Читать книгу Ksiądz Jerzy Popiełuszko - Ewa Czaczkowska - Страница 9

Rozdział trzeci: „PRAGNIENIA JEGO SĄ SZCZERE…”

Оглавление

Był wczesny ranek 18 czerwca 1965 roku. Na dworzec Wileński w Warszawie wjechał pociąg z Suwałk. Wysiedli z niego dwaj szczupli, niewysokiego wzrostu, trochę zagubieni chłopcy. Ten wyższy, Alek Popiełuszko, miał od tej pory często przemierzać tę trasę, niższy, Tadeusz K., jeszcze nie wiedział, że po trzech latach opuści stolicę na zawsze. Tego ranka szli na spotkanie, które miało doprowadzić ich do kapłaństwa.

Z Pragi pojechali na Krakowskie Przedmieście, odnaleźli gmach Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego św. Jana Chrzciciela. Mieli ze sobą potrzebne dokumenty: podanie, życiorys, świadectwo dojrzałości, odpis metryki chrztu i bierzmowania, świadectwo lekarskie. Alkowi brakowało jednego ważnego – opinii proboszcza. Ksiądz Nikodem Zarzecki nie pogodził się z tym, że Alek, mimo jego nalegań, nie wybrał seminarium w Białymstoku, i zaświadczenia nie dał.

Pozytywną opinię wystawili natomiast dwaj katecheci: ksiądz Piotr Bożyk i uczący religii w klasie maturalnej ksiądz Czesław Hlebowicz. Ten drugi napisał, że Alek Popiełuszko jest „dobrym i szlachetnym młodzieńcem, regularnie uczęszczał na religię, co miesiąc przystępował do sakramentów świętych, wzorowo i pobożnie zachowywał się w kościele”. Ksiądz Bożyk zaświadczał, że „już w szkole podstawowej wykazywał umiłowanie ołtarza i nabożeństw. W czasach gimnazjalnych, w częstych rozmowach wypowiadał się o kapłaństwie jako celu swojego życia. Poglądy swoje utwierdzał w życiu eucharystycznym z Jezusem. Według mnie, pragnienia jego są szczere i dlatego warto się nimi zainteresować”[25]. Sam Alek zaś w podaniu o przyjęcie do seminarium napisał: „Prośbę swą motywuję tym, iż chcę zostać księdzem, ponieważ mam zamiłowanie do tego zawodu”[26].

Nie wiadomo, jak dokładnie przebiegała rozmowa Popiełuszki z wicerektorem seminarium księdzem Zbigniewem Kraszewskim i ojcem duchownym księdzem Czesławem Miętkiem. Zapewne pytania były standardowe. „Czy się, synu, dobrze zastanowiłeś?”. Tadeuszowi K. długo brzmiały w uszach te słowa. Wicerektor pytał też o rodziców, rodzeństwo, czy są wierzący. Być może już wówczas pomiędzy księdzem Kraszewskim, późniejszym biskupem, a Alkiem, późniejszym księdzem Jerzym, zawiązała się nić sympatii. Po latach to ten właśnie biskup, podobnie jak ówczesny rektor, a później biskup Władysław Miziołek, stali się jego obrońcami. Tak czy inaczej, rozmowa na pewno przebiegła pomyślnie i Alfons Popiełuszko został przyjęty na pierwszy rok studiów w warszawskim seminarium. Razem z nim przyjęto 43 alumnów, z czego aż 25 przyjechało z innych diecezji. Natomiast na wszystkich latach rok akademicki 1965/1966 rozpoczynało w Warszawie 150 kleryków[27].

