Читать книгу Spartan Up! - Jeff O’Connell - Страница 10
Poszukiwanie współczesnych Spartan
ОглавлениеDeath Race był pierwowzorem wyścigu Spartan Race i bardziej uporządkowaną wersją tego ultrabiegu, w którym rzuca się wyzwanie śmierci. Spartan Race opiera się jednak na tych samych regułach. Bo widzicie, Death Race to tak naprawdę bardzo dokładnie zaprojektowany proces, który ma na celu znalezienie właściwych osób. Takich, które w normalnym życiu wydają się zmotywowane i pełne zapału, ale które w określonych warunkach oraz w danych sytuacjach mogłyby wykorzystać te cechy do maksimum.
– Ile właściwie takich osób istnieje na świecie? – pytałem sam siebie.
Większość okazuje się rozczarowaniem, ponieważ w naszym społeczeństwie 99 procent ludzi szuka łatwych rozwiązań. Ale co takiego ma ten jeden procent, czego nie mają inni? Okazuje się, że oprócz bycia twardymi i cholernie wytrwałymi potrafią oni odsuwać w czasie „moment gratyfikacji” i nieustannie powiększać swoją skalę porównawczą – są to dwie cechy, o których napiszę więcej w dalszej części książki.
Po trzech lub czterech godzinach wyścigu Death Race każdy jest wyczerpany; reszta to po prostu ponad 72 godziny prawdziwej katorgi. Musisz się wtedy trzymać swego postanowienia, że dotrwasz do końca, mimo że każda komórka twojego ciała pragnie zrezygnować. Ludzie startujący w Death Race nie szukają sławy ani popularności. Ścigają się, doprowadzając się na skraj, aby dążyć do realizacji własnych celów. Ekstremalny wysiłek sprawia, że przez długie okresy odczuwają niewygodę i ból. Uczestnicy Death Race uparcie prą do przodu. Zdecydowali się na to i z każdą godziną postanawiają dalej znosić ból, nawet jeśli się on nasila.
Z psychologicznego punktu widzenia to, co wtedy robisz, to przesuwanie wbudowanej w twój organizm granicy stresu. Nasz mechanizm „walcz lub uciekaj” powinien się uruchomić, kiedy uciekamy przed lwem, aby ocalić życie, a nie kiedy nasze kiełki brukselki są lekko niedogotowane albo martwimy się tym, że nasz dom nie jest tak duży jak dom naszego kolegi z klasy, który właśnie został naszym znajomym na Facebooku. Najprostszym sposobem na to, aby przekonać nasz organizm, że stanie w korku nie jest warte wywołanej stresem furii, jest pokazanie mu, w kontrolowanych warunkach codziennego treningu, jak wygląda prawdziwy stres.
Codziennie rano zapewniam sobie 60 minut bólu – uwalnia to wszystkie rodzaje substancji odpowiadających za odczuwanie przyjemności po ciężkim treningu i w porównaniu z tym reszta dnia wydaje mi się łatwa. Co jakiś czas potrzebuję też czegoś więcej – muszę przesunąć granice wytrzymałości mojego ciała. Muszę wyjść w środku nocy na dziesięciogodzinną wyprawę rowerową z Andym. Wiem, że poszerzyłem swoją skalę porównawczą, kiedy padam na beton i wydaje mi się, że to najbardziej ekskluzywny materac na świecie.
Dzięki temu nic nie może mnie później zestresować. Jeśli przetrwałem ostatnią serię burpee, kiedy drżały mi wszystkie mięśnie, albo przebiegłem ostatnie pół kilometra, kiedy płonęły mi płuca, to z łatwością pokonam wszelkie przeszkody, jakie pojawią się przede mną w ciągu dnia.
Podczas maratonu lub triatlonu dokładnie wiesz, czego się spodziewać. Podczas wyścigu Death Race nie znasz czekających cię przeszkód i wyzwań. Po zakończeniu zawodów to procentuje. Docierając do mety, ludzie często zyskują potężne poczucie celu. Myślę, że jest ono silniejsze niż po maratonie i innych tradycyjnych biegach wytrzymałościowych, ponieważ Death Race jest wymagający pod bardzo wieloma względami.
– Ten wyścig był dla mnie momentem przełomowym – powiedział Will Bowden, jeden z pierwszych uczestników Death Race, który w roku 2013 ukończył zawody na piątym miejscu. – Każda sytuacja, która popycha cię do granic fizycznych lub psychicznych możliwości i pozwala ci decydować, czy chcesz się przed nimi zatrzymywać, czy je przekraczać i tworzyć nowe, zmienia rdzeń twojej osobowości. Death Race zrobił ze mną właśnie coś takiego.
