Читать книгу Kryształowi. Tom 3. Polowanie - Joanna Opiat-Bojarska - Страница 8

ROZDZIAŁ 5

Оглавление

Driver miał wyczucie. Stanął przed drzwiami prowadzącymi do mieszkania Natalii Kuśmierczyk i nawet nie zdążył nacisnąć dzwonka, a same się otworzyły. Jego oczom ukazały się najpierw bardzo ciemne i przerysowane brwi, a dopiero potem filigranowa nastolatka.

– Zuza! Wracaj! Nie sprzątnęłaś pokoju! ZUZA!

Krzyk dochodził ze środka. Nastolatka nic sobie jednak z niego nie robiła. Minęła Drivera, trącając go barkiem, i zaczęła zbiegać po schodach.

– I nie sprzątnę – mruknęła pod nosem.

– ZUZAAA! – Głos stawał się coraz głośniejszy, aż w drzwiach pojawiła się Natalia Kuśmierczyk. – ZU… – Spojrzała na Drivera i zamilkła.

– Dzień dobry. Mogę?

– Pan przyjdzie później. – Natalia Kuśmierczyk cofnęła się do przedpokoju i przymknęła drzwi.

– Nie da rady. Muszę teraz. Możemy rozmawiać na klatce, chociaż po wcześniejszych krzykach podejrzewam, że wszystkie sąsiadki z piętra stoją już przy wizjerach. Ja nie przepadam za publicznością. A pani?

Kuśmierczyk westchnęła ciężko i odwróciła się tyłem do Drivera. Miała na sobie ten sam szary sweter i spodnie, co w czasie pierwszej wizyty. Driver wszedł i zamknął za sobą drzwi. Na środku przedpokoju leżał odkurzacz, szafka na buty była otwarta, a kilkanaście par butów stało pod ścianą.

– Do bałaganienia są wszyscy, a do sprzątania tylko matka! – kobieta przysiadła na szafce i w kilka sekund opanowała złość. – No cóż, taka nasza rola. Chce pan wejść dalej?

Driver zerknął do pokoju. Znaczną część przestrzeni zajmowała suszarka na pranie. Była pusta, bo sterta ubrań leżała na kanapie, koło której stała deska do prasowania i żelazko.

– Nie, dziękuję. Nie będę pani przeszkadzał. Mam właściwie tylko jedną sprawę.

– Słucham.

Nie patrzyła na niego. Znowu westchnęła, jakby była obładowana problemami i paczkami, a on zamierzał dołożyć jej właśnie kolejną siatkę pełną ziemniaków.

– Dlaczego pani kłamała? – wypalił.

– Słucham? – Spojrzała na niego zaskoczona, delikatnie się cofając.

– Pani Natalio, ja wiem. Nie rozumiem tylko, po co te kłamstwa – blefował, spoglądając na nią z udawanym współczuciem. Uznał, że okazanie jej zrozumienia to w tej chwili najlepsza strategia. Kobieta była wzburzona po konflikcie z córką, wyraźnie skrępowana, nie ogarniała rzeczywistości. Wystarczyło odpowiednio ją przycisnąć, by osiągnąć cel.

– Kłamstwa? – Udawała, że nie wie, o co chodzi.

W pierwszej chwili chciał zareagować stanowczo, ale na szczęście odnalazł w sobie refleksyjny spokój i filozoficznym tonem, niczym sekciarski guru, zaczął cedzić pojedyncze słowa:

– Najczęściej… kłamiemy… gdy chcemy… coś zyskać.

Kuśmierczyk zaczęła ciężko oddychać. Jej oczy zaszły łzami.

– O nie. Nie. Nie! – zaczęła powtarzać, machając rękoma. – Nie, nie, nie! Proszę, nie! – Łzy spływały po jej policzkach. Kobieta obcierała je, ale co chwilę pojawiały się nowe.

Driver nie znosił widoku płaczących kobiet, ale musiał to przeczekać. Przysiadł na podłodze, co wywołało dodatkowe ataki płaczu.

– Przepraszam. Przepraszam, że nawet nie ma pan gdzie usiąść – łkała.

– Lubię na podłodze. To daje swobodę i luz, prawda?

– Ma pan rodzinę?

– Miałem.

– Widział pan to pobojowisko w salonie? W pokojach dzieci jest jeszcze gorzej. Od kilkunastu lat sprzątam po nich i po mężu. Codziennie przekładam rzeczy, które oni odkładają byle gdzie. Zbieram pranie. Wrzucam do pralki. Suszę. Prasuję. Ścieram kurze. Wynoszę śmieci. Gotuję. Robię listę zakupów. Pamiętam o wszystkim. Lekarz. Imieniny babci. Wywiadówka. Czasem mam ochotę wyjść… – zawahała się. – Wyjść i nie wracać. Ciągle tylko obowiązki, frustracje, ciche dni. Kłótnie z mężem o podział obowiązków. Jeśli urządzę awanturę, to czasem ktoś coś zrobi. Jeśli nie, robię wszystko sama. Bo mnie przeszkadza, a im nie.

