Читать книгу Jerzy Urban - Jerzy Urban - Страница 35
Lewica się pana wstydzi. I to nie za styl życia sytego sybaryty, bo sama taki prowadzi. Jaki jest więc główny powód pana zdaniem?
ОглавлениеBo nie miałem tęsknoty do tego, żeby się uperfumować Michnikiem po roku 90. Oni się lepili do byłych przeciwników, żeby zdobyć akceptację. Przyjaźń Michnika ich nobilitowała, przyjmowała ich w obręb nowego ustroju jako swoich. A przyjaźń z Urbanem ich hańbiła. Byłem oknem witrynowym poprzedniego ustroju i przyznawanie się do mnie przypominałoby ich reżimowe korzenie. Zupełnie nie leżało to w ich interesie. Owszem, stosunki były bardzo kurtuazyjne i towarzysko rozwinięte, długo mieszkaliśmy obok siebie na jednym osiedlu, nazwanym przez lud Zatoką Czerwonych Świń – Kwaśniewski, Miller, ja, Oleksy. Potem oni zaczęli robić kariery, a ja byłem miazmatem przeszłości. Punktem granicznym było to, jak się pokazałem z szampanem i językiem w ’93 roku w sztabie wyborczym po wygranych przez lewicę wyborach. Nie miałem wyobrażenia, że stanie się to symbolem odbierającym im przyjemność zwycięstwa, że oto stara twarz przejmuje ich sukces. Jak następnego dnia zobaczyłem siebie, a nie Kwaśniewskiego na czołówkach wszystkich gazet, to zrozumiałem, że zabrałem im widowisko. I stałem się dla nich postacią hańbiącą. Ale nie myślałem, że będzie się to za mną ciągnęło przez lata.