Читать книгу Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru - Frigiel - Страница 9
ROZDZIAŁ 5
ОглавлениеŹródło musiało teraz być tuż-tuż. Za tym niewielkim pagórkiem. Chłopak był tego pewien. Zauważył je z miejsca, gdzie pozostawił Alice i Fluffy’ego. Wystarczyło tylko przebić się przez tę nową grupkę zombie-pigmenów i wdrapać się na kopiec.
Za każdym razem, gdy spotykał zombie-świnie, chłopak czuł gulę w gardle. Wydawało mu się, że nie panuje nad sobą tak, jak wcześniej. Frigielowi do tego stopnia bardzo chciało się pić, iż odnosił wrażenie, że wargi mu się kruszą. Nogi mu drżały, a każdy gwałtowny ruch sprawiał, że chłopak zwracał głowę w stronę, z której ów ruch się brał. Piekły go podrażnione oczy. Spocone dłonie stały się śliskie.
W chwili, gdy chłopak prześlizgiwał się pomiędzy zombie, zatykając sobie nos, by nie czuć ich strasznego zapachu, usłyszał w oddali przerażający chrzęst. Serce omal nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Jego oddech przyspieszył. Jeśli zaskoczy go tutaj ghast, będzie zgubiony. Jedna źle odbita kula ognia i wszyscy zombie-świnie rzucą się na niego niczym wilki na bezbronną kość.
Uwagę chłopaka zwrócił jakiś ruch po jego prawej stronie. Do przepastnego wnętrza jaskini wpływał ghast. Przelatywał niespiesznie nad dużym jeziorem lawy.
Frigiel zastygł w bezruchu. Potwór znajdował się zbyt daleko, by go zauważyć. Gdyby jednak zboczył z obranej trajektorii lotu, chłopak miałby nie lada kłopot. Ghast nagle się zatrzymał. Uważnie badał otoczenie, jakby czegoś szukał. Mimo że było gorąco, Frigiel zadrżał. Przez chwilę potwór unosił się bez ruchu nad bulgoczącą magmą. Frigiel dostrzegł jego twarz. Potwór miał otwarte oczy. Wydał z siebie swój przeraźliwy krzyk. Następnie zamknął oczy, odwrócił się i oddalił w przeciwnym kierunku.
Frigiel odetchnął. Wyszedł z grupy zombie-świń i dotarł do stóp pagórka. Wspiął się na niego, wciąż trzęsąc się ze strachu.
Na górze nic nie było.
„Niemożliwe!” – pomyślał. – „Byłem pewny, że…”.
Chłopak rozejrzał się wokół siebie, by upewnić się, że nie popełnił błędu. Mógłby przysiąc, że wcześniej dostrzegł tutaj źródło wody. Ni stąd, ni zowąd dopadły go wątpliwości – jak niby miano napełnić źródło, skoro woda wyparowywała tu z wiader tuż po tym, jak opuszczała pojemnik? Sam tego doświadczył. Niemniej jednak chłopak był pewien, że widział szarą konstrukcję wokół źródła! Ale teraz, kiedy stał w miejscu, gdzie powinna się znajdować, nie widział najmniejszego bloku kamienia. Czyżby to była fatamorgana?
Chłopak udał się na drugi pagórek. Tam także nic nie znalazł. Odwracając się w stronę miejsca, gdzie zostawił Alice i Fluffy’ego, zauważył duże jezioro wody ciągnące się wzdłuż brzegu jeziora lawy. To jezioro nie istniało – tego był pewien. Jednakże mógł zobaczyć, jak odbija się w nim każdy detal skały macierzystej. Znajdowała się tam nawet fałszywa para, która kłębiła się tuż nad powierzchnią jeziora.
Rozgoryczony chłopak wyruszył w drogę powrotną. Co powie Alice? Co teraz będzie? Czy znajdzie w sobie siłę, by dotaszczyć Alice do portalu? Czy będzie pamiętał, jak go odszukać?
Z wielkim trudem Frigiel – niemalże nie mogąc złapać tchu i z językiem suchym jak drewniany kołek – pokonywał wysokość dzielącą jezioro lawy od miejsca, gdzie podjęli próbę budowy schronienia. Uniósł głowę.
Obok Alice i Fluffy’ego stał Valmar. Mężczyzna postawił na ziemi czarny kocioł. Był on po brzegi wypełniony czystą wodą, która parowała leniwie w rozżarzonym powietrzu. Frigiel ruszył w ich stronę szybkim krokiem. Ujął w obie ręce głowę przyjaciółki, która wybudzała się powoli. Za plecami słyszał chlupot wody. Słyszał również dźwięk, jaki wydawała z siebie zmięta tkanina, gdy Valmar szukał w plecaku czegoś, co mogłoby im pomóc.
– Alice – powiedział. – Alice! Patrz, Valmar nas odnalazł! On nas uratuje!
Złodziejka z trudem podniosła głowę. Rzuciła okiem na to, co działo się za jego plecami.
– Frigiel, o kim ty mówisz?
Frigiel odwrócił się z walącym sercem.
– Valmar, na mój kilof! – rzucił. – Valm…
Valmara tam nie było. Kotła, który zdawało mu się, że widział – również. Słyszał jednak dźwięk miętego plecaka oraz chlupot wody…
– Valmar! – wykrzyknął w nagłym przypływie panicznego strachu. – Valmarze!
Wtedy też przypomniał sobie, że zostawili maga, gdy ten walczył ze smokiem. Mężczyzna prawdopodobnie nie żył. To tylko nowe złudzenie optyczne. Nagle chłopakowi bardzo mocno zakręciło się w głowie. Chciał przełknąć ślinę, lecz jego usta były spierzchnięte, a gardło tak ściśnięte, że okazało się to niemożliwe. Poczuł, że zaraz zemdleje. Ułożył się obok Alice.
Jakiś ruch przyciągnął jego uwagę. Zauważył, jak jakiś cień zbliża się, idąc pomiędzy członkami grupy zombie-świń. Przerażający cień. Nadchodził chwiejnym krokiem podobnym do sposobu, w jaki poruszali się zombie, skrępowany wagą nieproporcjonalnego bloku, który służył mu za głowę.
Ale Frigiel nie wierzył już w to, co widział.
Westchnął, po czym stracił przytomność.