Читать книгу Pozerka - J. Harrow - Страница 9
6.
ОглавлениеNiespecjalnie przepadała za dziećmi. Ninka była wyjątkiem i tylko dla niej była gotowa poświęcić się do tego stopnia… Biegające, jak po spożyciu dopalaczy, grupki rozwrzeszczanych dzieciaków działały jej na nerwy. Zdecydowanie wolałaby zabrać Ninkę na lody czy pobawić się z nią lalkami, niż spędzać piątkowe popołudnie na sali zabaw. Ale cóż, obietnic trzeba dotrzymywać.
Dziewczynka od razu rzuciła się w wir zabawy, niemal natychmiast zapominając o ulubionej cioci. Magda, ku swojemu niezadowoleniu, musiała usiąść nieopodal wraz z innymi rodzicami i wysłuchiwać opowieści spełnionych mam, uśmiechając się przy tym z pozornym zrozumieniem. Niewiele jednak interesowały ją problemy żywieniowe maluchów, a jeszcze mniej wymiana doświadczeń macierzyńskich typu choroby czy rozpieszczanie przez dziadków. Sama nie miała przecież nic do powiedzenia. Zerkała na Ninkę raz po raz, upewniając się, czy ta aby na pewno dobrze i bezpiecznie się bawi. Do konsumpcji urodzinowego tortu koleżanki zostało jeszcze jakieś piętnaście minut, więc postanowiła przespacerować się na taras. Z góry zyska lepszy widok na całą salę zabaw, poza tym nie będzie dłużej musiała wysłuchiwać rozgadanych w najlepsze mamusiek. Pomyślała sobie, że gdyby tylko mogły usłyszeć jej myśli, pewnie bez wahania by ją zlinczowały. Minutę później była już w dostatecznie bezpiecznej odległości.
— Ciocia! — Ninka pomachała jej wesoło z karuzeli.
Odmachała jej energicznie. Zazdrościła jej tej beztroski i… możliwości. Gdy sama była dzieckiem, nie było takich miejsc ani tak przejmujących się dziećmi rodziców. Jej matka i ojciec pewnie dzisiaj mieliby przyznanego kuratora. W najlepszym razie! Jedyną rozrywką było ponure podwórko z ciągle okupowanym trzepakiem. Miejsce spotkań towarzyskich dzieciaków z wszystkich pobliskich bloków. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. W sumie ten trzepak i podwórkowe znajomości uplasowały się całkiem pozytywnie w jej pamięci.
Nagle usłyszała dziecięcy krzyk i odruchowo spojrzała w dół. Ninka spadła z karuzeli! Natychmiast zbiegła po schodach i uklękła przy małej.
— Co się stało?! — Pytanie było głupie, ale instynktowne. — Boli?
Ninka usiadła jakby nigdy nic. W jej oczach nie było śladu łez ani przerażenia. Tylko zaskoczenie.
— Podłoga mnie uderzyła — odpowiedziała z rozbrajającą powagą.
Magda roześmiała się mimowolnie, po czym pomogła jej wstać. Najważniejsze, że nic się faktycznie nie stało. Inne dzieci patrzyły na nie z zaciekawieniem. Wróciły jednak szybko do zabawy, zaraz gdy Ninka wstała i obdarzyła je szczerbatym uśmiechem. Tylko jedna dziewczynka podeszła do nich i z troską przyglądała się kolanom koleżanki. Stała tak przez kilka sekund z rozwartą lekko buzią, jakby wyczekując, czy czasami zaraz nie tryśnie krew.
— Nie boli? — zapytała w końcu Ninki.
— Nieee… Tylko tak sobie spadłam.
— Aha. Ale psyjdzies do psedskola?
— Przyjdzie, przyjdzie — zapewniła małą Magda. — Nic się nie stało.
Nagle usłyszała za plecami męski głos.
— Wszystko w porządku?
Obróciła się i uśmiech niemal natychmiast zniknął z jej twarzy. Garcia! A ten co tutaj robił?! Przez ułamek sekundy pomyślała, że niechybnie ją śledzi, ale po chwili wszystko się wyjaśniło.
— Ninka się udezyła! — Mała, zatroskana blondyneczka pokazała mu palcem koleżankę.
— Ale chyba nic się nie stało?