Opowiadała Driverowi o swoim życiu, ale jej nie pospieszał. Filtrował informacje – te nieprzydatne wypuszczał drugim uchem. Cały czas kiwał głową ze zrozumieniem. Nie musiał udawać. Miał kilkuletnie doświadczenie życia w związku małżeńskim i wiedział, że to wydarzenie zbliżone poziomem emocji do przygarnięcia psa. Pierwsze dni są pełne euforii, a po kilku latach pomstujesz, że musisz wychodzić na spacer nawet wtedy, gdy pada deszcz.

– Moja matka mówiła, że tak musi być – kontynuowała kobieta. – Że tak właśnie wygląda życie. Że rodzinę tworzy się po to, by urodzić i wychować dzieci, a rodzice są po to, by realizować obowiązki. Ale ja… Ja miałam tego dość. Człowiek musi czuć się człowiekiem. To nie był tylko seks. Ktoś w końcu mnie zauważył. Chciał ze mną rozmawiać. O wszystkim i o niczym. Śmiał się z moich dowcipów. Pokazywał, że świat to dużo więcej niż moje cztery ściany.

Wąski przedpokój na tych kilka chwil stał się gabinetem psychologa i pokojem przesłuchań jednocześnie. Driver wpatrywał się w stary odkurzacz, nie chcąc peszyć rozmówczyni spojrzeniem.

– Ma pani romans?

– Pan również miał?

Kiwnął głową dla świętego spokoju. Nie rozmawiali przecież o jego życiu, tylko dążyli do odpowiedzi na pytanie, co kobieta robiła w lesie przez ponad osiem minut, skoro wypalenie papierosa zajmuje nie więcej niż trzy.

– Dlaczego pani kłamała?

– Spotkałam się z nim wtedy.

– Czyli nie było papierosa – bardziej oznajmił, niż spytał.

– Był, ale dopiero po seksie. Pan mnie rozumie, prawda? Co miałam powiedzieć? Ja Natalia Kuśmierczyk, żona i matka dwójki dzieci, zerwałam się z pracy i pojechałam do lasu, żeby spędzić kilkanaście minut z mężczyzną, który sprawia, że znowu czuję się kobietą? Mój mąż o niczym nie wie.

– Z kim się pani wtedy spotkała?

– Z nikim.

– Z kim? – Spojrzał na nią zdecydowanie.

– On jest żonaty. Nie mogę, proszę mi wybaczyć.

– Pani Natalio, ja wszystko rozumiem. Wykonuję jednak obowiązki służbowe i muszę wiedzieć.

– Wszystkiemu zaprzeczy. Nie zaryzykuje utraty rodziny.

Śledź wpakował się do gabinetu Zochy, jakby nadal był u siebie. Spojrzał spode łba na ścianę, na której wisiał ogromny plakat z harleyem-davidsonem. Wykrzywił się i burknął:

– Akwarium wyglądało lepiej.

Zjeżyła się, ale nie odpowiedziała.

– Przyszło zaproszenie do Urzędu Marszałkowskiego – powiedział i rozsiadł się wygodnie na fotelu stojącym w kącie.

– Świetnie.

– Jakieś ważne uroczystości. Idziesz – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Ja? – Roześmiała się. Nadal traktował ją tak, jakby była podlegającym mu fuszem operacyjnym. Nie zamierzała tego akceptować. – Karol, chyba coś ci się pojebało – odpowiedziała ostro.

Stała pośrodku gabinetu w lekkim rozkroku. Ręce skrzyżowała na piersi. Była na swoim terenie.

– Warszawka to na nas zrzuciła. Chcą, kurwa, przedstawiciela BSWP, więc zostałaś wytypowana. – Wstał i przybrał taką samą postawę jak ona. Z jego lodowatego spojrzenia wnioskowała, że nie żartuje. Drgające mięśnie policzków zdradzały, że z trudem kontroluje złość. Nie przerażało jej to, wręcz przeciwnie.

– Wytypuj kogoś z dochodzeniowców – zażądała.

– Nie ma mowy, Zocha! Nie dyskutuj ze mną. Nadal jestem wyżej niż ty. Będzie tak: włożysz mundur i poleziesz. Lubisz takie klimaty.

– Ja? Raczej ty. Nachlasz się po wszystkim.

– Zocha! – Starał się przywołać ją do porządku. – To będzie opera mydlana bez części nieoficjalnej. Wystarczy robić głupie ryje. Pasujesz jak ulał. Zakręcisz się odpowiednio i na pewno znajdziesz jakiegoś desperata, który pozwoli wskoczyć ci na swojego chuja, obiecując kolejny awans.

– Awans! I tu cię, kurwa, boli! Mój awans! Że kobieta na twoim miejscu?! Że ci zagrażam?! Bój się, kurwa, bój! Nie znasz ani dnia, ani godziny!

