Читать книгу Tamta dziewczyna - Erica Spindler - Страница 8
ROZDZIAŁ TRZECI
ОглавлениеCzerwcowa noc 2002 roku
Nieprzyjemny dźwięk. Ostry i przenikliwy. A potem… cisza. Porażające milczenie, tak jakby to, co krzyczało wniebogłosy, zostało stłumione, zduszone.
Randi jęknęła, poruszyła powiekami i otworzyła oczy. Nieznane otoczenie, strzeliste cienie. Jakiś odgłos, jak rytmiczne klepanie.
Znów pogrążyła się w ciemności.
Coś ją gryzło. Albo szczypało. Albo kłuło. W ręce, nogi, plecy, głowę, kark. Jęknęła i poruszyła się. Usłyszała szelest, jakby szła jesienią ścieżką pełną suchych liści.
Rozwarła powieki. Nie znajdowała się w swoim niewielkim pokoju w przyczepie, nie leżała zwinięta na wąskim łóżku. W takim razie gdzie?
Zamrugała i skupiła spojrzenie na otaczającym ją mroku. Drzewa. Dużo drzew. Zarośla, a w nich – szelest.
Leżała na ziemi. Czuła zapach sosnowych igieł i gnijących roślin. Stęknęła. Jak się tu dostała? Jechała fordem Billy’ego Bo… nie, szła drogą. Złapała stopa. Chłopak w czapeczce Uniwersytetu Alabamy… i ta druga dziewczyna.
Usłyszała kolejny dźwięk. Nierówne kwilenie, jakby płakało dziecko. Co tu robi niemowlę?
To nie dziecko. To ta dziewczyna. Randi zajrzała w głąb swojej mglistej pamięci. Carly? Nie… Cassie albo…
Coś spadło z gałęzi, wylądowało na ramieniu Randi i czmychnęło. Krzyknęła i spróbowała się zamachnąć, ale nie była w stanie.
Miała związane ręce.
Nogi tak samo.
Uczucie niedowierzania szybko przerodziło się w panikę. Szarpnęła, ale choć napierała z całej siły i wiła się, więzy nie chciały puścić. Piekły ją nadgarstki i kostki, w głowie czuła pulsujący ból. Opadła na plecy, a z kącików jej oczu popłynęły łzy.
Tymczasem łkanie ustało. Randi wyciągnęła głowę w stronę, z której dolatywał dźwięk.
– Jesteś tam?
– Tak.
– A… on… gdzie on jest? – Głos drżał jej tak bardzo, że z trudem przeciskała słowa przez gardło.
– Pojechał. Po jedzenie.
– Wypuść mnie – poprosiła Randi. – Błagam, rozwiąż mnie.
Zapadło długie milczenie, które zdawało się trwać w nieskończoność. Kiedy druga dziewczyna wreszcie się odezwała, zrobiła to tak cicho, że Randi musiała wytężyć słuch, żeby ją zrozumieć.
– Myślisz, że… Ja też jestem związana! – Podniosła głos. – Zgwałcił mnie. Przydusił i…
Wybuchła głośnym płaczem, zawodziła tonem pełnym udręki i rozpaczy.
Naraz Randi uświadomiła sobie, czym były te dźwięki, które wcześniej słyszała, i zawartość żołądka podeszła jej do gardła. Obróciła się na bok na tyle, na ile zdołała, i zwymiotowała. Zwracała, dopóki nie poczuła, że z wysiłku za chwilę pęknie jej przepona.
– Masz szczęście – odezwała się druga dziewczyna. – Wcześniej zrobiłaś to samo. Dlatego cię nie tknął.
– Nie pamiętam – szepnęła Randi, krztusząc się łzami. – Co teraz?
– Musimy spróbować się uwolnić. – Dziewczyna urwała i zaległa złowróżbna cisza. – Bo on wróci.
Wróci.
Ta myśl zmroziła Randi krew w żyłach.
– Randi?
– Co?
– Zdołasz się wyswobodzić?
– Nie. Już próbowałam.
– Spokojnie… Weź głęboki oddech…
Randi posłuchała rady i odetchnęła pełną piersią raz… i drugi…
– Związał ci ręce z przodu czy z tyłu?
– Z przodu.
– Czym?
Randi podniosła dłonie.
– Taśmą. Taką szeroką, przezroczystą.
– Taśmą – powtórzyła zaskoczona dziewczyna. – A mi sznurem. Dasz radę rozerwać?
Randi zebrała się w sobie, z całej siły pociągnęła i spróbowała rozdzielić nadgarstki.
– Nic z tego! Szarpię, ale to tylko pogarsza… Zaczekaj, mam pomysł. Może przegryzę.
– Pospiesz się! On niedługo wróci.
Przez kilka minut gryzła i rwała, usiłując znaleźć słaby punkt więzów, ale na próżno. Wreszcie udało się, taśma zaczęła się poddawać w miejscu, gdzie stykały się nadgarstki. Randi dotąd szarpała ją zębami, powoli posuwając się milimetr po bolesnym milimetrze, aż w końcu taśma ustąpiła.
Zapłakana wolnymi dłońmi zerwała taśmę ze stóp.
Zerwała się na nogi i podbiegła do drugiej dziewczyny. Dopadła do niej i zaczęła rozwiązywać sznur. Zamarła, kiedy usłyszała chrzęst opon na żwirze i zobaczyła światło reflektorów pomiędzy drzewami.
– Dawaj! Prędzej, zanim wróci!
Randi ciągnęła za węzeł. Ręce trzęsły się jej tak bardzo, że nie była w stanie ich opanować.
– Nie mogę rozwiązać.
– Możesz! Dasz radę…
Trzask drzwi. Szelest papierowej torby z jedzeniem.
– Idzie, muszę uciekać.
– Nie! Nie zostawiaj mnie! Błagam…
– Sprowadzę pomoc. – Randi wyprostowała się i zrobiła krok do tyłu. – Przyrzekam…
Gwizdał pod nosem jakąś radosną melodię. Był coraz bliżej. Cofnęła się o kolejny krok.
– Muszę sprowadzić pomoc. To jedyne wyjście. Przepraszam…
– Nie możesz mnie zostawić. – Dziewczyna podniosła głos. – Nie… nie…
Randi zaczęła się wycofywać. Łzy płynęły jej po twarzy.
– Przyrzekam, że sprowadzę pomoc.
Raz jeszcze spojrzała na drugą dziewczynę, po czym odwróciła się i ruszyła biegiem.