Nauka w seminarium duchownym była podzielona na dwa etapy[28] – na pierwszym i drugim roku dominowały przedmioty filozoficzne, na kolejnych latach teologiczne. Alek Popiełuszko jako słuchacz pierwszego roku miał wykłady z ontologii, logiki, teorii poznania, historii filozofii, historii Kościoła, liturgiki, ceremoniału. Uczestniczył w konwersatoriach: dogmatycznym, filozoficznym i biblijnym, chodził na zajęcia z języka polskiego i śpiewu. Na wszystkich latach uczył się tzw. grzeczności chrześcijańskiej, czyli chrześcijańskiego savoir-vivre’u (po łacinie urbanitas christianae), miał lektoraty języków obcych. Od drugiego roku kontynuował naukę francuskiego, z którego na świadectwie maturalnym miał ocenę dostateczną. Uczył się także języka łacińskiego. Wśród jego wykładowców był m.in. ksiądz Jan Twardowski, który prowadził zajęcia z języka polskiego, czy ksiądz profesor Marek Starowieyski, który uczył łaciny i greki.

Jakim studentem był Alek? Biskup Władysław Miziołek zeznał w procesie beatyfikacyjnym, że „w nauce był pilny, zdolności miał więcej niż średnie, egzaminy zdawał regularnie”[29]. Według księdza Jana Sochonia, Alek był „średnio zdolnym alumnem, ale systematycznym. Wszystkie egzaminy zaliczał w wyznaczonych terminach”[30]. Ksiądz Tadeusz Jaworski, który poznał Alka już po jego powrocie z wojska do seminarium, zapamiętał go jako człowieka spokojnego, opanowanego. „Wypełniał obowiązki, uczył się i modlił. Nie błyszczał w grupie. Można nawet powiedzieć, że był przeciętny, nie wyróżniał się. (…) Ale też nie był zadziorny, raczej opanowany”[31]. Jako sympatycznego zapamiętał go także ksiądz Zygmunt Malacki, który przez rok mieszkał z Alkiem w jednym pokoju, a niemal trzydzieści lat później został proboszczem parafii św. Stanisława Kostki, wkładając wiele wysiłku w rozwój kultu księdza Jerzego. „Oczywiście, gdybym wiedział, że on będzie błogosławionym, a ja będę proboszczem w parafii przy jego grobie, to prowadziłbym szczegółowe notatki” – mówił w 2010 roku. I jakkolwiek Alek i w jego oczach niczym specjalnym się nie wyróżniał w trakcie studiów, dawała się zauważyć w nim pewna powaga i wrażliwość na człowieka cierpiącego. „Często podkreślał, że nie można przechodzić obojętnie obok cierpiącego bliźniego”[32].

Pobyt w seminarium miał dać przyszłym kapłanom wiedzę teologiczną i filozoficzną, i – co równie ważne – ukształtować ich duchowo. To było jednym z podstawowych zadań ojca duchownego seminarium, księdza Czesława Miętka, który wykładał także teologię ascetyczną i mistyczną. Kształtowaniu życia wewnętrznego alumnów służyło codzienne czytanie lektur duchowych – najpierw wspólne, potem, na starszych latach, indywidualne – a ponadto rozmyślania, konferencje ascetyczne, dni skupienia, rekolekcje oraz, oczywiście, modlitwy, codzienny udział w mszy świętej i adoracja Najświętszego Sakramentu. Ojciec duchowny uczył kleryków, jak przeprowadzać codzienny rachunek sumienia, podsuwał im odpowiednie lektury, spowiadał.

Przyszłym kapłanom towarzyszyła w seminarium bardzo surowa dyscyplina.

– To było nie tylko kształtowanie dusz, ale i charakterów. Mówiono, że wojsko przy tym to drobnostka. – Ksiądz Sienkiewicz najlepiej zapamiętał zakaz siadania na łóżku w czasie wolnym.

