Читать книгу Kryształowi. Tom 3. Polowanie - Joanna Opiat-Bojarska - Страница 5
ROZDZIAŁ 2
Оглавление– Tak. Ma się rozumieć.
Zofia stała przy oknie, ale nie patrzyła na to, co działo się przed budynkiem Komendy Wojewódzkiej Policji. Cieszyła oczy widokiem gabinetu. Jej kubek stojący na biurku. Harley na ścianie. Oryginalny stojak biurkowy z kolorowymi długopisami. Świeczka o zapachu zbliżonym do jej perfum.
To było jej miejsce. Niezaprzeczalnie kobiece, nieszablonowe, mocne i niejednoznaczne. Przebywanie w im dodawało jej siły i pozwalało z cierpliwością znosić sytuacje takie jak ta. Ze smartfona, którego trzymała przy uchu, płynął uniesiony głos zastępcy dyrektora BSWP z Warszawy.
– Nie no, oczywiście. Rozumiem – przytakiwała posłusznie. – Zaraz się za to zabieramy.
Dzięki awansowi zyskała więcej władzy i przywilejów, ale nadal musiała słuchać poleceń przełożonych. To był według niej największy minus tkwienia w policyjnej strukturze. Minus, ale również motywacja, by piąć się na szczyt, by ograniczyć do minimum liczbę osób, które miały prawo mówić jej, co ma robić.
– Źle się zrozumieliśmy. Nie zaraz, już. Już się tym zajmuję.
Zofia odłożyła telefon, zamknęła oczy i wzięła trzy głębokie oddechy. Agresja, która wlała się do jej wnętrza przez ucho, wzbierała na sile. Nawet nie zamierzała jej wyciszać. Powoli wyciągnęła dłoń w stronę telefonu stacjonarnego. Najpierw pogładziła słuchawkę, jakby chciała ją popieścić, a później złapała i zdecydowanym ruchem wybrała odpowiedni numer.
– Driver? Widzę cię u mnie. MASZ PIĘĆ SEKUND! – wydarła się i zakończyła połączenie.
Zwichrzyła grzywkę. Wstała i ponownie usiadła na fotelu, tym razem w pozycji bardzo niewygodnej, ale bardzo dobrze wyglądającej.
– Co jest? – Driver wpadł do gabinetu.
Kilka miesięcy służby w jednym pokoju sprawiło, że znała nie tylko jego zwyczaje, ale i wszystkie miny. Przymrużone oczy i mięsień drgający na prawym policzku świadczyły o tym, że oderwała go od czegoś ważnego.
– Drzwi! – warknęła.
Westchnął ciężko, cofnął się, by zamknąć drzwi, po czym podszedł do jej biurka. Usiadł.
– Nie rozsiadaj się! – Pokazała mu gestem, że ma wstać. Nie zareagował, więc zamilkła, wpatrując się w niego z wyrzutem. Odezwała się, dopiero kiedy wykonał polecenie. – Góra ma sraczkę. Media szaleją. Jakiś krymek chyba zbyt dużo grał na konsoli i pomylił podejrzanego z zombie, kurwa mać. Dlaczego takie akcje dzieją się u nas, w Poznaniu?
– Poznań, miasto doznań. – Twarz Drivera wykrzywił sztuczny uśmiech.
– Ciekawe, czy będziesz się tak, kurwa, kielczyć, jak media cię obskoczą. Masz nową sprawę. Krymki mieli zrobić przesłuchanie, a zrobili noc, kurwa, trupów.
– Trupów? To ilu jest zastrzelonych?
– Jeden, ale wystarczy. Cywil. Wydział kontroli oczywiście się tym zajął, ale podobno wersja fuszy nie zgadza się z wersją świadka. Góra ma sraczkę, bo media robią nam czarny pijar. Że jesteśmy jak ZOMO. Zabijamy niewinnych. To sprawa na wczoraj.
– Dobra, zajmę się tym.
– Nie pytam, czy się zajmiesz. Zajmiesz się, bo ja ci…
– Zajmę się – wtrącił, bezczelnie wchodząc jej w słowo – jak tylko skończę raport.
– Gówno skończysz. Jedziesz! Teraz! Już cię nie widzę!
♦
– Mogę? – Hubi wychylił się zza drzwi i spojrzał na siedzącego przy biurku przełożonego.
– Czego? – Naczelnik wydziału narkotykowego odwrócił głowę od komputera.
Hubi uznał to za pozytywną odpowiedź. Pewnie wszedł do środka, chociaż wiedział, że ciąg dalszy nie będzie tak pozytywny. Nadrabiał miną. Nie odzywał się. Zmierzał w kierunku biurka z ręką wyciągniętą przed siebie. Musiał wyglądać jak młodziak, któremu matka kazała wyrzucić do śmieci pełną pieluchę.
– Czy to jest to, o czym myślę? – Przełożony się skrzywił.
