Читать книгу Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba - Fannie Flagg - Страница 19

Przejażdżka windą

Оглавление

Elner zastanawiała się, kiedy ta winda wreszcie stanie i pozwoli jej wysiąść. W życiu nie korzystała z bardziej zwariowanej windy! Jechała nie tylko w górę, ale zygzakowała, obracała się i kołysała. Gdy wreszcie kabina znieruchomiała, Elner nie miała pojęcia, gdzie jest. Nic nie wyglądało znajomo. Boże, pomyślała, ta obłąkana winda musiała mnie wywieźć do jakiegoś innego budynku. To zdecydowanie nie był szpital, wnętrze wyglądało dość przyjemnie, ale nie miała pojęcia, dokąd trafiła. O ile się orientowała, mogła być po drugiej stronie miasta, w gmachu sądu.

– No tak, teraz na pewno się zgubiłam – powiedziała do siebie, idąc korytarzem w poszukiwaniu kogoś, kto pomógłby jej wrócić do szpitala. – Halo! – krzyknęła. – Jest tu kto?

Szła jakiś czas, gdy nagle zobaczyła śliczną niebieskooką blondynkę, która pędziła w jej stronę z czarnymi butami do stepowania i białym boa w rękach.

– Cześć – powiedziała Elner.

– Witam, jak się masz?

Kobieta uśmiechnęła się do niej, ale przemknęła tak szybko, że Elner nie zdążyła zapytać, gdzie jest. Parę sekund później pomyślała, że gdyby nie to, że wie swoje, przysięgłaby, że widziała Ginger Rogers! Dokładnie wiedziała, jak wyglądała Ginger Rogers, bo była ona jej ulubioną gwiazdą filmową, a w Szkole Tańca i Stepowania Dixie Cahill, gdzie tańczyła Linda, wisiało wielkie zdjęcie aktorki. Jednakże im dłużej o tym myślała, tym większą miała pewność, że jeśli nawet ta kobieta była podobna do Ginger Rogers jak dwie krople wody, to przecież nie mogła nią być. Co, u licha, Ginger Rogers miałaby robić w Kansas City w Missouri? To nie miało żadnego sensu. Potem nagle przypomniała sobie, że przecież Ginger Rogers pochodziła z Missouri, może więc Elner widziała jej krewną?

Po drodze Elner podziwiała nieskazitelnie czyste białe marmurowe ściany i podłogi. Norma powinna to zobaczyć, pomyślała. Ten gmach przypadłby jej do serca. Tak czysto, że można by jeść z podłogi – Norma tak mówiła, choć Elner nie miała pojęcia, dlaczego ktoś miałby chcieć to robić. Parę minut później dostrzegła jakby cętkę daleko na końcu korytarza, a gdy się zbliżyła, zrozumiała, że to osoba siedząca za biurkiem przed drzwiami.

– Cześć! – zawołała.

– Cześć – usłyszała w odpowiedzi.

Gdy wreszcie przemierzyła korytarz do końca, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Za biurkiem siedział nie kto inny, jak jej młodsza siostra, matka Normy, Ida! Ida we własnej osobie, wyfiokowana, ubrana w futro z lisów, w kolczykach i z długim sznurem pereł na szyi.

– Ida? To naprawdę ty?

– Naprawdę – odparła Ida, patrząc z dezaprobatą na siostrę, ubraną w stary brązowy szlafrok w szkocką kratę.

Elner osłupiała.

– Wielkie nieba… Do licha, co robisz w Kansas City? Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz. Dobry Boże, skarbie, wyprawiliśmy ci pogrzeb i tak dalej.

– Wiem.

– A skoro jesteś tutaj, to kogo pochowaliśmy?

Ida natychmiast zrobiła minę, z jaką obnosiła się zawsze wtedy, gdy była niezadowolona, czyli przez większość życia.