Wiele osób przychodzi do mnie i mówi, że wyścig zmienił ich życie. Dzieje się tak, ponieważ Death Race buduje coś, co nazywamy „odpornością na przeciwności”, czyli umiejętność przezwyciężania niespodziewanych przeszkód bez popadania w nadmierny stres. Z naukowego punktu widzenia jest to zdolność unikania reakcji „walcz lub uciekaj” i zachowywania spokoju oraz jasności myśli. Zdobywa się ją dzięki określonemu przygotowaniu, które zapobiega odczuwaniu stresu w nietypowych dla nas sytuacjach. Oto kilka klasycznych przykładów praktykowania odporności na przeciwności, jakie stosowano w ciągu ostatnich tysięcy lat:
1 Greccy stoicy wierzyli, że największą życiową przeszkodą jest nie śmierć, ból ani cierpienie, ale tchórzostwo. Ćwicząc się w akceptowaniu tego, czego nie można zmienić, i w budowaniu własnej odwagi, wyeliminowali strach przed śmiercią.
2 Tybetańscy mnisi uważają, że największą przeszkodą jest brak kontroli nad własnym umysłem. Całymi dniami sypią więc z piasku mandale, a kiedy obraz jest gotowy, zamiatają efekt swojej pracy szczotką. Nie chodzi o przeznaczenie, ale o samą podróż i o proces, który daje im możliwość trenowania własnej świadomości, skupienia oraz kontroli.
3 Adepci kung-fu muszą przezwyciężyć przeciwność, jaką jest zmęczenie. Dlatego mistrz każe swoim uczniom wnosić na szczyt góry podkłady kolejowe, a następnie znosić je z powrotem. Jest to wysiłek bezproduktywny, ale adept kung-fu nie będzie miał później problemu, aby wbiec na górę bez dodatkowego ciężaru.
4 Trener Michaela Phelpsa, Bob Bowman, uważał, że największymi przeszkodami dla jego podopiecznego są niespodziewane wyzwania mogące doprowadzić do utraty przez niego koncentracji. Dlatego też przygotowując Phelpsa do igrzysk olimpijskich, odbierał go na trening zbyt późno, żeby musiał opuścić posiłek, albo zbijał mu gogle przed wejściem do basenu. Kiedy podczas igrzysk w 2012 roku Phelpsowi pękły gogle, zdołał przezwyciężyć tę przeszkodę i zdobył złoty medal.
Niezależnie od tego, jakie człowiek ma marzenia i czy jest sportowcem, czy nie, napotka na swej drodze przeszkody. Pytając ludzi o to, czego pragną w życiu, otrzymamy bardzo różne odpowiedzi. Wymarzone życie 30-letniego mężczyzny żyjącego na ulicy w Tajlandii będzie zupełnie inne niż wymarzone życie 16-latka przebywającego na łodzi w okolicach wysp Hamptons. Wątpliwe, czy istnieje jeden idealny wzór „dobrego życia”. W pewnym momencie wszyscy doświadczymy bólu i rozczarowania. Niespodziewanie umrze nasz krewny. Zdradzi nas przyjaciel. Stracimy pieniądze. Jak to mówią, shit happens.
Death Race jest trudny, zgadza się? Lekko przerażający. A jednak decydujesz się wziąć w nim udział, wytrzymujesz i jakoś udaje ci się przetrwać. Wtedy wszystko inne w życiu wydaje się nieistotne. Założyłeś do pracy elegancki garnitur i zaczęło padać. Wielkie mi rzeczy. Podano ci chłodną kawę, samochód rano nie zapalił, a dzieciaki wrzeszczą. Wszystko to pestka, bo zbudowałeś sobie odporność na przeciwności. Czujesz się ze sobą dużo lepiej. Jesteś pewniejszy siebie. Staje się to zaraźliwe. To doświadczenie zmienia twoje życie.
Podczas każdego wyścigu Death Race spotkasz elitarnych sportowców, olimpijczyków, żołnierzy z Navy SEAL, pierwszoligowych futbolistów, zapaśników i tak dalej. Niezależnie od tego, co ci ludzie robili w życiu, motywujemy ich do wchodzenia na nowy poziom. E-maile, które później otrzymujemy, są do siebie bardzo podobne: „Zmieniliście moje życie. To niewiarygodne”. To nie tak, że wygrali u nas na loterii i daliśmy im 40 milionów dolarów. To nie tak, że nagle daliśmy im piękną żonę i piękne dzieci. Daliśmy im jedynie posmak tego, jak kiedyś wyglądało ludzkie życie.
Dostajemy też coś w zamian: inspirację.
– Wymyśliliśmy Death Race, żeby odszukać ludzi, z którymi mielibyśmy ochotę spędzać czas – wyjaśnia Andy. – Chcieliśmy otaczać się osobami, które nas inspirują. A ludzie najbardziej nas inspirujący to ci, którzy się nie uginają, nie rezygnują, nie idą na skróty i nie zawodzą. Każdy z nas może być kimś takim, jeśli chce. Trzeba tylko zarezerwować dzisiaj czas i dokonać poświęcenia, żeby później mieć tego czasu więcej.
