Читать книгу Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru - Frigiel - Страница 12
ROZDZIAŁ 8
ОглавлениеFluffy, ujadając, rzucił się za Banuggiem. Zatrzymał się przed ścianą, przez chwilę obwąchiwał ziemię, po czym skoczył głową do przodu. On również zniknął.
– Stało się – powiedział Frigiel podniesionym głosem. – Tracę rozum…
Przypomniał sobie halucynacje, które miał, kiedy szukał wody dla siebie i Alice. Tamto doświadczenie nim wstrząsnęło. Podważyło to, co zawsze brał za pewnik. Czy mógł jeszcze ufać własnym zmysłom? Obecnie nabrał nawyku, by nie dowierzać temu, co stawało mu przed oczami.
Fluffy wyłonił się z powrotem. Prychnął, a po chwili szczeknął, by nakłonić Alice i Frigiela do tego, by za nim podążyli. Następnie ponownie zniknął w ścianie. Frigiel odwrócił się do złodziejki.
– Czy Fluffy też właśnie przeszedł przez ścianę? – zapytał. – Czy tylko ja to widzę?
Alice przyjrzała mu się. Jej czarne oczy płonęły z ekscytacji.
– Nie, nie jesteś jedyny. Ja również to widziałam.
Podeszli do ściany. Z bliska skała zdawała się lekko pofałdowana. Frigiel wyciągnął przed siebie rękę. Zanurzyła się w kamieniu. Kiedy ją wyciągnął, poczuł coś wilgotnego.
– Idziemy? – zapytała go Alice.
Frigiel skinął głową.
Przeszli na drugą stronę. Zostawiło to na ich twarzach cienką warstwę wody. Bardzo przyjemne uczucie. Otarli sobie czoło i oczy.
– Na głowę golema! – wyrzuciła z siebie szeptem Alice.
Przed nimi wznosiła się monumentalna brama wjazdowa z obsydianu. Pomiędzy jej ciemnymi kolumnami znajdowały się największe żelazne drzwi, jakie Frigiel i Alice kiedykolwiek widzieli. Brama została postawiona w czymś na kształt naturalnego, wąskiego przesmyku. Opasłe mury bramy przylegały do skalnych ścian Netheru. Fluffy pieczołowicie je obwąchiwał.
Rozległ się gwizd. Stojący w bramie Banugg dawał im powitalne znaki. Wydawał się zaniepokojony. Frigiel i Alice prędko do niego dołączyli.
Frigiel przeszedł przez drzwi w bramie i uznał, że po raz kolejny śni na jawie.
Fortyfikacje osłaniały zaledwie kilka mieszkalnych budynków ze skały Netheru. Ale ziemia porośnięta była zieloną trawą. Z góry z pluskiem spływał wodospad zasilający około dziesięciu kanałów nawadniających, wzdłuż których rosły pszenica, dynie oraz arbuzy. Fluffy popędził ku wodospadowi i pluskał się teraz w niewielkim zbiorniku, jaki powstał wokół miejsca, gdzie spadała woda. Alice dołączyła do psa i zmoczyła sobie twarz.
– To nie do wiary – powiedział Frigiel. – Woda w Netherze…
Chłopak kucnął przy jednym z kanałów i zanurzył ręce w strumieniu. Pomimo wysokiej temperatury i parowania woda była stosunkowo chłodna.
– Jak to możliwe? – zapytał Banugga.
Alchemik z niepokojem przyglądał się domom.
– Magowie wody – odpowiedział, nie patrząc na Frigiela. – Potrafią tworzyć wodne źródła. Oni też, poprzez zmianę wilgotności bloków powietrza, są w stanie stworzyć złudzenie optyczne, które kamufluje posterunek przedniej straży.
Frigiel przemył twarz wodą i napełnił swoje szklane butelki.
– Posterunek przedniej straży?
Banugg podrapał się z tyłu głowy.
– Tak. Jakar znajduje się dalej, w głębi Netheru. Ta brama wjazdowa stoi na straży tunelu ze skały macierzystej, który pozwala się do niego dostać. Samo wejście znajduje się tam dalej.
Mężczyzna wskazał na budynek z obsydianu, który stał na końcu opadającego terenu. Wyglądem przypominał świątynię. Wysokie schody, wzdłuż których ciągnęły się rzeźby, prowadziły do ogromnych dwuskrzydłowych drzwi wstawionych w ramy z bloków złota.
Do mężczyzny i chłopaka dołączyła Alice.
– To normalne, że nikogo tutaj nie ma? – zapytała Banugga.
Banugg odpowiedział jej potrząśnięciem głowy.
Frigiel zorientował się, że wszystkie budynki były otwarte na oścież. Drzwi nie były zamknięte. Nad osadą unosiła się dziwna cisza. Ktoś całkiem niedawno zebrał najokazalsze arbuzy i ściął najdojrzalszą pszenicę. Pozostało trochę kiełków, które wychynęły z ziemi kilka dni wcześniej, a dynie jeszcze nie dojrzały.
– Coś tu nie pasuje, jak kość w szlamie – szepnął Banugg. – Zazwyczaj mieszka tutaj ponad dwudziestu magów. To bardzo ważny posterunek, bo zależy od niego bezpieczeństwo miasta. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem.
Alice przyjrzała się uważnie sześciu stojakom na zbroje ustawionym w rzędzie pod ścianą.
– Nie ma żadnych narzędzi, żadnej broni. Wygląda to tak, jakby się nie spieszyli i zabrali wszystko, zanim odeszli.
W oddali, pomiędzy domami, rozległo się skrzypnięcie drzwi.
Leżący w trawie Fluffy dźwignął głowę, a białe uszy zwrócił w stronę, z której dobiegał dźwięk.
– Co to było? – zapytał chłopak.
Banugg wyciągnął ze swojego plecaka nienaturalnie długi miecz. Frigiel nigdy wcześniej nie widział broni tej wielkości. I ten widok nie sprawiał, że poczuł się bezpieczniej.
– Chodźcie tu – powiedział alchemik.
Ruszyli w kierunku najbliższego domu. Ale w uliczce obok rozległ się odgłos kroków. Przywarli plecami do ściany, nie zdążywszy dotrzeć do drzwi budynku.
Frigiel wyciągnął miecz Abla. Alice nie była uzbrojona.
– Zgubiłaś swoje sztylety? – zapytał Frigiel.
Banugg dał im głową znak, by zamilkli.
– Jest ich dwoje.
W rzeczy samej – na ścianie jaskini rysowały się dwa cienie. Zbliżały się do nich.
– Wejdę na dach, żeby zajść ich od tyłu – zaproponowała Alice.
Banugg kiwnął głową. Wtedy też Alice wspięła się po ścianie z łatwością pająka. Zniknęła, nie robiąc najmniejszego hałasu. Banugg skinął na Frigiela.
– Na trzy – idziemy. Raz, dwa, trzy!
Po czym rzucili się do ataku.