– Mnie wszystko się zgadza – odparła. – I może pamiętasz, że moje ostatnie słowa do Normy brzmiały następująco: „Normo, kiedy umrę, to, na miłość boską, nie pozwól, żeby czesała mnie Tot Whooten”. Podałam jej nawet numer swojej fryzjerki i z góry zapłaciłam za usługę, a co zrobiła Norma? Oczywiście natychmiast po mojej śmierci pozwoliła, żeby Tot Whooten zrobiła mi włosy!

O matko kochana, pomyślała Elner. W owym czasie obie z Normą uznały, że Ida nigdy się o tym nie dowie, ale najwyraźniej nie miały racji.

– Uważam, Ido – zaczęła z nadzieją, że trochę załagodzi sprawę – że wyglądałaś bardzo ładnie.

– Elner, wiesz, że nigdy nie robiłam przedziałka z lewej strony. I co? Na oczach całego świata miałam przedziałek po niewłaściwej stronie, nie wspominając o całym tym różu, jaki mi nałożyła. Wyglądałam jak klaun na paradzie Shrinerów2!

Jeśli Elner choćby przez sekundę miała wątpliwości, że kobieta za biurkiem jest jej siostrą, to teraz się ich wyzbyła. To była cała Ida.

– Ido, postaraj się nie denerwować. Norma nie miała wyboru. Tot jest dobrą przyjaciółką. Czy w takiej sytuacji można było odmówić, nie raniąc jej uczuć? Przyszła do domu pogrzebowego ze swoimi klamotami, przekonana, że wyświadcza ci przysługę. Norma nie miała serca jej powiedzieć, że nie powinna cię czesać.

Ida pozostała niewzruszona.

– Myślałam, że życzenie umierającego jest ważniejsze od czyichś zranionych uczuć, zawsze i wszędzie.

Elner westchnęła.

– Chyba tak, ale musisz przyznać, że miałaś naprawdę ładną frekwencję. Przyszło ponad sto osób, wszyscy twoi znajomi z Klubu Miłośników Ogrodów.

– Tym większy powód, żeby prezentować się jak najlepiej. Powinnam pójść do salonu pogrzebowego i osobiście powiedzieć Nevie, co i jak ma być. Szczerze żałuję, że tego nie zrobiłam.

– Tak czy siak, skarbie, strasznie się cieszę, że cię widzę – powiedziała Elner, próbując zmienić temat.

Ida zdobyła się na nikły uśmiech, choć wciąż była zła, że Tot zepsuła jej fryzurę.

– Ja też się cieszę, że cię widzę. – Po chwili dodała: – Zauważyłam, że przybyło ci parę kilo od czasu, gdy ostatnio cię widziałam.

– Parę… to przychodzi z wiekiem, jak myślę.

– Pewnie tak. Gerta przybrała na wadze, gdy się zestarzała.

Elner rozejrzała się po białym marmurowym korytarzu.

– Ido, nie jestem pewna, co się dzieje. Jeśli żyjesz, czemu po prostu nie wróciłaś do domu?

– Och, nie żyję. Teraz tutaj jest mój dom – odparła Ida, gładząc palcami perły.

– A gdzie jest to „tu”? – zapytała Elner, nie przestając się rozglądać. – I co ja tu robię? Powinnam być w szpitalu, przez ciebie jestem cała skołowana.

Ida obrzuciła ją tym doprowadzającym do szału spojrzeniem małej mądrali.

– Posłuchaj, Elner, skoro ja nie żyję, a ty mnie widzisz, to jak myślisz, co to oznacza?

Teraz Elner się zirytowała.

– Skąd mam wiedzieć? Ja tylko spadłam z drabiny, mam mętlik w głowie, niedawno zdawało mi się, że widziałam Ginger Rogers… A teraz ty mi mówisz, że nie żyjesz, podczas gdy ja cię widzę jak na dłoni. Musiałam porządnie walnąć się w głowę, bo dla mnie to nie ma najmniejszego sensu.

– Pomyśl, Elner. Ja…? Ginger Rogers…?

Myślała przez sekundę, potem ją olśniło. Ginger Rogers zmarła przed laty, podobnie jak Ida. Poza tym nagle Elner uświadomiła sobie, że słyszy każde słowo bez aparatu słuchowego! Działo się coś naprawdę dziwnego i wyjątkowego. Wtedy do niej dotarło.