Zasady seminaryjnego życia określał regulamin zatwierdzony przez kardynała Aleksandra Kakowskiego jeszcze przed wojną, w lutym 1936 roku. Dzień był ściśle zaplanowany: od pobudki o 5.30 do zgaszenia świateł w salach o 21.30. Od wieczora do śniadania o 7.20 alumnów obowiązywała cisza – silentium. Zatem w ciszy odbywała się poranna toaleta, w milczeniu szło się do kaplicy na mszę, prowadzono rozmyślania. Zajęcia odbywały się przez pięć dni w tygodniu, każdego dnia po pięć pięćdziesięciominutowych wykładów. Również po obiedzie poprzedzonym modlitwą Anioł Pański obowiązywał ściśle wyznaczony czas na naukę, odpoczynek, czytanie lektur duchowych, modlitwę. W dni wolne od zajęć wstawano pół godziny później, o 6 rano. Czwartek był ulubionym dniem, bo wtedy wszyscy szli na spacer. Po obiedzie wychodzono z seminarium w dwóch grupach, w wyznaczonych wcześniej kierunkach. Klerycy szli parami, ubrani w sutanny, nie licząc pierwszego roku, który nie miał jeszcze za sobą tzw. obłóczyn.

Jeżeli opiekun roku pozwalał, klerycy mogli opuszczać seminarium także innego dnia, jednak zawsze przynajmniej we dwóch. Alek Popiełuszko z Tadeuszem K. jeździli wówczas do Niepokalanowa, do spokrewnionego z tym drugim franciszkanina ojca Kolumbana albo do rodziny Tadeusza w Ożarowie Mazowieckim.

Krótko po wstąpieniu do seminarium, bo już 8 grudnia 1965 roku, Alek wstąpił także do Sodalicji Mariańskiej, pragnąc pogłębić pobożność maryjną. Wtedy też przeczytał książkę Marii Winowskiej, emigracyjnej pisarki, Szaleniec Boży o ojcu Kolbem[33]. Efektem zgłębiania przez niego franciszkańskiej i maryjnej duchowości było noszenie szkaplerza św. Franciszka. Alek, który już jako dziecko czytał „Rycerza Niepokalanej”, w czasach kleryckich, w okresie wakacji wyświetlał w Okopach przeźrocza o życiu ojca Kolbego, beatyfikowanego w 1971 roku. Na te seanse do domu Popiełuszków schodzili się sąsiedzi.

Regulamin kardynała Kakowskiego ustalał życie seminarzystów w najdrobniejszych szczegółach, czasem w sposób budzący dzisiaj zdumienie, choćby w punkcie, który stanowił: „Alumni będą przestrzegać zasad higieny, czystości i schludności. Twarz i ręce mają być zawsze czysto umyte. Nogi należy myć w porze zimowej co tydzień; w porze letniej – częściej”[34]. Regulamin ten sukcesywnie modyfikowano, ale nowy seminarium otrzymało dopiero w latach 70. ubiegłego wieku. Kiedy na przykład 27 października 1968 roku, „celem uniknięcia dalszych wykroczeń Ojciec Duchowy nadzwyczajnym ukazem zniósł ku wielkiej radości braci kleryckiej silentium podczas śniadania”[35], było to tak wielkie wydarzenie, że odnotowano je w seminaryjnej kronice.

Klerycy mieszkali w kilkuosobowych pokojach, zmieniając co pół roku zarówno pomieszczenia, jak i współlokatorów. Za naukę i utrzymanie częściowo płacili. W połowie lat 60., gdy studiował Alek Popiełuszko, czesne wynosiło pięćset złotych miesięcznie. Klerycy, których rodziców nie było stać na taki wydatek, płacili połowę. Resztę spłacali po święceniach.

W seminarium panowała ciasnota, dlatego część kleryków – tych ze starszych roczników – przeniesiono na Bielany, do rozpadającego się budynku dawnego Kolegium Mariańskiego. Władze państwowe nie tylko nie pozwalały na rozbudowę seminarium, ale przystąpiły właśnie do kolejnego ataku na tę uczelnię. W 1965 roku nałożono na seminarium warszawskie podatek dwa razy wyższy od płaconego dotychczas. W ten sposób chciano, po likwidacji niższych seminariów duchownych, doprowadzić do zamknięcia przynajmniej części seminariów wyższych, resztę zaś zmusić do podporządkowania się nadzorowi kuratorów państwowych.

