dostrzegana i szczęśliwa, cieszyła się, że ojciec przychodził coraz częściej, podsuwając jej w tajemnicy prezenty i pieniądze. I właśnie wtedy, gdy wydawało się, że już u drzwi czeka na nią coś nowego i wielkiego, Lisbeth wszystko jej odebrała; od tej pory nienawidziła jej z dziką furią, a ta nienawiść stała się jej najbardziej niewzruszonym fundamentem. Chciała odpłacić jej za wszystko z nawiązką , zmiażdżyć ją i nie zamierzała się zawahać tylko dlatego, że Lisbeth akurat wyprzedziła ją o krok.

Za zasłonami w oknie paliło słońce, które wyszło po deszczowej nocy. Z trawników dochodziły odgłosy kosiarek i gwar rozmów, Camilla zamknęła oczy i przypomniała sobie kroki zbliżające się nocą do ich pokoju na Lundagatan. Zacisnęła prawą pięść, kopnięciem zrzuciła z siebie puchową kołdrę i wstała.

Inicjatywa musi wrócić do niej.


JURIJ BOGDANOW czekał już od godziny. Nie siedział jednak bezczynnie. Na kolanach miał laptopa i dopiero teraz spojrzał niespokojnie w stronę tarasu i znajdującego się dalej wielkiego ogrodu. Nie miał dobrych wiadomości, nie spodziewał się zatem niczego dobrego, wyłącznie reprymendy i dalszej ciężkiej pracy, mimo to czuł się silny i zmotywowany, zmobilizował całą swoją sieć. Zadzwonił jego telefon. Odrzucił połączenie. Znowu ten cholerny Kuzniecow. Głupi histeryk.

Jedenasta dziesięć, ogrodnicy zrobili sobie przerwę na drugie śniadanie. Czas uciekał, Bogdanow spojrzał na swoje buty. Był teraz bogaty, nosił garnitury szyte na miarę i kosztowne zegarki. Jednak rynsztok go nie opuścił. Dawniej był narkomanem, wychował się na ulicy i tamto życie pozostawiło niezatarty ślad w jego spojrzeniu i sposobie poruszania się.

Wysoki i chudy, kanciasta, bliznowata twarz, cienkie wargi, samodzielnie wykonane tatuaże na ramionach. Kira wolała wprawdzie nie pokazywać się z nim na salonach, ale był dla niej bezcenny i teraz, kiedy usłyszał stukot jej obcasów na marmurowej posadzce, ta świadomość go umocniła. Podeszła do niego, jak zwykle nieziemsko piękna, ubrana w błękitną garsonkę i czerwoną bluzkę rozpiętą pod szyją, i usiadła na fotelu obok.

– A więc co mamy? – spytała.

– Problem – odparł.

– Dawaj.

– Kobieta…

– Lisbeth Salander.

– Brak potwierdzenia, ale owszem, to musi być ona, przede wszystkim ze względu na poziom hakerskiego ataku.

– A co w nim nadzwyczajnego?

– Kuzniecow ma takiego fioła na punkcie bezpieczeństwa swojego systemu cyfrowego, że bez przerwy sprawdza go od początku do końca i z powrotem. Zapewniali go, że tego systemu nie da się złamać.

– Ale najwyraźniej się mylili.

– Mylili się, a my wciąż nie wiemy, jak ona to zrobiła, chociaż sama operacja – kiedy już się włamała – była stosunkowo prosta. Podłączyła się do Spotify i do głośników zainstalowanych na ten wieczór i włączyła znaną piosenkę rockową.

– Przecież ludzie o mało nie oszaleli.

– Bo tam był jeszcze equalizer, niestety również cyfrowy i parametryczny, podłączony do systemu wi-fi.

– Mów tak, żebym zrozumiała.

– Equalizer ustawia dźwięk, koryguje basy i dyszkanty, Salander się do niego podłączyła i spowodowała koszmarny szok dźwiękowy. Skrajnie nieprzyjemny dla serca. Właśnie dlatego wiele osób łapało się za pierś, nawet nie zdając sobie sprawy, że z powodu dźwięków.

– Czyli chciała wywołać zamieszanie.

– Przede wszystkim chciała dać przekaz. Piosenka nosi tytuł Killing the World with Lies, napisały ją Pussy Strikers.

– Te rude wywłoki?

– Właśnie – odparł Bogdanow, nie przyznając się, że według niego Pussy Strikers są całkiem odjazdowe.

– Mów dalej.