Niemalże równocześnie spojrzeli najpierw na zadrukowaną kartkę, którą Hubi trzymał przed sobą, a później sobie w oczy. Hubi starał się zachować spokój. Nie chciał się zatrzymywać. Nie chciał niczego tłumaczyć. Nie chciał udzielać odpowiedzi, którą znali, zanim padło pytanie.
Bał się. Najzwyczajniej w świecie trząsł portkami, z niesmakiem zauważając, że z całej palety dostępnych emocji strach był jedyną, którą Hubi mógł jeszcze odczuwać. Lubił nazywać się twardzielem, ale tylko wtedy, gdy sporadycznie zbierał się na odwagę, by spojrzeć prawdzie w oczy. To nie był pancerz ochronny – tylko depresja.
Kartka trafiła na biurko.
– Raport o zwolnienie ze służby? Kurwa, Hubi. Spierdalaj i weź to ze sobą.
– Nie ma mowy. Podjąłem decyzję. Proszę o pokwitowanie na kopii z dzisiejszą datą.
Gdyby miał dobry humor, uśmiałby się sam z siebie. Owszem, decyzję o odejściu z policji podjął kilka miesięcy temu. Bezzwłocznie poinformował o niej przełożonego.
– Tylko ja mam pieprzone déjà vu? Kurwa, Hubi! Serio jest na to czas? Przecież wiemy, jak to się skończy.
– Zamknąłem wszystkie sprawy, tak jak się umawialiśmy. Mówiłeś, że jak posprzątam ten bałagan, to mogę złożyć raport.
– Znam cię, Hubi, i wiem, że kochasz tę robotę.
Westchnął ciężko. Oczywiście, że ją kochał. Był jednak jak filmowy Karol, w którego mieszkaniu zjawiają się nagle wszystkie jego kobiety. Sam na siebie ukręcił bat i jeśli chciał żyć, musiał się ewakuować.
– Jestem stary, wypalony. Od lat cierpię na depresję. Czas, kurwa, pomyśleć o zdrowiu – wyrecytował.
Sam nie wierzył w to, co mówił. Nie wyobrażał sobie życia bez depresji. Miałby się cieszyć, że świeci słońce? Zachwycać się, że udało mu się wjechać na skrzyżowanie na żółtym świetle? Nie! Nie myślał o zdrowiu. Ani o życiu. Chciał spokoju.
– Dam ci urlop. Od dziś? Ile chcesz? Miesiąc? Dwa?
– To jest raport. Nie, kurwa, prośba o urlop.
– Zabieraj! Nie pokwituję tego.
– Gówno mnie to obchodzi. Aaa, no i dziś muszę wyjść wcześniej. Pogrzeb mam.
♦
Sierżant Michał Iwański w dwóch zdaniach opowiedział o strzelaninie w środku lasu. Driver nie prosił jednak o streszczenie. Tylko pełna wersja mogła stanowić dobry punkt zaczepienia w sprawie, którą wcisnęła mu Zocha.
– Tak właśnie było.
– Czyli jak?
– Tak jak mówią koledzy i koleżanka. – Iwański posłał mu cwaniacki uśmiech.
Driver odpowiedział tym samym. Mieli sprzeczne interesy. W takich sytuacjach przesłuchiwani policjanci zawsze trzymali się jednej wersji, co było o tyle śmieszne, że przecież nigdy nie jest tak, że cztery osoby uczestniczące w zdarzeniu zapamiętują je tak samo. Mają przecież różną perspektywę – a to z racji miejsca, w którym się znajdowali, a to z racji życiowych doświadczeń.
– Rozumiem. Nie rozmawiałem jeszcze z nikim z waszej ekipy. Będę wdzięczny za pełne informacje. Chyba że ma pan coś do ukrycia?
– Co też pan?! – oburzył się policjant. – Od początku?
– Będę zobowiązany.
Iwański był niższy od Drivera o głowę i miał brzuch wielkości sporej piłki lekarskiej. Nie nosił obrączki, a jego przydługie i niezadbane włosy mogły świadczyć o tym, że albo jest starym kawalerem, albo kobieta, z którą mieszka, dawno przestała go zauważać.
– To chwilę zajmie – mruknął niezadowolony i rozejrzał się.
Stali na korytarzu Komisariatu Policji Poznań Nowe Miasto. Rzeczywiście nie było to dobre miejsce na prowadzenie tego typu rozmowy, ale Driver najpierw chciał podpytać uczestników zdarzenia z zaskoczenia, a dopiero później zaprosić ich na oficjalne przesłuchanie.
– Może gdzieś usiądziemy? – zapytał.
Policjant zajrzał do najbliższego pokoju. Był pusty, więc weszli do środka. Nawet nie usiedli.
– Wracaliśmy z czynności na Głuszynie, gdy dyżurny powiedział, że jest potrzebna pomoc w pościgu. Dotarliśmy na miejsce. Auto Endriu i Honoraty stało na poboczu. Seat toledo był wbity w drzewo. Wbiegliśmy do lasu.