Zagalopowała się. Znali się wystarczająco długo, żeby wiedziała, że nie wyśle jej na żadną policyjną imprezę, na której mogłaby nawiązać nowe znajomości. Bał się o stołek naczelnika. Na razie nie miał na siebie innego pomysłu, mimo że służba już go nie jarała. No i jako były kochanek Zośki nie ułatwiłby jej wejścia w nowy związek. Zazdrość zżerałaby go od środka.

– Będzie tak. Pojedziesz. Zaświecisz ryjem. Wrócisz i podziękujesz mi za możliwość reprezentowania Biura Spraw Wewnętrznych Policji.

– Spierdalaj, Karol! To jest typowe kopanie się po jajach! Pamiętaj, że ja mam większe!

– Chyba cycki – warknął, a w jego oczach pojawiło się pożądanie. Musiał być tego świadomy, bo uciekł spojrzeniem. – Brzydko tu u ciebie. – Rozglądał się, jakby był w gabinecie po raz pierwszy. – Zupełnie nie masz gustu. Nigdy nie miałaś. Dobrze, że w rozporządzeniu ministerstwa są dokładne wytyczne co do umundurowania. Przynajmniej nie zrobisz nam wiochy.

Przez kilka dni po awansie myślała, że wszystko się ułoży. Podzielili się ze Śledziem kompetencjami – ona miała nadzorować pracę operacyjnych, on dochodzeniowców. Bardzo szybko zeszła na ziemię. Śledź też awansował, ale z pewnością czuł, że Zośka depcze mu po piętach, bo czepiał się jej przy każdej możliwej okazji.

– Spierdalaj – warknęła, wypychając go z gabinetu. – Bezmózgie rybki na ciebie czekają. Wynocha!

Starcia ze Śledziem kosztowały ją zbyt wiele. Starała się je dobrze rozgrywać, ale zawsze istniało niebezpieczeństwo, że będzie to walka na śmierć i życie.

Potrzebowała wsparcia. Sięgnęła po telefon, ale zanim wybrała numer mężczyzny, o którym pomyślała, stanęła przed lustrem. Pomalowała usta na czerwono i spojrzała na siebie, uwodzicielsko mrużąc oczy.

– Halooo? – przeciągnęła zmysłowo. – Co tam u ciebie, Jerzyku?

– Ty to masz wyczucie, Zośka. Właśnie zapierdalam A2 w stronę Poznania.

– I nie dałeś znać? Brzydki chłopiec.

– Brzydki, brzydki. Możesz mnie ukarać. Znajdę godzinę tylko dla ciebie.

– Tato?

– No?

– Jak to jest z tą miłością?

Pokonywali właśnie trasę między szkołą Wiktora a mieszkaniem Drivera. Na ulicach Poznania panował komunikacyjny szczyt. Auta stały, a kierowcy albo się denerwowali, albo przeglądali zawartość smartfonów. Driver należał do tej drugiej grupy, ale gdy padło pytanie, odłożył telefon i pomyślał, że samochód nie jest najlepszym miejscem do prowadzenia rozmów na takie tematy. Nie miał jednak wyjścia. Był ojcem weekendowo-awaryjnym, więc musiał wykazywać maksimum zaangażowania.

– To najważniejsze uczucie w naszym życiu. Pomyśl, jak trudno byłoby ci żyć, gdyby rodzice cię nie kochali. Nawet gdy masz trudny dzień w szkole, wracasz do domu i możesz przytulić się do mamy albo zadzwonić do mnie. I zawsze o wszystkim z nami…

– Ale ja nie o tym.

Światło na sygnalizatorze zmieniło się na zielone, ale samochodom stojącym przed evo jakoś się nie spieszyło. Ruszały jedno po drugim, powoli. Wbrew zasadom ekonomicznej jazdy po mieście. Każdy kierowca odczekiwał, aż ten przed nim ruszy i dopiero wtedy ruszał sam. Tracili w ten sposób cenne sekundy. Gdyby wszyscy ruszali równocześnie, przez skrzyżowanie zdążyłyby przejechać kolejne dwa auta.

– Nie o tym? Aaa, rozumiem. Opowiadaj, Wiktor. Która dziewczyna ci się podoba? Z klasy? Czy starsza?

– Tato! To nie chodzi o dziewczynę!

Kolejna zmiana świateł, kolejne hamowanie. Driver spojrzał w lusterko wsteczne. Jego zniecierpliwiony syn przewracał oczami.

– O… chłopaka? – powiedział spokojnie to, czego obawiał się najbardziej.

– TA-TO! Ogarnij się. Ja chcę pogadać, a ty się wydurniasz.

– Przepraszam. Miłość to delikatny temat, a ja nie wiem jeszcze, o co chodzi. Jakbyś mi powiedział, byłoby łatwiej.

– No miłość. Interesuje mnie miłość. Po prostu miłość. Coś możesz powiedzieć na ten temat? Miłość. Kobieta. Mężczyzna.

Pierwszym skojarzeniem Drivera był seks, ale uznał, że Wiktor jest jeszcze za młody na takie rozmowy. Miał dopiero siedem lat.

– Miłość dodaje skrzydeł.

Albo je podcina, dopowiedział w myślach.