– Piosenka powstała po pierwszych doniesieniach o mordowaniu gejów w Czeczenii, ale właściwie nie opowiada o mordercach, nawet nie o aparacie władzy, tylko o człowieku, który w mediach społecznościowych zorkiestrował kampanię hejtu, poprzedzającą przemoc.

– Czyli o Kuzniecowie.

– Właśnie, tylko że…

– O tym nie miał prawa wiedzieć nikt z zewnątrz – wpadła mu w słowo.

– Nikt nie powinien wiedzieć nawet tego, że Kuzniecow odpowiada za biura informacyjne.

– To skąd wiedziała Lisbeth?

– Sprawdzamy i uspokajamy osoby, których to dotyczy. Kuzniecow szaleje. Jest przerażony i taki schlany, że aż sztywny.

– A to dlaczego? Przecież nie pierwszy raz szczuł ludzi na siebie.

– Może i nie, jednak w Czeczenii przegięli. Bywało nawet, że ludzi zakopywali żywcem – powiedział Bogdanow.

– To jego problem.

– Jasne. Ale niepokoi mnie…

– Gadaj.

– …że tej Salander nie chodzi najbardziej o Kuzniecowa. Nie możemy wykluczyć, że ona wie o naszym zaangażowaniu w biura informacyjne. Ona chce się zemścić na tobie, nie na nim, prawda?

– Trzeba było ją zabić dawno temu.

– Jest jeszcze jedna rzecz, o której ci nie mówiłem.

– Co?

Bogdanow wiedział, że nie ma co tego dłużej odkładać.

– Po tym, jak cię wczoraj popchnęła, potknęła się – ciągnął. – Straciła równowagę i runęła do przodu – w każdym razie tak to wyglądało – i musiała się oprzeć ręką o twoją limuzynę w miejscu dokładnie nad tylnym kołem. W pierwszej chwili wydało mi się to naturalne. Obejrzałem zapis monitoringu jeszcze raz i jeszcze raz i wtedy zobaczyłem, że może jednak nie upadła. Nie tyle się oparła, ile przycisnęła coś do karoserii. To, proszę.

Podsunął prostokątne pudełeczko.

– Co to jest?

– Nadajnik GPS, który przyjechał tu z samochodem.

– Czyli teraz wie, gdzie mieszkam?


CAMILLA MRUKNĘŁA coś przez zaciśnięte zęby, w ustach miała metaliczny smak krwi.

– Obawiam się, że tak – przyznał.

– Idioci – syknęła.

– Przedsięwzięliśmy wszelkie środki ostrożności – ciągnął Bogdanow coraz bardziej nerwowo. – Wzmocniliśmy ochronę, w pierwszym rzędzie systemu informatycznego.

– A więc jesteśmy w defensywie, to chcesz powiedzieć?

– Nie, wcale nie. Po prostu mówię.

– No to ją znajdźcie, do diabła.

– Niestety nie jest to takie proste. Sprawdziliśmy wszystkie kamery monitoringu w najbliższej okolicy. Nigdzie jej nie zauważyliśmy, nie możemy też zlokalizować jej przez telefon albo komputer.

– To przeszukajcie hotele. Ogłoście poszukiwania. Przenicujcie każdą informację.

– Pracujemy nad tym. Jestem przekonany, że ją dopadniemy.

– Żebyście jej tylko nie zlekceważyli.

– Nie lekceważę jej ani trochę, ale naprawdę wydaje mi się, że straciła swoją szansę i teraz sytuacja zmieniła się na naszą korzyść.

– Jak możesz mówić coś takiego, kiedy ona wie, gdzie mieszkam?

Bogdanow zawahał się, szukał słów.

– Myślałaś, że ona cię zabije, prawda?

– Byłam tego pewna. Ale widać szykuje coś gorszego.

– Uważam, że się mylisz.

– Co masz na myśli?

– Sądzę, że naprawdę chciała cię zastrzelić. Nie wydaje mi się, żeby ten atak miał inny sens. Wystraszyła Kuzniecowa, ale poza tym… co osiągnęła? Nic. Tylko się odsłoniła.

– Więc twierdzisz, że…

Spojrzała na ogród. Gdzie, u diabła, podziali się ogrodnicy?

– Twierdzę, że się zawahała, nie była w stanie. Że jednak nie ma w sobie dość siły.

– Przyjemna myśl – zauważyła Kira.

– I wydaje mi się, że mam rację. Inaczej to się nie spina.

Poczuła się nieco lepiej.

– Poza tym ma ludzi, na których jej zależy – wtrąciła.

– Swoje kochanki.

– I swojego Kallego Blomkvista – dodała. – Zwłaszcza Mikaela Blomkvista.

Ta, która musi umrzeć

Подняться наверх