– Gdzie dokładnie?
– Obok auta była dróżka. Uznałem, że kierowca auta pobiegł właśnie tamtędy. Nie miał dużego wyboru. Po drugiej stronie też był las, ale ogrodzony drutem kolczastym. Nie ładowałby się tam po kolizji.
– Wbiegliście. I co?
– I dołączyliśmy do pierwszej pary dokładnie w momencie, w którym dobiegli do poszukiwanego. Gość trzymał pukawkę. Endriu puścił regulaminową gadkę. Gość musiał być zdesperowany, bo rzucił się na Honoratę.
– Dlaczego na nią?
– Chuj wie… – Wzruszył ramionami. – Stała najbliżej. Może chciał się nią zasłonić albo co? Endriu wrzeszczał, „Policja, na ziemię, rzuć broń!”. Facet nie reagował. Wrzasnąłem regulaminowe „Policja! Stój, bo strzelam!”. Wezwanie okazało się nieskuteczne, więc oddałem strzał ostrzegawczy w bezpiecznym kierunku. Wykorzystanie środków przymusu bezpośredniego w tej sytuacji nie było możliwe. Strzał go przestraszył, puścił Honoratę. Upadła.
– Dlaczego pan go nie powalił na ziemię?
– Mówiłem, że nie mogłem. To był zamach na życie policjantki. Policjantów właściwie, bo po ostrzegawczym gość chciał wycelować we mnie. Wtedy strzelił Endriu. Gdyby nie on, moglibyśmy nie gadać. Notatkę sporządziłem. Przystąpiłem do reanimacji. Z psychologiem gadałem.
♦
– Proszę bardzo. – Natalia Kuśmierczyk wróciła z tacą. – Dla pana z mleczkiem. – Postawiła przed nim filiżankę.
Driver przyglądał się kobiecie. Szczupła, jakiś metr siedemdziesiąt wzrostu. Ciemne włosy sięgające ramion kontrastowały z bladą twarzą. Naturalne, nieprzedłużane rzęsy, zmarszczki na czole i czerwone plamy na policzkach świadczyły o tym, że nie jest fanką makijażu. Szare ubranie – materiałowe luźne spodnie i rozpinany sweter – ukrywało jej kształty. Wyglądała jak tysiące innych kobiet zbliżających się do pięćdziesiątki. Zupełnie jakby sama już dawno zapomniała, że jest kobietą. Jedynie paznokcie pomalowane na neutralny beżowy kolor zdradzały, że mimo wszystko nadal o siebie dba.
– Pije pan z cukrem?
– Tak, poproszę.
Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco i wybiegła do kuchni. Jeśli Driver miałby określić ją jednym słowem, to idealne byłoby niemieckie „Hausfrau”. Nie gospodyni domowa, ale kobieta domowa. Taka, której priorytetem są domownicy, ognisko domowe i sam dom. Dla której fakt, że zapomniała na tacy postawić cukierniczkę, jest niewybaczalnym błędem.
– Już jestem. Przepraszam.
– Nie szkodzi. Pani Natalio, proszę opowiedzieć mi o wtorkowym popołudniu.
– Wtorkowym? – Spojrzała na niego przerażona.
– Proszę usiąść – starał się mówić łagodnie. – Rozmawiała pani z dziennikarzem.
– Ach, to! – Przewróciła oczami. – Wie pan co? Gdybym wiedziała, że to tak będzie, to z nikim bym nie rozmawiała. Poza tym to nie był dziennikarz, tylko zwykły facet, który nagrywał wszystko komórką.
– Wywołała pani burzę medialną.
– O tym właśnie mówię. Opowiedziałam jednemu facetowi, co słyszałam, a z tego zrobiła się taka afera, że aż na przesłuchanie mnie wezwali, a teraz przysłali pana. Mam tego dość. To wstyd jest, proszę pana, sąsiedzi przecież mają oczy i uszy. Będą gadać. Jeśli chce mnie pan prosić, żebym wycofała zeznania, to chętnie to zrobię. Mój mąż jest dorosły i rozumie, ale dzieci…
Driver spojrzał na wiszące na ścianach zdjęcia. Wszystkie przedstawiały roześmianą rodzinę dwa plus dwa na przestrzeni kilkunastu lat. Dorośli się starzeli, a dzieci dorastały.
– Ile mają lat? – zapytał, bo na niektórych fotografiach chłopiec był prawie tak wysoki jak jego matka.
– Kamil siedemnaście, a Zuza piętnaście i pół.
– To nie są takie małe. Rozumieją. Bardzo pyszna kawa.
– Dziękuję. Sama parzę. Mam specjalny dzbanek.
– Jak wszystko dobrze pójdzie, to będzie jedna z ostatnich rozmów z policją. To znaczy ze mną. Proszę mi jeszcze raz opowiedzieć, tak na spokojnie, co pani wie.
