Читать книгу Blogotony - Inga Inga Iwasiów - Страница 11

Оглавление

Poza fanzone

Warszawa 7.00, drugi weekend Euro 2012. Przemykam między czytaniem a społeczeństwem. Po Na krótko, planuję napisanie powieści „Poza fanzone”. Zaczynam lepiej rozumieć męską prozę. Postanawiam wobec tego pójść na długi urlop. Żeby pisać męską prozę. Żeby czytać męską prozę? Trzeci numer Szczecińskiego Dwumiesięcznika Kulturalnego „Pogranicza” zamierzaliśmy poświęcić piłce nożnej. Numeru nie będzie, świat i futbol nie zginą. Zniknięcia pisma nie zauważy nikt. Klęskę na boisku wchłonie wielki lej z klęskami, działający na symbolicznym terenie Polska. Co z tego wynika dla literatury?

Przyjechałam do Warszawy rano w dniu meczu Polska–Czechy. Nie, nie jestem tak wyalienowana, żeby nie wiedzieć, że ten akurat mecz rozgrywamy poza stolicą. Nie zmienia to dekoracji, jakże innej od piłkarskich pejzaży mijanych pociągiem relacji Wrocław–Katowice; dekoracji przygotowanych na „piłkarskie święto”, jak fantazyjnie nazywano mecze, aż to określenie weszło na stałe do języka. Więc w Warszawie nowoczesne dekoracje do nowoczesnego mundialu – puste, rozległe, wizualnie spójne, imponujące. W autobusie zapowiadają po polsku i angielsku transfer na stadion i do strefy kibica. Jeszcze jest cicho, dzień wstaje leniwie, ogródki przed knajpami w pobliżu strefy wysprzątane nad ranem, nawet upał nie opanował ulic, entuzjazm wycofany do sypialni, piwo nabiera bąbelków w beczkach, szaliki wiszą na oparciach krzeseł.

Tak mógłby zaczynać się horror, bo zaraz, za dwanaście godzin wszystko to pęknie, poleje się bursztynowy płyn, Marcin Zimoch popłynie, ustanawiając nowe wikicytaty, wrzasną, zaryczą, potem wyjdą na ulice, brzęknie szkło, zajęczy powietrze, do rana będą się cieszyć, nie dając mi spać, bo mam nieszczęście mieszkać w pobliżu ich miasta. Lub: za dwanaście godzin będą lizać rany, robić okłady na zdarte jękami rozpaczy gardła. Trzecia możliwość? Inne dwanaście godzin. Honorowa klęska, rozpacz i duma.

Tymczasem mogę jechać spokojnie, potrzebują snu, ciężko oddychają, wietrząc uszkodzone gardła. Piłkarze w najlepszych hotelach, pozostali gdziekolwiek. Bo piłkarze niczym księżniczka swoimi doskonałymi ciałami wyczują ziarnko grochu, więc potrzebują najmiększej pościeli i największych honorariów, żeby dać, żeby dać, żeby dać nam... Co?

O Euro napisano już stanowczo za dużo, więc to nie jest felieton o tym. Ani o tym, jak się mieszka w pobliżu prowincjonalnego stadionu, który także musi zostać koniecznie rozbudowany, żeby wzmocnić dobre samopoczucie tym wszystkim przewalającym się pod moimi oknami w dni meczowe, będącym w prawie do rozrywania przestrzeni napisami na murach, do przekleństw rzucanych między przydomowe klomby, do rytualnych gróźb pod adresem „obcych”. Więc to nie jest felieton o Euro 2012, o zyskach i stratach, pięknie nowych odcinków autostrad, wzniosłości stadionowej wspólnoty, przebiegłości polityków strojących się w szatki sportowe, romantyzmie gola strzelonego przez nowoczesnego herosa imponującego stanem konta. A jednak jedną rzecz napiszę, zanim przejdę do sedna, czyli do tematu łączącego pisanie, czytanie i futbol, do konspektu mojej nowej powieści, do drabinki scenariuszowej filmu, którego nikt nie chce. Otóż między wypowiedziami celebrytów-kibiców i kibiców-ekspertów znajdzie się miejsce na wszystko, także na analizę atrakcyjności piłkarzy oraz ich małżonek. Skoro tyle o tym gadali (choć starałam się nie słuchać), popatrzyłam i przyznam, że prawie nie ma piłkarzy, by tak rzec, podłej aparycji. Niegdyś, owszem, bywali, prawdę mówiąc, sławom polskiej piłki nożnej często brakowało urody, teraz zaś – właściwie wszyscy przystojni. Myślę, że tu działa selekcja. Nie wystarczy kopać, trzeba wyglądać, bo „nasze panie” też muszą czuć piłkę. Druga sprawa – rodziny. Informacje o tym, że przybywają do mężów i że żony (tu portrety) spędzą z zawodnikami dobę, w nagrodę lub ewentualnie dla podbudowania morale. W tym miejscu następuje znaczące zawieszenie głosu? Nie, bez zawieszenia, prosta informacja o strategii seksualnej sztabu trenerskiego. Dawniej zabraniali seksu, a teraz zalecają po wygranej? Czy przeciwnie? Na przegraną? Wszystko jedno, ale jakoś mnie zniesmacza fakt, że mam to wiedzieć. Wiedzieć, iż pan X ze swoją narzeczoną panią Y tego określonego dnia w tym a tym luksusowym Spa mają pozwolenie (może zalecenie) na godzinę seksu. Cały naród wyobraża sobie tę godzinę, zwłaszcza jeśli kandydatka na małżonkę, czy też małżonka są gwiazdami lub kimś takim. A piłkarz, jako się rzekło, powala. No więc ja nie jestem pruderyjna, ale mam dwie uwagi.

Po pierwsze: cieszę się, że w moim fachu nie ma takiej kontroli łóżka. Po drugie: jak jadę do tej mojej roboty, powiedzmy na konferencję, festiwal literacki, spotkanie autorskie, to jestem w robocie. Życie intymne nie stanowi części obowiązków zawodowych, więc ten motyw – dowożenia żon do strefy Euro 2012 – dopisuję jako część projektu powieści antyutopijnej: przyjdzie taki czas, że wszystkim będą dowozić żony na weekend, specjalnie oznaczonymi autobusami. Powstanie stały kanał relacjonujący część tych spotkań.

Już to widzę, już w myślach piszę. Pusta, piękna fanzone o świcie. Cięcie. Bohater gasi światło. Jest pusty, pusty w środku. Czytał do świtu, bał się usnąć. Usypia. Ma męczący sen erotyczny. Autobusy pięknych kobiet, on ze złotą kartą kredytową. Wszystkie z tabliczkami identyfikacyjnymi na szyjach, na tabliczkach jego adres IP. Wszystkie do niego, dla niego. Próbuje wyjaśnić zaistniałe na granicy majaczeń nieporozumienie. Nic z tego. Wysiadają z autobusu i kierują się prosto do jego małego mieszkanka po babci. Idą, uśmiechnięte i pachnące, pytając tylko „a gdzie tu jest łazienka”. Tymczasem, wiadomo, łazienka nieremontowana od czterech dekad, od meczu Polska–Rosja w Warszawie. Więc próbuje je powstrzymać, ale nic z tego. Wchodzą do tej łazienki z zasłonką w słoniki nieco wyblakle – babci się podobały, babcia miała sentyment. Włażą tam mimo próśb i gróźb, więc w końcu nasz bohater nie wytrzymuje, budzi się, a tymczasem fanzone ożyła. Jest dzień, przypomina sobie, że ten dzień. Tak, dziś dowiozą mu narzeczoną, ma niewykorzystany e-karnet, więc mu do domu dowiozą, sczytując numer jego złotej karty kibica.

Fantazja mało fantastyczna, bo rano po nocy na terytorium kibica słyszę, że któryś z naszej cudownej drużyny już zdążył powiedzieć, że to wszystko z powodu niedostatecznego serwisu wobec rodzin. Grać nie mogli, bo się o swoje kobiety martwili, inaczej niż dajmy na to Grecy, którym te żony płynnie gdzie trzeba dostarczali.

Najlepszą futbolową prozę piszą melancholicy. Wśród pisarzy coraz więcej znajdziemy melancholików. O ile ten stan, czy też ten styl w XX wieku oznaczał wchodzenie w wiek średni, dziś coraz młodsi zaczynają od spleenu. W pewnym sensie działają wbrew biologii, jednak czy pisarz musi trzymać się jakichś zasad? Coraz młodsi więc pragną odejść, tęsknią do samotniczych wyczynów w jakiejś dżungli (może być miejska), rozpamiętują stan wyłączenia, przeszłość, niemożność. Uratować może ich sport, zwłaszcza zaś piłka nożna.

Czyż tacy piewcy futbolu, jak Jerzy Pilch, Wojciech Kuczok, Marek Bieńczyk (który nie stawia piłki na pierwszym miejscu, chyba że patrzy na nią okiem melancholicznym) nie wyznaczają jedynego możliwego zwrotu akcji? Z dusznych, samotnych, zakleszczonych światów można wybiec na murawę lub do biblioteki. Nie ma innych kierunków – murawa lub biblioteka.

Dodam, że znam takich mężczyzn. Murawa lub biblioteka. Trawa, po której biegną do bramki, leczy ich delikatne dusze. Książki utrzymują stan lekkiego załamania, bez którego nie byliby sobą.

Młodsi wezmą może te autobusy z modelkami, pogodzą się z faktem, że piłka przestała być przedłużeniem chłopięctwa, grą we wspólnotę, lecz jest i tym – obietnicą spełnienia. Może w ich prozach, skazujących bohaterów na tułactwo, rodzinne porachunki, zdystansowane obserwacje innych ludzi, pojawi się ten nowy obraz sportu: ucieczki od realnego świata w utopię fanzone. Prawdę mówiąc, mnie fanzone przeraża, ale obiecałam sobie empatię wobec męskiej prozy, więc prognoza jest taka: młodzi melancholicy napiszą w najbliższych czasie nowe prozy futbolowe. Bohater S.T. obudzi się rano w metrze pełnym wampirzyc-fanek. T.Z. wysiądzie na stacji PoKraWi, gdzie będzie czekać P.P., M.Ł. i kolejka górska do pensjonatu dla kontuzjowanych, wypełnionego pamiętnikami rodzin. Po drodze umyją zasprejowane plugawo ściany, wykorzystując sprzęt wspinaczkowy. T.M. odważy się pójść na mecz, a J.D. kupi akcesoria kibica na ulicznym straganie. Dalej wymyślą sami. Może inni dołączą. Melancholicy do fanzone! Nic tak nie leczy. Poza tym między biblioteką a fanzone rozciąga się bezgraniczna pustynia. Uciec można tu lub tu. Do pisania albo do utopii. Do pisania o utopii.

Blogotony

Подняться наверх