Читать книгу Znalazłam klucz do szczęścia - Ilona Felicjańska - Страница 11
ОглавлениеMama
od dziecka
Więź z mamą jest pierwszą i najsilniejszą relacją, jaka powstaje. Od jej jakości zależy jakość życia. Kontakty z mamą są najważniejsze, najpiękniejsze, bywają jednak także najtrudniejsze.
Odrzucenie – program na życie
Mama miała 17 lat, gdy zaszła w ciążę z chłopakiem, który nie chciał wziąć odpowiedzialności za wspólne dziecko. Razem ze swoją ciotką zabrali mamę do lekarza, aby mnie zabić.
Ten syndrom odrzucenia, poczucie, że jestem niechciana i niepotrzebna, tkwi we mnie tak mocno – bo przecież dziecko w brzuchu odbiera każdą emocję, każdy strach swojej mamy i cały świat przefiltrowany przez jej odczucia – że przejawia się w różnych obszarach życia. I mimo setek, a może już tysięcy godzin spędzonych na pracy nad sobą, mam wrażenie, że ciągle gdzieś wpływa w zaskakującym, najmniej odpowiednim momencie.
Zgodnie z założeniami Totalnej biologii każdy człowiek ma zapisane w podświadomości programy służące przetrwaniu, które są dziedziczone po przodkach oraz zdobywane w trakcie doświadczeń i pod wpływem otoczenia. Kluczowe jest dziewięć miesięcy przed poczęciem, okres ciąży i pierwszy rok życia. Wszystko, co przeżywają wtedy rodzice, zapisuje się w podświadomości dziecka jako program, który będzie realizowało w życiu, na przykład program odrzucenia, gdy dziecko jest niechciane. Reakcje i schematy zachowań uruchamiane przez te programy nie zawsze są adekwatne do sytuacji. Nawet jeśli w dorosłym życiu jest się kochanym i akceptowanym, to czasem ni stąd, ni zowąd z największej głębi odezwie się głos: „Czy aby na pewno?”. Można to porównać do reakcji alergicznych organizmu, gdy system obronny uruchamia się pod wpływem czynników, które teoretycznie powinny być obojętne. Tak samo jest u mnie – w wielu sytuacjach, odbieranych przez inne osoby jako neutralne, na przykład, gdy ktoś coś powiedział, co zinterpretowałam jako krytykę, uruchamiała się reakcja zgodna z programem odrzucenia. Reakcje na odrzucenie są różne. Wiele nieakceptowanych kobiet tyje, zgodnie z podświadomą logiką umysłu: „Będę większa, to mnie zauważą”. Nie musiałam na szczęście tyć, by być zauważalną, bo duża byłam od dzieciństwa – miałam ponadprzeciętny wzrost, który przyniósł mi w szkole przydomek Żyrafa. Dyskomfort, jaki odczuwałam z powodu wysokiego wzrostu, który przecież mogłam traktować jako atut, a nie karę od losu, wynikał z braku spójności między podświadomą potrzebą „niech mnie zauważą” a świadomym poczuciem nieśmiałości, które powodowało, że chciałam się schować, skulić, zgarbić, by nie wystawać za bardzo. Żyłam rozdwojona pomiędzy chowaniem się a robieniem rzeczy, które sprawiały, że byłam widoczna, wręcz kłułam w oczy. Wybranie ścieżki modelki także było realizacją tego programu. W Ilona Felicjańska. Cała prawda o... interpretowałam to jako chęć zwrócenia na siebie uwagi mojego ojca biologicznego. Wierzyłam, że on mnie kiedyś, gdzieś dostrzeże i pomyśli: „Ale mam fajną córkę”. W najdrastyczniejszy sposób zwróciłam na siebie uwagę, gdy 23 lutego 2010 roku, po kilku drinkach, wracałam w nocy do domu samochodem i wpadłam w poślizg. O tej kolizji mówiła cała Polska, a dla mnie zaczęła się wtedy równia pochyła, która doprowadziła najpierw do publicznego przyznania się do uzależnienia od alkoholu, a potem, po wielu kolejnych upadkach i spadaniu coraz niżej i niżej – gdy wydawało się, że to dno, którego muszę dotknąć, nie ma końca – do przebudzenia i wyjścia z nałogu.
Moja ciężarna mama – pierwszy raz w życiu u ginekologa, kompletnie zagubiona – podjęła decyzję, że mnie urodzi. A były to czasy, kiedy samotne macierzyństwo, szczególnie na wsi, gdzie się wychowałam, wytykano palcami, nie było mowy o żadnym wsparciu ani zrozumieniu. Potem mama wyszła za mąż za innego mężczyznę, a ja zostałam jej jedynym dzieckiem. Tak sama mówi o moim ojcu i o tym, co się wydarzyło: „Był niewiele starszy ode mnie, przystojny, studiował w Łodzi. Poznaliśmy się i od razu... Potem jeszcze dwa razy przyjeżdżał do mnie, do kochania. Ukrywałam tę moją ciążę długo, chyba do czwartego, może nawet piątego miesiąca, mocno już byłam zaokrąglona. Kuzyn się domyślił i powiedział głośno: »O, ty chyba w ciąży jesteś«. Umówiłam się z tym chłopakiem w Łodzi, był z ciotką, wzięli mnie do lekarza, żeby to dziecko usunąć. Lekarz mnie zbadał i poprosił ich, żeby wyszli. Wtedy złapał mnie za rękę i powiedział: »Dziecko kochane, ja to mogę zrobić, ale pamiętaj, że już nigdy w życiu nie będziesz miała dzieci. Zastanów się nad tym«. Nie wiem, skąd to wiedział. Popłakałam się, wstałam z fotela i wyszłam z gabinetu. Oni czekali na mnie na korytarzu, zapytali mnie, co załatwiłam, a ja, że już za późno, nie da rady. Wtedy ta ciotka powiedziała: »No cóż, jest taka piękna, będziecie mieć dziecko, żeńcie się«. I nie pamiętam nic więcej, co on powiedział, czy cokolwiek powiedział. Nie wiem nawet, jak z tej Łodzi wróciłam na wieś. On już więcej do mnie nie przyjechał. Był na studiach, z bogatej rodziny, widział, że koło mnie inny chłopak się kręci, może myślał, że chcę go na dziecko złapać. A mnie nie przyszło do głowy, żeby za nim chodzić, starać się o alimenty, bo skoro mnie nie chciał, skoro dziecka nie chciał... Może czekałam, że sam przyjdzie… Może gdybym postąpiła inaczej, życie potoczyłoby się w inny sposób. Ale nie lubię tak gdybać. Przy lampie naftowej chowałam to moje dziecko, zanim światło nam założyli. Ilonka była grzeczna, bardzo spokojna i samodzielna. Ładna i mądra była od małego. Jak się urodziła, wszyscy ją w szpitalu nosili na rękach, taka była śliczna. Kocham ją, to jest moja jedyna córka, jak mogę jej nie kochać? Pięcioro dzieci potem urodziłam, po trzy dni w bólach rodziłam, i wszystkie martwe...”[9].