– No właśnie nie wiem nic. Nie widziałam nikogo i niczego. Po prostu jechałam tamtędy i zatrzymałam się na papierosa. Nie palę w aucie, więc jak zobaczyłam zjazd do lasu, wjechałam, wyłączyłam silnik.
– Nałóg?
– Najwyraźniej.
– Sam nie palę, ale mam przyjaciela, który pali od dwudziestu lat. A pani od ilu? – zapytał, uważnie obserwując reakcję.
Gdyby była nałogową palaczką, miałaby charakterystyczne zmarszczki nad ustami.
– Od dziesięciu.
Nie uwierzył jej.
– Dobrze pani wygląda jak na taki staż w truciu się – zażartował.
– Bo nie palę w domu. Mąż nie lubi. Nie palę też w aucie.
– Zatrzymała się pani na papierosa. I co dalej?
– Usłyszałam strzał. Nie było to bardzo blisko, ale słyszałam wyraźnie. Rozglądałam się dłuższą chwilę. Wie pan, bałam się trochę, bo jednak byłam sama w lesie. Jeśli jakiś, pożal się Boże, pijany myśliwy albo młodzież po narkotykach… No, nie czułam się bezpiecznie. Ale nie było słychać żadnych kroków, nic takiego. Więc dopaliłam papierosa. Dopiero wtedy usłyszałam drugi strzał. Tak jak zeznałam, minęło pewnie z dziesięć minut. Na pewno nie mniej niż osiem.
– Skąd ta pewność?
– Bo spoglądałam na zegarek. Po pierwszym strzale była piętnasta dwadzieścia dwa. Chwilę przed drugim było już wpół do trzeciej.
– Co pani zrobiła?
– Kiedy?
– Po drugim strzale.
– Wsiadłam do auta. Posiedziałam chwilę, żeby się uspokoić. Bo wie pan, ja naprawdę się zdenerwowałam. Nie lubię przemocy, a dwa strzały to już ewidentnie myśliwy. Tak sobie pomyślałam. A potem odjechałam. To znaczy chciałam odjechać, ale przy głównej drodze stał człowiek. Pytał, czy wiem, co się stało, bo kawałek dalej widział auto wbite w drzewo, ale nie znalazł w nim kierowcy.
Z policyjnych akt Driver wiedział, że mężczyzna, który rozmawiał z Natalią, wcześniej nakręcił filmik, na którym widać było rozwalonego seata. Swoje dzieło przesłał na mailową skrzynkę kontaktową pewnej telewizji. Dziennikarze połączyli fakty i szybko wypuścili w eter wiadomość, że wersja policji nie zgadza się z wersją świadka.
– Jaki jest pani stosunek do policji? – Nagle zmienił temat, co Natalia Kuśmierczyk przyjęła z wyraźną ulgą.
– Do policji? Taki sam jak jej stosunek do mnie. – Uśmiechnęła się.
– To znaczy?
– Jest pan dla mnie miły, więc poczęstowałam pana kawą. A właśnie, mam jeszcze ciasto, mój sernik, domowej roboty. Że też go nie podałam! Bardzo pana przepraszam, zaraz przyniosę. Musi pan koniecznie spróbować!
♦
W głowie Hubiego pojawiła się myśl, że za kilkanaście lat pogrzeby będą odbywały się online, bo ludzie nie będą mieli ani czasu, ani ochoty, żeby uczestniczyć w tak nudnych i długich ceremoniach. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że instagramowe narcyzy, egoistyczne korpoludki i ekoświry skupione jedynie na własnym rozwoju będą w stanie poświęcić półtorej godziny, by towarzyszyć komuś w ostatniej drodze. Świat schodził na psy.
Rozejrzał się. Garstka osób żegnająca żonę Mikiego należała do pokolenia, które potrafiło w ciszy znosić niedogodności i rozumiało, że pewne rzeczy robi się tak po prostu. Bo wypada. Bo trzeba. Bo inaczej nie można.
– Zobacz, jak on wygląda. Załamał się chłop. A ta baba, co idzie obok niego, to kto? – Kobieta za jego plecami ewidentnie przyszła pooglądać i pokomentować. – Biodro mnie już boli! Stefan! Nie tak szybko!
Nie znał ani tej kobiety, ani Stefana. Nie znał nikogo z rodziny oprócz córki Mikiego, która przyleciała z Londynu specjalnie po to, by stanąć z ojcem w pierwszym rzędzie. Chociaż właściwie jej też nie znał. Pamiętał ją jeszcze jako pryszczatą szesnastolatkę. Dziś obok smutnego i zmęczonego Mikiego szła kobieta zadbana i elegancka.