– Kiedy ktoś cię kocha, a ty kochasz jego, łatwiej jest ci funkcjonować. No wiesz, bo życie dorosłego to przede wszystkim obowiązki. Jeśli masz obok siebie kogoś, kto cię ceni, kto mówi ci, że jesteś super, na kogo możesz liczyć… Jest łatwiej. No wiesz, to te skrzydła. Nie męczysz się, ale fruniesz. Unosisz nad ziemią.

– Jak kogoś kochasz, to chcesz się z nim przytulać?

Kolejna zmiana świateł. Samochody znów wjeżdżają na skrzyżowanie w takim tempie, jakby nikomu się nie spieszyło. Silnik evo wyje. Rozmowa z Wiktorem jednak zmierzała w stronę seksu. Gdyby Driver miał pod ręką koguta, wyjąłby go na dach, żeby uciec. Ze skrzyżowania i od rozmowy, do której się nie przygotował.

– Taaak. Chcesz… – Nie wiedział, jakie słowa będą odpowiednie dla emocjonalności i umysłu syna. – Chcesz porozmawiać o miłości… fizycznej?

– Że niby o seksie? – Wiktor się skrzywił.

– O seksie – powtórzył odważniej Driver.

– Nie. Ile razy można kogoś kochać? Albo nie. Ile osób można kochać? Czy muszę przestać kochać jedną, by pokochać drugą?

– No jedź! – wrzasnął Driver na kierowcę passata, który dopiero próbował odpalić silnik. – Przepraszam. To trudne pytanie, synku. Łatwiej będzie, jeśli dokładnie powiesz, o co chodzi.

– No nie wiem. Nie wiem, czy mogę… Powiem, ale w tajemnicy. Tato, obiecaj, że nie powiesz tego nikomu.

– Obiecuję!

– Chodzi mi o mamę. Czy jeśli przytula się z kimś na kanapie, to znaczy, że go kocha? I czy to znaczy, że nie kocha już ciebie? Że nigdy do siebie nie wrócicie?

Driver docisnął gaz. Evo przyjemnie zawyło.

Oczywiste było to, że nie wróci do Elki, ale oczami wyobraźni zobaczył matkę jego dziecka obściskującą się z jakimś gachem. W ich dawnym domu. Na ich dawnej kanapie. Zagotowało się w nim. Nie wiedział, czy bardziej dlatego, że Wiktor musi oglądać, jak jego matka się migdali, czy dlatego, że to była jego kobieta, jego kanapa… Jego życie, które zdecydował się opuścić.

Elka przesadziła. Najpierw zabawa w go-go, a teraz to. Miał ochotę wykrzyczeć jej, że jest nieodpowiedzialna. Że niszczy psychikę chłopca, któremu i tak jest trudno. Czego go uczyła? Że można macać się z każdym?

– Mama zakazała ci o tym mówić? – Odwrócił się, by spojrzeć synowi prosto w oczy.

Zawstydzony Wiktor pokiwał głową.

Ktoś z tyłu zatrąbił. Driver nagle zdał sobie sprawę, że zielone na sygnalizatorze właśnie zgasło. Passat wjechał na skrzyżowanie na żółtym. Driver musiał rozładować napięcie. Nie zamierzał zastygać na kilka kolejnych minut. Nie teraz, kiedy w jego wnętrzu szalało tornado.

Przycisnął gaz i puścił sprzęgło dokładnie w tym samym momencie, w którym żółte zmieniło się na czerwone. W ostatniej chwili uciekł przed falą aut. Wjechał w Królowej Jadwigi i dał po hamulcach. Kolejne światła, kolejne oczekiwanie.

– Tato, coś ci dzwoni!

Głos Wiktora kazał mu zerknąć na komórkę. Rzeczywiście ktoś chciał z nim rozmawiać.

– Halo? – warknął tak ostro, że Wiktor aż się skulił.

– Z tej strony Natalia Kuśmierczyk. Mogę zadzwonić później.

Później moje życie będzie tak samo popieprzone jak teraz, pomyślał i złagodził ton.

– Proszę mówić.

– Rozmawiałam z nim. Zgadza się. Został teraz w firmie po godzinach. Proszę do niego podjechać. Najlepiej teraz. Żeby się nie rozmyślił.

Kawał płyty pilśniowej, który służył za blat, równie dobrze mógłby w tej chwili leżeć na śmietniku. Był tak odpychająco brudny i zużyty.

Na blacie leżały narzędzia – wszystkie upaćkane smarem. Gdzieś między nimi stał nie pierwszej czystości talerz z bułkami z salcesonem posmarowanym musztardą.

Z kanału wyszedł mężczyzna w szaro-czarnym dresie. Mechanik idealnie pasował do tego wnętrza. Czarna pręga pod okiem, brudne ręce i tłuste włosy płasko przylegające do czoła.

– Spojrzysz? – Zośka zerkała w stronę zaparkowanego motocyklu.

