Читать книгу Trzeci klucz - Jo Nesbo - Страница 4
Część pierwsza
4. ECHO
Оглавление– Śnieg?
Harry krzyczał do telefonu komórkowego, maszerując ulicą.
– Oczywiście – odparła Rakel. Połączenie z Moskwą było marne i jej słowom towarzyszyło trzeszczące echo: -…iście.
– Halo?
– Lodowato tutaj…taj, i na zewnątrz, i w środku…ku.
– A na sali sądowej?
– Też dobrze poniżej zera. Kiedy tu mieszkaliśmy, nawet jego matka powtarzała, że powinnam zabrać Olega i wynieść się stąd. Teraz siedzi razem z innymi i śle mi nienawistne spojrzenia…enia.
– Jak idzie sprawa?
– Skąd mam wiedzieć?
– No cóż. Po pierwsze jesteś prawniczką, a po drugie mówisz po rosyjsku.
– Harry! Podobnie jak sto pięćdziesiąt milionów Rosjan nie rozumiem kompletnie nic z tutejszego systemu sądowniczego, okej…kej?
– Okej. A jak Oleg to przyjmuje?
Harry powtórzył pytanie jeszcze raz i nie mogąc doczekać się odpowiedzi, przesunął ekran przed oczy, żeby sprawdzić, czy połączenie nie zostało przerwane, ale sekundy pokazujące czas trwania rozmowy mijały. Znów przyłożył telefon do ucha.
– Halo?
– Halo, Harry, słyszę cię…eee. Bardzo za tobą tęsknię…eee. Dlaczego się śmiejesz…esz?
– Bo sama sobie przeczysz. To przez to echo.
Harry dotarł już do drzwi, wyjął klucz i wszedł na klatkę.
– Uważasz, że marudzę, Harry?
– Oczywiście, że tak nie uważam.
Harry kiwnął głową Alemu, który usiłował przecisnąć saneczki przez drzwi do piwnicy.
– Kocham cię. Jesteś tam? Kocham cię! Halo?
Oszołomiony Harry oderwał się od martwego telefonu i dopiero wtedy zauważył promienny uśmiech swego pakistańskiego sąsiada.
– Tak, tak, ciebie też kocham, Ali – mruknął, z mozołem ponownie wstukując numer Rakel.
– Wciśnij Repeat – poradził Ali.
– Co?
– Nic. Posłuchaj, daj znać, jeśli będziesz miał ochotę wynająć swoją piwnicę. Rzadko z niej korzystasz, prawda?
– To ja mam piwnicę?
Ali przewrócił oczami.
– Od jak dawna tu mieszkasz, Harry?
– Mówiłem ci już, że cię kocham.
Ali popatrzył na niego pytająco, ale Harry ostrzegawczo machnął ręką, sygnalizując, że znów ma połączenie. Wbiegł na górę po schodach, trzymając klucz przed sobą jak różdżkę.
– No dobrze, teraz możemy rozmawiać – powiedział, gdy znalazł się za drzwiami swego urządzonego po spartańsku, lecz porządnego dwupokojowego mieszkania, kupionego za nieduże pieniądze pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy rynek handlu nieruchomościami przeżywał najgorsze chwile. Czasami sobie myślał, że przy zakupie tego mieszkania wykorzystał już całą swoją życiową porcję szczęścia.
– Chciałabym, żebyś mógł być tu z nami, Harry. Oleg też za tobą tęskni.
– Powiedział tak?
– Nie musi mówić. Pod tym względem jesteście identyczni.
– Posłuchaj, właśnie przed chwilą wykrzyczałem, że cię kocham. Trzy razy. Słuchał tego sąsiad. Wiesz, ile coś takiego kosztuje?
Rakel się roześmiała.
Harry kochał ten śmiech. Pokochał go, gdy tylko usłyszał go pierwszy raz. Instynkt podpowiedział mu wtedy, że jest gotów na wszystko, byle tylko móc go słyszeć częściej. Najchętniej codziennie.
Zrzucił buty i uśmiechnął się, widząc, że automatyczna sekretarka w przedpokoju mruga, dając znak, że jest dla niego jakaś wiadomość. Nie musiał być jasnowidzem, by wiedzieć, że to Rakel wcześniej dzwoniła. Nikt inny nie telefonował do Harry’ego Hole prywatnie.
– Skąd wiesz, że mnie kochasz? – zagruchała Rakel. Echo zniknęło.
– Czuję, że robi mi się ciepło w… Jak to się mówi?
– W sercu?
– Nie, raczej tak bardziej z tyłu i pod sercem. W nerkach? W wątrobie? W śledzionie? Tak, chyba tak, robi mi się ciepło w śledzionie.