To był jeden z elementów polityki wyznaniowej władz PRL, zaostrzających kurs wobec Kościoła w związku z przygotowaniami do Milenium Chrztu Polski. Obchody milenijne, do których przygotowywała dziewięcioletnia Wielka Nowenna, rozpoczęły się w Gnieźnie 14 kwietnia 1966 roku. Następnie jubileuszowe celebracje z udziałem episkopatu – do połowy 1967 roku – odbyły się we wszystkich diecezjach. Trzeciego maja na Jasnej Górze prymas Wyszyński z episkopatem dokonał aktu oddania w macierzyńską niewolę Maryi narodu polskiego – za wolność Kościoła w Polsce i na świecie.

Uroczystości milenijne w Warszawie odbyły się między 21 a 26 czerwca. Miały bardzo burzliwy przebieg. Napięcie wywołały władze, mobilizując bojówki partyjne do zakłócania religijnych uroczystości, organizując konfrontacyjne imprezy, które miały odciągnąć uwagę warszawiaków od kościelnych wydarzeń, oraz aresztując Obraz Nawiedzenia w drodze z Fromborka do Warszawy. Milicja dowiozła go do stolicy inną niż planowana trasą, wprost do katedry, dlatego w kościele św. Stanisława Kostki prymas witał puste ramy, co na wiernych zrobiło jeszcze większe wrażenie.

Jednym z uczestników warszawskich obchodów był kleryk Alfons Popiełuszko. Słyszał, jak na zakończenie uroczystości w katedrze, 26 czerwca, prymas Wyszyński mówił: „W historii Polski bywały konflikty, ale rzadko między Kościołem i narodem lub między Kościołem i rodziną, natomiast znacznie częściej między Kościołem a państwem, zwłaszcza w okresie zaborów. Mocarstwa rozbiorowe nie mogły ścierpieć tych, którzy głosili narodowi Ewangelię, i myślały, że zniszczą naród, jeśli wpierw zniszczą Kościół i jego hierarchię”. Jego homilia była dziękczynieniem za dziesięć wieków chrześcijaństwa i wołaniem do Matki Boga o przemianę ludzi, o „nowego człowieka”.

Prymas powiedział również: „Kościół nie może się zamknąć tylko w świątyniach, nie może się ograniczyć do spraw czysto religijnych. On musi tchnąć swego ducha na ulice i uliczki miast, musi wyjść ze świątyni, aby być obecnym w świecie współczesnym. (…) Kościół musi wejść w życie człowieka, w jego wychowanie i kształtowanie, bo ma tego człowieka odmienić, dać mu nowe oblicze, stanąć w obronie jego praw osobowych, jego indywiduum i istoty społecznej, ma tchnąć ducha w jego pracę moralną, społeczną, kulturalną, ekonomiczną, gospodarczą, a nawet polityczną. Bez ducha Ewangelii, bez prawdy Bożej, ludzkość poradzić sobie dzisiaj absolutnie nie zdoła. Widzimy to z codziennego doświadczenia”[36].

Nastrój był podniosły i radosny, ludzie wyszli z katedry z pieśnią Boże, coś Polskę. Uformowali pochód liczący około trzech tysięcy osób. Ormowcy i aktywiści partyjni nie pozwolili, by szedł on w kierunku placu Zamkowego, wierni skierowali się więc w drugą stronę. Na Nowym Mieście napotkali kordony milicji, rozproszeni zdołali się jednak przedostać na ulicę Miodową, pod rezydencję prymasa, gdzie skandowali hasła poparcia dla prymasa i biskupów. Była to odpowiedź na incydent sprzed dwóch dni, kiedy to wmieszane w tłum partyjne bojówki obrzuciły prymasa powracającego z milenijnych uroczystości wyzwiskami: „Baranie, ty baranie!”. Z Miodowej grupa, formując spontanicznie pochód, przeszła na Krakowskie Przedmieście i skierowała się w stronę gmachu KC PZPR. Skandowano hasła religijne: „My chcemy religii w szkołach”, „My chcemy Polski katolickiej”, „Niech żyje papież”, „Przebaczamy, żądamy wolności”, „Niech żyje prymas”, i polityczne: „Precz z reżimem komunistycznym”, „Precz z milicją”, „Pachołki Gomułki”, „Precz z komunizmem”, „Chcemy wolności sumienia i wyznania”. Na skrzyżowaniu Nowego Światu ze Świętokrzyską pochód został zatrzymany przez ZOMO; milicja użyła pałek i armatek wodnych. Zamieszki trwały przez kilka godzin. Tego dnia zatrzymano 47 osób, natomiast podczas kilkudniowych warszawskich obchodów w sumie 106, z których 87 w trybie przyśpieszonym kolegia karno-administracyjne ukarały grzywnami i miesiącami aresztu[37].

