Читать книгу Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba - Fannie Flagg - Страница 18

Irene Goodnight

Оглавление

11:20

Irene źle się poczuła po zakończeniu rozmowy. Popatrzyła na bukiecik żonkili, które stały w słoiku po dżemie. Elner przyniosła je kilka dni temu. Zalała ją ogromna fala smutku, gdy uświadomiła sobie, że za parę tygodni Wielkanoc, a jej przyjaciółki już nie będzie ani w tym roku, ani nigdy. Odkąd tylko sięgała pamięcią, zabierała do niej dzieci, a później wnuki na poszukiwanie wielkanocnych jajek. Co roku Elner malowała ponad dwieście jaj i chowała je w różnych miejscach. Zawsze organizowała wielkanocne poszukiwania dla dzieciarni z sąsiedztwa. Pięcioletnie bliźniaczki, małe Bessie i Ada Goodnight, wnuczki Irene, raz znalazły złote jajo. Co w tym roku zrobią rodzice i dzieci bez Elner? Co się stanie z Klubem Zachodzącego Słońca? Co ona zrobi bez Elner? Znała ją od dziecka i pamiętała, jak Elner trzymała kury na podwórku. Matka posyłała ją po jajka, a Elner dawała jej dodatkowo torbę fig. Kiedyś przykazała: „Powiedz mamie, że moje kury ostatnio znoszą jaja z podwójnymi żółtkami, niech ma to na uwadze”, i naprawdę w tuzinie było pięć sztuk z podwójnymi żółtkami. Kiedy Irene była młodsza, znała Elner jako panią od jajek i fig, a potem, gdy dorosła i spędzała z nią więcej czasu, zaczęła ją uważać po prostu za Pannę Elner z sąsiedztwa. Panna Elner zawsze miała w zapasie mnóstwo zabawnych historyjek, głównie o sobie. Irene pamiętała tę o przygodzie w czasie burzy śnieżnej w pierwsze Boże Narodzenie po jej przeprowadzce ze wsi. Elner czekała, aż mąż Normy przyjedzie zabrać ją do nich na świąteczny obiad, kiedy więc przed jej domem zwolnił zielony samochód, pomyślała, że to Macky, wybiegła i wskoczyła na przednie siedzenie. Okazało się, że jakiś nieznajomy krążył i szukał ulicy Trzeciej, gdy nagle rosła grubaska gwałtownie otworzyła drzwi i wskoczyła do jego wozu. Podobno wystraszyła go tak okropnie, że mało brakowało, a rozbiłby samochód. Irene i Elner śmiały się do rozpuku, aż łzy spływały im po policzkach. Były to głupiutkie historyjki, jak ta o jej mężu Willu, który pewnego razu połknął leżący na nocnej szafce guzik z macicy perłowej, bo myślał, że to aspiryna. Elner nigdy nie powiedziała mu prawdy. Nieważne, jak bardzo Irene była przygnębiona, Elner zawsze umiała ją rozbawić. Smutno będzie przechodzić obok starego domu w Pierwszej Alei Północnej i nie widzieć jej na werandzie, i mieć świadomość, że już nigdy się jej nie zobaczy. Irene jednak z upływem czasu odkryła, że takie niestety jest życie, że coś, co istniało przez lata, znika w jednej chwili. Jednego dnia Elner siedzi na werandzie, nazajutrz zostaje tylko pusta huśtawka, kolejne puste krzesło, kolejny pusty dom czekający na ludzi, którzy przyjdą i zaczną wszystko od nowa. Zastanawiała się, czy domy tęsknią za ludźmi, którzy odchodzą, albo czy meble w ogóle coś wiedzą. Czy krzesło wie, że siedzi na nim zupełnie inna osoba? A łóżko? Westchnęła. Śmierć – o co w tym wszystkim chodzi? Chciałaby wiedzieć.

Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba

Подняться наверх