– Chwileczkę, Ido. Chcesz powiedzieć, że ja też nie żyję?

– No właśnie!

– Nie żyję?

– Zdecydowanie, moja droga, bardziej martwa już być nie możesz.

– O nie!… Jestem martwa i pogrzebana?

– Nie, jeszcze nie, zmarłaś zaledwie parę minut temu.

– Na litość boską… poważnie?

– Tak. Prawdę mówiąc, o włos rozminęłaś się z Ernestem Koonitzem, zjawił się ledwie wczoraj.

– Ernest Koonitz? Ten, który grał na tubie w „Audycji Sąsiadki Dorothy”?

– Ten sam.

Elner poczuła, że kręci jej się w głowie.

– Muszę na chwilę usiąść, żeby to przemyśleć. – Opadła na czerwony skórzany fotel przy drzwiach.

Nagle Ida zrobiła zatroskaną minę.

– Bardzo cię to zasmuciło, moja droga?

Elner popatrzyła na nią i pokręciła głową.

– Nie, chyba nie, powiedziałabym, że przede wszystkim jestem zaskoczona.

– To naturalna reakcja, wszyscy jesteśmy zaskoczeni. Wiesz, że to nieuniknione, ale jakoś nie wierzysz, gdy spotyka ciebie.

– Och, nigdy nie wątpiłam, że to się stanie. Żałuję tylko, że zdarzyło się bez uprzedzenia. Mam nadzieję, że wyłączyłam piekarnik i ekspres.

– Tak… wszyscy mamy swoje troski, prawda? – powiedziała Ida uszczypliwie.

Po chwili Elner odzyskała panowanie nad sobą i pogodziła się z tym, co musiało być prawdą. Popatrzyła na siostrę.

– Biedna Norma, najpierw ty, teraz ja.

Ida pokiwała głową.

– Życie nie jest usłane różami, jak powiadają.

– Tak, chyba tak, mam tylko nadzieję, że to nie było dla niej zbyt wielkim ciosem, jestem przecież stara, więc można się było tego spodziewać, prawda?

– Tak… ze mną było inaczej, miałam tylko pięćdziesiąt dziewięć lat. Zmarłam zupełnie niespodziewanie, byłam jeszcze w dobrej formie, jeśli mogę tak o sobie powiedzieć.

Elner westchnęła.

– Mam nadzieję, że Sonny’emu będzie dobrze, Macky obiecał, że się nim zaopiekuje, gdy kiedyś mnie zabraknie, chociaż nie sądzę, by kotom nas brakowało, dopóki dostają jeść. – Elner popatrzyła na swoje ręce. – Wiesz, Ido, może to dziwne, lecz nie czuję się ani trochę martwa, a ty?

– Ja też nie, myślałam, że będę się czuła zupełnie inaczej. W jednej chwili żyjesz, w następnej nie żyjesz, a różnica niewielka. To znacznie mniej bolesne niż poród, tyle ci powiem.

– Tak, wcale nie boli. Prawdę mówiąc, od lat nie czułam się równie dobrze, jakiś czas temu zaczęło mnie łupać w prawym kolanie. Nie mówiłam Normie, inaczej nie dałaby mi spokoju i zabrała na wymianę, ale teraz jest jak nowe – powiedziała Elner, unosząc i opuszczając nogę. – Co będzie dalej? Zobaczę kogoś innego?

– Nie znam szczegółów, po prostu dałam słowo, że wyjdę ci naprzeciw i zaprowadzę do środka.

– Ogromnie miło z twojej strony, Ido. Widok znajomej twarzy na samym początku wszystko ułatwia, prawda?

– W istocie. Nigdy nie zgadniesz, kto mnie powitał po śmierci.

– Kto?

– Pani Herbertowa Chalkley.

– A któż to taki?

– Och, była prezes Amerykańskiego Klubu Kobiet, to wszystko.

– Ach… musiało ci być bardzo przyjemnie.

Ida wstała, wysunęła górną szufladę biurka i zaczęła czegoś szukać, mówiąc:

– Przy okazji, wezwali mnie tak szybko. Co to było, atak serca?

