Читать книгу Spartan Up! - Jeff O’Connell - Страница 8
OŚWIADCZENIE UCZESTNIKA SPARTAN RACE
ОглавлениеWszyscy uczestnicy wyścigu Spartan Race oraz towarzyszących mu konkurencji muszą przyjąć do wiadomości wszelkie niedogodności i wyrazić zgodę:
1) Podczas udziału w wyścigu Spartan Race istnieje poważne ryzyko wystąpienia kontuzji lub śmierci. Mam tu na myśli głównie, choć nie tylko: utonięcia, podtopienia, zwichnięcia, naciągnięcia, złamania, oparzenia i odmrożenia, obrażenia powstałe w wyniku potrąceń przez pojazdy i kontaktu z trującymi roślinami, pogryzienia przez zwierzęta oraz ukąszenia.
Poza tym należy liczyć się z ryzykiem obrażeń podczas: brodzenia w wodzie, wspinaczki, jazdy rowerem, marszu, jazdy na nartach i chodzenia w rakietach śnieżnych, a także poruszania się łodzią, ciężarówką, samochodem albo innym środkiem lokomocji. Wszyscy uczestnicy muszą również zdawać sobie sprawę z ryzyka wystąpienia zawału serca, paraliżu albo śmierci. Przestrzeganie spartańskich zasad, stosowanie odpowiedniego wyposażenia i utrzymywanie dyscypliny mogą je zmniejszyć, ale nie sposób całkowicie ich wykluczyć.
2) W pełni rozumiem powyższe niebezpieczeństwa i dobrowolnie akceptuję wszystkie związane z wyścigiem formy ryzyka, zarówno te znane mi, jak i nieznane.
Oto warunki, na które muszą wyrazić zgodę wszyscy zawodnicy chcący wziąć udział w moim Spartan Race. Możecie pomyśleć, że chronię w ten sposób tylko własny tyłek, ale jeśli przez chwilę się nad tym zastanowicie, zrozumiecie, że tak naprawdę jest to oświadczenie, które powinna podpisać każda osoba zamierzająca po prostu żyć. Ja tak właśnie żyję: po spartańsku. I mogę was zapewnić, że płynące z tego korzyści znacznie przewyższają ryzyko.
Nazywam się Joe De Sena i dorastałem w nowojorskiej dzielnicy Queens. Nie byłem urodzonym sportowcem, ale mimo wszystko ostatecznie sport stał się moją wizytówką. Bo widzicie, jestem pomysłodawcą wyścigu Spartan Race, który w ciągu dziesięciu lat z wariackiego biegu z przeszkodami zmienił się w wartą kilka milionów dolarów globalną firmę lajfstajlową. Milion hardkorowych fanatyków opiera obecnie swoje życie na kodeksie, który dla nich stworzyliśmy, a wielu innych ludzi po prostu ten kodeks stosuje. W każdy weekend tysiące uczestników zbierają się na naszych zawodach, organizowanych przez cały rok we wszystkich zakątkach świata. Ci ludzie dążą do samorozwoju i chcą odpowiedzieć na wyzwanie: „Bądź jak Spartanin!”. Jestem ich największym kibicem i najgorszym koszmarem – często jednocześnie.
Ludzie mogą uważać mnie za szaleńca, sadystę, maniaka, samobójcę albo wszystko naraz, ale i tak do mnie ciągną, wyczuwając w jakiś sposób, że w tym szaleństwie jest metoda. I że moje zasady zmieniają ludzkie życie, tworzą nowe możliwości, przynoszą efekty.
W 2009 roku Noel Thompson, jeden z trenerów olimpijskiej kadry zapaśników, wysłał do mnie swoich zawodników na weekend. Noela poznałem kilka miesięcy wcześniej, podczas jednego z moich wyścigów – był zaintrygowany moimi unikalnymi i często szalonymi metodami treningowymi. Uznał, że mogę pomóc jego drużynie.