Gdyby jej mechanik umarł, a ona musiała szukać nowego warsztatu, wybrałaby podobny do tego. Ci wszyscy pachnący i czyści „specjaliści” budzili w niej odrazę i sprawiali, że wzmagała czujność. Na własnej skórze przekonała się, że trzeba się ubrudzić, by rozkręcić silnik. Jej świętej pamięci ojciec w każdej wolnej chwili dłubał przy motocyklach, a ona zawsze chciała mu pomagać.

– Nie teraz.

– Poczekam. Chwilę.

– Podjedź na początku przyszłego tygodnia – rzucił i zniknął w kanale.

Bagiński był najlepszy w swoim fachu, ale czas dla niego płynął zupełnie inaczej niż dla niej. Początek przyszłego tygodnia był dla niej zbyt odległą przyszłością. Przykucnęła przy kanale i krzyknęła:

– Chyba żartujesz! Jak będę czekać do poniedziałku, to z pierdoły zrobi się, kurwa, wielka awaria. Nie mam wolnej kasy, z której wyskoczę, by reanimować silnik.

Odpowiedział jej szczęk upadającego na podłogę klucza i przekleństwa. Przeczekała je. Zdziwiona twarz Bagińskiego wynurzyła się po kilku minutach.

– Jeszcze tu jesteś? Twój facet nie ma z tobą zbyt lekko. Co jest?

– Raz pali, raz nie. Zwykle działa, ale średnio raz na pięć przypadków jest, kurwa, dupa. Zamiast „wrrr” jest tylko „klik”. Podejrzewam rozrusznik.

– Zostaw go, spróbuję zajrzeć jutro. – Wyszedł z kanału, podszedł do blatu i czarnymi od brudu dłońmi sięgnął po bułkę.

Zośka obserwowała, jak pieczywo znika w ustach mechanika. Jadł równie niechlujnie, jak wyglądał. W kącikach jego ust pojawiły się kawałki salcesonu i smugi musztardy. Kiedy przełknął ostatni kęs, otarł usta brudną dłonią, rozmazując smar na twarzy.

– Jutro? A dasz radę dziś?

– Jutro z samego rana. No chyba że wolisz początek przyszłego tygodnia? – Rozłożył brudne ręce.

Wyjęła kluczyk z kieszeni. Mechanik wystawił dłoń. Zawahała się. Smar, brud, kurz i resztki musztardy.

– Odwieszę tam, gdzie zwykle. – Niby zaproponowała, ale nie czekała na odpowiedź. Podeszła do małej szafki z wieszakami. – Jak myślisz, co z nim?

– Pewnie bendiks umiera.

– Na kiedy będzie gotowy?

– Wiesz, że lubię klientów z kategorii „na kiedy”, nie „za ile”?

– Znamy się już tak długo, że wiem, że ze mnie nie zedrzesz.

– A kiedy zacznę naprawiać twojego wymarzonego customa?

Czterosuwowy Harley-Davidson, benzyna, chopper, brąz metalik, ze świetnym – także wizualnie – silnikiem i błyszczącymi felgami parkował na razie jedynie na ścianie jej gabinetu w BSWP. Używany kosztował jakieś sto pięćdziesiąt tysięcy złotych.

– Cicho, Bagiński! Ten jeszcze żyje, a ty gadasz przy nim o nowym! Jak kupię customa, to przyjadę się pochwalić. Będzie jak żyleta, zero napraw!

Marcinkiewicz, który czekał na Drivera przy wejściu, podał mu rękę, cedząc niewyraźnie swoje nazwisko, a potem powiedział:

– Proszę za mną.

Szli wąskim korytarzem. Mężczyzna milczał. Miał na sobie dżinsy, marynarkę i białą koszulę. Niezbyt modne, ale zadbane skórzane buty w kolorze jasnego brązu mogły sugerować, że Marcinkiewicz kiedyś ubierał się odważniej. Większość nudnych biznesmenów wybierała klasycznie czarne buty.

Szedł bardzo szybko, jakby miał nadzieję, że zgubi Drivera i z czystym sumieniem będzie mógł powiedzieć Natalii Kuśmierczyk, że wykazał się gotowością, ale policjant nie dał rady.

– Dziękuję, że zgodził się pan…

Driver odezwał się dopiero, gdy weszli do gabinetu prezesa, ale szybko zamilkł, bo mężczyzna machnął ręką, jakby opędzał się od natrętnej muchy. Bruzdy na jego czole zdradzały wiek. Musiał być sporo starszy od swojej kochanki. Dziesięć, może nawet piętnaście lat.

W dużym gabinecie stało jedynie biurko, fotel i wypełniony segregatorami regał. Wyglądało to raczej na prowizorkę, biuro, które stało się biurem dopiero kilka minut temu. Zero dekoracji na ścianach, zdjęć rodziny na biurku. Driver rozejrzał się uważnie i nie znalazł ani jednej rzeczy zdradzającej charakter urzędującego tu Marcinkiewicza.