Spartańska linia startu
Ze względu na ekstremalny charakter wyścigów Death Race mogą brać w nich udział wyłącznie elitarni sportowcy, którzy mają czas na intensywne treningi. Stosując tę zasadę, pomijaliśmy jednak zdecydowaną większość populacji. Postanowiliśmy więc stworzyć bardziej przystępną wersję tej imprezy, aby wyczerpanie ekstremalnym, przygodowym i wytrzymałościowym biegiem mogły poznać miliony osób, które normalnie by tego nie doświadczyły. Spartan Race miał zawierać elementy Death Race, ale zmodyfikowane w taki sposób, aby ludzie rzeczywiście mogli brać w nim udział – chcieliśmy, aby ten wyścig był odpowiedni zarówno dla początkujących sportowców, jak i dla poważnych zawodników. Tylko w ten sposób mogliśmy stworzyć popularny ruch sportowy i zmienić świat na lepsze.
Początkowy koncept był w najlepszym razie mglisty: wiedzieliśmy tylko, że ma to być pieszy wyścig z naturalnymi i sztucznymi przeszkodami, który będzie testował fizyczną oraz psychiczną sprawność zawodników. Miał się odbywać na suchym lądzie, w wodzie, w błocie, a nawet w ogniu. Ostateczny jego kształt opracowaliśmy w oparciu o przeszkody i wyzwania, które człowiek powinien umieć pokonać, bo w takiej czy innej formie wykonuje je od stuleci. Innymi słowy, wszystko na trasie powinno być w zasięgu możliwości uczestników i nie wymagać żadnego specjalnego wyposażenia – jedynie dużo serca i genów, które nakazują ci wytrwać.
Na początku nie wiedzieliśmy, jak nazwać ten nowy wyścig. Pamiętam, jak siedzieliśmy w kuchni naszego wiejskiego domu razem z Andym, Courtney i innymi współpracownikami i rzucaliśmy dziesiątkami nazw. Żadna nam się nie podobała. Ta właściwa powinna być wyczerpująca, zrozumiała dla wszystkich i poważna.
Wróciłem wspomnieniami do szkolnych lekcji historii, na których uczyliśmy się o Spartanach ze starożytnej Grecji. Opowieści o tych wojownikach zrobiły na mnie wtedy duże wrażenie i pozostały ze mną na zawsze.
– Nazwijmy to Spartan Race – powiedziałem.
Wszyscy zamilkli. Nie było żadnych sprzeciwów, nie było potrzeby dyskusji. To miała być nasza nazwa, ponieważ Spartanie uosabiali wszystko, w co wierzyliśmy. Byli silnymi, odważnymi i zaradnymi obywatelami, którzy nie tolerowali mazgajstwa. Słynęli z tego, że potrafili pokonać znacznie liczniejsze armie wyłącznie dzięki silnej woli. W równej mierze skupiali się na ciele co na umyśle.
Podobało nam się również to, że Spartanie żyli w starożytności, ponieważ w naszej filozofii silnie sprzeciwialiśmy się nowoczesnemu społeczeństwu i z nostalgią myśleliśmy o bardziej prymitywnych czasach, kiedy do lasu chodziło się bez nawigacji GPS i wytyczało własne szlaki, zamiast szukać skrótów przygotowanych przez innych, i zaczynało się dzień bez kawy ze Starbucksa.
– Coś ci nie poszło? – mawia Andy. – To wyobraź sobie, co czuli ci pod Termopilami.
Tworzenie tej dyscypliny sportu, imprezy czy jakkolwiek by tego nie nazywać, stało się bardzo angażujące. Błagałem przyjaciół z Queens, krewnych i wszystkich znajomych o pomoc w rozpowszechnianiu tej koncepcji prostszego i formalnie zorganizowanego wyścigu Death Race. Czegoś, w czym mógłby wziąć udział każdy. Czegoś, co mogło się kiedyś stać dyscypliną olimpijską. Każdemu, kto chciał nas słuchać, powtarzaliśmy:
– Po prostu się zapisz. Nie martw się, czy masz wystarczające umiejętności i czy jesteś w odpowiedniej formie.
Zorientowaliśmy się, że z chwilą zapisania się na Spartan Race ludzie zaczynali trenować bardziej intensywnie. Czuli się zmotywowani, aby ukończyć wyścig, i podczas codziennych treningów zmuszali się do coraz większego wysiłku. To normalne, że przed zawodami intensywnie się trenuje, i oni właśnie to robili. A kiedy pojawiali się na wyścigu, byli w formie, o której wcześniej tylko marzyli, i potrafili przekroczyć linię mety razem z innymi. Poznawali też więcej prosportowo nastawionych osób.
Możecie pomyśleć, że to wszystko to jakieś szaleństwo… ale wyobraźcie sobie, co by było, gdyby wszyscy zaczęli to robić.