Karawan lawirował między alejkami, jakby liczył, że uda mu się zgubić wszystkich żałobników. Z głośnika ustawionego obok trumny wydostawała się zapętlona muzyka stosowna do okoliczności: Marsz żałobny Chopina. Im dłużej Hubi się w nią wsłuchiwał, tym więcej radosnych nut zauważał.
Cmentarz na Junikowie miał ponad dziewięćdziesiąt hektarów, a przebyty już dystans pozwolił Hubiemu domyślać się, że Irena zostanie pochowana na samym końcu nekropolii.
Irena, zanim umarła, przeczołgała Mikiego. A teraz przeczołga wszystkich, którzy odważyli się jej towarzyszyć w ostatniej drodze.
♦
Bolało.
Świeży tatuaż na łydce nadal był zaczerwieniony i wrażliwy na dotyk. Driver delikatnie posmarował go maścią i spojrzał w lustro. Twarz dziewczyny z rozwianymi włosami została stworzona wyrazistą kreską. Uwagę przykuwały usta. Duże, mięsiste, seksowne. Dokładnie takie same jak usta, które jeszcze czasami wracały do niego w snach.
Trzy dni wcześniej, gdy leżał w gabinecie u tatuażysty, puścił śpiewkę, że ten rysunek po prostu mu się podoba. Prawda była jednak taka, że od dawna jego ciało służyło mu za album, w którym kolekcjonował różne chwile. I dobre, i złe.
Akurat ta była zła.
Znajomość z Paulą Stoparek przyniosła mu wiele niespodzianek i zaskoczeń. Wcześniej nie wiedział, że kobiety mogą być takie same jak mężczyźni. Konkretne, zdecydowane i bez pruderii pokazujące, czego pragną.
Nigdy nie stali się parą. Funkcjonowali w układzie dwóch indywidualności, które lubią się ze sobą zabawić i robią to zawsze, gdy mają na to ochotę. Bez zobowiązań. Bez odpowiedzialności. Bez miłości. Po prostu fuck friends.
Telefon zawibrował, a Driver oderwał spojrzenie od lustra.
– Co jest? – Włączył tryb głośnomówiący.
– Driver, kurwa, spóźnię się! – Przepraszający głos Kardasza wypełnił mikroskopijną łazienkę. – Miałem hopki małe, opowiem ci później. Dopiero wskakuję pod prysznic.
– Spoko. Ja właśnie wyszedłem.
– Ile będziesz jechał? Ja wezmę taksę, ale…
– Wyluzuj. Spod prysznica dopiero wyszedłem, więc nie masz dużego opóźnienia.
– Aaa, to znaczy, że będę musiał na ciebie czekać, pięknisiu. Ruchy! Dupy czekają! – Kardasz się roześmiał i rozłączył.
Driver wrócił do swojego lustrzanego odbicia i na przekór kumplowi postanowił przez dłuższą chwilę napawać się swoim wyglądem. Umięśniona klatka piersiowa i ręce, płaski brzuch z zarysowanym sześciopakiem i nogi, nad którymi ostatnio pracował.
Uniósł jedną i oparł o muszlę klozetową. Musiał założyć opatrunek na świeży tatuaż, zanim przykryje go spodniami. Jeszcze raz spojrzał na usta. To były usta Pauli. Chciał pamiętać. O nich i o niej.
– To było coś zajebistego – powiedział do siebie. – Tak zajebistego, że nie ma szans, by się powtórzyło. Kiedykolwiek. Z kimkolwiek.
Jednocześnie chciał zapomnieć. Paula zakończyła ich znajomość bez słowa wyjaśnienia. Po prostu zamilkła. Sprawiła, że poczuł się jak śmieć.
Dziewczyna z jego łydki nie miała oczu. Miał zawsze pamiętać, że ta kobieta idealna nie miała dość odwagi, by powiedzieć mu prosto w oczy słowo „koniec”.
♦
– Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. – Miki powtórzył słowa, które utkwiły mu dziś w głowie, i odstawił butelkę na podłogę.
Pierwsze trzy czwarte opróżnili w imponującym czasie trzydziestu minut. Miki był spragniony po tych wszystkich uściskach dłoni i żałosnych spojrzeniach towarzyszących kondolencjom. Hubi zmęczył się chodzeniem i czekaniem, aż niektórzy zrozumieją, że żadnej stypy nie będzie.
– I chuj mnie to. – Wzruszył ramionami.
O wiele bardziej interesowało go, co będzie dalej. Nie w sensie życia pozagrobowego, ale bardziej krótkookresowo – co będą dalej pili. Zerknął na stojącą między nimi ławę i z zadowoleniem odnotował, że znajduje się na niej jeszcze druga butelka.
– Ale ile się Hubi w tym prochowym międzyczasie nadegustujesz, to twoje!
– Twoje zdrowie, Miki!
– Nie! Zdrowie mojej… mału… mau… – Miki walczył z niesfornym językiem. Marszczył czoło i skupiał się, by wypowiedzieć słowo, które jakoś nie mogło przejść mu przez gardło. – Mojej mał… mał-żon-ki Ireny!
