Читать книгу Pozerka - J. Harrow - Страница 8
5.
ОглавлениеUjadanie psa sąsiadów obudziło ją w najmniej odpowiednim momencie. Właśnie miała pod powiekami resztki cudownego snu… Niemal czuła ciepły, mokry piasek i delikatne fale, obmywające jej stopy.
— Cholera! Tłumik jakiś mu kupię!!!
Wstała ociężale i zamknęła okno. Musiała widocznie zapomnieć o tym wieczorem. Była zła i na psa, i na siebie. Podreptała do kuchni i wstawiła wodę na kawę. Szybkie zerknięcie w lustro celem ocenienia, czy jeszcze samej siebie nie straszy bez makijażu.
— Nie jest z tobą tak najgorzej… — mruknęła do swojego odbicia.
Cichutkie tykanie zegara przyciągnęło mimowolnie jej uwagę. Jak to jedenasta?! Tak długo spała? Przecież nastawiła budzik na dziewiątą… To już nawet własnej komórce nie można ufać? Z niedowierzaniem powlekła się z powrotem do sypialni i chwyciła leżący na stoliku nocnym telefon. Przecież doskonale pamiętała, że jeszcze przed wyjściem na kolację nastawiała budzik!
— A coś ty za jeden…?
Na wyświetlaczu leżał, jakby nigdy nic, jakiś biały kot. No właściwie nie na wyświetlaczu, tylko na zdjęciu go wypełniającym. Przemknęło jej przez myśl, że po zbyt dużej ilości alkoholu widuje się podobno białe myszki… ale żeby koty?
Tak czy owak, mało co wczoraj wypiła.
— Kurwa, gdzie moja komórka?!
Dopadła do torebki i wyrzuciła całą zawartość na podłogę. Grzebiąc w niej, nie znalazłaby pewnie nawet połowy rzeczy, które z pewnością się tam znajdowały. Ten sposób był o wiele szybszy. Gorączkowo przeglądała wszystkie przedmioty, ale po komórce nie było śladu. Znalazło się za to kilka drobiazgów, uznanych wieki temu za bezsprzecznie zaginione. Normalnie nawet by ją to ucieszyło, ale w tej chwili miała ochotę jedynie rwać włosy z głowy. Nie licząc wciąż aktualnego planu zabicia psa sąsiada, który najwidoczniej wracał już ze spaceru i postanowił, wbiegając z powrotem do klatki, głośno oznajmiać to wszem wobec.
Dotarło do niej dość szybko, że Kaja oddała jej nie tę komórkę. Nie była to jednak komórka Kai… Na pierwszy rzut oka wyglądała dokładnie jak jej własna, ale na tym podobieństwo się kończyło.
— No nic, pokaż, kotku, co masz w środku. — Przesunęła palcem po ekranie w nadziei, że właściciel nie zastosował żadnego kodu.
Miała szczęście. Spis kontaktów, niestety, nic jej nie mówił. Żadnego znajomego jej nazwiska czy ksywki. Szukała numeru do mamy, taty, siostry czy męża lub żony, ale nic takiego nie znalazła. Same imiona, nazwiska, dziwne skróty… Brak „żabki”, „kochanie”, „misia”. Dosłownie nic, co pomogłoby jej zidentyfikować właściciela numeru. Planowała zadzwonić do bliskiej mu osoby i oddać telefon, ale nie miała pojęcia, który z kontaktów mógł być do tego najodpowiedniejszy.
Ostatecznie postanowiła zrobić coś, co normalnie uważała za naruszanie czyjejś prywatności. Nie miała jednak wyjścia — tylko przeczytanie ostatnich wiadomości może cokolwiek tutaj pomóc. Zawsze pisze się najwięcej do kogoś bliskiego. Do małżonka, partnera, przyjaciółki.„Poszukam, jak tylko wrócę do domu, i dam znać”… „Niepotrzebnie się zastanawiałem, bo sprawa nieaktualna”. No i przynajmniej już wiedziała, że to mężczyzna. Ale wciąż wiadomości były zbyt oficjalne… „Będziemy jutro około czternastej”.
Nic szczególnego. Facet był oszczędny w słowach. Nie to co ona… zawsze się rozpisywała i wstawiała pełno emotek. Z esemesów przeszła na komunikator, może tutaj coś interesującego się trafi.„Daj spokój, strata czasu…” Dłuższa konwersacja wyraźnie nawiązywała do wczorajszego wieczoru w restauracji. „Ty może byś tu się odnalazł, Marchlewski przyprowadził dwie takie w twoim typie… Jak zwykle wynalazł sobie jakąś pustą blondynkę”.
Zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że to o niej mowa.
„Fajna dupa?”
„A nie wiem, nie interesuje mnie…”
„Jak taka, jak ostatnio, to zaraz tam jestem! :)”
„Lepiej nie, wyczyściłaby ci portfel z prędkością pendolino!”
„Nie ma z czego czyścić, hehe, a jej koleżanka?”