Tych dwoje było dla siebie odskocznią i ratunkiem. Ona – typ kobiety, która wszystko poświęciła rodzinie i została z niczym; obsesyjnie dbająca o porządek i pozory, obwieszająca ściany zdjęciami dzieci. On – szef firmy, najwyraźniej – sądząc po zegarku i smartfonie – nie narzeka na brak pieniędzy, nie przywiązuje się ani do rzeczy, ani do ludzi. Zupełnie różni, a jednak podobni. Zmęczone twarze, niemalże martwe spojrzenia i anemiczna gestykulacja świadcząca o tym, że oboje nie mają już złudzeń, że może ich jeszcze spotkać coś przyjemnego.

– Przejdźmy do konkretów – zaproponował mężczyzna i zamknął za Driverem drzwi.

– Spotkał się pan z Natalią Kuśmierczyk. W zeszłym tygodniu. W lesie.

Mężczyzna kiwnął głową.

– Proszę mi o tym opowiedzieć.

– Nagrywa pan?

– Nie. To nie jest przesłuchanie.

– Byliśmy umówieni na szesnastą piętnaście. Dotarłem na miejsce pięć minut po czasie. O szesnastej czterdzieści jechałem już dalej.

Typowo męska relacja, pomyślał Driver. Gdyby był na miejscu mężczyzny, zapewne też próbowałby ominąć temat kochanki. Dwadzieścia minut na szybki numerek to dobry czas.

– Coś jeszcze? – Marcinkiewicz widocznie zaczął się irytować. Przełknął głośno ślinę. – Jeśli nie, to odprowadzę pana.

– Sam znajdę drogę. – Driver uśmiechnął się z politowaniem. – Ale to za chwilę. Nie wiem, co powiedziała panu… kochanka. – Celowo użył tego słowa. – Ja… Mam nadzieję, że wie pan, że celem naszego spotkania nie jest moralna ocena państwa relacji. Przedmiotem postępowania jest użycie broni przez funkcjonariuszy policji.

– Natalia powiedziała – jego głos stał się trochę cieplejszy, a w oczach pojawiła się iskra – że to… Że nigdzie się nie pojawi… To znaczy informacja, że ona… że ja…

– Proszę powiedzieć mi prawdę. Całą. W protokole możemy wpisać tylko najważniejsze fakty. Bez pikantnych szczegółów.

Marcinkiewicz wpatrywał się w Drivera dłuższą chwilę, jakby chciał wyczytać z jego oczu, czy nie kłamie. W końcu usiadł na krześle i gestem pokazał, żeby Driver zajął miejsce obok.

– Miałem mało czasu. Przed siedemnastą musiałem już być w centrum, żeby odebrać córkę z baletu. W ostatniej chwili przed wyjazdem zjawił się kurier i wszystko okropnie przedłużał. Wkurzyłem się, że kradnie mi czas, którego nie mam zbyt często. Mieszkam w Daszewicach. Przygrzałem trochę, złamałem kilka przepisów, żeby nadrobić spóźnienie na trasie. O szesnastej piętnaście, czyli o godzinie, w której Natalia powinna padać mi w ramiona, byłem jeszcze w aucie. Dokładnie w miejscu tego wypadku. Samochód zaparkował na drzewie. Auto z kogutem na dachu zjeżdżało właśnie na pobocze. Pomyślałem, że to policja. Zanim ich zobaczyłem, usłyszałem ten charakterystyczny sygnał dźwiękowy. Byłem pewien, że gonią mnie za przekroczenie prędkości i że te nadrobione piętnaście minut stracę na formalności związane z wypisywaniem mandatu. Zaparkowali na poboczu, obok drugiego, nieoznakowanego auta. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn. To znaczy z tego auta, które jechało za mną i zaparkowało. Nie mieli mundurów. Biegli w stronę lasu. Straciłem ich z oczu. Po chwili skręciłem w nasze miejsce. To było po tej samej stronie drogi. Wie pan, gdzie?

– Wiem.

– Natalia już na mnie czekała.

– Kiedy padły strzały?

– Wychodziłem z samochodu dokładnie o szesnastej dwadzieścia. Wiem, bo spojrzałem na zegarek. Przywitaliśmy się. – Marcinkiewicz umilkł, po czym speszonym głosem dodał: – Czule i namiętnie. No wie pan. Nie widzieliśmy się przez ponad tydzień. Całowanie zajęło nam dłuższą chwilę.

Mężczyzna po pięćdziesiątce opowiadał o kochance w tak rozczulający sposób, że Driver nie miał wątpliwości – tych dwoje nie łączył tylko seks. I tego im zazdrościł. Dawno nie całował się naprawdę namiętnie. Nie czuł też pożądania, które sprawia, że chce się zmierzać do jego zaspokojenia, a jednocześnie zatrzymać choć na chwilę.

– Kiedy padły strzały? – powtórzył.

– Nie patrzyłem na zegarek. Zdążyłem rozpiąć Natalii sweter. Czy ja wiem? Może o szesnastej dwadzieścia pięć? Albo trzydzieści?

– A drugi?

– To był drugi. Natalia wspominała, że słyszała ten dźwięk, kiedy na mnie czekała. Czyli na pewno przed szesnastą dwadzieścia.