To pytanie było skierowane do niej, ale stała jak wryta, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Patrzył na nią przez moment, po czym pogłaskał blondyneczkę po głowie i wysłał obie dziewczynki na ślizgawkę.
— Dzieciaki… — mruknął pod nosem i stanął przy niej jakby nigdy nic, wciskając nonszalancko dłonie w kieszenie spodni.
— No…
Nie patrzyła na niego, ale gdy wyciągnął rękę w geście przywitania, nie mogła udawać, że tego nie widzi.
— Robert.
— Magda.
Przecież się znali… Po co jej się przedstawiał?
— Ninka zdaje się chodzi z moją Zuzią do grupy. Ale jakoś nigdy nie widziałem cię w przedszkolu. Czyżby mąż odbierał córeczkę?
Ale że jak?! Najwyraźniej jej nie poznał! W dodatku myśli, że mała to jej dziecko… W pierwszym odruchu chciała mu wszystko wyjaśnić, ale ostatecznie doszła do wniosku, że to w sumie dobrze się składa. Gdyby ją rozpoznał, byłoby dość niezręcznie. Będzie szczera, ale nie we wszystkim.
— Nie. Nie mam męża.
— To ciężko… Wiem, jak jest, też sam wychowuję dzieciaki.
Pokazał palcem na pobliski basen z kuleczkami.
— Tam jest mój Tymek. Straszny narwaniec… Mam nadzieję, że jak się tutaj wyszaleje, to w domu będzie trochę spokojniej.
Niewiele starszy od Ninki chłopiec nurkował zawzięcie, wykrzykując coś raz po raz do swoich kolegów. Pomyślała, że sama nie dałaby rady z dwojgiem dzieci, w dodatku bez małżonka. Totalne szaleństwo!
— Fajne dzieciaki — odparła, czując, że po prostu coś powiedzieć wypada.
— No… Czasem mam ochotę je udusić, a czasami czuję, że są jedynym powodem, dla którego warto żyć. Wiesz, jak jest.
Nie wiedziała, ale chyba rozumiała, co miał na myśli. Chyba… Przez chwilę zerkała na niego ukradkiem. Na szczęście nie zauważył. Bacznie śledził wzrokiem raz synka, raz córeczkę. Typowa rodzicielska podzielność uwagi. Niby z kimś rozmawiasz, ale cały czas czuwasz nad dziećmi. Widziała to nie raz u Kai czy Izy. Niezależnie, jakim jest się rodzicem, pewne instynkty po prostu są i już. Tyle że Magda dotychczas widziała to tylko u kobiet.
— Tymek i Zuzia… Ile jest między nimi różnicy?
— Półtora roku.
— Uuuu…
— A ty?
— Co?
— Ninka jest jedynaczką czy masz jeszcze jakiegoś rozrabiakę?
Wydęła usta, jakby to było najtrudniejsze pytanie na świecie. Nie. Nie będzie go okłamywać. Nie w tej kwestii.
— Nie mam żadnego. Ninka nie jest moim dzieckiem. To córka mojej kuzynki.
Nie patrzyła na niego, ale kątem oka zauważyła, że on zerknął na nią. Pewnie była jedyną „niematką” na tej sali… Myślała, że zaskoczenie każe mu milczeć lub burknąć coś pod nosem, ale on się nagle roześmiał!
— Toś mnie zmyliła!
No cóż… Gdyby w dodatku wiedział, że już się wcześniej spotkali i jest tą „pustą blondynką”! Nie wspominając o tym, że to właśnie ona zagarnęła pomyłkowo jego komórkę. Jak dobrze, że już mu ją odesłała! Anonimowo, ale zawsze. Najważniejsze, że ją ostatecznie odzyskał.
— No to teraz rozumiem, dlaczego cię nie skojarzyłem z przedszkola. Wszystko jasne.
Oj, nie wszystko! Ale zachowa to dla siebie. Wciąż miała mu za złe to i owo. Nie zasługiwał na totalną szczerość.
— Ciocia… — Ninka podbiegła do niej zadyszana. — A powiedz Zuzi, co ciocia Ania ma w brzuszku!
— Bo ona mówi, że dzidzię… — Zuzia najwyraźniej powątpiewała w teorię koleżanki.
— Tak, ma dzidzię w brzuszku.
— A nie mówiłam!? — Ninka była z siebie dumna. — Bo jak ma się taki duży brzuch, to jest tam dziecko i potem wyjdzie!
