Читать книгу Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru - Frigiel - Страница 10
ROZDZIAŁ 6
ОглавлениеOgromny pozbawiony skorupki ślimak prześlizgiwał się powoli po twarzy Frigiela. Chłopak czuł jego chropowatą, wilgotną skórę. Ślimak zasłonił mu nos.
Frigiel obudził się gwałtownie, przerażony myślą, że mógłby się udusić.
Zdzielił się w policzek, by strącić ślimaka. Nigdzie jednak nie znalazł mięczaka. Był tam tylko Fluffy, który siedział z wywieszonym jęzorkiem i machał ogonem, szczekając radośnie.
– Nie za wcześnie! – odezwał się ochrypły głos za jego plecami.
Do Frigiela dotarło, że leży na ziemi w jaskini, do której wejścia chronią mur z obsydianu oraz żelazne drzwi. Na środku pomieszczenia królował kocioł. Z boku pyrkał statyw alchemiczny7. W rogu leżał wielki brązowy plecak, a obok niego inny, który z kolei był czerwony i bardzo mały. Do kotła podszedł jakiś człowiek i napełnił szklaną butelkę. Był średniego wzrostu, nieco pulchny, a czoło miał gładkie niczym blok obsydianu. Korona złotych włosów, która porastała bloczek czaszkowy mężczyzny, nieznacznie kontrastowała z jego opaloną skórą. Mimo wygiętych w łuk pleców nieznajomy poruszał się energicznym krokiem starego piechura.
– Na powierzchni upłynęły już ze dwa dni8, jak nic. To nie tak, że tylko to mam do roboty, a co. Czas to szmaragd9, jak mówią.
Nie przestając narzekać, mężczyzna podał szklaną butelkę z wodą Frigielowi. Chłopak pochwycił naczynie i w mig je opróżnił. Woda była letnia. Dzięki zwężającemu się ku końcowi gwintowi butelki woda nie miała czasu w pełni wyparować. Mężczyzna wyjął notes oraz ołówek, po czym zapisał coś w środku.
– Kim pan jest? – zapytał Frigiel.
– To Banugg! – odezwała się Alice, wchodząc do kryjówki. – Uratował nam życie!
Dziewczyna wzięła ze stołu pustą szklaną butelkę i zamoczyła ją w kotle.
Mężczyzna uniósł oczy ku niebu.
– Nie wypiłaś już wystarczająco? – powiedział zrzędliwie. – Potrzebuję wody do moich mikstur.
Na twarzy Alice pojawił się grymas, który dziewczyna pokazała mężczyźnie, po czym jednym haustem przełknęła zawartość szklanej butelki. Banugg ponownie wyciągnął swój notes i coś w nim zapisał.
Zaczepne zachowanie Alice rozgrzało serce Frigiela. Z takim bólem patrzył na nią, gdy opadała z sił i osłabiało ją pragnienie! Zdawało się, że złodziejka odzyskała siły oraz swoje poczucie humoru.
– Teraz, kiedy twój przyjaciel się obudził, będziecie mogli odejść – rzucił Banugg.
Frigiel zwiesił głowę. Od strachu skręcało go w brzuchu. Przypominał sobie ich tułaczkę, swoje własne szaleństwo. Ledwie poczuł się bezpieczny, musiał wracać do tego piekła.
Alice podeszła do alchemika.
– Och, nie, Banugg! – powiedziała, przybierając minę zbitego psa – Nie możesz nas zostawić całkiem samych! Znowu się zgubimy!
Mężczyzna wydał z siebie przeciągłe westchnienie. Przez chwilę zastanawiał się nad czymś.
– Skąd się tutaj wzięliście?
– Przeszliśmy przez portal znajdujący się na wulkanie Halgavegur – powiedział zaskoczony Frigiel. – Dlaczego pytasz? Są jakieś inne portale?
Banugg potrząsnął głową.
– Nie – odezwał się. – Ten jest jedyny.
Frigiel zmarszczył brwi. Mężczyzna kłamał. Dlaczego zadał takie pytanie, skoro istniało wyłącznie jedno przejście?
– A gdzie idziecie?
– Nie wiemy – powiedziała Alice.
Mężczyzna wybuchł śmiechem.
– A to dobre! Jeśli nie wiecie, dokąd idziecie, to zdziałam tyle, ile ze złamanym kilofem10, o!
– Dano nam tę mapę – powiedział Frigiel.
Twarz Banugga w jednej chwili spochmurniała. Złapał kartkę i uważnie się jej przyjrzał. Następnie nieufnym wzrokiem spojrzał na Alice i Frigiela.
– Kto wam to dał?
– Valmar – odpowiedział Frigiel. – W Puabie.
Alchemik mruknął cicho, po czym ponownie zatopił się w lekturze mapy.
– Jesteście magami?
Frigiel nie odpowiedział. To pytanie mogło obrócić się przeciwko nim. Na powierzchni magia miała tak złą reputację, że jeśli chłopak odpowiedziałby twierdząco, Banugg byłby w stanie ich przepędzić.
– Tak! – odezwała się Alice – Frigiel jest magiem!