Na stole pojawiła się karafka z wodą, w której pływały kostki lodu, plasterki cytryny i pomarańczy, ćwiartki winogron i plasterek ogórka.

Powinna wspomnieć, że nie życzy sobie lodu, ale Jerzy ją zagadał. Wypytywał o robotę, więc rozkręciła się z opowieścią. Tak naprawdę nawet nie spojrzała na kelnera.

– Może zamówię jeszcze wino? Co tak będziesz siedziała tylko o wodzie. Jak pies – rechotał Jerzy.

Sam pił właśnie wino. Białe. A to znaczyło, że znowu musiał wrócić z jakiejś zagranicznej podróży. Po powrocie zawsze był zakochany w innym rodzaju alkoholu. Kiedyś było to martini, potem drink, którego nazwy nie pamiętała.

– Jestem psem. – Zośkę rozbawiła zabawa w skojarzenia.

– Powiedziałbym, że jesteś raczej supersuką, ale mogłabyś się obrazić.

Lód topił się tak szybko, jak jej cierpliwość do Jerzego. Był co prawda dyrektorem Biura Spraw Wewnętrznych Policji, ale jego maślane spojrzenie i teksty, z których co drugi miał jej przypominać, że koniecznie muszą jeszcze dziś zaliczyć ostry seks, stawały się nie do wytrzymania. Był już tak rozochocony, że nie zauważał, że jej zainteresowanie rozmową słabnie.

– To nie mów – odpowiedziała chłodno, rozglądając się po lokalu.

Kelnerka właśnie niosła zamówienie do stolika obok. Dwie filiżanki kawy i dwa białe talerzyki z ciastem wyglądającym tak, że Zośka aż się obróciła. Ciemny, zapewne czekoladowy spód, bardzo dużo białej masy, a na wierzchu banany oprószone kakao.

– Banany? Hm. Wiem! – Odszukała w pamięci nazwę ciasta. Widziała je kiedyś na blogu kulinarnym, który regularnie odwiedzała. – Banoffee!

Zawsze gdy widziała je na zdjęciu, miała ochotę je zrobić, ale Rafał wydziwiał, że nie lubi herbatników. Czekoladowo-kajmakowy spód robiło się z herbatników, a ciasto było dla takich jak ona – lubiących ściemniać. Nie piekło się go.

– Jak po awansie? – Jerzy zorientował się, że przestała na niego patrzeć.

– Weźmy jeszcze deser. Mam ochotę na tamto ciacho. Banoffee. Bez dodatkowej porcji cukru nie jestem w stanie skupić się na czymkolwiek.

Musiała zabrzmieć obiecująco, bo jej towarzysz ochoczo skinął na kelnerkę. Zamówił deser, po czym, nachalnie wpatrując się w usta Zofii, szepnął:

– Jem i jem, i nadal głodny jestem. Stęskniłem się za tobą.

– Po awansie? – Uznała, że to dobry moment na realizację celu spotkania. – Śledź nadal mnie wykorzystuje. W każdej chwili stara się mi dokopać. – Zrobiła minę bezbronnej idiotki, którą trzeba się zaopiekować.

– Ale co to dla ciebie? Jesteś przecież ogień nie kobieta.

Komentarz zabrzmiał lekceważąco, ale Zośka zamierzała skończyć. Oboje mieli zamiar zrealizować swoje całkowicie odrębne cele. Zawsze tak było, ale kiedyś chyba bardziej się z tym maskowali.

– On nadzoruje dochodzeniowców, ja operacyjnych. Ostatnio zrobił chryję, kurna, próbował zrzucić wszystko na mnie. Dochodzeniowcy nie przyjechali, chociaż powinni. Śledź żądał, żeby moi ludzie odwalili robotę za niego. A przecież moje chłopaki nie będą słuchać wszystkich. To robota dochodzeniowców. Czego się kielczysz?

Kostki lodu rozpuściły się już całkowicie. Zośka chwyciła za słomkę. Bawiła się nią chwilę, patrząc Jerzemu prosto w oczy, a następnie wzięła ją do ust. Pociągnęła. W wodzie dominował smak ogórka. Trochę cierpki, ale orzeźwiający. Pasował do niej.

– To standardowe kopanie się po jajach. Takie zabawy między zero jeden a zero dwa. Zośka, wiedziałaś, na co się piszesz.

– Dlatego chciałam być zero jeden!

Rozłożył ręce w geście poddania się. Na stole pojawiło się ciasto.

– Ty nie jesz? – zapytała, zanim wbiła w nie widelczyk.

– Nie. Idziemy potem do ciebie?

– Jerzy – mówiła z pełnymi ustami – jest coś, co możesz zrobić, żeby mi pomóc?

– Mogę cię porządnie wygrzmocić, może wtedy napięcie ci zejdzie. Albo po prostu zdjąć ci gacie i jedną ręką…

– Czy – przerwała mu – możesz coś zrobić w kwestii pracy?