„Ta druga w sumie normalna, ale nie w moim typie”…
Dalej krótka wymiana zdań na temat jakiejś nieznanej jej osoby i na tym się zakończyło. Nie miała najmniejszej ochoty grzebać dalej w konwersacjach właściciela komórki z białym kotem.
Siedziała na podłodze, ciskając piorunami w Bogu ducha winny ekran.
— Kretyn! Szmaciarz jeden! Pusta blondynka?! Kurwa, nic o mnie nie wiesz! Ja ci pokażę pendolino…
Niemal już otworzyła okno z zamiarem nauczenia komórki latać. Zatrzymała jednak rękę na klamce, uświadamiając sobie, że byłoby to wyjątkowo głupie posunięcie. Po pierwsze, telefon może się jej jeszcze przydać, a po drugie, po prostu nic jej to nie da. Chyba że akurat przechodziłby pod oknem jej „ulubiony” sąsiad… Od dawna miała ochotę czymś mu porządnie przywalić. Jego wieczne wrzaski na żonę i dzieci niemal codziennie wyprowadzały ją z równowagi. Pocieszała się jedynie faktem, że już niedługo. Jej nowe mieszkanie powinno być za dwa tygodnie gotowe. A tam będzie miała spokój… Przynajmniej taką miała nadzieję.
Uspokoiła się po chwili i przemyślała dalsze kroki. Przede wszystkim ubierze się, doprowadzi do porządku i wypije kawę. Potem zgodnie z planem pojedzie do Buni i spotka się z kuzynką. Z jej telefonu zadzwoni na swoją komórkę i przy odrobinie szczęścia ją odzyska. Być może ją też ktoś przypadkiem zabrał. Gorzej, jeśli znalazła ją nieuczciwa osoba… Nie chciała nawet wyobrażać sobie tego scenariusza! Zbyt wiele informacji straciłaby bezpowrotnie, nie wspominając o dość obszernej galerii zdjęć, których nie zdążyła nawet zgrać na inny nośnik.
*
Kuzynka Iza zjawiła się u Buni co do minuty. Jej punktualność była wręcz denerwująca. Zawsze komentowała z sarkazmem, gdy ktokolwiek spóźnił się choćby pięć minut. Przekroczenie kwadransa było już z kolei obarczone wysokim ryzykiem wysłuchiwania przez kilka miesięcy, jakim to jest się nieodpowiedzialnym człowiekiem.
Przywitała się z Bunią i Magdą, po czym z niedowierzaniem wysłuchała historii o komórce.
— Zadzwonię na mój numer z twojej i módlmy się, żeby ktoś uczciwy odebrał… — Magda przysunęła telefon do ucha i z bijącym sercem wysłuchiwała jakiejś idiotycznej piosenki. Po co ustawiała coś takiego na czekanie?!
— I co? — dopytywała się Iza.
— Ciii…
Zerkały na siebie z rosnącym zniecierpliwieniem. W końcu, gdy już traciła nadzieję, po drugiej stronie odezwał się jakiś męski głos.
— Słucham…?
— Yyyy… — zająknęła się. — Kto mówi?
— A kto pyta? — No tak, przecież to było idiotyczne…
— Właścicielka komórki, którą trzyma pan w ręku.
— Aaaa… No właśnie zastanawiałem się, jak tę sytuację rozwiązać!
Sytuację? Nie wydało jej się to określenie najwłaściwsze w tej… sytuacji.
— Halo? Jest tam pani?
— Taak… Jak mogłabym odebrać mój telefon?
— Może po prostu pani podrzucę, proszę podać swój adres.
To nie był najlepszy pomysł. Nie zapraszała do swojego prywatnego życia żadnego mężczyzny i nie zamierzała tego zmieniać.
— To może ja podjadę do pana, w końcu to ja mam interes…
Chwila ciszy po drugiej stronie. Czyżby trafiła na kogoś, kto podobnie jak ona nie afiszuje się ze swoim adresem?
— Nie wypada, żebym fatygował kobietę. — Dżentelmeński gest nieco zbił ją z tropu. — Poza tym oboje mamy w tym interes. Ja oddam pani komórkę, a pani mi moją.
Tego się nie spodziewała… A więc to była zwykła pomyłkowa zamiana? Skoro tak, to właśnie rozmawiała nie z dżentelmenem, tylko fagasem, który zwymyślał ją od pustych blondynek! Iza szturchała ją raz po raz. Jej milczenie było zbyt długie, coś w końcu musiała odpowiedzieć.
— A to pan też zapodział swój telefon? — Urażona kobieta w końcu zawsze znajdzie miejsce na zemstę.
— A pani go nie ma…? Myślałem, że…
— Przykro mi — skłamała, uśmiechając się pod nosem. — Zgubiłam swój, ale niestety innego nie mam.
Znów przeciągająca się chwila milczenia. Musiał być taki pewny siebie! Nie wziął w ogóle pod uwagę takiego obrotu sprawy. Iza patrzyła na nią z wyrzutem.