Zadbałem o to, aby po pięciogodzinnym locie i przybyciu na lotnisko Rutland zapaśnicy musieli się skonfrontować z niespodziewaną sytuacją. Nie powiedziano im, dlaczego przylatują się ze mną zobaczyć, i nie wiedzieli, czego spodziewać się na miejscu. Wylot zorganizował im ich trener, ale zapaśnicy, należący do najlepszych na świecie, nie mieli pojęcia, co to właściwie za wyprawa i w jakim treningu mają wziąć udział.
Chciałem zapewnić im odpowiednie wprowadzenie do spartańskiego stylu życia, dlatego kazałem kierowcy odebrać ich z lotniska, a następnie w bezceremonialny sposób wysadzić na poboczu drogi numer 100 do Vermont. Aby dostać się do mojej farmy, stanowiącej również siedzibę Spartan Race, musieli pokonać pieszo 15 kilometrów w górzystym terenie i drogą o bardzo wąskim poboczu. Było bardzo zimno i zapaśnicy kilka razy próbowali do kogoś zadzwonić, ale ponieważ znajdowali się na pustkowiu, nie mieli zasięgu. Ubrani byli raczej jak na spotkanie biznesowe niż na marsz w górach, musieli nieść również swoje bagaże. W taki właśnie sposób, z dala od nowoczesnej siłowni, rozpoczęli weekendowy trening z jakimś mieszkającym w górach szaleńcem.
Zawodnicy uznali to przywitanie za wariackie, a przede wszystkim za nieuprzejme. Nie tak traktowało się członków reprezentacji olimpijskiej. A jednak była w tym metoda. Ci chłopcy należeli do najlepszych zapaśników na świecie, lecz, jak większość z nas, przez całe życie prowadzeni byli przez kogoś za rękę – w ich wypadku zadanie to wypełniali trenerzy. Musiałem sprawdzić, jak zareagują, kiedy ich zapał zostanie poddany szaleńczej próbie. Najlepsze wino powstaje z winogron dojrzałych ponad miarę, diamenty rodzą się z węgla poddanego olbrzymiemu ciśnieniu, a miecz, aby stał się doskonałą bronią, należy wielokrotnie kuć i hartować. Na tej samej zasadzie reakcja tych zapaśników na stres związany z moimi metodami treningowymi miała mi pokazać, czy są to tylko olimpijskiej klasy sportowcy – to już wiedziałem – czy również prawdziwi mistrzowie. W końcu w każdej kategorii wagowej przyznaje się tylko jeden złoty medal.
W ramach treningu kazałem im porąbać olbrzymią górę drewna, a następnie przenieść je i ułożyć. Musieli bardzo dużo maszerować. Mam wielką szpulę kabla, która waży prawdopodobnie jakieś 140 kilogramów – kazałem im wtaczać ją na szczyt wzgórza. Chodzili w górę i w dół z workami z piaskiem, kopali rowy, wspinali się po skałach i pływali – musieli pokonać w wodzie łącznie około 13 kilometrów. Wykonywali dużo jogi bikram w ponadczterdziestostopniowym upale.
Z początku wydawali się niezbyt szczęśliwi – nie był to rodzaj treningu, do którego przygotowywali się przez ostatnie 15 lat, i wszystko to wydawało im się bezsensowne. Narzekali między sobą i zastanawiali się, co właściwie tutaj robią. Byli tu tylko dlatego, że dostali takie polecenie od trenera.
Nie widzieli w tym żadnego sensu – do czasu, kiedy kilka miesięcy później dostałem telefon od jednego z nich. Wygrał właśnie mistrzostwa świata i chciał mi podziękować. Kiedy u mnie ćwiczył, zmieniła mu się perspektywa. Kiedy jesteś na macie, do końca walki pozostaje dziesięć sekund, a twój rywal cię obija, myślisz sobie, że wytrzymałeś 48 godzin z tym pierdolonym szaleńcem w Vermont. Wiesz, że wytrzymasz też te dziesięć sekund. Od tego właśnie zależało, czy ten chłopak zostanie mistrzem świata, czy nie.