Elner po chwili namysłu odparła:

– Nie jestem pewna, może zostałam pożądlona na śmierć przez rój szerszeni, a może zabił mnie upadek, kto wie, miałam nadzieję, że umrę we własnym łóżku, ale przecież nie można mieć wszystkiego, jak sądzę.

– Założę się, że atak serca. To zabiło Gertę i tatusia. Ja miałam serce jak dzwon, ale przecież byłam znacznie młodsza od ciebie, ty zmarłaś nagłą śmiercią… w przeciwieństwie do mnie. Lekarz powiedział, że cierpię na chorobę krwi, stosunkowo rzadko spotykaną, choć dość pospolitą w niemieckich rodzinach królewskich.

O Boże, pomyślała Elner. Znowu zaczyna, martwa od dwudziestu dwóch lat, a wciąż zadziera nosa.

Ida miała co najmniej siedemdziesiątkę i zmarła na białaczkę, ale zawsze musiała pokazywać, że jest lepsza od innych. Zachowywała się tak przez całe życie. Ich tata był tylko prostym starym farmerem, ona jednak twierdziła, że przyszedł na świat jako baron spokrewniony z Habsburgami i miał rodowe włości. Po ślubie z Herbertem Jenkinsem zrobiła się jeszcze gorsza. Elner od czasu do czasu musiała jej przypominać, skąd pochodzi, lecz teraz uznała, że nie ma sensu strzępić sobie języka. Skoro nie zmieniła się do tej pory, to już nigdy się nie zmieni.

Ida wreszcie znalazła w szufladzie klucz.

– Jest. – Wstała i otworzyła wielkie dwuskrzydłowe drzwi. Odwróciła się w stronę siostry. – Chodź, idziemy.

Elner podniosła się, gotowa pójść za nią, ale nagle zatrzymała się w pół kroku.

– Chwileczkę, to dobre miejsce, prawda? Nie pójdę do złego miejsca, prawda?

– Oczywiście, że nie.

Elner odetchnęła z ulgą. Po namyśle uznała, że skoro Idzie się udało, to w takim razie wszyscy muszą mieć szansę. Ale miała jeszcze jedno pytanie.

– Co się stanie, gdy tam wejdę?

Ida popatrzyła na nią jak na wariatkę.

– A jak myślisz? Spotkasz się ze swoim Stwórcą. Zabieram cię, głuptasie, na spotkanie ze Stwórcą.

– Aha. Wielka szkoda, że jestem w tym starym szlafroku z obwisłymi kieszeniami i nie mam odrobiny szminki na ustach.

– Teraz wiesz, jak ja się czułam – prychnęła Ida.

– Tak… teraz rozumiem.

– Jesteś gotowa?

– Tak, chyba tak, w przeciwnym razie nie byłoby mnie tutaj, prawda?

– Prawda. A skoro już jesteś, czy czegoś żałujesz?

– Czy żałuję?

– Czy żałujesz, że nie zrobiłaś czegoś, co chciałaś, a na co teraz jest już za późno?

Elner zastanawiała się przez sekundę.

– Hm, nigdy nie byłam w Dollywood, a zawsze chciałam zobaczyć to miejsce… Z drugiej strony, widziałam Disney World, więc chyba nie mogę narzekać. A ty?

Ida westchnęła.

– Chciałam spędzić trochę czasu w Londynie, zwiedzić królewskie ogrody, może zjeść podwieczorek z rodziną królewską, ale, niestety, nie było mi pisane.

To rzekłszy, Ida teatralnym gestem otworzyła drzwi, cofnęła się i zawołała:

– TA-DAM!

2

Shriners – członkowie amerykańskiej organizacji masońskiej, która prowadzi szeroko zakrojoną działalność charytatywną (darmowe leczenie dzieci w Shriners Hospitals). Shriners w charakterystycznych czerwonych fezach chętnie uczestniczą w paradach, występach cyrkowych, tańcach, wydarzeniach sportowych itp.

Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba

Подняться наверх