Читать книгу Poza granicą lodu - Douglas Preston - Страница 6
1
ОглавлениеGideon Crew patrzył na Elego Glinna. Mężczyzna stał – tak, stał! – w kuchni chatki Gideona w górach Jemez i spoglądał łagodnymi szarymi oczami na zaskoczonego Gideona. Od kilku minut terenowy wózek inwalidzki stał bezużyteczny. Do tej pory Glinn siedział na nim zawsze, odkąd Gideon poznał go kilka miesięcy temu.
Glinn wskazał dłonią na wózek.
– Przepraszam za to przedstawienie. Zainscenizowałem je z ważnych powodów: aby pokazać ci, że nasza misja na Zaginioną Wyspę, pomimo pewnych, pożałowania godnych aspektów, nie była nadaremna. Wręcz przeciwnie, jestem żywym dowodem tego, że zakończyła się sukcesem.
Zapadła cisza na minutę czy dwie. Wreszcie Gideon podszedł do kuchenki, wziął patelnię z piersią dzikiej kaczki przyrządzoną wybornie w imbirze i emulsji z czarnych trufli i wrzucił potrawę do kosza.
Glinn bez słowa odwrócił się i nieco chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi chatki, podpierając się kijkiem do nordic walking. Manuel Garza, kierownik operacyjny w należącej do Glinna firmie Effective Engineering Solutions (Efektywne Rozwiązania Inżynieryjne), chciał pomóc szefowi w ponownym zajęciu miejsca na wózku, ale ten zbył go machnięciem ręki.
Gideon patrzył, jak dwaj mężczyźni wychodzą z chatki; Garza toczył przed sobą pusty wózek. W umyśle Gideona wciąż rozbrzmiewało echo słów wypowiedzianych przed kilkoma minutami przez Elego Glinna. „To coś znów rośnie. Musimy je zniszczyć. Trzeba działać natychmiast”.
Gideon wziął kurtkę i ruszył za ludźmi z EES-u; śmigłowiec, którym tamci przylecieli na to odludzie, nie wyłączył silników, wirniki obracały się, wywołując falowanie traw na rozległej łące.
Wsiadł za Glinnem do maszyny, zajął miejsce, zapiął pasy i nałożył zestaw słuchawkowy z mikrofonem. Helikopter wzbił się ku błękitnemu niebu Nowego Meksyku i skierował na południowy wschód. Gideon patrzył, jak jego chatka coraz bardziej się zmniejsza, aż zmieniła się w maleńką czarną kropkę pośród łąk, na dnie otoczonej górami niecki. Nagle ogarnęło go dziwne przeczucie, że już nigdy jej nie zobaczy.
Odwrócił się do Glinna i wreszcie się odezwał.
– A więc znów możesz chodzić. A co z twoim chorym okiem… Też wyzdrowiało?
– Tak. – Glinn uniósł lewą rękę, jeszcze do niedawna przykurczoną, bezwładną jak szpon, i powoli poruszył palcami. – Z każdym dniem jest coraz lepiej. Dzięki uzdrawiającej mocy rośliny, którą odkryliśmy na wyspie, mogę teraz dokończyć dzieło swojego życia.
Gideon nie musiał pytać o roślinę. Ani o „dzieło życia”, o którym wspomniał Glinn. Znał odpowiedzi.
– Nie ma czasu do stracenia. Mamy pieniądze. Mamy statek i mamy sprzęt.
Gideon pokiwał głową.
– Zanim jednak odwieziemy cię do siedziby EES-u, musimy jeszcze odwiedzić pewne miejsce. Jest coś, co musisz zobaczyć. Z żalem przyznaję, że to nie będzie przyjemne.
– Co to takiego?
– Wolałbym nie mówić nic więcej.
Gideon usiadł wygodniej, czując lekkie rozdrażnienie: oto tradycyjnie nieodgadniony, nieprzenikniony Glinn. Przeniósł wzrok na Garzę i stwierdził, że on również był tajemniczy jak jego szef.
– Czy mógłbyś mi przynajmniej powiedzieć, dokąd się wybieramy?
– Oczywiście. W Santa Fe przesiądziemy się na pokład odrzutowca EES-u i polecimy do San Jose. Prywatnym samochodem dotrzemy na wzgórze nad Santa Cruz i złożymy wizytę pewnemu dżentelmenowi, który tam rezyduje.
– Brzmi dość zagadkowo.
– Nie było to moją intencją.
– No jasne.
Delikatny, bardzo delikatny uśmiech.
– Za dobrze mnie znasz. Ale skoro tak, to wiesz również, że wszystko, co robię, ma ściśle określony cel.
Śmigłowiec zostawił góry daleko w tyle. Gideon mógł teraz ujrzeć lśniącą wstęgę Rio Grande płynącą leniwie przez wąwóz White Rock, a jeszcze dalej wzgórza Caja del Rio. Po lewej rozciągało się miasto Santa Fe. Gdy polecieli dalej nad południowym krańcem miasta, zobaczyli lotnisko.
– Gdy mówiłeś o ostatnim projekcie – odezwał się Gideon – wspominałeś o obcej istocie, o nasieniu. Powiedziałeś, że to nasienie zagraża Ziemi. Wszystko to wydaje się dość mgliste i niejasne. Może zechciałbyś wtajemniczyć mnie w szczegóły? Począwszy od tego, w czym konkretnie miałbym ci pomóc.
– Wszystko w swoim czasie – odparł Glinn. – Po naszej małej wycieczce do Santa Cruz.