– Niech żyje nieboszczyk! – Hubi zarechotał. – Masz jakieś mięcho?
– Weź zajrzyj do lodówki. Siostra Ireny przywiozła kiełbę ze świniobicia. Czujesz to, kurwa? Zabili świnię z okazji śmierci członka rodziny. Dobrze, że świnie nie mogą się zrewanżować.
Miki śmiał się w głos, gadając do siebie, a Hubi udał się do kuchni, gdzie przeprowadził metodyczne przeszukanie lodówki. Znalazł smalec, jajko, słoik z dwoma ogórkami i siatkę pełną mięsa.
Najpierw włożył palce do słoika i przez krótką chwilę walczył z ogórkiem konserwowym, który – niczym przestępca – nie chciał dać się złapać. W końcu wsadził go sobie do ust i zajrzał do siatki. Błyskawicznie ustalił miejsce, w którym ukryła się kiełbasa. Oderwał pęto, zamknął lodówkę i ugryzł – najpierw ogórka, potem kiełbasę. Smakowała wybornie.
– Weź, co to za jebane zwyczaje? Jedni z pogrzebu wracają z urną, no wiesz, z prochami, a ja z siatkami pełnymi mięcha! – wydzierał się Miki.
– Bo Ireny nie wykremowali – odpowiedział mu głośno, opuszczając kuchnię.
– Nie skremowali, baranie.
– Chcesz?
Kawałek kiełbasy w ręce Hubiego zbliżył się do twarzy Mikiego. Mężczyzna łapczywie odłamał kawałek i wgryzł się w niego, jakby nie jadł przez ostatnie dni.
– Siadaj, kurwa, na dupie, bo łazisz i łazisz, a wódka stygnie. O zmarłych źle się nie mówi, ale, no kurwa, dobrze się stało. Ostatni rok był dla mnie wykurwiście trudny.
– Wiem, stary, wiem. Miałeś przejebane.
Niemalże jednocześnie wyciągnęli ręce po kieliszki, po czym wlali ich zawartość do gardeł. Hubi sięgnął po szklankę z colą, a Miki od razu zaczął polewać.
– Widziałem, że uciekasz z domu.
– Życie jest, kurwa, do dupy. Kochałem ją kiedyś, wiesz? – Głos Mikiego się załamał. – Była najza… najzabi… najbardziej zajebistą laską, jaką znałem.
– Nadal ją przecież kochasz. Po swojemu.
– Jasne, kurwa, tylko że jest ogromna różnica pomiędzy tą miłością na początku, gdy byłem w stanie wszystko dla niej zrobić. Gdy jej spojrzenie, uśmiech czy całus były najlepszą nagrodą za wszystko. No i tą potem… Ja pierdolę. Pamiętasz, że do niej strzeliłem?
– Wkurwiła cię wtedy.
– Wkurwiała. – Miki otrząsnął się z obrzydzeniem. – Nie raz. Ciągle, kurwa! Nie pamiętam, od ilu lat. Jej każde spojrzenie powodowało frustrację, bo wiedziałem, że zaraz będzie darła ryja. Że coś jej się znowu nie podoba. Jej każdy uśmiech budził czujność, bo wiedziałem, że coś chce nim ugrać, a całus… Uderzenie ustami w policzek od wielkiego dzwonu to nie całus. Kurwa, Hubi, dlaczego?!
Minęła dwudziesta trzecia, a w mieszkaniu panowała cisza. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Żeby napić się w spokoju, jak ludzie, musieli uciekać z domu, bo Irena miała w oczach alkomat. Wartości powyżej pół promila nie były dla niej akceptowalne. Zawsze gdy zabawa rozkręcała się w najlepsze, wpadała do kuchni i rozpędzała towarzystwo, wyzywając wszystkich od pijaków.
– Widzisz, kurwa, te obrazy?! – Miki nagle zerwał się z fotela i zataczając się, podszedł do przeciwległej ściany. – Bohomazy pierdolone! Nigdy mi się nie podobały. Nigdy, kurwa! Jebane łączki, kurwa mać. I motylki. Ja pierdolę! Żyłem z nimi przez piętnaście lat. Piętnaście zasranych lat! Jak to możliwe?!
– Nie jestem specjalistą od jebanych związków, ale wiem, kurwa, że jest taki moment, w którym ludzie powinni się rozstać. Jeśli tego nie zrobią, to potem już tylko równia pochyła. Na tysiąc procent nie będzie lepiej. Chujnia z grzybnią. Ani się oglądasz i masz swoje małe patologiczne bagienko zamknięte w czterech ścianach.
– U mnie ten moment był w osiemdziesiątym dziewiątym.
– Ale nie skorzystałeś.