Harry nie był pewien, czy z drugiego końca linii słyszy płacz czy śmiech. Wcisnął guzik Play automatycznej sekretarki.
– Mam nadzieję, że za dwa tygodnie będziemy w domu – powiedziała Rakel w komórce, nim zagłuszył ją głos z sekretarki.
– Cześć, to znowu ja…
Poczuł, że serce podskakuje mu w piersi i zareagował, nim zdążył pomyśleć. Wcisnął Stop. Ale echo słów, wypowiadanych lekko zachrypniętym przymilnym kobiecym głosem, wciąż odbijało się wśród ścian.
– Co to było? – spytała Rakel.
Harry nabrał powietrza. Jakaś myśl próbowała dotrzeć do jego mózgu, nim odpowiedział, ale się spóźniła.
– Tylko radio. – Odchrząknął. – Kiedy będziesz wiedziała, daj mi znać, którym samolotem wracacie. Wyjadę po was.
– Oczywiście, że dam ci znać – odparła Rakel z lekkim zdziwieniem w głosie.
Zapadła niezręczna cisza.
– Muszę już kończyć – powiedziała wreszcie Rakel. – Zdzwonimy się wieczorem o ósmej?
– Tak. To znaczy nie. Będę zajęty.
– Mam nadzieję, że wyjątkowo czymś przyjemnym.
– No cóż. – Harry wypuścił powietrze z płuc. – W każdym razie jestem umówiony z kobietą.
– No proszę. A kto jest tą szczęśliwą wybranką?
– Beate Lønn. Nowa funkcjonariuszka z Wydziału Napadów.
– A okazja?
– Pogawędka z mężem Stine Grette, tej, która została zastrzelona podczas napadu na bank przy Bogstadveien, opowiadałem ci o tym. I z kierownikiem banku.
– Wobec tego baw się dobrze. Zadzwonię jutro. Oleg chce ci jeszcze tylko powiedzieć dobranoc.
Harry usłyszał tupot biegnących stóp i przejęty oddech w słuchawce.
Kiedy się rozłączyli, Harry nadal stał w korytarzu i wpatrywał się w lustro nad stolikiem z telefonem. Jeżeli jego teoria trzymała się kupy, to patrzył teraz na zdolnego policjanta. Para przekrwionych oczu umiejscowionych po obu stronach dużego, pokrytego delikatną siateczką niebieskich żyłek, nosa w bladej kościstej twarzy z głębokimi porami. Zmarszczki wyglądały jak przypadkowe nacięcia nożem w drewnianej belce. Jak to się mogło stać? W lustrze odbijała się też ściana, którą miał za plecami, i zdjęcie roześmianego opalonego chłopca z siostrą. Ale Harry nie wypatrywał utraconej urody czy młodości. Tamta myśl bowiem nareszcie przebiła się do jego świadomości. Doszukiwał się w rysach swojej twarzy oszustwa, wymigiwania się, tchórzostwa, które właśnie kazało mu złamać jedną z nielicznych obietnic, składanych samemu sobie: że nigdy – przenigdy – bez względu na wszystko nie okłamie Rakel. Że ze wszystkich zdradliwych skał na morzu – a było ich całkiem sporo – przynajmniej o kłamstwo nie rozbije się ich związek. Dlaczego więc to zrobił? To prawda, że razem z Beate miał spotkać się z mężem Stine Grette, ale dlaczego nie przyznał się, że później zamierzał zobaczyć się z Anną? Z dawną kochanką, owszem, ale co z tego? To był krótki burzliwy romans, który pozostawił po sobie kilka sińców, lecz żadnych trwałych obrażeń. Chcieli jedynie pogadać, wypić filiżankę kawy, opowiedzieć sobie nawzajem historie pod tytułem „co było potem?”. A później się rozejść.
Harry wcisnął Play automatycznej sekretarki, by odsłuchać dalszy ciąg wiadomości. Pokój wypełnił głos Anny: „…cieszę się, że wieczorem zobaczymy się w M. Ale jeszcze dwie sprawy. Nie mógłbyś zajrzeć do „Ślusarza” na Vibes gate i odebrać kluczy, które zamówiłam? Mają otwarte do siódmej, uprzedziłam, że będą do odbioru na twoje nazwisko. I czy włożysz te dżinsy, które tak bardzo lubiłam?”
Głęboki, lekko zachrypnięty śmiech. Pokój zdawał się wibrować w tym samym rytmie. Ona ani trochę się nie zmieniła. Nie było co do tego najmniejszych wątpliwości.