Frigiel spojrzał na nią zdumiony. Dziewczyna puściła do chłopaka oko. To był ryzykowny ruch. Niemniej jednak Alice nie widziała go, gdy wystrzelił wodny pocisk w twarz smoka; zdążyła już wtedy przejść przez portal razem z Fluffym. Nie wiedziała więc absolutnie nic, po prostu blefowała. Złodziejka musiała sobie wmówić, że Valmar nie wysłał ich tu na darmo i że panujące tutaj reguły są inne. Frigiel przełknął ślinę.
– To prawda – dodał.
Alchemik uniósł brew i przyjrzał mu się badawczym wzrokiem. Frigiel starał się, by nie było po nim widać strachu. Jeśli mężczyzna zostawi ich samych w Netherze, to on, Frigiel, nie daje im zbyt wielkich szans…
– Gdzie są twoje esencje? – zapytał Banugg.
Frigiel zawahał się, nim odpowiedział. Miał drobne pojęcie, o czym mówił alchemik, ale nie był tego pewien.
– Muszę jeszcze odebrać nauki… – dopowiedział.
Mężczyzna skinął głową. Następnie podszedł do swojego wielkiego plecaka, w którym szperał przez chwilę. Wyciągnął krzesiwo, po czym usiadł.
– Tak czy siak, w Netherze nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie można by pójść. Ta mapa z pewnością wskazuje Jakar.
– Jakar? – zapytała Alice.
Banugg podpalił skałę Netheru i wrzucił mapę do ognia.
Frigiel zerwał się na równe nogi.
– Co ty wyrabiasz?
Banugg wyciągnął rękę w kierunku chłopaka, by uniemożliwić mu złapanie papieru.
– Spokojnie, chłopcze, jeszcze narobisz głupot.
Wtedy Frigiel zobaczył, że mapa nie płonie. Kartka unosiła się nad płomieniami. Obracała się powoli wokół własnej osi, zwracając strzałkę tak, jakby chodziło o kompas. Kiedy się zatrzymała, Banugg kiwnął głową.
– Jakar.
Złożył mapę i oddał ją Frigielowi.
– Właśnie tam się wybieram.
Alice uśmiechnęła się:
– A więc będziesz nam towarzyszył?
Banugg odwrócił się do dziewczyny.
– To zależy. Macie czym zapłacić?
Alice zdawała się nad czymś zastanawiać. Następnie spojrzała na Frigiela.
– Diamentowy kilof może być?
Oczy Banugga się zaświeciły. Frigiel jednak zaprzeczył ruchem głowy:
– Nie ma mowy! To kilof Abla.
– No to miecz jego ojca?
Oburzony Frigiel zmarszczył brwi. Alice uniosła ręce, by się wytłumaczyć.
– Przysyła nas Valmar – mówiła do alchemika. – Z pewnością będzie tam ktoś, kto spłaci nasze długi.
Banugg spoczął na oślepiająco białym bloku. Ponownie wyjął notes i zaczął w nim niezwykle szybko pisać. Niekiedy się zatrzymywał i wznosił oczy ku sklepieniu. Potem ponownie zaczynał skrobać. Po pewnym czasie przestał i schował zeszyt do worka.
– Bardzo dobrze – powiedział. – Wrócimy do tematu w Jakarze. Tylko żadnych sztuczek. Nie wyglądam na takiego, ale ostrzegam was – lepiej mieć mnie za przyjaciela niż wroga!
To rzekłszy, alchemik wyszedł z kryjówki.
7
Wystarczy pochylić się nad działaniem statywu alchemicznego, by zrozumieć, dlaczego wytwarzanie „magicznych mikstur” nie ma w rzeczywistości nic wspólnego z magią. Statyw alchemiczny z każdego składnika wyciąga jego najbardziej niezwykłe właściwości, po czym tak dobrze koncentruje je we szklanych butelkach, że owe czynniki zyskują nadzwyczajne moce – takie, jakich świat nie widział. Jeśli jednak wciąż twierdzisz, że mikstura na widzenie w ciemności nie ma nic wspólnego ze swoimi składnikami, czyli ze złotą marchewką, cóż, odpowiem, że właśnie w tym tkwi cała magia (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 156).
8
Pierwszy łowca przygód, który powrócił żywy z Netheru, miał ponoć oznajmić: „Czuję się tak, jakbym przez cały tydzień nurkował na bezdechu i dopiero teraz wracał na powierzchnię!”. Od tego momentu termin „powierzchnia” używany jest w Netherze na określenie normalnego świata (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 274).
9
Ludzie w pośpiechu często mówią, że „czas to szmaragd”. Co za okropne powiedzenie! Chcieć nadawać wartość pieniężną czasowi to jakiś absurd! Im szybciej górnik wydobywa, tym więcej szmaragdów zdobywa. Ale im bardziej rolnik spieszy się ze sprzedażą plonów, tym mniej na tym zarabia. Traci swój czas ten, kto poświęca swe życie na to, by go zyskać, dobrze wykorzystany czas zawsze bowiem upływa zbyt szybko! (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 79).
10
Kilof jako narzędzie niezbędne każdemu łowcy przygód stał się podstawą wielu powiedzonek, które z czasem ewoluowały. Przykładem jest powiedzenie: „od tego mój kilof diamentowy się nie zrobi” oznaczające, że coś jest bezużyteczne. Powiedzenie to stopniowo przybrało formę „od tego mój kilof się złamie”, „złamany kilof i tyle”, by stać się powiedzeniem, którym posługujemy się obecnie: „nic z tym nie zdziałam – jak ze złamanym kilofem” (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 84).