— No cóż, to w takim razie chociaż pani odzyska dzisiaj zgubę.
— To gdzie mam podjechać i kiedy?
Szybko podał adres i godzinę. Nie mieszkał daleko, tak naprawdę to niemal po sąsiedzku. Samochodem zaledwie pięć minut.
— Jedziesz ze mną — rzuciła do kuzynki.
— Ja? A po co?
— Podasz się za mnie.
Kuzynka patrzyła na nią jak na wariatkę. Magda nie wtajemniczyła jej w treść wiadomości z komórki tego mężczyzny. Po części ze zwykłego zażenowania tym, jak została nazwana, a po części z niechęci opowiadania o szczegółach wczorajszej kolacji. Iza nie musiała wszystkiego wiedzieć.
— Oj, proszę, zrób to dla mnie.
— A tak w ogóle, to czemu nie chcesz oddać mu jego telefonu?
— Mam swoje powody. Poza tym oddam mu, wyślę pocztą.
Iza szybko pojęła, że nie ma sensu wypytywać jej o szczegóły. Na razie Magda nie zamierzała najwidoczniej się tłumaczyć.
Pojechały pod wskazany adres i zgodnie z ustaleniami Magda pozostała w samochodzie nieopodal. Po chwili do kuzynki, czekającej pod klatką, wyszedł jakiś wysoki mężczyzna. Nie miała ze sobą okularów, więc intensywnie mrużyła oczy, próbując przyjrzeć się jego twarzy. Z początku nie była pewna, ale teraz już nie miała wątpliwości. Faktycznie, to był facet od jasnej marynarki… Garcia.
Dwoje ludzi rozmawiało ze sobą dłużej, niż to było konieczne, i zaczęło ją to powoli denerwować. Pewnie koleś zachodzi w głowę, jakim cudem wszedł w posiadanie komórki Izy… Oby tylko się nie wygadała! W końcu kuzynka wróciła do auta.
— Masz?!
— Masz, masz… Jasne! — Podała jej telefon, przy okazji głupio się uśmiechając od ucha do ucha.
— Coś taka uhahana?
— A boś straciła okazję… — Mrugnęła porozumiewawczo. — Przystojny ten znalazca. Mniam, mniam…
— Proszę cię!
— Wyobraź sobie, że facet kojarzy mnie z przedszkola naszych dzieci! Ja nie mam pamięci do twarzy, nawet takich przystojniaków. — Uśmiechnęła się na widok skwaszonej miny Magdy. — No co? Niezły jest, a ja się rozwodzę, więc mam prawo sobie chociaż popatrzeć.
— Jakby było na co… — Parsknęła z pogardą.
— A było, było. Żałuj.
Nie zamierzała niczego żałować. Choćby był jedynym facetem na ziemi, nie uznałaby go za godnego swojej uwagi. Kretyn!
— Wisisz mi przysługę — skwitowała krótko Iza.
— Jasne, jak mogę ci się odwdzięczyć?
Po chwili zastanowienia stanęło na obietnicy, że w piątek Magda odbierze jej córeczkę z przedszkola i pojedzie z nią na urodziny do parku trampolin. Iza miała spotkanie z prawnikiem w sprawie rozwodu, a czterolatka zapewne uznałaby za tragedię nieuczestniczenie w urodzinach koleżanki z grupy przedszkolnej. Magda zgodziła się bez wahania. Co prawda, będzie musiała odwołać tego dnia sesję na czacie, ale Ninka była tego warta. Uwielbiała tę małą!
Odwiozła Izę i zaczęła sprawdzać swoją komórkę. Oczywiście — Bartosz dobijał się od prawie dwóch godzin! Pięć nieodebranych połączeń i trzy wiadomości. Z tego całego zamieszania wyszło jednak coś dobrego. Facet uznał, że nie odbiera specjalnie, gdyż jest na niego obrażona za wczorajszy wieczór, a dokładnie za nadmierne spożycie alkoholu. Obiecał jej to wynagrodzić, zrobi „wszystko”, byle Magda mu wybaczyła i takie tam… A więc poszło lepiej, niż mogła sama zaplanować — teraz dyktowała warunki, ewentualna trzecia randka na pewno nie będzie tania!
Jedynym problemem był Garcia… Co, jeśli przejrzał jej komórkę? Mógł widzieć wiadomości od Bartosza i tym samym zorientować się, do kogo należy telefon. W takim wypadku, widząc Izę, pewnie się zastanawiał, dlaczego ją mu podstawiła. Jedyne, czego nie wiedział, to fakt, że jednak to ona posiadała jego telefon. Odeśle mu go pocztą i po sprawie, a te parę dni bez telefonu będzie dla niego adekwatną karą za niewybredne komentarze pod jej adresem. Pewnie zresztą nigdy więcej go nie spotka, więc niewiele to wszystko powinno ją obchodzić.