Magda w duchu się modliła, żeby nie padły pytania o sposób wychodzenia z brzucha, ale na szczęście dziewczynki wróciły do zabawy. Nie była pewna, ile Iza zdążyła już powiedzieć swojej córeczce, ale zdecydowanie wolała nie wyręczać jej w tej kwestii.
— Zaraz czas na tort. — Garcia zmienił temat, wskazując na nadchodzącą animatorkę.
*
Godzinę później z ulgą opuściła salę i zabrała Ninkę na obiad do Manekina. Mała z pewnością była głodna. Wyskakała chyba z tysiąc kalorii! Najczęściej zamawiały słodkie naleśniki, ale tym razem Magda nalegała na zjedzenie również sałatki. Dziewczynka jadła zdecydowanie za mało warzyw.
— Zobacz, to tylko ogórek. — Pokazywała jej zielone plasterki, chowające się pod strzępami sałaty. — Przecież jesz ogórka…
— No, ale tu jest jakiś sos…
— Oj tam! — Odgarnęła widelcem resztki sosu. — Już nie ma, widzisz?
Dziewczynka kręciła nosem i bezlitośnie grzebała w talerzu, wyszukując czegoś zjadliwego. Z makaronem poszło jej znacznie lepiej.
— Jak zjesz chociaż połowę warzyw, to dam ci pieniążka, okej?
Kwadrans później i po jakichś pięćdziesięciu ostentacyjnych wykrzywieniach ust faktycznie połowa zawartości talerza znikła w brzuszku Ninki. Magda wyciągnęła portfel i podała jej dwa złote.
— Wolę papierki…
— Papierek trudniej włożyć do skarbonki — skomentowała w nadziei, że argument okaże się przekonujący.
Do czego to doszło, że czterolatki rozpoznają wartość pieniędzy?! Jakby tego było mało, Ninka doskonale wiedziała, że niebieski jest lepszy od różowego! Za chwilę będzie wyczekiwać tylko koloru złotego. Ale co się dziwić? Pewnie nie raz podsłuchała, jak jej mama wykłóca się o pieniądze z tatą. Wszechobecny materializm nie mógł ujść uwadze spostrzegawczej kilkulatce.
— Chcesz dać pani pieniążki? — zapytała, widząc zbliżającą się z rachunkiem pulchną kelnerkę.
— Taaaak!
Mała podała dziewczynie banknot, ta wzięła go z uśmiechem, po czym zaczęła szukać reszty. Ninka przyglądała się jej uważnie, po czym wypaliła z rozbrajającą, dziecinną szczerością:
— Ma pani w brzuchu dzidziusia?!
Magda spuściła głowę, próbując ukryć mimowolny uśmiech. Obfite kształty kelnerki najwyraźniej skojarzyły się Nince z jednym.
— Ej, to nieładnie tak pytać! — zbeształa dziewczynkę.
Kelnerka najwyraźniej była lekko zażenowana i zaskoczona. Na szczęście nic nie powiedziała i uśmiechnęła się do Ninki. Pewnie zresztą niezbyt szczerze…
Chwilę później Magda ściszonym głosem tłumaczyła małej, że nie wszystkie kobiety są takie szczupłe, jak jej mama czy ona. Co prawda, wcale nie uważała się za szczupłą, ale do wagi kelnerki było jej jednak daleko. Dobrze, że Ninka nie należała do dzieci drążących temat i za moment rozmawiały już o czymś innym.
W tym wieku liczba pytań zadawanych przez dzieci pewnie dobija do tysiąca na dobę, więc miały o czym dyskutować. A właściwie to Magda w większości słuchała oraz odpowiadała „nie”, „tak”, „nie wiem”, „możliwe”. Czasami musiała się chwilę zastanowić, szczególnie gdy Ninka pytała o niezręczne kwestie. No bo jak tu odpowiedzieć dziecku, co znaczy „sucz”? Tata tak nazwał mamę, a mama go nazywa „złamas”…
Wzdrygnęła się na samą myśl o rozwodzie swojej kuzynki. Obawiała się, że prędzej czy później ta poprosi ją o zeznawanie w sądzie, a nie miała na to najmniejszej ochoty. Przeżyła niedawno rozwód Kai, a teraz kolejny. Nie wspominając o własnym… I jak tu wierzyć w miłość.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki