Читать книгу Pozerka - J. Harrow - Страница 5

2.

Оглавление

Bóg przykazał dni święte święcić, a więc niedziele, no i soboty, były dla Magdy świętością. Zero pracy, tylko świętowanie! Tę sobotę zamierzała uświetnić maratonem zakupowym pod hasłem „nowe szpileczki”. Niestety, zanim ruszyła na podbój butików, musiała podrzucić tacie obiecane pieniądze.

Kawalerka była w fatalnym stanie. Kiedyś regularnie przyjeżdżała tacie sprzątać, prać, a nawet czasem gotować, ale po jakimś czasie zrozumiała, że zasadniczo on ma to gdzieś. Nie obchodziło go, czy jest czysto, czy jest wywietrzone, czy chodzi w upranych ubraniach. Nie krępował się niczym. Problem tylko w tym, że ona wstydziła się za niego. Gdy tylko wręczyła mu pieniądze, obiecał, jak za każdym razem, że jej wkrótce odda, po czym wyszedł pośpiesznie na zakupy. Rozejrzała się uważniej. No tak, jak zwykle… Świeże butelki po piwach i wódce. Kilka się przewróciło i co nieco wyciekło na podłogę. Wszystko kleiło się i śmierdziało. W pierwszym odruchu chwyciła mopa, planując wszystko dokładnie wytrzeć. Niemniej po chwili zwyciężył drugi odruch. Chwyciła notes. „Tata! Kup za pieniądze ode mnie nowy wkład na mopa, umyj podłogę i wyrzuć butelki — ciocia Ela prawdopodobnie wpadnie do Ciebie wieczorem, a wiesz, jaka ona jest…” Tym sposobem zyskała pewność, że sterany mop odzyska świetność, podłoga blask, a ona nie przyłoży do tego palca. Siostra taty była jedyną osobą, której się bał. Zasadniczo to bał się tego, co rozpowie po rodzinie i znajomych, ale ważne, że działało.

Oczywiście ciocia Ela nie była świadoma, że ma w dzisiejszych planach odwiedziny u brata, i nie było to nawet istotne. Tata do niej na pewno nie zadzwoni, za to Magda tak. Nieważne, czy się do niego pofatyguje, czy nie. Ważne, żeby ją uprzedzić o tym niewinnym kłamstewku. Magda miała szczęście, że ciocia Ela oraz sąsiadka taty trzymały z nią sztamę — łatwiej było utrzymać go w ryzach. Przynajmniej jako tako.

— Dzień dobry, pani Basiu. — Wychodząc, zapukała do drzwi naprzeciwko.

— Cześć, Madziu! Wejdź, dziecko, napijesz się kawki?

— Nie, nie trzeba, ja tylko na chwilkę… Chciałam wypytać o tatę.

Sąsiadka westchnęła, ale zaraz puściła jej oczko.

— Ostatnio nie jest źle. Nawet podejrzanie cicho — chyba niedawna wizyta policji dała mu do myślenia.

— Pewnie nie na długo… Znów zalewa się w trupa, znalazłam dzisiaj sporo pustego szkła.

— To nie wszystko jego, miał wczoraj gości.

Magda na samą myśl o kolegach taty dostawała dreszczy. Robiła wszystko, żeby się na nich nie natknąć — zbędne ryzyko, że potem któryś będzie jej się kłaniał na ulicy. Jakoś nie ciągnęło jej do rozszerzania swojego grona znajomych w tym kierunku.

— Czy ci goście zachowywali się poprawnie? Mam dzisiaj dobry humor w planach, więc proszę mi go nie psuć…

— Nie licząc jednego, który pomylił klatkę schodową z hotelem… to było okej.

Już widziała oczami wyobraźni, jak sąsiedzi wzywają straż miejską lub ocucają delikwenta i wyrzucają na zewnątrz. Co za wstyd!

— Dziecko, nie przejmuj się. — Pani Basia na szczęście nie wierzyła w powiedzenie „niedaleko pada jabłko od jabłoni” i szczerze współczuła córce sąsiada. — Dobrze, że zmądrzałaś i już mu nie sprzątasz.

— Poszłam za pani radą. Chociaż nadal mnie czasem korci.

Obiecawszy sobie kontakt w razie „totalnej katastrofy”, pożegnały się i Magda z ulgą wróciła do auta. Dalej już same przyjemności. Podjedzie po Kaję i ruszą na rozpustny shopping, lody pełne glutenu, a na koniec bezwstydne balety do rana. Sobotni plan idealny!

Świętowanie niedzieli też wyszło jej całkiem dobrze. Odpoczywała do południa, a po południu odpoczywała jeszcze intensywniej. Z zimnym okładem na głowie i litrem wody w zasięgu ręki. Wieczorem asortyment uzupełniły ogórek na oczach i kieliszek wina. Tata nie nauczył jej w życiu zbyt wiele, niemniej jego zasada „klin klinem”, o dziwo, idealnie się u niej sprawdzała…

*

Poniedziałek zazwyczaj oznacza koniec dobrego i po prostu jakoś trzeba go przetrwać. Na szczęście, tym razem nie szła do pracy, tylko na rozmowy o pracę. Z wielkimi nadziejami, że któraś zakończy się sukcesem. Nie miała ochoty spędzić kolejnych miesięcy na wymykaniu się ukradkiem po uczciwie przepracowanych ośmiu godzinach. Niedawno koleżanka zza biurka zapytała ją, czy nie boi się wychodzić o piętnastej. Przecież dostanie po premii albo nawet wyleci!

Korpowirus szerzył się coraz szybciej i doprowadzał do ataków paniki i nerwowych tików niemal wszystkich jej młodszych kolegów. W najlepszym razie rytmicznie potrząsali kolanami pod biurkiem, a w najgorszym łykali garściami tabletki na nerwicę lub depresję. Wielu z nich wyspecjalizowało się też w kreacji wizerunku — wychodząc z biura jako ostatni, „przypadkiem” mijali otwarte drzwi prezesa, niejednokrotnie zagadując go „bezinteresownie” o to i owo. Kolejnym krokiem w górę korpokariery było zasłużenie sobie na jego zaproszenie do grona znajomych na fejsie. Im głębiej wchodzili z kim trzeba na priv, tym szybciej rosły ich szanse na awans czy podwyżkę.

Z zadumy nad kierunkiem zmierzania tego świata i logiką myślenia młodego pokolenia wyrwał ją głos sekretarki, oznajmiający jej kolej.

Przekroczyła próg pokoju pewnym krokiem i wymieniła uścisk dłoni z dwoma mężczyznami. Młodszy musiał być ważniejszą personą — jego delikatne, nieśmiało ściskające jej dłoń ręce zapewne należały do kogoś od lat używającego kremików. Nie cierpiała takich sflaczałych uścisków u mężczyzn, ale też niejednokrotnie się przekonała, że charakteryzują one wielu wysoko postawionych ludzi biznesu. Bycie metroseksualną karykaturą mężczyzny najwidoczniej weszło na dobre w modę.

Starszy szybko przeszedł do rzeczy, prezentując jej w skrócie profil i politykę firmy, czyli wstępne bzdety powtarzane na każdej niemal rozmowie, którą miała okazję zaliczyć. Jedyna część, na którą czekała z zainteresowaniem, dotyczyła godzin pracy i wynagrodzenia. Niestety, na ten fragment przyszło jej trochę zaczekać, bo mężczyźni przygotowali całkiem pokaźny zestaw pytań do niej, zaznaczając na wstępie, że została zaproszona ze względu na spełnianie wszystkich kryteriów, niemniej…

— Jak wyobraża sobie pani swoją przyszłość za pięć lat?

Cóż za kretyńskie pytanie! Pod palmami, z milionem na koncie i na pewno nie pracując na etacie w korpo.

— Mam nadzieję, że w tej firmie — kłamała jak z nut — długoletnia współpraca z państwem jest dla mnie priorytetem i liczę na możliwość rozwoju i wykazania się.

— Idealnie, gdyż też szukamy kogoś na dłużej. Co szczególnego pani może nam zaoferować?

Loda pod biurkiem. Kolejny banał…

— Lojalność i zaangażowanie. Doświadczenie jest już panom znane.

— Skoro porusza pani tę kwestię… — Młody mężczyzna zdecydował się zabrać głos. — Są sprawy nam jednak nieznane. Mogę zadać pytanie osobiste?

Obie strony wiedziały, że takie pytania są niedozwolone, co nie zmieniało faktu, że odmowa nieoficjalnie kończyła proces rekrutacji. Skinęła więc głową i zapewniła, że nie ma absolutnie nic przeciwko.

— Jaki jest pani status rodzinny? Mężatka, dzieci…?

To ma być osobiste?! Standardzik przy rekrutacjach młodych kobiet. Co prawda, nie była już taka młoda, ale dzieci teoretycznie mogła mieć lub planować, więc liczyła się z takimi pytaniami.

— Nie i nie. Niemniej szukam pracy tylko na część etatu, więc nie wiem, jakie to ma znaczenie…

Tym samym poległa na ostatniej prostej. Nie podważa się zasadności pytań przyszłego pracodawcy. Wiedziała o tym doskonale, ale zwykła ludzka przekora i nieodparta ochota powiedzenia czegoś choć raz szczerze wzięły górę. Uniesiona brew i słowa „to wszystko” przypieczętowały zakończenie procesu rekrutacji.

*

Nie zraziła się i z podniesionym czołem pojechała na następną rozmowę. Tym razem ugryzie się w język bardziej skutecznie.

— Ma pani męża, dzieci?

— Nie i nie oraz nie planuję.

— Przepraszam za to pytanie, ale polecono mi tę kwestię wybadać — tłumaczyła się niezręcznie młodsza o parę lat od niej kobieta, przedstawicielka działu kadr.

— Rozumiem.

— Tak już, niestety, my, kobiety, mamy… — ciągnęła korpolady, notując coś bezustannie w tajemniczym skórzanym zeszycie.

Po chwili łaskawie dołączył do nich kierownik działu rekrutującego. Tym razem zdecydowany uścisk dłoni i zero pytań o status rodzinny. W końcu ktoś już czarną robotę odwalił.

— Zakładam, że nie ma pani pewnie problemów z wagą.

Noż kurwa, a już myślała, że wie, czego się spodziewać! Przyszedł koleś i rozwalił cały jej plan.

— Aaaa… To zależy. Aktualnie jestem na nią nieco obrażona, więc odstawiłam ją do kąta.

Zadowolona ze swojej riposty ostentacyjnie założyła nogę na nogę i patrzyła mu prosto w oczy, wyczekując w nich choć krzty zażenowania. Chyba nawet pytanie o wiek tak by jej nie wkurwiło! Poprawka, wiek podała w CV, więc takowe by nie padło…

Facet, wyraźnie rozbawiony, odchrząknął i pośpiesznie wyjaśnił cel swojego pytania.

— Mamy tutaj taki projekt, nazywa się „FitSpring”. Zaczyna się po zimie i kończy w czerwcu. Kto zgubi w tym czasie procentowo najwięcej kilogramów, dostaje od firmy nagrodę. To, oczywiście, dla chętnych, ale muszę przyznać, że nawet szczupłe osoby biorą w nim udział. Jest o co walczyć.

— Ach tak… — myślała, że zapadnie się pod ziemię.

