Читать книгу Znalazłam klucz do szczęścia - Ilona Felicjańska - Страница 8
Szczęśliwa alkoholiczka,
czyli konsternacja
ОглавлениеMam wrażenie, że moje wyznanie „jestem szczęśliwa”, budzi większą konsternację u rozmówców niż „jestem uzależniona”. Do tego, że o uzależnieniu mówię z podniesioną głową, ludzie zdążyli się już przyzwyczaić. Przychodzi mi to tym łatwiej, im dłużej nie piję. O alkoholu już na co dzień nie myślę, a gdybym miała jednym tylko zdaniem określić, czym jest uzależnienie, to stanowczo powiem, że nie jest ono problemem z alkoholem, ale problemem z życiem. Dopóki się pije, nie ma się pojęcia, że alkohol wypełnia każdą chwilę i każdą komórkę ciała, żeby odciągnąć uwagę od tego, co naprawdę jest istotne – od nieumiejętności życia, od rozmaitych braków, których nie potrafimy skompensować inaczej niż nałogiem. „Jestem szczęśliwa” budzi konsternację, bo mało kto dziś odważa się na takie wyznanie w świecie, w którym jeśli nie przytłacza nas własna egzystencja, to robi to poczucie zagrożenia wynikające z cierpienia i nieszczęść na świecie, z nierówności społecznych, głodu, chorób, wojen, terroryzmu. A już „jestem szczęśliwa” w ustach osoby uzależnionej brzmi jak oksymoron.
Wtedy, dwa lata temu, napisałam, że jestem szczęśliwa, bo pokochałam siebie. Kobiety mają skłonność do zapominania o własnych potrzebach. Są zadowolone, gdy innym jest dobrze. Ale czy inni są zadowoleni, kiedy kobietom jest źle? Nie. Dzieci wolą mieć szczęśliwe matki, mężczyźni wolą mieć szczęśliwe żony. Nie mam pojęcia, kiedy kobiety dały sobie wmówić, że cierpiętnictwo jest szlachetne. Taka postawa „produkuje” rzesze nieszczęśliwych kobiet, które na starość pozostają w niezrozumieniu i żalu, że poświeciły komuś całe swoje życie, nie dostając niczego w zamian, bo dzieci założyły własne rodziny, a mąż oddalił się emocjonalnie, albo dawno odszedł z inną kobietą. Tyle że nikt od nas tego poświęcenia nie wymaga. Naprawdę! Jeśli ktoś z niego korzysta, to często dlatego, że nie dajemy mu wyboru swoim brakiem asertywności. Poświęcenie, choć może zabrzmi to dziwnie, obciąża naszych bliskich. Oczekujemy od dzieci wdzięczności za to, co dla nich robimy, a one marzą, żeby się wyrwać i już nie musieć tego obciążenia (tak, obciążenia!) znosić. Mówiąc krótko i brutalnie, cierpiętnictwo dla wielu kobiet jest strategią (choć nieuświadamianą), by czuły się potrzebne, niezastąpione. To straszna pułapka. Poświęcanie się w imię miłości do męża czy dziecka jest wieszaniem się na nich, szukaniem sposobu na znalezienie sensu własnego życia w „uszczęśliwianiu” innych. Prawdziwym szczęściem można obdarzyć innych tylko wtedy, gdy pokocha się siebie.
Napisałam, że jestem szczęśliwa, bo budzę się rano z uśmiechem, żyję tu i teraz, wsłuchuję się w swoje emocje. To oznacza, że każdą chwilę próbuję w pełni wykorzystać. Pielęgnuję w sobie sztukę pozytywnego myślenia, daję sobie prawo do przeżywania różnych uczuć i przede wszystkim akceptuję siebie i życie, które nie jest ani dobre, ani złe, po prostu jest takie, jakie jest.
Pisząc te słowa, nie zastanawiałam się nad definicją szczęścia. Wiedziałam jednak, że szczęście nie jest dane raz na zawsze, trzeba o nie dbać, pielęgnować ten stan. Ale najpierw trzeba je odnaleźć. I o poszukiwaniu szczęścia jest ta książka.