Wyścig z przeszkodami, podczas którego kilka miesięcy wcześniej poznałem trenera Thompsona, wymagał od zawodników pokonania dużego dystansu kajakami, a w pewnym momencie przeciągnięcia ich na odległość 20 metrów w chwastach i mule głębokim po pas. Wszystkie inne zespoły dały radę, ale Noel, wyprzedzający pozostałych zawodników ze swojej drużyny o jakieś 100 metrów, nagle utknął. Nie zatrzymał go muł, ale jego własny umysł, który nie pozwolił mu wejść w błoto z kajakiem, tak jak zrobili to pozostali. Odruchowo chwyciłem go razem z jego kajakiem i przeciągnąłem przez bagno. Po drugiej stronie udało mi się zepchnąć go do rzeki.
Thompson, podobnie jak bardzo wielu innych zawodników, których widziałem, po prostu nie potrafił się przystosować do nieznajomych warunków. Przez całe życie unikał błota i w chwili, kiedy się w nim zanurzył, wszystkie jego obawy oraz zaszczepiane od zawsze przestrogi w stylu: „Nie pobrudź się!” – formułowane przez rodziców, nauczycieli i tak dalej – nagle wypłynęły na powierzchnię, całkowicie go paraliżując. Nie miał pojęcia, jak sobie z tym poradzić.
Później, po wyścigu, podszedł do mnie i zapytał:
– Możemy pogadać?
– Jasne – odparłem. – O co chodzi?
– Jak ty się tego nauczyłeś?
– Trzeba po prostu wejść w muł i ruszyć przed siebie.
Nie zastanawiam się nad tym. Tak właśnie podchodzę do życia: stawiam jedną stopę przed drugą, skupiam się na jakimś małym, osiągalnym celu i wtedy prawie wszystko jest możliwe. W rezultacie nauczyłem się przeć do przodu, kiedy wszyscy inni – nawet ten trener światowej klasy sportowców – stają w miejscu. Jak mógł zostać tak sparaliżowany? Uważam, że trzeba się czemuś poświęcić, a potem to zrobić, niezależnie od wszystkiego. Thompson pozwolił, żeby do głowy wkradło mu się zwątpienie – jest to jeden z podstawowych błędów, jakie ludzie bez przerwy popełniają.
Podczas zapasów nie zostaniesz unieruchomiony w błocie – przynajmniej nie podczas zapasów na poziomie olimpijskim – ale możesz dać się unieruchomić w jakimś silnym chwycie albo w innej trudnej sytuacji. Zapasy należą do najbardziej nieprzewidywalnych dyscyplin sportowych. Walka olimpijska ma swój początek i koniec, ale nie sposób przewidzieć, co wydarzy się w ciągu tych pięciu minut. Nie sposób przewidzieć, ile energii będziesz musiał zużyć ani co spotka cię na macie. Zapasy nie są tak prostą dyscypliną jak na przykład maraton. Twój przeciwnik może się zachowywać całkowicie nieprzewidywalnie, nieustannie próbując chwytów, z których nie będziesz mógł się wyzwolić.
Trener Thompson przysłał więc do mnie swoich zawodników, ponieważ wiedział, że pomogę im przygotować się na to, co niespodziewane. Mogłem nauczyć tych elitarnych sportowców, że jeśli odpowiednio dużo wycierpią poza matą, będą mogli sprostać każdemu wyzwaniu na macie. Moim celem nie było przygotowanie ich do wygranej – miałem przygotować ich na to, co nieznane.
Najlepszym przykładem nieznanego jest muł. Przykleja się do nas, spowalnia nas i próbuje nas zatopić. Od początku istnienia ludzkości mężczyźni i kobiety musieli zmagać się z błockiem. Muł spowolnił Napoleona pod Waterloo, przeszkodził nazistom w najeździe na Rosję i zmienił używany przez wietnamskich powstańców szlak Ho Chi Minha w tor przeszkód. Mieszanka ziemi i wody, która przylepia ci się do butów, zmieniła historię świata. Podejrzewam, że i ciebie kilka razy opóźniła.
Podczas wyścigów Spartan Race zawsze konfrontujemy zawodników z błotnistymi kałużami i bagnami, w których człowiek zanurza się, tylko jeśli jest do tego zmuszony. Przeszkody te przygotowują ludzi na „błoto” codziennego życia i na problemy, które ciągną nas na dno, a przynajmniej próbują. Może nie dostałeś tego awansu, ale pokażemy ci, jak dalej wytrwać w pracy. Może zostałeś porzucony, ale chcemy, żebyś szukał nowego partnera z pozytywnym nastawieniem. Kiedy jesteś wyczerpany i nie masz już sił, błoto może przeważyć szalę i podsycić w tobie pragnienie kapitulacji. Na każdej trasie znajduje się więc przynajmniej jedna błotna pułapka. Bez nich Spartan Race nie byłby taki sam.
To jednak dopiero początek. Spartan Race zmusza cię do osiągnięcia czegoś więcej. Dlatego właśnie każemy ci pokonać brutalną trasę, która pozostaje w pamięci na zawsze. Naszą misją jest zaskoczyć naszych zawodników, doprowadzić ich ciała i umysły na skraj wytrzymałości oraz pomóc im stać się zdrowszymi dzięki trudnym, ekstremalnym i wymagającym wyścigom z przeszkodami. Spartańskie zawody uodparniają ludzi na załamania.
Moim celem podczas każdego wyścigu Spartan Race jest zmusić zawodników do przezwyciężenia ich chwilowej potrzeby komfortu, a przez to umożliwić im przeskoczenie samych siebie. Każdy może wbiec na górę. Ale wczołgać się na nią pod rozciągniętym na 100 metrach drutem kolczastym? Przeszkody i wyzwania psychiczne wymagają od naszych sportowców bezwzględnej zwinności i sprawności, a także elastyczności w obliczu wielu niespodzianek.
Spartan Race jest dla każdego, kto chce zmienić swoje życie i życie otaczających go osób. Standardowy schemat wygląda tak: zaczynasz od zawodów Spartan Sprint, gdzie na dystansie niecałych pięciu kilometrów pokonujesz 15 przeszkód, następnie bierzesz udział w Spartan Super, czyli prawie 13-kilometrowym wyścigu z 20 przeszkodami, aż w końcu zaczynasz myśleć o największym i najtrudniejszym biegu spartańskim, czyli Beast, podczas którego trzeba pokonać ponad 21 kilometrów oraz 25 przeszkód. Odległości te nie zostały wybrane przypadkowo. Uznałem, że dystans wyścigu Spartan Sprint musi zostać dostosowany do możliwości współczesnego społeczeństwa: każdy powinien być w stanie wstać z kanapy i przebiec pięć do siedmiu kilometrów. Super miał być wyzwaniem, ale takim, któremu może sprostać zarówno wysportowany nowicjusz o dobrej kondycji, jak i zawodnik innej dyscypliny. Z kolei Beast zaprojektowany został w celu testowania silnej woli nawet najtwardszych sportowców.
Nasz sezon kończy się we wrześniu zawodami Spartan World Championship, dlatego już w styczniu wielu z naszych zawodników wychodzi z zimowej hibernacji i zaczyna budować formę przed tą imprezą.
To nie są zawody, których pomysłodawca i współwłaściciel (to znaczy ja) ogląda rozgrywki z wygodnego, klimatyzowanego boksu, czekając na pięciosekundową przebitkę po jakimś partactwie albo przyłożeniu, kiedy kamera ma pokazać, czy jest wkurzony, czy może świętuje ze swoimi eleganckimi przyjaciółmi. Podczas Spartan Race wszyscy zanurzamy się w tym samym ferworze walki, a ja próbuję wejść w relację z każdym zawodnikiem albo przynajmniej na każdego zwrócić uwagę. Niezależnie od tego, gdzie się pojawiam, ludzie najczęściej pytają mnie: „Jak udaje ci się pozostać zmotywowanym?”. Dzięki temu wiem, że tysiące ludzi, którzy zadają mi to pytanie, potrzebują naszej pomocy w odnajdywaniu motywacji. Nie jest to łatwe, ale warto to robić.
Większość spartańskich zawodników znajduje się już daleko na ścieżce motywacji, ale niektórzy dopiero na nią wkraczają. Według mnie nasze wyścigi wzbudzają w człowieku silniejsze poczucie celu niż maratony czy inne tradycyjne zawody wytrzymałościowe. Myślę, że to dlatego, że imprezy Spartan Race stanowią wyzwanie na wielu poziomach, a jednocześnie są całkowicie w zasięgu ręki. Człowiek harujący całymi dniami w biurze nie wystartuje w zawodach Ironman. Za 80 dolarów może jednak wziąć udział w pięciokilometrowym biegu Spartan Sprint.
Aby zrozumieć unikalność i energię naszych biegów, trzeba w którymś z nich wystartować. Uczestnik ma wrażenie, że znajduje się równocześnie na zawodach sportowych i na koncercie rockowym. Jesteśmy skrzyżowaniem nowojorskiego maratonu i festiwalu Burning Man, doprawionym do smaku szczyptą prymitywnego szaleństwa. Gdybyś pojawił się na wyścigu, pewnie zadałbyś sobie pytanie: „Kim są ci ubłoceni i spoceni ludzie, z których wielu ma pomalowane twarze i śpiewa wspólnie przed rozpoczęciem zmagań? Skąd się wzięli i co ich skłoniło, żeby dobrowolnie robić coś takiego? Przecież to się wydaje cholernie trudne”. Stopień poświęcenia naszych zawodników odzwierciedlają nasze statystyki. Na początku wyścig kończyło średnio około 65 procent uczestników, a dziś jest to prawdopodobnie około 90 procent, choć w przypadku Spartan Beast wskaźnik ten jest odrobinę niższy. Każdy z zawodników mówi coś takiego:
– Byłem gruby.
– Miałem kiepską kondycję.
– Nudziło mnie moje życie.
A potem odkryli Spartan Race i wszystko się zmieniło.
Spartańscy zawodnicy stanowią idealny przekrój amerykańskiego społeczeństwa. Jeśli chodzi o wiek, to raczej nie zobaczysz czołgających się w błocie dzieci czy większości seniorów (choć jeśli jakaś starsza osoba chce spróbować, zachęcamy ją do tego). W zawodach biorą udział głównie mężczyźni i kobiety w wieku od kilkunastu do pięćdziesięciu kilku lat, pokonujący trasy w różnym tempie. Nie są to wyłącznie supersportowcy – choć o wielu z nich rzeczywiście można tak powiedzieć. Znajdują się wśród nas wysportowane mamy, zwycięzcy w walce z rakiem, osoby odchudzające się i wszyscy inni, którzy mają w sobie ogień determinacji.
Spartan Race ukazuje też pełen przekrój wykonywanych w Ameryce zawodów. Nasze wyścigi przyciągają bankierów, studentów, żołnierzy, nauczycieli, hydraulików, policjantów, strażaków i przedstawicieli wielu innych profesji. Niektórzy uczestnicy wywodzą się z odmiennych dyscyplin sportowych, takich jak maratony, triatlony, kulturystyka, CrossFit, mieszane sztuki walk czy joga. Dla innych jest to pierwszy kontakt ze zorganizowaną aktywnością sportową.
Dlaczego zawodnicy godzą się na tak olbrzymi wysiłek? Po co poddają się takim torturom, skoro nie czeka ich żadna wymierna nagroda, a jedynie koszulka i poklepanie po plecach? Dlaczego ja i inni bierzemy udział w tak nieprawdopodobnie wymagających wyścigach i wyruszamy w trasy, które mogą nas złamać, a w najlepszym wypadku sprawić, że wielokrotnie poczujemy się bezsilni? Czy nie po to wymyśliliśmy samochody, klimatyzację oraz windy, żeby właśnie tego unikać?
Od małych sal ze spinningiem przez szkoły tańca aż po CrossFitowe „boxy” wszędzie widać powszechne zainteresowanie dbaniem o sprawność fizyczną. Zamiast wysypiać się w niedzielny poranek, Spartanie wolą się poddawać piekielnym sprawdzianom woli i siły fizycznej. Robią to, ponieważ chcą czegoś więcej niż wygody, przeciętności i ekskluzywnej szczotki do czyszczenia sedesu. Prawdopodobnie zrozumieli – niekoniecznie wypowiadając to na głos – że przygotowując się do takiego wyścigu, a potem biorąc w nim udział, staną się lepsi, nawet jeśli w danym momencie większość z nich wygląda, jakby była na wojnie.