Kilka uderzeń głową o kierownicę przypieczętowało jej przekonanie, że kolejny raz wszystko spieprzyła. Zastanawiała się, co jeszcze spotka ją na kolejnych rozmowach. Pytanie o rozmiar biustonosza, a może, dla urozmaicenia, o preferencje żywieniowe? Cokolwiek by się wydarzyło, czuła się już dostatecznie upokorzona i skretyniała. Gorzej już chyba być nie może?

Faktycznie nie było gorzej, ale w sumie nie mniej zabawnie. Co ty wiesz o rozmowie rekrutacyjnej? — dlaczego wcześniej nie poszukała takiego poradnika? Może dlatego, że przeszła w swoim życiu kilkanaście rekrutacji i była święcie przekonana, iż już nic nie może jej zaskoczyć.

*

Po drugim dniu leżała na kanapie, czując potworne zmęczenie materiału, i konsekwentnie ignorowała telefony z pracy. Odebrała jedynie od Kai, której jeszcze w weekend obiecała relację. Zresztą, miała już tak mało przyjaciół, że obiecała sobie szanować ich i dbać o tych, którzy pozostali.

— Nawet nie pytaj… potrzebuję butelki wina, żeby przeboleć jakoś swoją porażkę.

Kaja wyraziła swoje przekonanie, że na pewno nie jest tak źle i do końca miesiąca Magda coś w końcu znajdzie. Pewnie wszyscy przyjaciele tak mówią i pewnie nie można im mieć tego za złe — w końcu są od tego, aby podnosić na duchu.

— Pytali o męża i dzieci.

— No coś ty?! Przecież to chyba niezgodne z prawem?

— Eee… To jest pikuś. Były ciekawsze teksty. Na ten przykład: „Uprawia pani jakiś sport?”.

— Oczywiście! Podnoszenie kieliszka i ćwiczenie kciuka na pilocie. — Kaja parsknęła śmiechem, najwidoczniej nieświadoma ważności tej kwestii w oczach coraz szerszej rzeszy korpoludków. Sport był w tym świecie swoistym „must have”.

— Powiedziałam, że jeżdżę na desce.

— Jakiej, kurwa, desce??? Chyba klozetowej!

— Snowboard. I nie wyśmiewaj deski klozetowej — okazała mi bezinteresowne wsparcie po naszym ostatnim wypadzie.

Oczywiście obie doskonale wiedziały, że Magda nawet nie stała obok deski snowboardowej, nie wspominając o pobycie na stoku. Jednak to ten sport wydał się jej na czasie, więc wpisała to drobne kłamstewko w swoje CV, licząc na wzbudzenie zainteresowania. Coś musiało ją w końcu wyróżniać ze stosu aplikacji na biurku prezesa.

— No dobra, i co ciekawego z tą deską?

— Na przykład to, że zapytał mnie, jakiej używam, a ja nie miałam pojęcia, o co chodzi. Trafiłam na snowboardowego świra, który w kilka sekund zrobił ze mnie totalną kretynkę.

— Nie mogłaś powiedzieć, że dopiero zaczynasz? To by wiele wyjaśniało.

— Wymienił kilka marek producentów, a ja wybrałam tę, która okazała się marką śpiworów.

— Ups… No to wtopa. Nie zmienia to faktu, że po chamsku cię podpuścił!

— Cóż, jak to mawia doktor House…

— Każdy kłamie.

— Dokładnie. Ja po prostu na tym kłamstwie zostałam przyłapana.

Opowiedziała przyjaciółce również anegdotę z wagą oraz propozycją pracy na pół etatu, która w rzeczywistości okazała się całym etatem, mającym tylko udawać połówkę w umowie o pracę. W tym jedynym przypadku nie poczuła się jak kretynka, tę rolę przejął, z powodzeniem, menedżer działu grafiki. Nawet nie przeczytał jej aplikacji, gdzie wyraźnie zaznaczyła gotowość do pracy wyłącznie na część etatu.

Pozerka

Подняться наверх