– Ale teraz skorzystam. Jebane łączki! – Miki złapał za pierwszy obraz, zdjął go ze ściany i z całej siły uderzył nim o stojący obok regał. Płótno rozdarło się, a rama rozpadła na kawałki. – Luz, kurwa, blues! Zobacz! Mam całą chatę dla siebie, bez jebanej łączki! – Zniszczył drugi obraz. – Mogę degustować alko przez tydzień bez przerwy, mogę robić slalom między butelkami stojącymi na podłodze. Mogę szczać na klapę. Nikt mi o to głowy, kurwa, nie będzie, kurwa, suszył!
– Pierdolisz, Miki. Rżniesz twardziela, ale na moje za kilka miesięcy będzie się tu kręciła jakaś nowa pani Mikołajowa. Zdrowie! – Hubi złapał za kieliszek i opróżnił go jednym haustem.
– Ochujałeś?!
– Nie oszukujmy się, Miki. Jesteś zwierzęciem stadnym. Zaraz sobie kogoś przygruchasz.
– Nie pierdol – warknął przyjaciel. Wrócił do ławy i zanim usiadł, zorientował się, że jest jedną kolejkę do tyłu. Wlał w siebie alkohol i od razu zabrał się do polewania następnej kolejki.
– A co? A nie? – Hubi nie odpuszczał.
– Mam już ponad cztery dychy na karku i całe mnóstwo dziwactw. Kto chciałby ze mną być? Tak serio, to, kurwa, nawet nie wyobrażam sobie nowej babki. Pomyśl, kurwa! Miałbym wracać z roboty i uśmiechać się do niej?
– I to jest to, co mówiłem. Bagienko. Jebane bagienko w czterech ścianach. Czułbyś się bezpiecznie jedynie wtedy, gdybyś miał jakąś heterę, co ci suszy głowę i po której wiesz, że nie możesz spodziewać się niczego dobrego.
– Znawca się, kurwa, znalazł. Skoro tyle wiesz, to czemu jesteś sam?
– Bo nie mam instynktu stadnego. To po pierwsze primo. A po drugie primo, to mam wystarczająco dużo problemów. Kolejnego bym już nie ogarnął. A po trzecie i ostatnie primo, nie widzę ani jednej korzyści płynącej z posiadania kobiety.
♦
Już przy pierwszym piwie ochrzczonym dwiema setkami Driver przełączył się w tryb imprezowy. Teraz był przy trzecim, a Kardasz zdążył się ulotnić z poderwaną dziewczyną. Dookoła alkohol lał się strumieniem, ludzie pokrzykiwali, tańczyli i zawierali znajomości.
Filtr imprezowy sprawiał, że nie zauważał dziewczyn przyklejonych do innych facetów. Widział tylko te, które przyszły się zabawić. Blondynki, brunetki, rude. Nieśmiałe, wulgarne i te pomiędzy. Szukał właśnie takiej. Niezbyt sztucznej, koniecznie z idealnymi proporcjami piersi i pośladków.
– Kolega cię zostawił?
Blondynka, która go zagadnęła, miała nienaturalnie długie rzęsy i napompowaną górną wargę. Wyglądała jak klientka gabinetu medycyny estetycznej. Kopia kopii. No ale była młoda, znacznie młodsza niż Driver.
– Kazałem mu odejść, żebyś poczuła się pewniej – odpowiedział zaczepnie.
– Żeby co? – Przysunęła się bliżej.
– Nie podeszłabyś, gdyby stał obok mnie.
To miał być żart, ale dziewczyna chyba nie załapała. Stała, kiwając się w rytm muzyki.
– Mam na imię Pamela. – Wyciągnęła do niego rękę. – A ty?
– Paweł.
– Paweł. Pablo. Fajnie. Miło mi cię poznać, Pablo. Co robisz?
– Relaksuję się. A ty?
– Studiuję.
Zaskoczony uniósł brwi. Jeśli rzeczywiście studiowała, to dzieliło ich jakieś piętnaście lat.
– Nie spytasz, co studiuję? – Liczyła, że odpowiedź, którą ma przygotowaną, zrobi wrażenie na Driverze.
– Co studiujesz? – powtórzył pokornie, zastanawiając się, czy jędrne piersi pod obcisłą bluzką to efekt pracy chirurga plastycznego.
– Stosunki międzynarodowe – odpowiedziała niemal z dumą.
Poczuł jej pierś na swoim ramieniu. Przybliżył twarz do jej ucha, przypadkiem muskając włosy. Gdzieś z tyłu mignął mu Kardasz pokazujący, że wychodzi z klubu. Skinął mu i wrócił do podrywu.
– Stosunki?
– Nooo.
– Czyli jesteś biegła? – zaśmiał się.
– W czym?
– No… w stosunkach… – Zaczynał wątpić, czy będą w stanie się dogadać.
– Aaa! – Po dłuższej chwili złapała żart.
