Читать книгу Błękitny labirynt - Douglas Preston - Страница 7
2
ОглавлениеPendergast pobiegł do Riverside Drive i przystanął na rogu, by zlustrować szeroką ulicę w obu kierunkach, północnym i południowym. Lało jak z cebra, ruch uliczny osłabł, nie było widać żadnych przechodniów. Jego wzrok padł na najbliższy pojazd, na znajdujący się trzy przecznice na południe od niego jeden z najnowszych modeli lincolna town cara, czarny, taki, których tysiące widuje się każdego dnia na ulicach Manhattanu. Ale lampka przy tablicy rejestracyjnej była wygaszona i nie dało się odczytać numerów samochodu.
Pendergast pobiegł za lincolnem.
Pojazd nie przyspieszył, lecz ciągle sunął ślamazarnym tempem, a ponieważ trafił na zieloną falę, stopniowo, lecz nieubłaganie, oddalał się od agenta. Światła na kolejnym skrzyżowaniu zmieniły się na żółte, potem na czerwone. Wóz nie przyspieszył ani nie próbował zwolnić.
Pendergast wyjął komórkę i w biegu wstukał numer.
– Proctor. Przyprowadź samochód. Kieruję się Riverside, na południe.
Lincoln town car prawie zniknął, w strugach deszczu widać było tylko migające tylne światła, ale gdy pojazd pokonał zakręt przy Sto Dwudziestej Szóstej Ulicy, nawet one przestały być widoczne.
Pendergast biegł dalej, poły czarnej marynarki falowały za nim, zacinający deszcz kąśliwie wpadał mu do oczu. Kilka przecznic dalej znów spostrzegł lincolna, który zatrzymał się na kolejnych światłach, za dwoma innymi pojazdami. Agent ponownie wyjął komórkę i zadzwonił.
– Posterunek policji numer dwadzieścia sześć – usłyszał. – Sierżant Powell przy telefonie.
– Mówi agent specjalny FBI Pendergast. Ścigam czarnego lincolna town cara na nowojorskich tablicach jadącego na południe wzdłuż Riverside, obecnie na wysokości Sto Dwudziestej Czwartej Ulicy. Kierowca jest podejrzany o zabójstwo. Potrzebuję pomocy przy zatrzymaniu tego pojazdu.
– Przyjąłem – powiedział sierżant. A po chwili: – Dwie przecznice dalej mamy radiowóz. Proszę nas informować o swoim położeniu i o tym, gdzie znajduje się ścigane auto.
– Przydałoby się też wsparcie z powietrza – dodał, nie przerywając biegu, Pendergast.
– Ale jeżeli kierowca jest jedynie podejrzanym…
– To priorytetowa sprawa i priorytetowy cel FBI – rzucił Pendergast. – Powtarzam: priorytetowy cel.
Krótka pauza.
– Poderwiemy maszynę w powietrze.
Gdy Pendergast chował komórkę, lincoln nagle wyminął stojące przed światłami auta, wjechał na krawężnik i sunął dalej po chodniku, rozjeżdżając parę klombów w Riverside Park i rozchlapując błoto z wszechobecnych kałuż, po czym skręcił w Henry Hudson Parkway.
Agent znów zadzwonił na policję, by poinformować o kierunku, w jakim zmierza ścigany pojazd, a następnie skontaktował się z Proctorem i wbiegł do parku, przeskakując przez niski płot. Sprintem pokonał kilka tulipanowych klombów, ani na chwilę nie spuszczając z oka tylnych świateł wozu, który właśnie wjechał z piskiem opon do parku.