– Śledź ma zajebiste notowania w Warszawie. Znają go wszyscy. Ma, kurwa, poparcie, nie da rady go wykasować. Moje macki nie sięgają dalej. À propos macek… Pomacałbym…

Zośka wzięła ostatni kęs ciasta, popiła wodą, która miała już tylko ogórkowy smak, wytarła usta i położyła dłonie na blacie. Jerzy odczytał to niemal idealnie. Machnął na kelnerkę, prosząc o rachunek.

Zośka zbierała się do wyjścia, ale nie z nim. Uznała, że dłuższe przebywanie w towarzystwie napalonego samca nie przyniesie jej żadnych korzyści.

– Poczekaj, muszę zapłacić – pouczył ją, gdy wstała od stołu.

– Zapłać. A potem idź na miasto – odpowiedziała bezczelnie. – Miło było, ale się skończyło. Muszę lecieć. Nara.

Dziewczyna siedziała na pralce. Driver posuwał ją w rytmie ślubnym. Dwa na jeden. Dwa płytsze, jeden szybszy.

– Jesteś boski – jęczała.

Miło mu było to słyszeć, chociaż akurat teraz wolałby się skupić na sobie. Anka Świtała była jego znajomą od miesiąca. W telefonie zapisał ją jako „Anka Kotka”. Miała jedną przewagę nad innymi kobietami, z którymi spotykał się od czasu do czasu – mogła się pieprzyć zawsze i wszędzie. Nie potrzebowała pieszczot, by wejść w stadium napalonej kotki. No i była świetna w tych rzeczach.

Driver nawet się zastanawiał, czemu była właśnie taka. Nie pytał, jak często uprawia seks. Wystarczyło mu to, że zawsze witała go z rozłożonymi nogami lub lubieżnie wypiętym tyłkiem.

– Moja łechtaczka uwielbia twoje ostre pchnięcia. Twój wojownik robi ze mną, co chce…

– Ciii! – Położył dłoń na jej ustach.

Złapała go zębami i zasyczała.

Driver zamknął oczy. Napięcie narastało, ale kulminacja wciąż była odległa. Anka jęczała, a jego kolana co rusz uderzały o pralkę. Zatrzymał się, złapał dziewczynę za biodra, przesunął jej tyłek nad krawędź pralki i kontynuował. Posuwisto-zwrotne ruchy zbliżały go do szczytu.

Nie patrzył na twarz Anki. Zamiast tego obserwował, jak najatrakcyjniejsza część jego ciała znika między jej rozchylonymi wargami sromowymi. Raz po raz pojawiała się niemalże w całej okazałości, po czym znów znikała.

Był wielki, nabrzmiały. Zajmował w niej bezczelnie dużo miejsca. Driver czuł narkotyczne ciepło i wilgoć, które kazały mu wracać do środka, jeszcze zanim w ogóle z niego uciekł. Zrezygnował z rytmu ślubnego. Wpychał się coraz mocniej. Raz za razem.

– Jesteś. Jeste… Aaa!

Anka najpierw jęczała tak głośno, żeby żaden z jej sąsiadów nie miał wątpliwości, że właśnie uprawia seks, a potem zamilkła. Na chwilę. Driver wykonał ostatnie pchnięcie i zamarł.

Panie sąsiedzie, melduję wykonanie bzykania, pomyślał. To było dobre zakończenie dnia.

– A wiesz… – Anka musiała dojść do siebie, bo znowu zaczęła gadać.

Przestał jej słuchać. Pomacał za to jej biodra. Były przyjemnie miękkie. Tyłek miała spory, niezbyt proporcjonalny do reszty ciała, ale w jego oczach nie wpływało to w żaden sposób na jej atrakcyjność. W ogóle nie rozumiał kobiet, które przejmowały się, że mają tu za dużo albo tam za mało. W seksie liczyła się aktywność, dynamika i brak pruderii, a nie kilka kilogramów w tę czy tamtą stronę. No chyba że ktoś był popapranym wielbicielem zapuszczonego tłuszczu lub samych kości.

– Pralka. Wiesz, że to śmieszne, że rżniesz mnie na pralce? – nawijała, wciągając stringi. – Przedtem stała w innym mieszkaniu. Moim i mojego narzeczonego. Narzeczonego! – podkreśliła. – Bo wiesz, jestem uciekającą panną młodą. Dziesięć dni przed ślubem zawinęłam kiecę i oddałam ją do komisu. Okazało się, że mój rycerz to kłamliwa szuja. Znałam go jako Patryka, lat dwadzieścia dziewięć, a był Waldkiem. Lat trzydzieści, kurwa, jeden. Zaczęłam pod nim ryć i wyszło dużo smaczków. Nie będę ci opowiadać, bo pewnie cię to nie interesuje. Chociaż… – Nabrała powietrza. – Albo powiem…

Gadała, a Driver walczył z bokserkami.

Nie chciał słuchać historii z życia Anki. Nie interesowała go jej przeszłość, nie interesowała przyszłość. Musiał szybko podjąć decyzję. Czy ubierze się do końca i ucieknie pod byle pretekstem, czy może odczeka, aż jego fiut się zregeneruje i zafunduje mu drugą serię.

Kryształowi. Tom 3. Polowanie

Подняться наверх