Obok Drivera zwolnił się stołek. Pamela zajęła go błyskawicznie, nie dając nikomu szans, by ją ubiegł. Driver zlustrował ją od góry do dołu. Obcisła bluzka, spodnie opinające niezbyt długie nogi i czerwone buty na obcasie. Nie wyglądała najgorzej.
– A ty co robisz, Pablo?
– Ale co? Teraz czy w życiu?
– No… na co dzień.
– Nuda, nie pytaj.
– No co? Powiedz.
– Pracuję. Zarabiam kasę.
– Dużo?
– Wystarczająco, by postawić ci piwo.
Siedzieli przy barze, ale barman obsługiwał właśnie grupkę młodziaków, która podeszła z drugiej strony.
– To może później. – Pamela najwyraźniej nie chciała czekać. – Zatańczymy?
Driver spojrzał na środek sali. Ludzie podrygiwali w rytm radosnej muzyki. To była jedyna forma tańca, którą tolerował. Na weselne układy typu dwa na jeden nigdy nie miał wystarczająco wiele odwagi.
Jego głowa poruszała się w rytmie wybijanym przez perkusję. Uznał, że ostatecznie może odejść od baru i udawać, że taniec sprawia mu przyjemność. Zwłaszcza że ciało Pameli wydawało się na tyle intrygujące, że chętnie poznałby je znacznie bliżej.
– Chodź. – Dopił piwo, zeskoczył z barowego stołka i wyciągnął dłoń.
Pamela podała mu swoją i ruszyli na parkiet. Kojarzył utwór, do którego zaczęli się kiwać. Przed kilkunastoma latami był przebojem – w zupełnie innej aranżacji. Bez tych technoprzeciągań i mocnych bitów. Piersi dziewczyny podskakiwały i opadały. Biodra kręciły się tak ponętnie, jakby już go dosiadła. Przyciągnął ją do siebie. Patrzyła na niego wyzywająco.
– Podobasz mi się.
– Co?
– Podobasz mi się, Pablo!
Potraktował to jako zaproszenie. Złapał jej usta swoimi. Zadziałało. Przyssała się do niego. Podobała mu się jej bezpośredniość. Potańczyli jeszcze chwilę, ale uznał, że to strata czasu. Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Wyszli z klubu, ale nie zatrzymali się. Ciągnął ją za sobą, szukając dobrego miejsca na kontynuowanie znajomości.
– Fajne masz dziary.
– Lubisz?
– Lubię. Sama mam.
– Gdzie?
Zaśmiała się. On też się uśmiechnął – drzwi, które przed chwilą pchnął, ustąpiły. To była klatka schodowa.
– Wchodzimy – zadecydował.
– Mieszkasz tu?
– Nie, ale to moja kamienica.
– Cała? – Otworzyła oczy ze zdumienia.
Zamiast kłamać, przycisnął ją do ściany i zaczął całować, jednocześnie wpychając rękę pod bluzkę. Nie protestowała. Miała miękki stanik. Bez problemu dostał się do piersi i oswobodził je. Odsunął się, żeby sprawdzić, czy sterczą.
– To co z tym tatuażem? – spytał, ciesząc się z tego, co widzi. Dawno nie miał takiej młódki.
– Może kiedyś zobaczysz – odpowiedziała hardo.
Spodobało mu się to. Pociągnął ją za sobą. Na drugim piętrze zatrzymał się gwałtownie, tak, by na niego wpadła. Złapał ją za biodra i tym razem wsunął rękę w jej spodnie. Drugą po omacku znalazł guzik i rozpiął go.
– Chcę teraz.
– Teraz nie, Pablo. Kiedyś.
Coraz bardziej mu się podobała. Przesunął dłoń jeszcze niżej. Była mokra, więc bez oporu wsunął w nią swój palec.
– Czy już jest teraz?
– Mam coś ładnego na tyłku – mruknęła zadowolona.
– Zaraz będziesz miała w nim coś naprawdę ładnego.
Nie zrozumiała żartu. Po raz kolejny. Ale nie zamierzał jej tłumaczyć. W końcu nie planował z nią wspólnego życia. Musiał się wyżyć, zrelaksować, rozładować napięcie. Tu wciąż nie było wystarczająco bezpieczne.
– Idziemy! – Po raz kolejny pociągnął ją za rękę.
Dotarli na ostatnie piętro. Na klatce zgasło światło, ale to mu nie przeszkadzało. Nie tonęli w ciemnościach. Przez okno znajdujące się na półpiętrze wpadał słaby strumień światła z ulicznych latarni. Ściągnął z Pameli spodnie, a później opuścił swoje.
Był gotowy, chociaż nie miał ochoty oglądać twarzy nowo poznanej dziewczyny. Odwrócił ją tyłem i zauważył ciemną plamę – pewnie tatuaż, o którym wspominała. Nie skupił się jednak na nim. Założył prezerwatywę, wszedł w Pamelę i poczuł, że właśnie rozpoczyna się wyścig o rozkosz.