Alkowi Popiełuszce, któremu towarzyszył brat Józef, udało się po uroczystościach milenijnych bezpiecznie powrócić do budynku seminarium. Nie przypuszczał zapewne, że niebawem i jego osobiście dotkną represje państwa wobec Kościoła.

Nie wiedział też, że już w połowie listopada 1965 roku, jako kleryk, został zarejestrowany w Departamencie IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych[38]. Księża katoliccy byli jedyną w Polsce grupą w całości objętą zainteresowaniem Służby Bezpieczeństwa. Podczas gdy inni musieli na to „zasłużyć”, każdy kandydat do kapłaństwa trafiał do esbeckiej ewidencji przez sam fakt wstąpienia do seminarium. Począwszy od 1963 roku, każdemu alumnowi zakładano tzw. teczkę ewidencji operacyjnej na księdza, w skrócie TEOK, w której odnotowywano wszystkie fakty interesujące SB – aż do śmierci jej posiadacza lub jego rezygnacji z kapłaństwa. Zdobyte informacje wykorzystywano w różny sposób – do typowania księży „wyjątkowo niebezpiecznych”, którymi SB zajmowała się w szczególny sposób (podsłuch, otaczanie agentami, działania specjalne, czyli różnego rodzaju szykany, aż po napaści, rabunki, pobicia), ale także do poszukiwania kandydatów do zwerbowania jako agentów czy rozmaitych działań dywersyjnych i manipulacyjnych. Taką TEOK założono, oczywiście, także alumnowi Alkowi, a potem umieszczano w niej co ważniejsze fakty z życia księdza Jerzego Popiełuszki. Teczki duchownych zostały zniszczone w trakcie wielkiego unicestwiania akt bezpieki w latach 1989–1990, gdy los komunizmu w Polsce był przesądzony – w jednej z ostatnich zorganizowanych akcji SB przed jej likwidacją. Podobny los spotkał akta księdza Jerzego, choć nie można wykluczyć, że – wobec wagi tej sprawy – któryś z wysokich funkcjonariuszy je sobie „sprywatyzował”. Piątego marca 1990 roku ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych generał Lucjan Czubiński, oficjalnie – i kłamliwie – poinformował w Sejmie, jakoby TEOK zostały zniszczone, ponieważ „nie miały znaczenia historycznego, archiwalnego ani naukowego”[39]. Było akurat odwrotnie: zniszczono je, ponieważ takie właśnie znaczenie – i to ogromne – miały, pokazując perfidię systemu, dla którego każdy ksiądz był potencjalnym przeciwnikiem. Treść TEOK księdza Jerzego można częściowo odtworzyć na podstawie zachowanych w IPN materiałów rejestracyjno-ewidencyjnych[40].

Teczka Alka Popiełuszki zapełniała się powoli. Na razie znajdował się na początku drogi do kapłaństwa. Wakacje spędził u rodziny w Okopach. Przez dwa tygodnie pracował również przy żniwach w należącym do seminarium prawie dwustuhektarowym majątku w Czubinie koło Rokitna. Rok później, czyli w 1967 roku, klerycy zdążyli jeszcze zebrać ziemniaki, zanim majątek skonfiskowano za niezapłacenie wysokiego podatku nałożonego rok wcześniej.

Ksiądz Jerzy Popiełuszko

Подняться наверх