Pendergast przeskoczył ponad niskim kamiennym murkiem po drugiej stronie wjazdu, a potem, usiłując zagrodzić lincolnowi drogę, na wpół pobiegł, na wpół zjechał w dół z nasypu, rozrzucając na wszystkie strony śmieci i odłamki potłuczonego szkła. Upadł, przetoczył się parę razy i poderwał na nogi, ciężko dysząc, przemoknięty do suchej nitki; biała koszula przywierała do torsu agenta. Patrzył, jak samochód wykręca i mknie jak strzała w jego stronę. Sięgnął po les baera, ale jego dłoń napotkała jedynie pustą kaburę. Rozejrzał się szybko po ciemnym nasypie zjazdu, lecz zaraz, gdy padł na niego snop światła reflektorów, musiał odtoczyć się w bok. Kiedy wóz go minął, Pendergast znowu się podniósł i podążył za nim wzrokiem; samochód wyjechał na ulicę i płynnie włączył się do ruchu.
Po chwili pojawił się elegancki rolls-royce i gwałtownie zahamował przy krawężniku. Pendergast otworzył tylne drzwi i wskoczył do środka.
– Jedź za lincolnem – rzucił do Proctora, zapinając pasy.
Rolls gładko przyspieszył. Agent usłyszał za sobą słaby jęk syren; policja była za daleko i z pewnością utknie w korku. Z jednego z bocznych schowków wyjął policyjne radio. Proctor zwiększył prędkość, ponieważ lincoln town car zmieniał pasy i wyprzedzał inne samochody, mknąc co najmniej sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, nawet gdy znaleźli się na terenie, gdzie prowadzono roboty drogowe i na poboczu, po obu stronach szosy, ustawiono betonowe zapory.
Z policyjnego radia płynęło wiele różnych głosów, ale to oni prowadzili pościg. Helikoptera nie było widać.
Nagle przed nimi pojawiły się oślepiające błyski, a po chwili rozległ się huk.
– Oddano strzały! – oznajmił na otwartym kanale Pendergast.
Natychmiast zrozumiał, co to oznacza. Samochody zaczęły jak szalone skręcać w prawo i w lewo, a piskowi opon towarzyszyły błyski kolejnych wystrzałów. Dało się słyszeć głuche łup, łup, łup, gdy rozpędzone pojazdy zaczęły wpadać na siebie, powodując karambol. W powietrzu rozszedł się zgrzyt i jęk zgniatanego metalu. Proctor zahamował, wprowadzając rolls-royce’a w kontrolowany ślizg i próbując wyminąć miejsce, gdzie doszło do ogromnej kolizji. Rolls uderzył w betonową zaporę, a gdy odbiło go z powrotem na pas ruchu, najechał na niego kolejny rozpędzony pojazd. Rozległ się ogłuszający huk miażdżonego metalu. Siedzący z tyłu Pendergast poleciał do przodu, ale zatrzymały go pasy bezpieczeństwa, po czym impet uderzenia wcisnął go z powrotem w kanapę. Oszołomiony agent usłyszał syk pary, wrzaski, krzyki i pisk opon, którym towarzyszył huk następnych wpadających na siebie aut mieszający się z przybierającym na sile rykiem syren i – nareszcie – odgłosami nadlatującego śmigłowca.
Otrzepując się z odłamków szkła, Pendergast powoli doszedł do siebie i wypiął się z pasów bezpieczeństwa. Następnie wychylił się do przodu, żeby sprawdzić, co z Proctorem.
Szofer był nieprzytomny i miał zakrwawioną głowę. Pendergast sięgnął po radio, by wezwać pomoc, ale drzwi limuzyny otworzyły się i do środka zajrzeli ratownicy medyczni, żeby wyciągnąć go z samochodu.
– Zostawcie mnie – odrzekł. – Zajmijcie się nim.
Pendergast o własnych siłach wysiadł z rolls-royce’a i stanął w strugach deszczu, wciąż otrzepując się z odłamków szkła. Spojrzał przed siebie, na morze porozbijanych samochodów i migających świateł, wsłuchując się w nawoływania ratowników medycznych, policjantów i łoskot łopat wirnika bezużytecznego, krążącego w górze helikoptera.
Po lincolnie town carze już dawno nie było śladu.